Gdy przekonywałam znajomych, że współczesna kultura masowa (głównie filmy i seriale) promuje homoseksualizm, kpili ze mnie, mówiąc, iż równie dobrze można powiedzieć, że promuje rozwody. Mieli rację. I pilne uświadomienie sobie tego niezbędne jest każdemu z nas.
Przychodzę zmęczona po pracy do domu. Szybko obiad – gotuję, a córeczka bawi się przy mnie w kuchni. Do domu wraca mąż, obiad gotowy – wspólny posiłek, rozmowa o tym, co przydarzyło się nam tego dnia – mile spędzony czas. Jestem „padnięta”. Chwila na wspólną rodzinną zabawę albo naukę czytania z małą. Wreszcie mąż kładzie ją spać. Ja mam czas dla siebie w mojej oazie spokoju – kuchni. Zaczynam przygotowywanie posiłków na dzień następny, bo przecież zdrowo się odżywiamy i nie kupujemy gotowych produktów. Jest godzina 20.00. Relaks w towarzystwie deski do krojenia, robotów kuchennych, kuchenki oraz piekarnika potrwa pewnie do 22.00 – jak zawsze.
Dwie godziny to dużo czasu, szczególnie jeśli taki rytuał powtarza się każdego dnia. Trzeba go jakoś zagospodarować. Zmęczona codzienną rutyną i złożonością życia włączam serial. Jest poniedziałek, więc na komórce przez aplikację uruchamiam TVP2 – a tam Barwy szczęścia (emitowany od poniedziałku do piątku). Potem chwilka przerwy i jest M jak miłość (niestety tylko w poniedziałki i wtorki), kultowy polski serial, którego aktorów zna już każdy polski dom. W inne dni tygodnia jest jeszcze Na wspólnej na TVN, a jeśli wracam do domu wcześniej – to również polsatowska Pierwsza miłość. Serial to przecież dla niejednej kobiety (i wcale nie tak małej grupy mężczyzn) dobry sposób na to, by pomyśleć o „niczym”, oderwać się od problemów i zapomnieć o zmartwieniach. Zaczyna się – może nie do końca słucham, bo przecież robię jeszcze mnóstwo innych rzeczy – siekam, duszę na masełku, gotuję, blenduję i tak dalej. Mimo to trzeba przyznać, że serial mnie wciągnął. Tak naprawdę, to chętnie wędruję do mojej kuchni każdego wieczoru, bo losy bohaterów, coraz bardziej złożone – coraz bardziej mnie fascynują. Do czasu…
Zdrowy głos niewinności
Pewnego popołudnia jest przy mnie córka – bawi się przy stole kuchennym. Ja z kolei poprzedniego wieczoru nie obejrzałam ani Barw… ani M jak…, więc gotując, nasłuchuję, co się dzieje w Zakrzewiu oraz na osiedlu „Pod Sosnami”. Wiem, że mała też słucha, więc staram się słuchać uważniej. W pewnym momencie jedna z bohaterek całuje mężczyznę. Mała zerka na ekran i mówi:
– Mamo, to jej mąż.
A ja mechanicznie odpowiadam znad garnka:
– Nie, skąd, to mąż innej pani.
Mała patrzy na mnie zdziwiona i pyta:
– Jak to? To tatuś też zna taką panią?
Dębieję… Wreszcie koncentruję się na tym, co pokazuję dziecku…
– Nie, kochanie, to tylko serial – odpowiadam.
Wyłączam Barwy szczęścia. Tego popołudnia darowałam sobie obejrzenie M jak miłość – jakoś serce matki podpowiedziało mi, żeby nie ryzykować. Najwyżej potem obejrzę wieczorem w kuchni, gdy będę przygotowywać jutrzejsze „menu”.
Jednak wieczorem też nie obejrzałam. Było mi źle z myślą, że mała mogła pomyśleć, iż jej tatuś może znać inną panią, która go całuje. Zaczęłam za to intensywnie zastanawiać się, kto w naszych polskich serialach nie zdradził, nie został zdradzony, nie rozwiódł się lub przynajmniej nie wspierał dorosłego dziecka w trakcie rozwodu, namawiając je do rozstania w imię „prawa do szczęścia”.
Szybka rachuba wskazuje, że praktycznie każdy z bohaterów telewizyjnych telenoweli przeżył coś takiego! Nawet najbardziej prawy z bohaterów Barw szczęścia, Stefan Górka (ojciec mojej ulubionej Kasi), wzór cnót, dobry ojciec i mąż – kiedyś w przeszłości zdradził swoją żonę i ma nieślubną córkę, jak się po latach okazało. Przy okazji w Barwach… jako najszczęśliwsza przedstawiana jest para… homoseksualistów. Oni się nie zdradzają, nie rozstają i nie oszukują.
Jaki otrzymujemy zatem przekaz? Oto każdy jest przecież tylko człowiekiem, więc nie można odeń zbyt wiele oczekiwać! Ważne, że jest dobry (tak ogólnie – raz dla tej, raz dla innej pani), a że zdradził kiedyś… Przecież każdy zdradza. Że się rozwodzi? A któż się dziś nie rozwodzi?!
Chcąc nie chcąc to wspieramy
Strach pomyśleć, że mówimy również o serialach emitowanych przez telewizję publiczną. Przecież takie M jak miłość czy Klan to bijące przez lata rekordy popularności seriale o „porządnej polskiej rodzinie”. Ale rozpusta i niewierność zakończona rozwodem została przez scenarzystów (opłacanych z naszych pieniędzy) wpisana w niemal każdą z przedstawianych tam par małżeńskich. Nawet słynna Barbara z Grabiny miała nieślubne dziecko. Była w ciąży z innym mężczyzną, kiedy wyszła za mąż za Lucjana, który okazał się bardzo dobrym człowiekiem. Dzieci Mostowiaków, Lubiczów czy Chojnickich, bo już nie wspomnę o ich wnukach i znajomych, również nie obroniły się przed pokusami cielesnymi i zdradzały swoich współmałżonków, partnerów, a także duża część z nich miała nieślubne dzieci.
Ta konstatacja, którą zawdzięczam zdrowej i niewinnej uwadze kilkulatki, wzbudziła mój niepokój – czy właśnie taki świat chcę prezentować mojemu dziecku bawiącemu się po południu przy mamie, która gotuje obiad?
No, dobrze – myślę sobie – ale przecież u nas w rodzinie i wśród najbliższych tak nie jest. Mała wie, jak wygląda rodzina, i wie, że tata kocha mamę i zawsze tak będzie,… ale czy na pewno? Była tego pewna do popołudnia, kiedy zobaczyła, że mąż może być całowany nie tylko przez żonę…
A co ze mną? Czy oglądając seriale takie jak dwa wspomniane powyżej (które należą do kategorii soft seriali obyczajowych w porównaniu chociażby do tych z HBO czy Netflixa) nie oswajam się dobrowolnie z powszechną opinią, że zdrady istnieją i są powszechne; że w imię „szczęścia” można się rozwieść; że w imię zauroczenia spokojnie można porzucić rodzinę? Dla tych, którzy żywią jeszcze wątpliwości: oglądając w wakacje hiszpański serial na słynnej amerykańskiej platformie usłyszałam, że wiara w wierność małżeńską to zwykła naiwność… Cóż za bzdura! A ja fundowałam ją sobie każdego wieczoru! A Państwo?
Monika Klarowska
ARTYKUŁ ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W 72 NR. MAGAZYNU POLONIA CHRISTIANA
Powiedzcie, ojcowie i matki, czy szukacie tak pilnie zbawienia swych dzieci, jak to czynił św. Jan? Czy porzuciliście wszystko i naraziliście się na śmierć, by ocalić i uratować ich dusze? Czy ze łzami w oczach błagaliście Boga, by odpuścił im grzechy? Powiadacie, że wasze dzieci nie chcą służyć Bogu. Gdzież wasze łzy, pokuty i jałmużny? Gdzie wasze wysiłki, by je ratować z toni?
1977 – zmarł Dietrich von Hildebrand, filozof i teolog katolicki. Pochodził z oziębłej religijnie rodziny protestanckiej. W 1914 roku, podczas studiów filozoficznych przeszedł na katolicyzm. Jako gorący katolik i przeciwnik nazizmu musiał po dojściu Hitlera do władzy uciekać do Austrii. Po jej aneksji przez III Rzeszę wyjechał do Szwajcarii, stamtąd do USA, gdzie spędził resztę życia.
Trwa genderowy blitzkrieg Joe Bidena. Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych powrócił do polityki Baracka Obamy i pozwolił pełnić służbę wojskową ludziom nieutożsamiającym się z własną płcią biologiczną.
Ministerstwo Sprawiedliwości oczekuje na odpowiedzi władz brytyjskich oraz szpitala w Plymouth w sprawie pana Sławomira – naszego rodaka, który po uzyskaniu statusu dyplomatycznego ma powrócić do kraju na leczenie i rehabilitację. Zgodnie z niedzielną zapowiedzią, wiceminister Marcin Warchoł podjął w poniedziałek rano interwencję w Derriford Hospital – gdzie przetrzymywany jest pan Sławomir – oraz w brytyjskim resorcie spraw zagranicznych.
Świat po pandemii będzie zmierzał to zniszczenia niezależności, jaką cieszy się klasa średnia. Czeka nas coś na kształt "nowego komunizmu". Nadzieja jednak pozostaje: to Boża Opatrzność. Roman Kluska w rozmowie z Pawłem Chmielewski. Zobacz program "Jaka jest prawda?"
Copyright 2020 by
STOWARZYSZENIE KULTURY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
IM. KS. PIOTRA SKARGI