14 czerwca 2016

Ludobójstwo Ormian. Dlaczego Niemcy tym razem nie milczały?

Zbrodnie Imperium Osmańskiego dokonane na Ormianach w czasie I wojny światowej były ludobójstwem – uznał niedawno niemiecki Bundestag. Uchwała, którą długo powstrzymywała wrażliwość na sprzeciw Turcji, może doprowadzić do pogorszenia stosunków Berlina i Ankary. 

 

Drugiego czerwca niemiecki Bundestag przyjął niemal jednogłośnie uchwałę o mordach dokonanych przez Imperium Osmańskie na Ormianach i innych mniejszościach chrześcijańskich. Przyjęcie uchwały wniesionej przez CDU, SPD i Zielonych poprzedzone były długą debatą, w której pragmatyka ścierała się z racjami historycznymi i moralnymi. Wszystko za sprawą określenia mordów mianem ludobójstwa, na co wbrew ostrym protestom Turków i zachowawczej postawie kanclerz Angeli Merkel Bundestag ostatecznie się zdecydował. W Stambule wybuchły antyniemieckie protesty, bezpieczeństwo tureckich polityków w Niemczech jest zagrożone, a Ankara grozi poważnymi konsekwencjami politycznymi.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Rok temu się nie udało


Bundestag analogiczną uchwałę chciał przyjąć już przed rokiem, gdy przypadała setna rocznica rozpoczęcia mordów na Ormianach. Prezydent RFN Joachim Gauck 23. kwietnia, a więc dzień przed właściwą rocznicą, wygłosił w berlińskiej katedrze przemówienie, w którym powiedział wprost, że Osmanowie poddali Ormian „planowej i systematycznej operacji mordu”. Użył też określenia „ludobójstwo”. Na to samo nie poważył się jednak niemiecki rząd. We wszystkich publicznych oświadczeniach jego przedstawiciele unikali słowa „ludobójstwo”. Jak wskazywały wówczas media, Ankara nieustannie dzwoniła do Urzędu Kanclerskiego. Skutecznie, bo Merkel z pomocą ministra spraw zagranicznych Franka Waltera-Steinmeiera wywarła silną presję na parlament, ostatecznie nie pozwalając na przyjęcie rezolucji o ludobójstwie. Ta wstrzemięźliwość była przez wiele partii politycznych i środowisk bardzo mocno krytykowana. Nie tylko dlatego, że odważniej niż Niemcy postąpiły już w przeszłości choćby Polska, Austria, Belgia, Francja, Holandia, Szwajcaria czy Włochy, nie wspominając o Parlamencie Europejskim i samym papieżu. W ciągu I wojny światowej Imperium Osmańskie było sojusznikiem Niemiec i to niemieccy oficerowie na własne oczy oglądali masakry dokonywane przez Osmanów.

 

Uspokojenie sumienia


Czego Bundestag nie zrobił wówczas, naprawił w tym roku. Tym razem kanclerz Angela Merkel poparła na wewnętrznym forum CDU projekt uchwały określającej zbrodnie mianem ludobójstwa. Tekst rezolucji został w Bundestagu ostatecznie zaaprobowany przy jednym tylko głosie sprzeciwu i jednym wstrzymaniu się od głosu. Sama kanclerz nie była jednak obecna na głosowaniu. Jak poinformował jej rzecznik, nie pozwoliły jej na to obowiązki. Nie głosował też wicekanclerz i szef SPD Sigmar Gabriel oraz szef MSZ, Frank-Walter Steinmeier. Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan pomimo licznych prób – a rozmawiał telefonicznie z kanclerz jeszcze na trzy dni prze głosowaniem – nie był w stanie zdziałać więcej.

 

Choć dziś Niemcy współpracują z Turcją wyjątkowo ściśle i są od Ankary do pewnego stopnia zależni w związku z kryzysem migracyjnym, to jednak Merkel nie zdecydowała się dłużej powstrzymywać Bundestagu przed przyjęciem uchwały. Warto wspomnieć, że Urząd Kanclerski, CDU i SPD od miesięcy są wyjątkowo ostro krytykowane nie tylko w samych Niemczech, ale i w całej Unii Europejskiej, za milczenie wobec łamania tak zwanych praw człowieka przez rząd w Ankarze. Dla osiągnięcia celów politycznych niemieckie władze wolały zapomnieć o dyskryminacji chrześcijan, prześladowaniu dziennikarzy i ludności kurdyjskiej. Znacząca część opinii publicznej w kraju i za granicą uważała, że ściąga to wielki wstyd na całe Niemcy, tak dumne ze swojego zaangażowania na rzecz tzw. praw człowieka i demokracji. Siarczysty policzek w twarz Erdogana w postaci uchwały o ludobójstwie  zdaje się pokazywać, że wbrew licznym zarzutom władze niemieckie wcale nie ulegają we wszystkim autokracie znad Bosforu. To ważne zwłaszcza dla samej Merkel, która w ocenie wielu Niemców skompromitowała niemiecką demokrację, na żądania Erdogana zezwalając prokuraturze na prowadzenie śledztwa wobec satyryka Jana Böhmermanna za jego wulgarne żarty z prezydenta Turcji. Uspokojenie sumień Niemców, chcących uważać się za awangardę liberalnej demokracji, wydaje się być najważniejszym z perspektywy kanclerz efektem politycznym przyjęcia uchwały, wartym nawet zrodzenia nowych napięć w kontaktach z Ankarą.

 

W obronie praw człowieka i demokracji


Niemcy są przy tym świadomi, że jako sprawcy Holokaustu wyglądają dość kuriozalnie w roli sędziów narodów. Dlatego w tekście uchwały Bundestagu pisze się wyraźnie, że zbrodnie dokonywane przez nich w czasie II wojny światowej zachowują swój wyjątkowy wymiar i są z niczym nieporównywalne. Zarazem przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert (CDU) wyjaśniał po przyjęciu uchwały, że o ile Bundestag nie jest żadną „komisją historyczną ani sądem”, to „nie chce unikać niewygodnych pytań i odpowiedzi i pragnie zadbać o to, by błędy [historii] już się nie powtórzyły”. Wtórował mu szef frakcji parlamentarnej CDU/CSU Volker Kauder, pisząc na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Celem niemieckiej polityki zagranicznej jest umacnianie ochrony praw człowieka i pokoju na całym świecie, a zwłaszcza w Europie i terenach przygranicznych […]. Do tego należy przedstawianie wyraźnej oceny przeszłych wydarzeń, kiedy prawa człowieka i pokój były rażąco naruszane. Tylko dzięki pamięci o takim bezprawiu zwiększają się szanse na to, że już się ono nie powtórzy – choćby w innej formie i w innej części świata”.

 

Kauder dodawał, że Niemcy, będąc w czasie I wojny światowej sojusznikami Osmanów, ponoszą częściową odpowiedzialność za wygnanie i wyniszczenie ludności ormiańskiej. W wielu komentarzach polityków, dziennikarzy i publicystów przewija się wyraźna duma, którą można streścić w zdaniu: My, Niemcy, przyznaliśmy się do własnych zbrodni – uczcie się od nas i też się przyznajcie.

 

„Najpierw palili Żydów, teraz chcą nas oceniać”


Turcy jednak przyznać się nie chcą. Na uchwałę Bundestagu zareagowali wyjątkowo ostro. Z Berlina natychmiast odwołano tureckiego ambasadora, a w Stambule wybuchły antyniemieckie protesty – siły bezpieczeństwa musiały chronić niemiecki konsulat generalny i zablokować prowadzącą do niego ulicę. W ruch poszły armatki wodne. Złość Turków jest ogromna, a władze tylko ją podżegają.

 

 – Niemcy, mówię to raz jeszcze: Złóżcie sprawozdanie z Holokaustu, złóżcie sprawozdanie z wymordowania 100 tysięcy ludzi w Namibii. Jesteście ostatnim krajem, który może obwiniać Turcję za tak zwane ludobójstwo Ormian – powiedział w przemówieniu wygłoszonym na jednej ze stambulskich uczelni prywatnych prezydent Erdogan. – Nasza historia nie jest historią masowych mordów. Nasza historia jest historią miłosierdzia. To różnica między nami – mówił dalej. Wtórował mu minister sprawiedliwości, Bekir Bozdag. – Najpierw palicie Żydów w piecach, a później wstajecie i oskarżacie naród turecki o zakłamywanie ludobójstwa. Troszczcie się o własną historię – apelował. Uchwały bez odpowiedzi nie pozostawił turecki parlament. Deputowani kierowanej przez Erdogana AKP wraz z politykami opozycyjnych CHP i MHP ogłosiły, że rezolucja Bundestagu „nie ma żadnego znaczenia historycznego ani prawnego” i zadeklarowały pełne wsparcie dla „koniecznych decyzji i środków”, jakie może zechcieć podjąć rząd, by chronić tureckie interesy.

 

Najwięcej gromów spadło jednak na głowy jedenastu niemieckich parlamentarzystów o tureckich korzeniach, którzy głosowali za przyjęciem uchwały. Politycy otrzymują rozmaite groźby; szefowi Zielonych Cemowi Özdemirowi musiano nawet przydać policyjną ochronę. Erdogan powiedział, że tureccy deputowani do Bundestagu powinni przejść „laboratoryjne badanie krwi”, bo nie mogą być prawdziwymi Turkami, nazywając ich „długim ramieniem” nielegalnej w Turcji Partii Pracujących Kurdystanu, uważanej przez Ankarę za organizację terrorystyczną. Premier Binali Yldrim odpowiedzialność za uchwałę zrzucał z kolei na „rasistowskie lobby ormiańskie”. Wszystko to bez wątpienia nie pozostanie bez wpływu na nastroje w kilkumilionowej tureckiej mniejszości zamieszkałej w Niemczech; radykalizację postaw przewidywał zresztą sam Erdogan, przestrzegając Berlin przed rychłą „utratą dobrego przyjaciela”.

 

Merkel pewna, że uchwała ujdzie jej na sucho


Niemcy turecką krytykę przyjmują dość spokojnie. Na rozmowę do MSZ wezwali niskiego rangą tureckiego dyplomatę. Sama kanclerz Merkel powiedziała, że krytyka ze strony prezydenta Erdogana jest „niezrozumiała”, bo Bundestag to ciało wybrane w wolnych wyborach i może przyjmować takie uchwały, jakie chce. Przewodniczący Bundestagu Lammert zapewniał, że strona niemiecka z uwagą słucha tureckich zastrzeżeń, parlament pozostaje jednak wolny w swoich decyzjach. Szef Zielonych Cem Özdemir przekonywał z kolei, że strach nie może powstrzymywać niemieckich parlamentarzystów przed mówieniem o historycznej prawdzie. Politycy mają przy tym nadzieję, że uchwała Bundestagu nie wpłynie poważnie na niemiecko-tureckie relacje. Zdaniem samej Merkel więzi Berlina i Ankary są dziś tak ścisłe, że nie ma się czego obawiać.

 

Erdogan groził w cytowanym wcześniej przemówieniu „poważnymi” konsekwencjami w relacjach niemiecko-tureckich . Czy jako pierwszą z nich można postrzegać decyzję Ankary, która 6. czerwca ogłosiła, że „wyhamowaniu” ulegnie wprowadzanie w życie postanowień umowy między nią a Unią Europejską o zwalczaniu kryzysu migracyjnego? Tureckie MSZ poinformowało, że porozumienie musi najpierw przejść proces ratyfikacji w samej Turcji. To było jasne wprawdzie już od dawna, jednak Ankara podejmowała obiecane w układzie kroki także bez jego formalnej ratyfikacji. W ostatnich tygodniach Turcy wściekli się jednak na UE, najpierw obiecywała zniesienie wiz już na początku lipca, ale od niedawna całkowicie się od tego odcina. Oficjalną przyczyną jest planowana przez rząd turecki ustawa antyterrorystyczna, w ocenie UE pozwalająca prześladować dziennikarzy i sędziów. Podczas swojej niedawnej obecności w Stambule na Światowym Szczycie Humanitarnym kanclerz Merkel potwierdziła, że wizy na razie nie zostaną zniesiona. Turcja natychmiast zagroziła, że w takim razie może przestać wypełniać przyjęte przez siebie zobowiązania.

 

Kanclerz Merkel utrzymuje jednak nadal, że wobec zaawansowanej współpracy gospodarczej i wojskowej w ramach NATO uchwała nie powinna spowodować naprawdę poważnych skutków. Niemcy zrobili ostatecznie jedynie to, co wcześniej uczyniło już wiele państw Unii Europejskiej. A przecież także czysto politycznie nie sposób ocenić, kto kogo potrzebuje bardziej: Turcy pomagają wprawdzie Niemcom zatrzymać kryzys imigracyjny, ale z drugiej strony to właśnie Niemcy gwarantują im pomoc finansową i wciąż łudzą nadzieją zniesienia wiz i przyspieszenia rozmów o członkostwie w UE.

 

Paweł Chmielewski





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie