8 lipca 2015

Totalna kapitulacja – reakcja zachodu na zbrodnie dżihadu

26 czerwca tego roku doszło do pierwszej od czasów bitwy pod Wiedniem islamskiej dekapitacji w Europie Zachodniej. Tego samego dnia „przywódca” Zachodu Barack Obama triumfalnie świętował legalizację tak zwanych małżeństw homoseksualnych we wszystkich stanach USA. Papież mówił zaś o islamie jako o religii pokoju.


Niemal dokładnie dwadzieścia lat temu, 21 czerwca 1995 r. oficjalnie zainaugurowano działalność islamskiego meczetu w Rzymie – był wówczas największy w Europie, a jego otwarcie zapowiadano jako utworzenie centrum dialogu ekumenicznego na rzecz pokoju. Jedynym słyszalnym we Włoszech głosem sprzeciwu wobec celebracji tego wydarzenia było wówczas stanowisko Centrum Kulturalnego Lepanto, które zorganizowało wynagradzającą modlitwę różańcową w stojącym naprzeciwko meczetu kościele świętego Alojzego Gonzagi. Wówczas to określiliśmy umieszczenie meczetu w sercu Rzymu mianem „symbolicznego aktu o niewypowiedzianym wręcz ciężarze gatunkowym”. „Rzym jest wszak centrum wiary katolickiej – islam natomiast zaprzecza podstawowym prawdom naszej wiary i dąży do zaszczepienia swej dominacji na ruinach będących pamiątką istniejącej tu kiedyś cywilizacji chrześcijańskiej” – pisaliśmy wówczas.

Wesprzyj nas już teraz!

Bośnia – pierwszy nowożytny poligon dżihadu

Mniej więcej w tym samym czasie, zupełnie niedaleko – w Bośni – toczyła się etniczno-religijna wojna, nazywana dziś pierwszą „wojną medialną”. Była jednak wówczas pierwszą wojną na temat której tak wiele informacji zmanipulowano – poprawna politycznie wersja wydarzeń brzmiała następująco: oto w wielokulturowym społeczeństwie grupa nacjonalistów chorwackich i serbskich chciała unicestwić bośniackich muzułmanów. Prawda była jednak inna – media zupełnie zignorowały fakt, że Bośnia była pierwszym poligonem Al-Kaidy, jej pierwszym nowożytnym dżihadem, i pierwszym wydarzeniem na którym islam w Europie zyskał tak ogromne korzyści.

John Schindler, amerykański analityk, który niemal dekadę spędził na Bałkanach, opisał tę wojnę bardzo przenikliwie. Podkreśla on, że to właśnie w Bośni w latach dziewięćdziesiątych Al-Kaida stała się organizacją rzeczywiście międzynarodową, choć zarządzaną przez Osamę Bin Ladena i jego muhadżedinów. Ten sam rząd Arabii Saudyjskiej, który finansował budowę rzymskiego meczetu (przekazując na ten cel 35 milionów dolarów), wydał również setki (!) milionów na finansowanie islamskich partyzantów i zachęcanie młodych muzułmanów z całego świata do udziału w „świętej wojnie” w Europie. Warto w tym miejscu przypomnieć, że pierwszym aktem niepodległości Bośni, która pozostała przecież krajem chrześcijańskim, było jej przystąpienie do Organizacji Współpracy Islamskiej, skupiającej 57 państw islamskich zjednoczonych w celu propagowania szariatu na całym świecie.

Dwie drogi islamizacji Europy

To właśnie od tego czasu stało się jasne, że islam rozwijał się będzie dwoma strategicznymi ścieżkami. Jedną z nich, nazwijmy to „słodką drogą” ma być zmierzanie do islamizacji społeczeństwa poprzez sieć meczetów, mających stanowić nie tylko centra religijnej i politycznej propagandy, ale także rekrutacji wojskowej – jak choćby meczet w Mediolanie, służący swego czasu jako ośrodek operacyjny dla walczących w Bośni islamistów. Przykładem tej swoistej islamskiej „drogi Gramsciego” jest Bractwo Muzułmańskie, stawiające sobie za oficjalny cel „promocję islamizacji społeczeństw poprzez pracę u podstaw, kontrolę meczetów, islamskich ośrodków kulturowych, szkół koranicznych, podmiotów charytatywnych i instytucji finansowych”.

Istnieje jednak również druga, „leninowska droga” islamu, pragnąca zdobyć dla religii mahometańskiej pozycję światowego dominanta poprzez bardziej tradycyjne metody – wojnę i terroryzm. Ta droga umożliwiła w ostatnich latach przekształcenie się zbrojnego ramienia z Al-Kaidy w Państwo Islamskie, rozciągające się od syryjskiego Aleppo po iracki Bagdad. Cel Państwa Islamskiego jest jasny – odbudowa uniwersalnego kalifatu, który jest przecież (jak podkreślają znawcy islamu, chociażby Bat Ye’Or) nie tylko celem fundamentalistów, ale marzeniem każdego prawdziwego muzułmanina.

Owe dwie strategiczne ścieżki islamu dzisiaj schodzą się kierując ich budowniczych ku realizacji planu globalnego podboju. W lipcu ubiegłego roku doszło do oficjalnego aktu ustanawiającego „dżihadystyczny kalifat” – Abu Bakr al Baghdadi wezwał w Mosulu wszystkich muzułmanów, by dołączyli do jego budowy. Zapewniał, że jeśli tylko to uczynią, islam dotrze do Rzymu i „nareszcie zdominuje świat”. W rozpropagowanym przez IS w sieci video widać czarną flagę tej organizacji wbitą w Bazylikę Świętego Piotra, płonące Koloseum i morze krwi. Na końcu widnieje oświadczenie libijskiego kalifatu – „znajdujemy się na południe od Rzymu”. Rzecznik irackiego IS zapowiada zaś: „Będziemy okupować wasz Rzym, rozbijać wasze krzyże w drobny mak, i zmuszać wasze kobiety do służenia nam”. Komponuje się to z fatwą Yusufa al Qaradawi sprzed dziesięciu lat, który to oświadczył, że „islam będzie rządził światem, a jedną z pierwszych tego oznak będzie fakt, iż zdobędziemy Rzym i całą Europę, chrześcijanie zostaną pokonani, a my będziemy rządzić całym kontynentem”.

Rzym głównym i jedynym wrogiem

Widać wyraźnie, że prawdziwym wrogiem islamu nie są więc Stany Zjednoczone, nie Izrael, ale Kościół katolicki i chrześcijańska cywilizacja, której religia Mahometa jest wyłącznie diaboliczną parodią. Mimo tego nie usłyszymy dziś w Rzymie powtórzenia słów wielkich papieży, świętego Piusa V czy błogosławionego Innocentego XI, wzywających do wszczęcia świętej wojny, która znów powstrzyma marsz islamu, jak to się stało pod Lepanto i w Wiedniu. Co więcej, skoro papież Franciszek podziela dziś pogląd premiera Wielkiej Brytanii, jakoby zamachy z 26 czerwca tego roku nie były przeprowadzane w imię islamu, który ma rzekomo być religią pokoju – możemy sobie jasno powiedzieć, że z ludzkiego punktu widzenia, nasza bitwa jest już przegrana.

Jaka była bowiem reakcja Zachodu na wojenne działania z 26 czerwca? Skupiła się w hashtagu LoveWins, oraz Twitterowych i Facebookowych profilach zmienionych na barwy tęczy. Wyrażone przez ten komunikat odwrócenie wartości po raz kolejny wskazuje, że zachodni świat zwyczajnie stoi na głowie: to nie był przecież dzień naszego zwycięstwa, ale niewoli. To taki właśnie los – niewola – czeka świat odrzucający swą wiarę i naturalne zasady porządku.

Pamiętajmy jednak, że w historii nic nie jest nieodwracalne. W sieci internetowej trzeba rozpowszechnić inny hashtagin hoc Signo vinces. Niebo nie poskąpi bowiem pomocy, kiedy proszą o to ludzie dobrej woli, szczególnie ci walczący o triumf Chrystusowego Krzyża w duszach i społeczeństwach.

 

Czy jednak tacy ludzie gdzieś na Zachodzie jeszcze się uchowali?

 

Roberto de Mattei

„Corrispondenza Romana”

Tytuł i śródtytuły od redakcji PCh24.pl

(oryginalny tytuł – L’obiettivo finale è sempre Roma, Ostatecznym celem zawsze jest Rzym)

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie