25 stycznia 2021

Terapia gorsza od choroby. Walka z Covid-19 usprawiedliwia totalną demolkę?

(źródło: pixabay.com)

„Zdemolowaliśmy gospodarkę, szkolnictwo, wszystkie aspekty życia społecznego” – wyznał niedawno główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban w rozmowie z Beatą Lubecką dla Radia Zet. Jeśli doradzającym władzy medykom nie przyświecała naczelna w medycynie zasada etyczna – primum non nocere („po pierwsze nie szkodzić”), to skutki rządowej strategii walki z epidemią nie powinny nikogo dziwić. Rodzi się zatem pytanie, czy u sterów władzy znaleźli się szaleńcy gotowi zatopić statek, aby ocalić załogę?

 

Jeśli dokładnej analizie poddamy działania polskiego rządu od czasu wybuchu epidemii w marcu 2020 r. nietrudno nam będzie dostrzec, że w konsekwencji miały one fatalne dla społeczeństwa skutki. Przyznał to sam główny doradca premiera ds. COVID-19 prof. Andrzej Horban w rozmowie z Beatą Lubecką dla Radia Zet, mówiąc „Zdemolowaliśmy gospodarkę, szkolnictwo, wszystkie aspekty życia społecznego i zawsze nasuwa się pytanie: po co to robimy?” Odpowiedzi możemy się domyślić bez wsłuchiwania się w 25 – minutową rozmowę z rządowym ekspertem. Wszystkie te działania miały nas ochronić „nie tyle przed samą chorobą, co śmiercią, bo gdyby to była choroba prosta i łagodna dla większości czy też dla wszystkich, to w ogóle nie byłoby tego typu kramu”. Wprowadzone przez rządzących wiosenne ograniczenia, zakazy i nakazy nie poskutkowały, gdyż – jak twierdził główny doradca premiera ds. COVID-19 – „Polak potrafi i większość tych zakazów była przez cześć osób, nie mówię, że przez wszystkich, skrzętnie omijana. Efekt mogliśmy zobaczyć w postaci liczby zakażonych”.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W kontekście przywołanych wniosków rządowego eksperta spróbujmy sobie wyobrazić, że do lekarza zgłasza się pacjent z objawami choroby wywołanej zakażeniem wirusem SARS-COV-2. Chory zostaje następnie poddany procedurom, które z założenia powinny prowadzić do poprawy stanu jego zdrowia. Jednak działania i decyzje podjęte przez lekarza mają wpływ na pogorszenie stanu pacjenta, u którego dodatkowo doszło do rozwoju innych schorzeń. Te niewłaściwe działania w praktyce lekarskiej nazywamy błędami jatrogennymi, a choroby, które powstały w ich następstwie – jatrogennymi. Do błędów jatrogennych zalicza się również niewłaściwą komunikację z chorym – na przykład krytykowanie, ocenianie i obwinianie pacjenta przez lekarza czy używanie niezrozumiałego języka, niejasne i nieprecyzyjne informowanie chorego o jego stanie zdrowia. 

 

Jeśli polskie społeczeństwo porównamy do zbiorowości pacjentów, to niewątpliwie zastosowane przez rząd na szeroką skalę procedury w zapobieganiu i zwalczaniu epidemii C-19 pogorszyły tylko stan ich zdrowia. W obawie przed załamaniem się systemu opieki zdrowotnej ograniczono potrzebującym dostęp do lekarzy i świadczeń zdrowotnych. W ramach POZ udzielane są przede wszystkim teleporady. Wielu pacjentów nie uzyskało możliwości lub obawiało się bezpośredniego kontaktu z lekarzem, co w konsekwencji miało wpływ przykładowo na spadek nawet o 50 proc. liczby nowych chorych zgłaszających się z kartami DILO do ośrodków onkologicznych. Czasowo zawieszono też wykonywanie operacji planowych. Z powodu problemów w dostępie do szpitala oraz braku efektywnej koordynacji pogotowia ratunkowego śmierć poniosło wielu pacjentów niecovidowych. Sytuacja ta kosztowała już życie ponad 58,8 tys. osób. O tyle więcej ludzi – według danych z GUS – umarło w ubiegłym roku w porównaniu do dwóch poprzednich lat. Co ważne, w przyroście liczby zgonów o 58,8 tys., tylko 22,7 tys. można tłumaczyć nowym wirusem (stan na 13 grudnia 2020 r.).

 

Ponadto, zmiana codziennego sposobu funkcjonowania w rodzinie, szkole, pracy nie pozostała bez wpływu na zdrowie psychiczne Polaków. Według danych z ZUS, w pierwszym półroczu 2020 r. na L-4 z powodu zaburzeń psychicznych poszło o 2,9 proc. więcej ubezpieczonych niż rok wcześniej. Rosnąca ilość osób potrzebujących wsparcia to nie jedyny aktualny problem polskiej psychiatrii. W związku z epidemią C-19 część pacjentów przewlekle chorych psychiatrycznie skierowano do DPS- ów dla osób starszych z problemami o charakterze zaburzeń poznawczych i zakładów opiekuńczo-leczniczych, a tym samy zostali w dużej mierze pozbawieni specjalistycznej opieki, gdy w placówkach tych pojawiło się zagrożenie epidemiczne, o czym publicznie mówił prof. Janusz Heitzman, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Zawieszenie działalności Środowiskowych Domów Samopomocy w woj. małopolskim i mazowieckim w październiku 2020 r. było z kolei przyczyną głośnego apelu członków Sekcji Naukowej Psychoterapii PTS do szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka, w którym wskazano na prawdopodobny spadek efektów wieloletniej pracy oraz ryzyko prób samobójczych podopiecznych tych placówek. Co prawda, w 2020 r. zanotowano mniejszą ilość samobójstw w porównaniu do wcześniejszych lat, co według konsultanta krajowego w dziedzinie psychiatrii prof. Piotra Gałeckiego – można tłumaczyć oddziaływaniem silnego stresora, który powoduje mobilizację zdolności adaptacyjnych, to możliwy wzrost samobójstw – jak twierdzi prof. Gałecki – może nastąpić w okresie po pandemii, gdy stresor już nie będzie działał i wyczerpią się zdolności adaptacyjne.

 

Kolejnymi ofiarami wprowadzonych przez rząd obostrzeń są najmłodsi. Zdalne nauczanie, a więc wiele godzin spędzanych przed ekranem komputera oraz brak możliwości spotkania się z rówieśnikami z klasy, a także poczucie izolacji społecznej i niepewność co do właściwego przygotowania do egzaminów odcisnęło już swe piętno na kondycji zdrowotnej i psychicznej dzieci. Mała aktywność fizyczna i zła dieta spowodowały wzrost wśród nich otyłości. Według opublikowanych w listopadzie 2020 r. badań Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, aż jedna trzecia nastolatków w wieku 13-17 lat określiła swój stan psychiczny w związku z zamknięciem ich w domach jako zły. Jak wynika z obserwacji konsultantki krajowej w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży prof. Barbary Remberk, na leczenie psychiatryczne zgłasza się o ok. 30 proc. mniej niż zwykle najmłodszych pacjentów („Menadżer Zdrowia” 11-12/2020). Ponadto, nadmierne korzystanie z nowych technologii przez dzieci i młodzież rodzi wśród psychologów obawy przed masowym uzależnieniem się pokolenia zdalnej edukacji od komputerów i innych urządzeń elektronicznych, co może skutkować falą późniejszych depresji i innych zaburzeń psychiatrycznych.

 

Problemy zdrowotne i psychiczne Polaków zapewne spotęguje nadciągający kryzys gospodarczy. Obecną sytuację na świecie – według Tomasza Wróblewskiego, prezesa Warsaw Enterprise Institute – już można porównywać do największego krachu w historii, czyli tego z lat 30. XX wieku. Wiele wskazuje na to, że aplikowane nie tylko polskiemu społeczeństwu lekarstwo w walce z epidemią COVID-19 okaże się gorsze niż choroba. Trudno zrozumieć, dlaczego zaprzęgnięci do walki z epidemią lekarze z Rady Medycznej przy premierze polskiego rządu nie kierowali się naczelną w medycynie zasadą etyczną – „po pierwsze nie szkodzić”. To pokazuje, że w tworzeniu strategii działań przeciwepidemicznych zabrakło głosu fachowców z różnych dziedzin: komunikacji społecznej, psychologii społecznej, psychiatrii, ekonomii, pedagogiki i innych. Uwzględnienie ich stanowiska mogłoby ustrzec rządzących przed działaniami ograniczającymi skutki pandemii „bez żadnego trybu”.  Należy mieć nadzieję, że konkretne osoby piastujące stanowiska publiczne –w tym członkowie Rady Medycznej – odpowiedzą kiedyś za swoje decyzje, które w praktyce lekarskiej nazywamy błędami jatrogennymi.

 

Anna Nowogrodzka – Patryarcha

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(14)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 904 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram