9 lutego 2018

Tomasz Rowiński: małżeństwo wyłącznie lekarstwem na samotność?

Małżeństwo jest w ostatnich latach w samym centrum uwagi życia Kościoła. Już za czasów św. Jana Pawła II sprawy rodzin i małżeństw otrzymały wysoką rangę w nauczaniu papieskim, tak jak szerzej, ludzie świeccy. Adhortacje Christifideles laici i przede wszystkim Familiaris consortio odświeżyły ramy katolickiego życia świeckiego, a zatem i ich specyficzny rys duchowy. Do tego trzeba dodać jeszcze encyklikę Humanae vitae (HV), która niejako domknęła nauczanie Kościoła o ludzkiej seksualności wykluczając antykoncepcję.

 

Niestety za pontyfikatu Papieża Franciszka owo „w centrum uwagi” nie oznacza wiele dobrego. Niejasności interpretacyjne adhortacji Amoris laetitia (AL) w sprawie dopuszczania do Komunii Świętej osób rozwiedzionych pozostających w cywilnych lub nieformalnych związkach są powodem chaosu zwykłych wiernych. Wiernych, którzy chcą przyjmować pewną naukę od Kościoła, którzy nie są ani teologami, ani też ludźmi bardziej zainteresowanymi akurat tego rodzaju refleksją. Nie zawsze z braku woli, częściej z braku czasu wynikającego z obowiązków stanu. Papież zdaje się akceptować dziś wielość interpretacji. Przyklaskuje tej laksystycznej znanej nam z Argentyny jak i toleruje prawowierną, obecną z diecezji… rzymskiej, a sformułowaną przez wikariusza generalnego diecezji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W tym roku mija 50. lat od ogłoszenia przez bł. Pawła VI dokumentu HV i można się spodziewać nowych dyskusji oraz kontrowersji. W końcu obostrzenia dotyczące antykoncepcji wywołały chyba największe wzburzenie wśród europejskiego i amerykańskiego świata katolickiego w XX wieku.

 

Wydaje się jednak, że istnieje pewien wątek obecny w wypowiedziach i tekstach nawet wiernych kościelnemu nauczaniu duchownych, który w swoich konsekwencjach powoduje ryzyko płynnego przechodzenia na stanowisko antykoncepcyjne ludzi mniej ugruntowanych w katolickiej antropologii. Do pewnego stopnia wątek ten jest rodzajem przeakcentowania nauczania Kościoła o małżeństwie i rodzinie. Z jednej strony może to przeakcentowanie polegać na idealizacji relacji małżeńskich, a z drugiej strony na pokładaniu w niej przesadnych nadziei w stosunku do głównej nadziei zbawczej jaką winniśmy mieć dzięki obietnicom Pana Jezusa.

 

Chciałbym odwołać się do jednego takiego przypadku, który znalazłem w książce – skądinąd – bardzo cennej. Chodzi tu o „Pisma ulotne” (Kraków 2015), dominikanina o. Janusza Pydy. W artykule poświęconym celibatowi, którego jednym z centralnych elementów jest wątek wyrzeczenia się rodziny, znajdujemy najpierw pewien obraz małżeństwa.

 

Ojciec Pyda pisze:

 

„Tego typu wzajemna relacja [jak małżeństwo], jest najmocniejszą, najskuteczniejszą i najpewniejszą bronią przeciw niszczącej stronie samotności, która skądinąd wpisania jest w serce każdego człowieka. Ksiądz decydujący się na rezygnację z takiej właśnie relacji, a co za tym idzie – z lekarstwa przeciw niszczącej stronie samotności, składa broń i zostaje wobec samotności zupełnie rozbrojony”(s.181)

 

Coś tu jednak nie gra. Samotność nie jest punktem odniesienia dla powołania małżeńskiego, nie jest też dla kapłańskiego. Myślę, że trzeba być księdzem, zakonnikiem by mieć taką właśnie idealistyczną perspektywę życia mężczyzny i kobiety. Być może jest to kwestia tęsknoty ku kobiecie, ku małżeństwu naturalna dla mężczyzny. Dodać jednak trzeba, że nieraz mąż swojej żony zadaje sobie pytanie dlaczego nie żyje w celibacie. Niejeden niestety – osamotniony w małżeństwie – zaczyna szukać innych relacji. Małżeństwo nie chroni przed samotnością, to złudzenie. Jednocześnie właśnie przesunięcie sensu związku kobiety i mężczyzny z sakramentu, wspólnego zobowiązania, zadania, szkoły cnót i szkoły zbawienia na gratyfikację emocjonalną wprowadza w życie wspólne dysonans.

 

Oczekiwanie takiej gratyfikacji, gdy przesłania ona właściwe ramy małżeństwa prowadzi do frustracji, do poczucia, że przecież „dobre małżeństwo” (dobre czyli zadowalające) należy się każdemu, że katolickie małżeństwo po prostu dobre być musi. Zaraz też w sytuacji kryzysu pojawiają się złe wyjścia – hodowanie rozczarowania, gorzknienie oraz całkowita ucieczka, porzucenie małżonka, rodziny, w której osoba doświadcza samotności. A nie tak miało być. Niestety permisywne interpretacje AL, legalizujące – poprzez dopuszczenie do Komunii Świętej – związki cudzołożne, ucieczkowe, de facto odnoszą się właśnie do tego rodzaju „sakramentu satysfakcjonującego życia”, który przedkładają nad sakrament-przymierze ze współmałżonkiem i Bogiem. Centralne stają się takie czy inne społeczne lub psychologiczne uzasadnienia, a sam sakrament Kościoła traci znaczenie jako zobowiązanie.

 

Jako kontynuację tego problemu możemy potraktować artykuł Antykoncepcja po adhortacji Artura Sporniaka, publicysty, który od lat atakuje – próbując zachować pozycję autora wewnątrzkościelnego – katolicki sprzeciw wobec antykoncepcji (analizę tekstu Sporniaka zaczerpnąłem z eseju „Co naprawdę powiedział kardynał Schoenborn o adhortacji Amoris Laetitia”). Rzeczony artykuł skupiony jest wokół małżeństwa jako wspólnoty, której najważniejszym spoiwem pozostaje wzajemna dostępność seksualna. Niewypowiedziane „lekarstwo na samotność” o. Pydy bardzo szybko u Sporniaka redukuje się, wulgaryzuje i konkretyzuje. Widać to było także w „interpretacji” AL kard.  Coccopalmeiro, którą omówiłem jakiś czas temu w tekście Uświęcenie szantażu emocjonalnego. Sypialnia małżeńska staje się w tekście Sporniaka czymś w rodzaju twierdzy – jest ona warownią wobec świata, który ulega coraz głębszej erozji i chce pochwycić człowieka w szpony samotności. W ten sposób samo małżeństwo chrześcijańskie okazuje się swoistą oblężoną warownią, w której zbliżenie płciowe jest synonimem bezpieczeństwa i sensu. Jednak twierdza nie daje możliwości, by wyjść na peryferia, zaryzykować większą hojnością jeśli chodzi o przyjmowanie potomstwa, czy choćby decyzją zaufania współmałżonkowi w okresach kryzysu lub rozdzielenia. Samo małżeństwo nie może być źródłem nadziei wg ewangelicznej zasady – kto chce zachować swoje życie straci je, a kto straci swe życie z mojego powodu zyska je.

 

Tak wystraszeni są ludzie, dla których Bóg jest kimś odległym, zagubionym, niejasnym, słabo rozpoznanym mirażem, ludzie którzy będą poszukiwać także poprzez praktykowanie religii przede wszystkim doczesnego bezpieczeństwa i równie doczesnego usprawiedliwienia. Złudzenie takiego usprawiedliwienia daje właśnie polityka religijna w stylu liberalnym, w którym ważne jest głównie to, co dekretuje Kościół, a nie to czego od Kościoła chciał Bóg. Dlatego liberałowie przede wszystkim dążą do zmieniania dekretów i praktyki, a porzucają myśl o nawróceniu. Temu służy zamieszanie wokół AL i tego można się spodziewać w przypadku HV. Jest zatem w takich dążeniach poszukiwanie doczesnego raju (pelagianizm?), w którym „więź” (skądinąd bardzo ważna) przesłania Boga, a dopuszczenie antykoncepcji ma być kroplówką szczęścia, gwarantem. A przecież winniśmy Bogu wierność pomimo doznawanej samotności, ponieważ bierzemy udział w zadaniach nieskończenie większych od naszego samopoczucia. Nie chodzi zatem o to by skupić się w małżeństwie na płynących z niego przyjemnościach lub przykrościach. Nie da się być Bogu wiernym, gdy stosuje się niegodne środki, ponieważ już one są zaprzeczeniem tej wierności.

 

Zatem logika małżeństwa jako obrony przed samotnością nie tylko nie jest prawdziwa w ludzkim doświadczeniu, ale i nie jest prawdziwa z perspektywy wiary – przeciwstawia w bliższych konsekwencjach miłość płodności, w centrum stawia samopoczucie małżonków, a w konsekwencjach dalszych rozłącza miłość i nierozerwalności związku sakramentalnego. Problemy te od wieków stanowią jeden z centralnych punktów społecznego kryzysu świata chrześcijańskiego o czym pisał tak trafnie przed laty Denis de Rougemont w swojej książce „Miłość w kulturze Zachodu” opisując fałszywe ścieżki pożądliwości niszczące cywilizację opartą na małżeństwie.

 

 

Tomasz Rowiński

 

 

Wciąż można dołączyć do grona Polaków wiernych Chrystusowemu nauczaniu o małżeństwie i rodzinie, jakie przez wieki potwierdzali kolejni papieże, z naszym rodakiem, św. Janem Pawłem II włącznie. Aby tego dokonań i podpisać się pod apelem w ramach kampanii Polonia Semper Fidelis, należy kliknąć TUTAJ:

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram