Werchowna Rada Ukrainy w środę 5 lutego będzie rozpatrywała ustawę o uwolnieniu handlu ziemią. Mimo, że nowa wersja ma znacznie ograniczać możliwości spekulowania gruntami rolnymi i koncentracji ich w rękach oligarchów oraz korporacji międzynarodowych, zapowiada się burzliwa debata na forum parlamentu oraz nowe protesty rolników.
Na liberalizację obrotu ziemią od lat nalegały na władze Ukrainy międzynarodowe instytucje finansowe i korporacje międzynarodowe. Międzynarodowy Fundusz Walutowy wielokrotnie wiązał uruchomienie kolejnych transz pożyczek dla Kijowa od przeprowadzenia reform rynkowych, w tym dopuszczenia do grona potencjalnych nabywców ziemi osób fizycznych i podmiotów gospodarczych także spoza Ukrainy.
Wesprzyj nas już teraz!
Stawką w tej rynkowej grze jest 33 mln hektarów gruntów rolnych, z których ok. 1/3 to urodzajne czarnoziemy, jeszcze w czasach I Rzeczpospolitej będące spichlerzem Europy, a później Związku Sowieckiego. Po uzyskaniu niepodległości przez Ukrainę w 1991 roku skolektywizowane przez komunistów gospodarstwa rolne nie trafiły w ręce poprzednich właścicieli, a rolnicy i oligarchowie korzystają z pól uprawnych jako dzierżawcy. Taki stan ogranicza jednak inwestycje w sektorze rolnym, w którym dzierżawcy nie mają gwarancji, że zdążą skorzystać z poniesionych nakładów, obawiając się nie przedłużenia umów dzierżawy.
Pod naciskiem międzynarodowych instytucji kwestią prywatyzacji ziemi państwowej i uwolnieniem rynku gruntami rolnymi zajmowała się jeszcze ekipa byłego prezydenta Petra Poroszenki. Hasło wprowadzenia warunków rynkowych na ukraińską wieś było jedną z deklaracji również zwycięzcy ostatnich wyborów parlamentarnych – partii „Sługa Narodu” Wołodymyra Zełenskiego.
Posiadając samodzielną większość w Werchownej Radzie deputowani „Sługi Narodu” – mimo protestów społecznych i akcji politycznych opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej – przyjęli 13 listopada 2019 roku w pierwszym czytaniu ustawę, uwalniającą obrót ziemią rolną. Przed drugim czytaniem, zaplanowanym na najbliższą środę 5 lutego, dokument ten był dyskutowany w komisjach problemowych parlamentu i szeroko komentowany w mediach ukraińskich. Obawy rolników, polityków i wielu obywateli Ukrainy budził przede wszystkim zapis o możliwości nabycia przez jeden podmiot nawet 200 tys. hektarów ziemi, co – według przeciwników takiego zapisu – groziło skupieniem ziemi bezpośrednio przez firmy z Zachodu lub własnych oligarchów, którzy później mogliby odsprzedawać pola uprawne następnym nabywcom, także z zagranicy, zyskując na spekulacji ziemią.
O zainteresowaniu zagranicznego kapitału zakupami na Ukrainie może świadczyć m.in. opisywany 14 stycznia przez ukraiński portal „ZN.ua” fakt apelu niemieckich farmerów do władz Ukrainy o niezamykanie możliwości nabywania gruntów rolnych osobom z zagranicy.
Dla rządzących w Kijowie uwolnienie sprzedaży ziemi to nadzieja na zastrzyk finansowy do budżetu państwa, potrzebującego pieniędzy na cele społeczne i inwestycje w infrastrukturę. Jak podawał portal „Biełsat.eu”, według jednego z ekspertów grupy bankowej Rotschild, możliwa jest kwota nawet 10 mld dolarów.
Biorąc jednak pod uwagę opór społeczny i wykorzystywanie niezadowolenia obywateli z takich decyzji przez polityków nacjonalistycznych (m.in. parlamentarzystów nowego ugrupowania „Gołos” czy Batkiwszczyny Julii Tymoszenko), rządząca partia „Sługa Narodu” Zełenskiego zdecydowała się ograniczyć mocno wolnorynkowe zapisy ustawy o handlu ziemią. W złagodzonej wersji, która ma w środę trafić pod obrady Werchownej Rady jest już mowa o znacznie mniejszej powierzchni ziemi, jaka może trafić w jedne ręce – z pierwotnych 200 tys. ha obniżono tę barierę dwudziestokrotnie – do 10 tys. ha. Co istotne, o wprowadzeniu zgody na sprzedaż ziemi obcokrajowcom ma zadecydować ogólnokrajowe referendum (o które upominała się m.in. Julia Tymoszenko), ale problemem jest brak regulacji o sposobie organizowania referendum w przepisach państwowych.
Źródła: ZN.ua, Belsat.eu, NV.ua, 112.ua
Jan Bereza