27 marca 2014

Tęsknota za sacrum w Kościele

(nairnbairn [CC-BY-SA-2.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)], via Wikimedia Commons)

Nadużyć w sprawowaniu sakramentów świętych jest tyle, że często wręcz przekształcają liturgię i służbę Bogu w spotkanie towarzyskie, niejako unieważniają nadprzyrodzony wymiar życia Kościoła. W Ameryce Północnej doszła do tego jeszcze protestantyzacja Kościoła katolickiego. Dokonuje się jej w imię  szeroko głoszonego ekumenizmu – mówią Zofia Reklewska-Braun i Kazimierz Braun w rozmowie z portalem PCh24.pl.

Kiedy czytałam książkę „Dobrzy Księża” uderzyła mnie tęsknota autorów za… sacrum. Za tym co kiedyś było częste, co Państwu udało się przeżyć, dotknąć, a dziś tak trudno znaleźć…

Wesprzyj nas już teraz!


Tak. Myślimy, że w wielu z nas ta tęsknota jest i ona coś mówi o tym co się stało z Kościołem Katolickim i z kapłaństwem w ciągu ostatniego półwiecza. Czyli właśnie w trakcie trwania naszego małżeństwa, bo książkę „Dobrzy Księża” napisaliśmy z okazji pięćdziesięciolecia naszego ślubu. W odległej przeszłości mieliśmy szczęście uczestniczyć w życiu Kościoła, który sam siebie i swoich wiernych traktował serio, Kościoła poważnego, którego istotę stanowiły sakramenty  święte sprawowane zawsze z głęboką powagą i świadomością żywej w nich obecności Chrystusa. Dziś, zarówno w Stanach Zjednoczonych, gdzie już od dawna mieszkamy, jak i w Polsce, którą odwiedzamy, a także w innych krajach, odczuwamy boleśnie brak tej właśnie solenności w sprawowaniu  Świętych Tajemnic. Nie ma jej już właściwie (choć na pewno zdarzają się wyjątki) w Niemczech, we Francji, w Kanadzie. W Polsce te procesy nie zaszły (a raczej nie zabrnęły) tak daleko jak na Zachodzie. Widać  jednak wyraźnie te same tendencje. Widać nadmiar eksperymentów w sprawowaniu liturgii. Poważną muzykę i śpiew kościelny, w Polsce zawierający wiele pięknej, tradycyjnej pobożności, wypiera nowoczesna muzyka gitarowa i elektroniczna. (Próbował ją ograniczać  Papież Benedykt XVI.) Stale postępuje inwazja świeckich, którzy niejako wypierają z Kościoła kapłanów. Mnożą się, często niestosownie ubrani, szafarze Eucharystii, którzy  nie stronią od zachowań gościnno-towarzyskich wobec tych, którym podają Ciało Chrystusa.

Szerzy się przyjmowanie Komunii Świętej na stojąco i do ręki, co daje szansę wielu bluźnierczym nadużyciom. Sami księża inkrustują w sposób dowolny własne słowa do tekstów Mszy Św. W Stanach Zjednoczonych stało się to niemal regułą. Zarówno tu, jak w Polsce stało się też niemal regułą dowcipkowanie księży – przed liturgią, po niej, na początek kazania, w jego trakcie. Trudno wyliczyć to wszystko. Nadużyć w sprawowaniu sakramentów świętych jest tyle, że często wręcz przekształcają liturgię i służbę Bogu w spotkanie towarzyskie, niejako unieważniają nadprzyrodzony wymiar życia Kościoła. W Ameryce Północnej doszła do tego jeszcze protestantyzacja Kościoła katolickiego. Dokonuje się jej w imię  szeroko głoszonego ekumenizmu.  Parafie funkcjonują tu jako kluby, w których księża stali się urzędnikami. Rządy sprawują rady parafialne, składające się najczęściej z grona energicznych pań, które decydują co można i trzeba, a czego nie wolno,  łącznie z z decyzjami personalnymi dotyczącymi proboszczów. Naprawdę trudno dziwić się brakowi powołań. Ten, może zbyt pesymistyczny obraz Kościoła współczesnego zderza się z zapamiętanym przez nas z Polski, z przed lat, Kościołem tradycyjnym. Wspomnieniem powracamy  więc do tych pięknych i niezłomnych postaci kapłanów, którzy uczyli nas podstaw wiary i ukazywali Kościół Katolicki jako niczym nie przesłoniętą i nie kwestionowaną obecność Chrystusa wśród nas. Naszą książką chcieliśmy zachęcić do odnajdowania w Kościele i w kapłaństwie tego co wciąż żywe, co Chrystusowe, co święte. A więc, tak, chcieliśmy podzielić się z czytelnikami tęsknotą za sacrum w Kościele i w kapłaństwie. Wracając pamięcią do dobrych księży, chcieliśmy dopomóc czytelnikom w odnajdowaniu ich w Kościele współczesnym, w umacnianiu ich. Ale w ogóle, w naszej książce nie piszemy o tym co „złe”. Przypominamy to, co dobre.

Kapłani odegrali bardzo różne, ale ważne role w Państwa życiu. W przypadku pani Zofii to obrona kapłana spowodowała, że została sierotą. Czy nie miała Pani nigdy żalu do Ojca za to, że oddał życie, zostawiając swoją rodzinę?


No cóż, może czasem w dzieciństwie rozmyślałam o tym, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdyby Ojciec żył. Ale żalu do Ojca nie miałam nigdy. Przeciwnie, Mama wychowała nas w swego rodzaju kulcie Ojca, jego bohaterskiego czynu. Myślałam o Ojcu jako o bohaterze, jako o wzorcu do naśladowania. A takie myślenie wychowuje dziecko, młodą, czy wreszcie dojrzałą kobietę ku zobowiązaniu bycia godnym takiego ojca. Nie do żalu i pretensji, że go nie ma.  Mama zresztą  bardzo często mówiła dzieciom, że On jest blisko nas, żyje w niebie, że się nami opiekuje mocą Świętych Obcowania. To była bardzo istotna część przekazu wiary jaką zostawiła mi Matka.

Kapłani stawali na Państwa drogach niemal ciągle. Jak krótko ocenilibyście Państwo ich rolę?


Kapłani byli drogowskazami na całej naszej drodze życia. Pokazywali kierunek. Uczyli wiary i miłości do Kościoła Katolickiego. Byli kierownikami duchowymi. Ale byli także przyjaciółmi, opiekunami nas, naszych rodziców, naszego rodzeństwa. Szukali nas. Wspierali nas duchowo, a nieraz, gdy trzeba było, to także i materialnie. Można było na nich polegać, a oni odpowiedzialnie tę rolę pełnili.  Gdy znaleźliśmy się w Ameryce, instynktownie szukaliśmy takich kapłanów, aby uzyskać od nich pomoc nieodzowną w początkach trudnego życia emigranta. Szukaliśmy Kościoła, jako tej nigdy nie usuwającej spod nóg Ojczyzny. Znaleźliśmy takich księży, a wzorce „bycia emigrantem-katolikiem” ukazali nam polscy księża, którzy tu żyli, działali, modlili się, służyli Bogu zanim my zamieszkaliśmy tutaj. Rozpoznawaliśmy ich w przeszłości, i rozpoznajemy dzisiaj – po owocach jakie pozostawili i pozostawiają na amerykańskiej ziemi, w tym w środowiskach Polonijnych.

Dziś kapłaństwo jest wyśmiewane, atakowane na rożne sposoby. Jak Państwo dziś na to patrzycie. Czy to nie chodzi o to by zabrać młodym autorytety? Bo właśnie w przypadku Państwa  kapłani byli chyba takimi autorytetami, często drogowskazami…


Sądzimy, że w czasach kiedy tyle mówi się i pisze o „złych księżach” było naszym obowiązkiem przypomnieć dobrych księży, dopomóc ich szukać dookoła. Zresztą ogromna część tego co się mówi, a raczej wygaduje o „złych księżach” to kłamstwa, kalumnie. Przecież widzimy wszyscy szalone nasilenie anty-kościelnej propagandy. Jej elementem jest niszczenie kapłaństwa. Niszczenie kapłanów jako ludzi, jako autorytetów, jako przewodników jest elementem tej propagandy, tego zmasowanego ataku na Kościół, a więc na żywą obecność Chrystusa wśród nas. W obecnym świecie, zwłaszcza w kulturze Zachodu, bardzo trudno jest być dobrym kapłanem. Tak zwany „kościół otwarty” odbiera kapłanom autorytet, niejako ich desakralizuje. Rozlegle wprowadzenie świeckich w życie Kościoła usuwa w cień kapłana. Stwarza złudzenie, że osoba świecka może być równie dobrym  kierownikiem duchowym, może rozdawać Komunię świętą, może głosić kazania, rekolekcje, a nawet kierować parafią. Znika z pola widzenia szczególny rodzaj relacji jaka łączy kapłana z Chrystusem. Dziś wielu księży rywalizuje ze świeckimi nie w cnotach duchowych, ale w umiejętnościach towarzyskich, w sposobach rozbawienia „publiczności” – a przecież ta „publiczność” to wierni, ludzie, którzy przychodzą do kościoła, aby się modlić. Księża silą się na organizowanie życia swych parafian „na wesoło”. W swej posłudze koncentrują się na zabezpieczaniu potrzeb socjalnych i materialnych ludzi, co – oczywiście – jest dobre, ale gdy staje się priorytetem prowadzi do deskralizacji Kościoła, do zaniedbywania jego misji uświęcania dusz. W rezultacie wielu księży zapomina, co jest ich właściwym powołaniem: służba Bogu. Zatracają zdolność życia w samotności, w celibacie, jakby nie traktują poważnie swego powołania i swego statusu jako kapłanów. A innych nie uczą sztuki milczenia, skupienia, trwania w kontemplacji, w adoracji. A przecież wszystko to są elementy prowadzenia  siebie samego, a w konsekwencji i innych ku Bogu. Właśnie to daje siłę i autorytet duchowy, czerpane wprost z Chrystusa.

Tego dziś zdaje się brakować wielu kapłanom. Choć równocześnie trzeba pamiętać o niezliczonej rzeszy dobrych, uczciwych i ciężko pracujących na niwie Bożej kapłanów, którzy nigdy nie zapominają o odpowiedzialności za każdego człowieka stającego w promieniu ich oddziaływania.  I jeszcze jedno: wielu duchownych zdaje się zapominać o tym trudnym i tajemniczym powołaniu kapłana, jakim jest gotowość na męczeństwo. Mówił o męczeństwie nie raz Jan Paweł II. Nie rozumiano go. A przecież on sam zaświadczył, że sam był na męczeństwo stale gotów. Gotowość „oddania życia za braci” to charyzmat wszystkich kapłanów, o których piszemy w naszej książce. Tak żył, przypomniany w naszej książce ks. Tadeusz Fedorowicz – Sybirak ze świadomego wyboru. W szczególności takiego, bardzo konkretnego, praktycznego wyboru – poświęcenia życia za brata – dokonali inni księża o których piszemy:  o. Maksymilian Kolbe i ks. Piotr Oborski.

„Dobrzy księża” to książka dla każdego. Myślę jednak, że warto by ją przeczytali kapłani. Ona pokazuje bowiem nie tylko dobrych, ale i świętych kapłanów, ich cechy, życie. Dla kogo Państwo ją pisaliście? Jaka była jej geneza?


Najgłębszą pobudką mobilizującą nas do napisania tej książki była wdzięczność Panu Bogu za to, że takich właśnie kapłanów postawił na naszej drodze.  W czasach, gdy księża są oskarżani o najgorsze przestępstwa, wyśmiewani i potępiani, poczuliśmy się w obowiązku dania  świadectwa o dobrych księżach. Pragnęliśmy pokazać, że, po prostu, warto jest być dobrym księdzem. My sami zawdzięczamy księżom bardzo wiele w naszych życiowych wyborach i decyzjach, w sposobie przezywania klęsk i katastrof, ale  także i radości życia. Zawdzięczamy to dobrym księżom, którzy na różne sposoby, choć każdy trochę inaczej, ukazali nam prawdziwy wymiar Ewangelii. Prowadzili nas za Chrystusem. Chcieliśmy opowiedzieć o nich innym. Zarówno świeckim jak i kapłanom.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał Mieczysław Pabis.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie