19 września 2019

Totalna indoktrynacja dla klimatu. Tego chcą młodzi?

(Piotr Guzik/Forum)

Twierdzą, że troszczą się klimat. Domagają się od rządu wprowadzenia swego rodzaju  klimatycznego stanu wyjątkowego, lepszej polityki ekologicznej i obowiązkowej edukacji ekologicznej w szkołach opartej na „naukowych faktach”. Ich idolką jest nastoletnia Greta i tak jak ona chcą ratować świat. Więc… idą na eko-wagary, by wesprzeć młodzieżowy strajk dla klimatu.

 

Na ustach mają ekologiczne frazesy zaczerpnięte – wypisz wymaluj – z lewackich broszurek działaczy idących w świat ze sztandarami „eko”. Starszą, że jeśli nic nie zrobimy, to życie na Ziemi się skończy. I domagają się działań. Uczniowie. Dla klimatu pójdą nawet na wagary! Bo przecież „jeden dzień mniej w szkole nie spowoduje, że będziesz gorszym uczniem”. A można coś zrobić, by „uratować świat”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Takie działanie nie ma, rzecz jasna, wiele wspólnego z rzeczywistym „ratowaniem Ziemi”. Tym młodym „klimatycznym wagarowiczom” warto coś zasugerować: Chcesz naprawdę zrobić coś dla klimatu? Zrzeknij się smartfona! To da więcej niż nawet kilkanaście strajków dla klimatu. Wyliczenia Biura Ochrony Środowiska pokazują jasno, że jeśli Twoje urządzenie miałoby być „opłacalne dla ochrony klimatu”, to należałoby je używać od 25 do nawet 232 lat! Ile miesięcy ma twój zapewne już „stary” smatrfon? A wyobrażasz sobie, że używasz laptopa – w trosce o środowisko – przez 40 lat? Więc jak? Naprawdę walczysz o klimat czy jesteś zwykłym hipokrytą, względnie wagarowiczem wykorzystującym tylko okazję do „urwania się z lekcji”? Dalej wybierasz się na klimatyczny strajk?

 

Wkręceni w cudzą walkę

O postulatach młodych i gniewnych eko-aktywistów za chwilę, gdyż serwowany przez nich eko-bełkot może dla wielu okazać się niestrawny. Spójrzmy wpierw na postawę młodych ludzi, którzy najwyraźniej dali się wplątać w ideologiczną wojenkę, w której wcale nie chodzi o środowisko i klimat. Bo chodzi wyłącznie o pieniądze dla międzynarodowych gigantów. Koncerny wyczuły podatny grunt. Pokazują to chćby trendy na wielkich targach motoryzacyjnych. Jak donoszą media, wśród ostatnio zaprezentowanych samochodów na jednej z takich imprez, po raz pierwszy zabrakło segmentu spalinowego. Pokazano same „elektryki” – te małe, kompaktowe oraz limuzyny. Obowiązywała spójna narracja – „troski o klimat”, a wszystko oczywiście z myślą o młodych, którzy jak się okazuje – jeśli już podejmują jakieś aktywności społeczne, to najczęściej dotyczą one szeroko pojętej „troski o środowisko”. Są więc dla producentów doskonałym przyszłym eko-klientem. „Łykną wszystko”, bez zbędnych pytań.

 

„Troska o klimat” ma tak silną narrację, że już teraz do świadomości wielu osób (nie tylko młodych) nie przebijają się badania naukowe wytykające „ekologistom” ich błędy. Dowodzą one choćby, że pojazdy elektryczne ekologiczne są tylko w miejscu użytkowania. Bo jeśli podliczyć emisję związaną z produkcją energii do zasilania oraz ich produkcji bilans wcale nie jest taki „eko” – nawet w porównaniu z tradycyjnymi silnikami. Niemieckie doświadczenia pokazały też, że wprowadzane w miastach strefy, do których wpuszczane są tylko samochody „ekologiczne” (spełniające wysokie normy Euro, bądź elektryczne) nie przyczyniają się do zmniejszenia emisji szkodliwych substancji, bo bilans związany z wysyłaniem pojazdów na drogi objazdowe jest niekorzystny dla środowiska. Także oceaniczna eko-misja Grety Thunberg okazała się wielką ściemą. Obsługa jej wycieczki niskoemisyjnym jachtem okazała się mocno obciążająca dla środowiska. Niestety, wielu daje się wpuścić w ten eko-kanał starannie budowany przez wielkie koncerny i media. A dziedzin z przedrostkiem „eko” przybywa – podobnie jak i zwolenników nabranych na modę „bycia dobrym dla klimatu”.

 

Wróćmy jednak do młodych wagarowiczów. Z natury rzeczy jest to pokolenie buntownicze i ten bunt musi przeżywać na swój sposób. Tym razem padło na „bunt klimatyczny”, tyle, że jak się pokazuje, odgórnie i ręcznie sterowany. Jeśli dobrze przyjrzymy się aktywności młodych, to zauważymy, że ich walka obiera dość niebezpieczne kształty – weźmy tu chociażby ów młodzieżowy strajk klimatyczny. Owszem, w wielu przypadkach nauczyciele przewodzą szkolnym wycieczkom strajkowym, ale nie brakuje uczniów, którzy po prostu dla klimatu „urywają się” z kilku lekcji. Organizatorzy namawiają: „Musimy pokazać, że walka z globalnym ociepleniem jest dla nas priorytetem i mimo że wolelibyśmy być w tym czasie w szkole, to bierzemy na siebie odpowiedzialność związana z nieobecnością i idziemy walczyć!”, a rzadkością nie są motywacje wskazujące, że cóż znaczy jeden dzień wagarów, gdy chodzi o przyszłość: „Po co się uczyć i pracować na przyszłość, która jest niepewna?”. I dalej: „(…)młodzież na całym świecie, tak jak Greta dużo wcześniej, będzie rezygnować tego dnia z pójścia do szkoły pokazując, że jest sprawa ważniejsza za którą muszą walczyć. Pokazują, że ich przyszłość dla której mogliby się edukować, wisi na włosku, a to od polityków zależy czy zostanie ona uratowana”.

 

Warto tu zastanowić się czy proponowana forma walki o klimat ma swoje uzasadnienie. Jeszcze nie tak dawno promowano hasło, by pilnie się uczyć dla dobra ojczyzny. Bo właśnie z osób dobrze wykształconych największy pożytek będzie miała nasza Ojczyzna, a może należałoby rzec – planeta. Poważne traktowanie swoich obowiązków szkolnych, to także pewna szkoła odpowiedzialności. Dziś ta narracja się zmienia, gdyż wyrazem odpowiedzialności mają być wagary i strajk! Oto ucieczka z lekcji dowodzić ma dojrzałości… Toż to znakomite podwaliny do wychowania młodych w duchu totalnej wolności, do funkcjonowania w świecie, w którym nie obowiązują żadne normy prawne, gdzie należy odrzucić wszelkie konwenanse czy normy… słowem, do anarchii – co ciekawe – w służbie ekologizmu. Bo w młode głowy tłoczony jest eko-bełkot i umacniane jest przekonanie, że to klimat jest nadrzędną wartością. W tle pojawiają się już substytuty dla katolicyzmu (w którym to człowiek jak koroną stworzenia): „Matka Ziemia” i troska o „wszelkie stworzenie”, stawiane są w hierarchii już nawet nie na równi, ale powyżej człowieka.

 

Są to tezy wyciągnięte wprost z postulatów ONZ-towskiej Agendy 2030 oraz promocja panteistycznej wizji świata. Agenda – najkrócej ujmując – wskazuje, że: „Jesteśmy zdecydowani chronić naszą planetę przed degradacją, między innymi poprzez zrównoważoną konsumpcję i produkcję, zrównoważone gospodarowanie jej zasobami naturalnymi oraz podejmowanie pilnych działań w zakresie zmian klimatu, tak aby mogła ona służyć potrzebom obecnych i przyszłych pokoleń”. Na szali kładzie się nawet ludzkie życie, z którego dla klimatu, można zrezygnować.

 

Strajk młodych i ich postulaty – o czym przekonamy się nieco dalej – to nic innego jak realizacja ONZ-towskiego planu „zrównoważonego rozwoju”. Jeśli więc sprawa klimatu znajduje się w pierwszym rzędzie tegoż międzynarodowego gremium, a młodzi niemalże kopiują głoszone tam tezy… to warto zadać pytanie: o co tak naprawdę chodzi?

 

Stracho-postulaty

Strajk klimatyczny organizowany jest w piątek poprzedzający szczyt klimatyczny ONZ w Nowym Jorku (od 23 września 2019). To protest wobec „politycznych układanek” w cieniu których rzekomo „nasz świat ginie”. „Upały, ograniczenia w dostępie do wody, susze, powodzie i gwałtowne burze to zaledwie przedsmak świata, w którym przyjdzie nam żyć, jeśli nie zatrzymamy wzrostu globalnej temperatury na poziomie 1,5 st. C. Aby zapobiec postępowaniu katastrofy, JAK NAJSZYBCIEJ musi zostać rozpoczęta sprawiedliwa transformacja energetyczna w celu osiągnięcia neutralności klimatycznej” – czytamy w apelu. Dalej jest straszenie pustymi półkami sklepowymi, groźnym dla zdrowia słońcu… Rzecz jasna świat mogą uratować tylko młodzi, bo jeśli staną w tysiącach miast jednocześnie, to ich głos usłyszą rządzący. I tak świat zostanie ocalony.

 

Młodzi ludzie, nierzadko pełni dobrych chęci, zostali wciągnięci w promocję nowej polityki klimatycznej opartej o „aktualne stanowisko nauki” – czyli to wyrażone w najnowszych raportach Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu działającego przy ONZ. Jak postulują, polski rząd ma uznać „katastrofę klimatyczną poprzez ogłoszenie stanu kryzysu klimatycznego”. Młodzież – jak się okazuje – nie chce, by kryzys był „przedmiotem ideologicznego sporu, bo w jego obliczu wszyscy muszą mówić jednym głosem”. Czyim? A no właśnie! Młodzi chcą także, by eko-wiedza znalazła się w podstawie programowej na wszystkich szczeblach edukacji, nauczyciele byli szkoleni w tym zakresie, a edukację klimatyczną zapewniały też samorządy. Jest i apel do mediów, które mają „klimatycznie” uświadamiać społeczeństwo. „Wzywamy do priorytetyzacji tematu katastrofy klimatycznej w przekazie medialnym oraz posługiwania się językiem odzwierciedlającym wagę problemu” – czytamy w młodzieżowych postulatach. Ponadto parlament ma powołać Radę Klimatyczną, która opracuje „strategię osiągnięcia neutralności klimatycznej Polski do roku 2040” i będzie nadzorować jej realizację. A gospodarka ma przejść sprawiedliwą transformację „w celu redukcji emisji gazów cieplarnianych”.

 

Przyjęty model działania i postulaty dziwnie bliskie są sposobowi walki np. o „prawa kobiet”, powszechną równość czy niedyskryminację osób nieheteronormatywnych. I w tym przypadku ma obowiązywać polityczna poprawność, a w szkołach obok seksedukacji znajdzie się jeszcze eko-edukacja, oczywiście oparta na jedynie słusznych eko-tezach.

 

Jaki obraz wyłania się z podejmowanych przez młodzież działań? Oto uczniowie poprzez wagary i „strajk” domagają się globalnej ochrony klimatu, w tym wprowadzenia powszechnej eko-indoktrynacji w szkołach. Ciekawi tylko czy i z tych zajęć będą wkrótce uciekać „dla dobra klimatu”?

 

Marcin Austyn

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie