7 kwietnia 2014

Taki gender, że szkoda gadać

(Fot. Bogna Białecka)

Uczestniczyłam niedawno w dotyczącej gender debacie, zorganizowanej na KUL przez Akademicki Klub Myśli Społeczno-Politycznej Vade Mecum oraz Stowarzyszenie KoLiber. Oto kilka refleksji na temat.

 

Grono dyskutantów, a właściwie wykładowców (każdy miał około pół godziny na wystąpienie) było ciekawe: prof. Aleksander Stępkowski, dr Tomasz Terlikowski, ks. Kazimierz Sowa i moja skromna osoba. Wszystko przebiegało spokojnie do momentu, gdy głos zajął ksiądz Sowa i rozpoczęła się burzliwa raczej dyskusja. Uczciwie przyznaję, że ks. Kazimierz starał się wyrazić zrozumienie dla osób zaniepokojonych wkraczaniem gender do Polski, jednak postawił też szereg zarzutów. Na przykład – że podejmowanie tematyki gender przez Kościół i środowiska konserwatywne to temat zastępczy, oraz, że nie podoba mu się sposób dyskusji, gdyż uważa, że jej celem jest zniszczenie przeciwnika.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Cóż, nie wiem w stosunku do czego tematem zastępczym miałaby być walka z rozwiązaniami prawnymi, których skutkiem będzie indoktrynacja moich dzieci w obszarze moralności i światopoglądu. Nie spostrzegam też walki z ideologią w męskich kategoriach walki o władzę a w kobiecych – walki w obronie własnych dzieci. Gender ma konkretne konsekwencje. Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (Art. 12 ust. 1) nakazuje: „Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorcach zachowań kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn.” Jakie to „stereotypowe role”? Na przykład kobiety jako żony i matki, mężczyzny jako męża i ojca rodziny, trwałego, heteroseksualnego związku małżeńskiego jako wzorca, itp. W debacie na KUL brało udział troje świeckich, którzy w sumie mamy dwanaścioro dzieci. Dla nas to  nie jest „temat zastępczy”. 

 

Główny zarzut księdza Sowy dotyczył jednak KUL-owskiej debaty jako takiej.  Ksiądz stwierdził, że właściwie taka debata jak nasza – gdzie wszystkie osoby mają zbliżony światopogląd – jest bez sensu, gdyż chciałby na przykład usłyszeć, co psycholog z drugiej – genderowej strony miałby do powiedzenia na temat relacji między płcią biologiczną a rolą płciową.

 

Zapewniłam, że raczej niewiele, bo zagłębiłam się w tematykę przez ostatnich kilka miesięcy dość poważnie i nie ma rzetelnych badań naukowych, które by dowodziły, że między płcią biologiczną a kulturową nie ma związku. Nie było to dla księdza Kazimierza odpowiedzią satysfakcjonującą. Jak rozumiem, domagał się  oddania głosu obu stronom, gdyż jego poczucie uczciwości dyskursu akademickiego było zaburzone.

 

Jak to zwykle bywa,  dopiero po zakończeniu debaty przypomniałam sobie, że już przecież uczestniczyłam w takiej dyskusji. Dotyczyła ona wpływu rozwodu na dzieci. Działo się to za czasów kampanii Fundacji Mamy i Taty „Rozwód, przemyśl to”. Postawiłam wtedy tezę, że rozwód, nawet przeprowadzony w kulturalny sposób, jest dewastujący w skutkach dla dzieci. Na poparcie tej tezy istnieje naprawdę dużo badań naukowych, które przytoczyłam. Rozmówczyni zarzuciła mi zatem manipulację danymi naukowymi w celach ideologicznych. Gdy poprosiłam ją o podanie w takim razie merytorycznych kontrargumentów, skwitowała, że moja wypowiedź jest tak absurdalna, że nawet nie wie od czego zacząć. Przytoczyłam więc wyniki jednego z badań dotyczącego zwielokrotnionego w stosunku do rodzin nietkniętych prawdopodobieństwa rozwodu w drugim pokoleniu i poprosiłam o ustosunkowanie się do tego jednego punktu. Wtedy rozmówczyni zakończyła dyskusję stwierdzeniem: „To mnie zwyczajnie nie przekonuje”.

 

Gdybyśmy dziś wzięły udział w debacie, a znając jej stosunek do tematyki gender, mam wrażenie, że dyskusja wyglądałaby identycznie. Problem polega na tym, że w dyskusji o gender nie ma dwóch stron o dobrych, merytorycznych argumentach. Dane naukowe są brutalne w wymowie. Płeć biologiczna ma wpływ na to kim jesteśmy, a gwałt zadany naturze nigdy nie jest zdrowy dla człowieka. Dyskusja na ten temat nie ma sensu, a jej przebieg jest do przewidzenia. Obie strony pozostaną przy swoim zdaniu, a na publiczności lepsze wrażenie zrobi niekoniecznie ten, kto ma silne merytorycznie argumenty, a ten kto potrafi robić dobre wrażenie.

 

Bogna Białecka

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie