10 lipca 2020

Tęskniąc za Murzynami, czyli absurdy politycznej poprawności [OPINIA]

(Fotograf: Maciej Jeziorek/Archiwum: Forum)

To, co słyszymy „za oknem”, to już nie jest ta wpadająca w ucho piosenka sprzed pół wieku w wykonaniu Maryli Rodowicz i Stana Borysa, piosenka o Cyganach, których już nie ma. Okazuje się, że kończąca XX wiek poprawnościowa wymiana normalnego Cygana na papierowego Roma była zaledwie przygrywką do dzisiejszego makabrycznie groteskowego upadku cywilizacji białych ludzi. Kinga Preis zaledwie 10 lat temu zaśpiewała „Piosenkę o Murzynie” do słów Jana Brzechwy. Dzisiaj już tego nie zaśpiewa, no chyba że w podziemiu. Nie zaśpiewa, bo czarne jest teraz białe ponad wszystko, a na dodatek chronione prawem rewolucji.

 

Jak dobrze wiemy z historii to, co wróg zburzy, to można odbudować. I nie chodzi mi tylko o domy, mosty czy fabryki, ale raczej o materialne artefakty kulturowe, które są wyrazem narodowej czy państwowej tożsamości. Tak więc pomniki naszych bohaterów da się postawić na nowo, da się jak najbardziej wrócić do tradycyjnych nazw ulic, a zbezczeszczone świątynie ponownie konsekrować. Wszystko to jest możliwe, kiedy siebie – w naszym przypadku polskość – zachowamy w sobie.

Wesprzyj nas już teraz!

Można tę myśl o odbudowywaniu uniwersalizować i odnosić do innych nacji, ale byłby to obecnie już nie tyle pięknoduchowski luksus na miarę młodopolskiej chłopomanii do kwadratu, co najzwyklejszy brak instynktu samozachowawczego. Czasy wojny kulturowej wchodzą w decydującą fazę, w której wróg „nie bierze jeńców”, a jeżeli pozwoli ci dalej żyć, to tylko pod warunkiem odrzucenie tego co kochasz i w co wierzysz. Ale nawet wtedy będziesz bytem drugiej kategorii… Chciałem napisać: „będziesz człowiekiem drugiej kategorii” i nie napisałem, zmieniając w tym zdaniu „człowieka” na „byt”, bo przecież człowieczeństwo to właśnie nic innego jak niezmienna wierność ojcowiźnie przekazanej nam przez przodków i porządek Chrystusowy – jedyny gwarantujący zbawienie. I jeżeli tego się „w sobie” wyrzekniemy, to możemy zapomnieć o odtworzeniu naszej tożsamości. Wtedy na starych cokołach staną nasi wrogowie i będą bohaterami.

 

Faktem jest, że w potocznym postrzeganiu świata próbuje się go porządkować, co zawsze odbywa się wedle prawidła: taki punkt widzenia, jaki punkt siedzenia. W naszej historii te dwa punkty bywały często efektem politycznej socjotechniki, która niewiele miała wspólnego z polską racją stanu. Wojna kulturowa objawia się też w takich na przykład uproszczeniach/powiedzonkach: „Francja elegancja”, „niemiecki porządek”, „angielska flegma”. To opcja, która oddziaływać ma na sferę tęsknot i kompleksów społeczności okupowanej czy zamkniętej za „żelazną kurtyną”. Jest i opcja wpisująca się w dobrze już znaną nam pedagogikę wstydu II RP, która zawsze podpiera się przymiotnikiem określającym narodowość i zawsze uzupełnia ją pejoratywny rzeczownik: „polski bałagan”, „polska kłótliwość”, „polskie drogi”, „polski antysemityzm” itd. Kiedy przyjrzeć się temu z bliska, to widać, że te suflowane treści, potem utrwalone w języku potocznym, niewiele i bardzo niewiele wspólnego mają z prawdą.

 

Czym innym natomiast jest postrzeganie i opisywanie świata wedle jego cech – że tak to ujmę – immanentnych. Przykłady: W Afryce jest gorąco, a na biegunach zimno; trawa jest zielona, a śnieg jest biały; Chińczyk jest żółty, a Murzyn czarny. Problemy zaczynają się wtedy, gdy oczywistość próbuje zastąpić się ideologią. I oczywiście nie jest to wynalazek naszych czasów, choć skala obecnej antykultury nowego marksizmu przekroczyła już wszelkie dotychczasowe rekordy absurdu. Przez dłuższy czas epatowano nas obłędną feminizacją, która nie tylko rujnuje naturalny porządek świata, ale zatruwa język deprecjonując w ten sposób kobiecość, a z męskości czyniąc pośmiewiskiem. Kiedyś, aby zilustrować ten horror, ułożyłem taki wierszyk:

 

Dramaturżka z psycholożką walczą twardo z mową polską.

A polska nowa marka, to inżynierka i kolejarka…

 

Tak, dobrze Państwo myślicie – to faktycznie przypomina onegdajsze komunistyczne lansowanie traktorzystek i murarek. Historia zatoczyła koło, a raczej pętlę, która zaciska się na naszych szyjach. A jeżeli schwytani w tę pętlę postępactwa próbujemy się wyrywać i przeciwstawiać, przywołując normalność, czyli przeszłość i tradycję, to natychmiast jesteśmy stygmatyzowani epitetem – faszysta. Dzisiaj wojujące lewactwo znalazło kolejną „internacjonalistyczną” pałkę, której chce użyć do zamordowania naszej cywilizacji. Jest to zabawa w kolory, a dokładnie w barwy ograniczone do dwóch – czerni i bieli.

 

Moje postrzeganie Murzynów (swoją drogą nigdy ludzi czarnych nie nazywałem Afroamerykanami…) zostało zdefiniowanie poprzez fascynacje sportowe. Koszykówka, czyli NBA, czyli najlepsi z najlepszych na całym świecie. A tacy w większości byli i są po prostu Murzynami. Dla mnie, jako młodego chłopaka biegającego po parkiecie i marzącego o spektakularnych „wsadach z góry” do kosza bohaterami byli kiedyś tacy zawodnicy jak Bill Russel, Wilt Chamberlain czy Oscar Robertson, a później Michael Jordan czy Allan Iverson. Wszyscy czarni, zresztą tak jak i dzisiaj LeBron James czy Kevin Durant. Z czasem ta słuszna fascynacja ich umiejętnościami została poddana weryfikacji ze względu na ilość głupot jaką poza boiskiem wielu moich czarnych idoli robiło.

 

Moje koszykarskie pasje zawsze dzieliłem z miłością do teatru. I tutaj także – co normalne – szukałem mistrzów. I dopiero po latach te wszystkie programy afirmacyjne ukierunkowane na czarnych mieszkańców USA; te szaleństwa o odpokutowywaniu przez białych win za niewolnictwo, z ostatnim obłędem „black lives matter”, uświadomiły mi, że najważniejsi ludzi w dziejach teatru światowego byli biali. Biały był Sofokles i Eurupides, biały był Szekspir i Mollier, biały był Calderon i Brecht; biały był Stanisławski i Beckett. Biały był również Grotowski. Biały jest Brook i Barba. I białymi są jak najbardziej tutejsi lokalni idole światowej rewolucji – Lupa i Warlikowski… Że to demagogia – ktoś powie. A ktoś inny, że to rasizm w czystej postaci. Nie, to po prostu prawda. Można by w kontekście tego, o czym rozmawiamy napisać, że to jakby „czarne na białym”. A że z tych faktów wnioski jak najbardziej rasistowskie i cynicznie manipulacyjne wyciągają współcześni bolszewicy, to już inna sprawa.

 

Tęsknota za normalnością staje się dzisiaj coraz mocniejsza. Tęsknota za czasem, w którym nikt nie robił „kwadratowych jaj” z faktu, że w szachach zaczyna się grę od ruchu białymi, a w kartach najmocniejszym kolorem jest czarny pik. Kiedy zatracamy język w jego naturalnym brzmieniu i akceptujemy odwrócenie sensu słów (patrz Orwell i „Rok 1984), to znaczy, że rewolucja wygrywa. To znaczy, że jesteśmy o krok od zgody na totalitaryzm czy inny jakiś tam gender. To znaczy, że rezygnujemy z cywilizacji na rzecz barbarzyństwa.  Nic więc dziwnego, że normalny człowiek, bez względu na kolor swojej skóry, powinien dzisiaj tęsknić za normalnymi Murzynami.

 

 

Tomasz A. Żak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie