20 lipca 2015

Kto rozbroi bałkańską bombę?

(REUTERS / FORUM)

Naznaczona piętnem dżihadyzmu Bośnia i Hercegowina może stać się koniem trojańskim islamu w Unii Europejskiej. O żyjących w tym kraju katolików nie upomną się zachodnie rządy ani brukselscy eurokraci. Mogą to zrobić jedynie ich bracia w wierze, zwłaszcza z Polski. A to katolicy z Bośni i Hercegowiny jako jedyni mogą stabilizować relacje między muzułmanami a prawosławnymi.

 

Prawa chrześcijan w Europie są nagminnie łamane. Zazwyczaj, kiedy mówimy „Europa”, myślimy „Unia Europejska” – to efekt wieloletniej propagandy unijnych elit, jeden z „ponowoczesnych” mitów. Do tego prestiżowego klubu, który nie posiada monopolu na dyskryminację, silnie aspiruje jedno z bałkańskich państw: Bośnia i Hercegowina.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W historii Starego Kontynentu Bośni i Hercegowiny zajmuje szczególne miejsce. To w Sarajewie na samym początku ubiegłego rozpoczęła się wielka rzeź Europy, a pod koniec wieku to w nim zapoczątkowano najkrwawszy konflikt europejski po II wojnie światowej. Na terenie tego państwa – będącym połączeniem dwóch jednostek administracyjnych – żyje ok. 4 mln ludzi. Ponad połowa z nich, dokładnie 52 proc., to chrześcijanie, głównie prawosławni żyjący przede wszystkim na południu w Hercegowinie oraz w Republice Serbskiej, (której oczywiście nie można mylić z Republiką Serbii). Muzułmanie, sunnici wywodzący się z tradycji szkoły hanafickiej, stanowią 45 proc. populacji i zamieszkują przede wszystkim Bośnię. W tym na siłę pozlepianym tworze wegetują także katolicy, którzy pozostają zdecydowaną mniejszością, do tego uciemiężoną. Według oficjalnych statystyk katolików jest tu ok. 14 proc. Według nieoficjalnych katolicy to zaledwie 10 proc. populacji. Według danych Kościoła katolickiego przed wojną żyło tutaj 835 tys. katolików, a dziś jest ich zaledwie 440 tysięcy (w Republice Serbskiej jest najgorzej, ich liczba stopniała z 220 tys. do 11,5 tysiąca). Cała ta mozaika funkcjonuje w ramach jednego bytu państwowego.

 

Wojna z lat 90. na terenie republik byłej Jugosławii zazwyczaj ukazywana jest jako konflikt polityczny, ewentualnie etniczny. Operowanie schematami i kalkami wyprodukowanymi przez polityków i zachodnie media skutecznie ukrywało fakt, że mamy do czynienia z wojną religijna, a jeszcze precyzyjniej z dżihadem sponsorowanym przez Arabię Saudyjską oraz Al-Kaidę. W czasie operacji wojennych zniszczeniom uległo 3 290 religijnych budynków różnych religii.

 

W niezwykle cennym artykule opublikowanym ostatnio na łamach PCh24.pl (zob. TUTAJ http://www.pch24.pl/totalna-kapitulacja—reakcja-zachodu-na-zbrodnie-dzihadu,36848,i.html) wybitny włoski historyk prof. Roberto de Mattei stwierdza, że to za sprawą wojny w Bośni islam jest tak bardzo aktywny w Europie. Powołując się na amerykańskiego eksperta ds. Bałkanów Johna Schindlera przypomina, że to właśnie w Bośni w latach dziewięćdziesiątych Al-Kaida stała się organizacją rzeczywiście międzynarodową, choć zarządzaną przez Osamę Bin Ladena i jego mudżahedinów. Ten sam rząd Arabii Saudyjskiej, który finansował budowę rzymskiego meczetu (przekazując na ten cel 35 milionów dolarów), wydał również setki (!) milionów na finansowanie islamskich partyzantów i zachęcanie młodych muzułmanów z całego świata do udziału w „świętej wojnie” w Europie.

 

Według najnowszego raportu Pomocy Kościołowi w Potrzebie, w latach 1991-1995 ze swoim przesłaniem wojenno-religijnym pierwsi wystąpili salafici i wahabici. Dokładna liczba fanatyków nie jest znana, ale można ją oszacować na kilka tysięcy. Od 1993 roku zaczęli nazywać siebie El Mudžahid, od 2 tys. do 5 tys. z nich walczyło przeciwko Serbom i Chorwatom. Po wojnie za szczególne zasługi dla przybranej ojczyzny zostali nagrodzeni jej obywatelstwem. Dziś – czekając na przyjęcie Bośni i Hercegowiny do struktur Unii Europejskiej – by nie popaść w religijne lenistwo walczą z niewiernymi w Syrii, Iraku i Libii.

 

Panu Bogu świeczkę, a Allahowi… drugą

 

Biskup Franjo Komarica, ordynariusz Banja Luki i przewodniczący Episkopatu Bośni i Hercegowiny, wielokrotnie uwrażliwiał Zachód na problemy katolików w świecie islamu. Żądał większego zaangażowania na ich rzecz, zanim będzie już za późno i dojdzie do pogromów albo wybuchu nowego konfliktu. Unijny klub pozostaje dla biedniejszych państw atrakcyjny, władze Bośni i Hercegowiny chciałyby do niego dołączyć. Dlatego polscy katoliccy politycy powinni wykazać się większym zaangażowaniem na rzecz dyskryminowanych braci w wierze, tym bardziej, że krajem, który mocno popiera aspiracje unijne Bośni i Hercegowiny, jest… Polska. Wzorem do naśladowania może być solidarność występująca w świecie islamu.

 

Bośnia i Hercegowina w swoich aspiracjach do bycia członkiem Unii Europejskiej nie widzi żadnego napięcia ideologiczno-politycznego w związku ze swoimi powiązaniami z Organizacją Współpracy Islamskiej (od 1994 roku jest stałym obserwatorem z aspiracjami do wejścia do jej struktur). Nie widzi nic niewłaściwego także i w tym, że żyjący wśród muzułmanów katolicy i prawosławni będą instrumentalnie i bezwzględnie wykorzystywany w negocjacjach członkowskich jako argument na istnienie w tym państwie demokracji i religijnej tolerancji. Odpowiedź na taki cynizm powinna polegać na postawieniu Bośni i Hercegowinie warunku polepszenia sytuacji dyskryminowanych katolików.

 

Biskup Komarica regularnie apeluje, aby wywierać presję na władze jego ojczyzny, by nareszcie zaczęły uznawać i respektować podstawowe prawa Chorwatów. Jak dotąd 200 tys. z nich nie może wrócić do swoich domów. Ci, którzy heroicznie zdecydowali się powrócić do ojczyzny – ok. 4 tys. rodzin – właściwie nie posiadaja żadnych perspektyw na zatrudnienie. Nie stać ich na rzeczy podstawowe: prąd, gaz, lekarstwa, nie mówiąc już o edukacji dzieci. Wystarczy mieć chorwackie nazwisko, aby udaremniło to katolikom szansę na normalne życie. I co paradoksalne, wielu Chorwatów, pomimo wstąpienia Chorwacji do Unii Europejskiej, żyje w Bośni i Hercegowinie jako obywatele drugiej kategorii.

 

Po wojnie jedynie Kościołowi katolickiemu nie zwrócono własności zagarniętej za czasów komunizmu, chociaż wspólnoty muzułmańskie swoje nieruchomości i tereny odzyskały niemal w 100 procentach. Zdaniem wielu liderów Kościoła, m.in. arcybiskupa Sarajewa kardynała Puljicia, celem tej polityki jest zmuszenie katolickich Chorwatów do bezpowrotnego opuszczenia Bośni i Hercegowiny.

  

Z kolei islamizacja kraju nie natrafia na żadne problemy. W samym tylko Sarajewie w ostatnich latach wybudowano 70 meczetów, nie wydano w tym czasie zezwoleń na budowę kościołów katolickich. Naznaczona piętnem dżihadyzmu Bośnia i Hercegowina, koranizowana dzięki środkom z Arabii Saudyjskiej, może stać się obok Turcji drugim koniem trojańskim islamu w Unii Europejskiej. W dalszej perspektywie to całkiem możliwe. W 2005 rozpoczęto negocjacje w sprawie stowarzyszenia, w czerwcu 2008 doszło do podpisania umowy o stabilizacji i stowarzyszeniu. Dziś Bośnia i Hercegowina oczekuje na przyznanie jej statusu oficjalnego kandydata na członka Unii Europejskiej.

 

Jedyne co może utrudnić jej starania, to nie tyle dyskryminacja religijna katolików – bo na ich obronę ze strony Brukseli nie ma co liczyć – co kwestie natury ekonomicznej (fatalny stan gospodarki) i politycznej (niestabilność, chaos i konflikty w strukturach władzy). Do tego korupcja, rozkwit przestępczości zorganizowanej, handel ludźmi, wysokie bezrobocie (od 35 do 45 proc.), zamieszki i tym podobne patologie.

 

Co Kościół katolicki może ofiarować Bośni?

 

Czy na początku nowego stulecia Sarajewo znów stanie się miejscem historycznego zwrotu? To właśnie katolicy mogą stanowić czynnik rozbrajający tykającą bombę na Bałkanach. W Bośni i Hercegowinie – choć są grupą dyskryminowaną – starają się odpowiadać na nienawiść ze strony muzułmanów Ewangelią miłości i przebaczenia. Ich postawa może być kluczem do poprawy sytuacji w tym regionie, a na pewno jest pierwszą kładką na moście porozumienia pomiędzy dwiema większościowymi grupami: wyznawcami islamu i prawosławia. Potwierdzają to doświadczenie destrukcyjnej powodzi z maja ubiegłego roku. Tragedia zaktywizowała wspólnotę katolików do niesienia pomocy muzułmańskim i prawosławnym rodakom. Jak relacjonują świadkowie, katolickie organizacje przyczyniły się do tego, że w społeczeństwie zapanowało poczucie solidarności.

Tomasz M. Korczyński


Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie