21 maja 2020

Co łączy antykoncepcję z kryzysem męskości i macierzyństwa?

(Źródło: istockphoto.com)

– 100 lat temu na gruncie naukowym mogliśmy mieć wątpliwości co do tego, czy celowe doprowadzenie do poronienia na wczesnym etapie ciąży jest dopuszczalne. Współczesna nauka wyjaśniła wszelkie wątpliwości co do momentu powstania nowego człowieka – jest nim zapłodnienie – i dlatego stosowanie tzw. „pigułki po” należy uznać za formę aborcji – mówi w rozmowie z PCh24.pl Filip Furman, dyrektor Centrum Nauk Społecznych i Bioetyki Instytutu Ordo Iuris.

 

W roku 2020 mija 60 lat od wprowadzenia do amerykańskich aptek Enovidu – pierwszej na świecie tabletki antykoncepcyjnej. Jak to wydarzenie wpłynęło na losy świata? Skąd biorą się etyczne wątpliwości związane z antykoncepcją hormonalną? Jaka jest relacja tej metody do tabletki „po” czy środków wczesnoporonnych?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Żeby wyjaśnić wątpliwości bioetyczne i różnice pomiędzy aborcją, antykoncepcją czy innymi metodami „regulowania płodności”, należy najpierw wyjaśnić sposób działania preparatów antykoncepcyjnych, tabletek „dzień po” czy środków wczesnoporonnych. Tabletki antykoncepcyjne hamują owulację, to znaczy: komórki jajowe nie są uwalniane z jajników i w związku z tym nie może dojść do zapłodnienia. Dodatkowo powodują one również zmiany w śluzie szyjki macicy, co utrudnia przemieszczanie się plemników czy też zagnieżdżenie się zarodka.

 

Jeśli chodzi o antykoncepcję postkoitalną, czyli tzw. „tabletkę po”, mamy do czynienia z dwojakim sposobem działania, uzależnionym od fazy cyklu, czyli od tego czy kobieta jest przed owulacją, czy po niej. W pierwszym wypadku owulacja zostaje zahamowana, czyli dochodzi do utrudnienia uwalniania się jajeczek, w drugim dochodzi do utrudnienia zagnieżdżenia się zarodka w macicy. Jeśli jednak do zagnieżdżenia już doszło, wówczas tabletka „dzień po” nie działa. Trzeci przypadek to tzw. tabletka wczesnoporonna, czyli forma farmakologicznej aborcji we wczesnej fazie ciąży.

 

A czy istnieją tabletki późnoporonne? Informacje o tego typu specyfikach docierały do nas z Chin, kiedy ten kraj prowadził politykę jednego dziecka.

 

Tak, choć takie nazewnictwo raczej nie funkcjonuje. W drugim trymestrze ciąży mówi się już po prostu o aborcji farmakologicznej.

 

Czyli tradycyjnie wracamy do semantyki – środki prowadzące do aborcyjnego zabicia dziecka we wczesnej fazie ciąży opisuje się łagodniejszym językiem. Wróćmy jednak do wątpliwości bioetycznych.

 

Rzeczywiście, semantyka to tylko jeden z problemów w tej sprawie. Jeśli chodzi o wątpliwości bioetyczne, przyjrzeć powinniśmy się celowości każdej z omawianych procedur. Celem stosowania antykoncepcji jest niedopuszczenie do powstania nowego życia. Z kolei celem tabletki wczesnoporonnej jest po prostu zabicie dziecka. Pomiędzy środkami antykoncepcyjnymi a tabletkami wczesnoporonnymi mamy „tabletkę po”, której celem również jest uniemożliwienie zapłodnienia, ale w tym wypadku dopuszcza się możliwość, że do zapłodnienia już doszło. Wtedy zarodkowi, czyli już istniejącemu dziecku w najwcześniejszej fazie życia, uniemożliwia się przetrwanie.

 

Tak więc wątpliwości etyczne w przypadku „tabletki po”, podobnie jak w przypadku późniejszej aborcji, dotyczą przede wszystkim pozbawienia życia innego człowieka. W przypadku antykoncepcji wątpliwość jest innego rodzaju, dotyczy ona mianowicie pozbawiania się immanentnej cechy człowieka, jaką jest płodność. W tym miejscu powstaje pytanie, czy jesteśmy uprawnieni do takiej ingerencji w naturę ludzką? Odpowiedź na nie leży już jednak raczej w gestii filozofii i wiary.

 

Oceniając „tabletkę po” z katolickiego punktu widzenia mamy do czynienia z człowiekiem, ale przedstawiciele szeroko pojmowanej lewicy podniosą krzyk, że to nie człowiek, tylko zlepek komórek, w najlepszym wypadku płód.

 

Dzieje się tak, ponieważ z przyczyn najczęściej ideologicznych przywołane przez Pana osoby bardzo często odrzucają w tej sprawie stanowisko naukowe. Kiedy nie mieliśmy takich możliwości, jak dzisiaj, np. ultrasonografii, z której wiemy, że dziecko bardzo szybko nabiera kształtów, ma swoje rysy, porusza się etc., to mogliśmy się zastanawiać, w którym momencie mamy już do czynienia z dzieckiem, a kiedy jeszcze z jakimś domniemanym stanem pośrednim. OK, takie podejście jeszcze jestem w jakimś stopniu w stanie zrozumieć, choć trudno byłoby mi je podzielać. Współczesna nauka nie pozostawia jednak na nie miejsca. Co więcej, przecież rozwój genetyki pokazał jasno, że już od momentu zapłodnienia mamy do czynienia z nowym człowiekiem, z konkretnie określonymi, indywidualnymi cechami. Nie mamy więc do czynienia tylko z połączeniem plemnika i komórki jajowej, ale z nowym życiem.

 

Powtórzę: 100 lat temu na gruncie naukowym mogliśmy mieć wątpliwości co do tego, czy celowe doprowadzenie do poronienia na wczesnym etapie ciąży jest dopuszczalne. Współczesna nauka wyjaśniła wszelkie wątpliwości co do momentu powstania nowego człowieka – jest nim zapłodnienie – i dlatego stosowanie tzw. „pigułki po” należy uznać za formę aborcji.

 

Wracając do antykoncepcji. Oprócz wątpliwości bioetycznych istnieją również wątpliwości związane z jej społecznymi konsekwencjami…

 

Tak. Może na początek zaskoczę czytelników i powiem o konsekwencjach częściowo pozytywnych. Mam tutaj na myśli możliwość ograniczenia zjawiska niechcianych ciąż, a w związku z tym aborcyjnego zabijania dzieci. Spójrzmy jednak na to z innej strony: czy pomimo powszechnej dostępności antykoncepcji zjawisko aborcji zniknęło, albo czy przestaliśmy notować przypadki porzucania dzieci?

 

Nie.

 

No właśnie! Czyli można postawić tezę, że antykoncepcja nie jest całkowitym rozwiązaniem. Co więcej: wiele ciąż jest nieplanowanych, ale później akceptowanych i chcianych. Kolejna sprawa to zmiana oczekiwań społecznych wobec kobiet. Kiedyś było czymś oczywistym, że kobieta może zajść w ciążę. Dzisiaj jednak ciąża jest postrzegana przez pracodawców nie jako naturalna kolej rzeczy, ale jako obciążenie. Powstało bowiem oczekiwanie, że skoro kobieta może wybrać tzw. „karierę”, to nie może z niej zrezygnować w sposób nieplanowany na rzecz dziecka.

 

Takie podejście spowodowało, że wiele kobiet odkładało i odkłada decyzję o macierzyństwie, ponieważ boi się, że nie sprosta wyzwaniu połączenia wychowania dziecka z pracą – co jest oczywiście zrozumiałe. Łączenie tych ról rzeczywiście jest godne podziwu, zwłaszcza ze względu na potrzebne umiejętności organizacji pracy. Pracująca matka to wzór dobrego menedżera! Na szczęście, dla wielu kobiet macierzyństwo jest wciąż czymś pięknym i stanowi prawdziwą wartość. Co rzadko się podkreśla, macierzyństwo to także jeden z najlepszych sposobów udziału w życiu społecznym, a na pewno jeden z najskuteczniejszych instrumentów wpływu na jego kształt – poprzez kształtowanie jego przyszłych uczestników.

 

Wystarczy przypomnieć, jaka awantura była w Polsce, kiedy rząd PiS, zostawmy na boku czy słusznie czy nie, wprowadził emeryturę dla matek, które wychowały czwórkę dzieci. Jaki wtedy podniósł się krzyk, że są to pieniądze wyrzucone w błoto, że kobiety powinny iść do normalnej pracy, a rząd sponsoruje, przepraszam za wyrażenie, nierobów…

 

Niezależnie od tego, czy akceptujemy tego typu formy wsparcia socjalnego, trudno nie docenić wartości nie tylko osobistej, ale społecznej, w każdym aspekcie, takich osób i rodzin wielodzietnych, ponieważ bez nich nie ma społeczeństwa! Zobaczmy, co się dzieje w Dalekiej Azji – we wspomnianych już Chinach, pomimo zakończenia polityki jednego dziecka, zdecydowana większość rodzin wciąż decyduje się na maksimum jedno dziecko, jeśli w ogóle podejmuje decyzje o posiadaniu potomstwa. Ten sam model coraz mocniej instaluje się w Europie, w tym w Polsce.

 

Chodzi tu zwłaszcza o kulturowe przemiany wzorców życia. Jeśli decyzja o posiadaniu dzieci nie zapadnie odpowiednio wcześnie, tylko będzie nieustannie odkładana na potem, to w pewnym momencie może okazać się, że jest już zbyt późno. Kluczowym problemem jest tutaj zjawisko tzw. „czystej relacji”.

 

Na czym ono polega?

 

Jest to pojęcie pochodzące ze słownika brytyjskiego socjologa Anthony’ego Giddensa, który opisał je w książce „Przemiany intymności”. Owa „czystość” nie jest tu rozumiana w sposób tradycyjny, raczej wręcz odwrotnie. W uproszczeniu chodzi tu nie o „czystość” rozumianą moralnie, ale o relację, która jest czysta w takim znaczeniu, że nie jest powiązana z żadnymi innymi czynnikami – jej celem jest relacja sama w sobie, opiera się o przyjemność.

 

Przez większość dziejów ludzkości w relację seksualną zawsze były wpisane konsekwencje, takie jak posiadanie dzieci. Nie mogło być więc mowy o relacji opartej jedynie na przyjemności, ponieważ w grę wchodziła również odpowiedzialność – nawet jeśli pierwotnym celem była jedynie przyjemność. W związku z tym relacji między kobietą a mężczyzną towarzyszyła również większa potrzeba duchowej bliskości, większa potrzeba zabezpieczenia socjalnego, ekonomicznego, bytowego.

 

Powszechność antykoncepcji umożliwiła zastąpienie takiego wzorca relacji tą tzw. „czystą relacją”, której celem jest relacja sama w sobie. Czyli jeśli jest nam razem przyjemnie i dobrze, to jesteśmy ze sobą. Nie jesteśmy ze sobą, żeby mieć dzieci, żeby zbudować dom, a jedynie dlatego że jest nam dobrze w związku. A jeśli przestaje nam być dobrze, to nie staramy się przezwyciężyć swoich problemów, tylko po prostu się rozstajemy.

 

Trzeba też pamiętać, że hormonalna antykoncepcja jest przyjmowana przez kobiety, czyli jeszcze bardziej zmniejsza się odpowiedzialność mężczyzn w związku.

 

Czy zmierza Pan do tego, że wprowadzenie powszechnie dostępnej antykoncepcji hormonalnej wywołało falę rozwodów i jeszcze większą falę zdrad?

 

To może zbyt daleko powiedziane, ale na pewno było czynnikiem istotnym. Kiedyś mężczyzna, który podejmował decyzję o stałym współżyciu z partnerką, musiał się liczyć, że prędzej czy później będzie też musiał zapewnić jej i dzieciom byt. Taka decyzja była też decyzją związaną z podjęciem pracy zawodowej, oszczędzaniem pieniędzy czy przygotowaniem się na rozwój rodziny.

 

Teraz zaś mężczyźni nie muszą podejmować takich decyzji. W efekcie mamy do czynienia z kryzysem męskości oraz kryzysem macierzyństwa.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie