7 września 2016

Szkoła, ale jaka?

(Tytus Zmijewski / FORUM )

Idea powrotu do ośmioletniej szkoły podstawowej nie powinna budzić tak ogromnych emocji. Wiele bowiem czynników – zarówno psychologicznych jak i socjologicznych – wskazuje na to, że taka zmiana byłaby bardzo korzystna dla rozwoju naszych dzieci.

 

Powrót do ośmioklasowej szkoły budzi emocje. Są one jeszcze dodatkowo rozdmuchiwane. Dla przykładu jeden z portali cytuje dwunastoletnią dziewczynkę, żalącą się, że jest skazana na dwa lata więcej w klasie, w której dzieci „nie siedzą w internetach, nie wiedzą, co to fejm albo swag, a połowa nie ma facebooka.” Pomińmy może łaskawym milczeniem fakt, że z Facebooka można oficjalnie korzystać od lat 13, jednak traktowanie dzieci jako ekspertów od reformy szkolnej jest co najmniej nieodpowiedzialne. Nie potrzebujemy podkręcania emocji, potrzebujemy faktów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Prof. dr hab. Bogusław Śliwerski w artykule w „Oświatowy falstart” (Przewodnik Katolicki 28/2016) zwrócił uwagę na wyniki badań pedagoga Zbigniewa Kwiecińskiego z ostatnich lat istnienia systemu szkoły ośmioklasowej. Wykazywały one niepokojące tendencje, w postaci  powiększającego się stanu analfabetyzmu funkcjonalnego i wtórnego wśród uczniów ówczesnych klas 6-8 oraz nieefektywność kształcenia w systemie klasowo-lekcyjnym. Oznacza to, że próba mechanicznego powrotu do systemu ośmioklasowego nie zlikwiduje widocznych problemów do tej pory gnębiących gimnazjalistów.

 

Zmiany w funkcjonowaniu społecznym młodzieży w wieku gimnazjalnym

Psychologia rozwojowa wykazuje, że okres między 12 a 16 rokiem życia jest niezwykle ważny. Obserwujemy wówczas dążenie do testowania granic stawianych przez dorosłych i staranną analizę przekazywanego systemu wartości. Młodzież (zwłaszcza w grupie, na przykład w klasie) stara się dać dorosłym znać, że nie czują się już dziećmi, że nie trzeba nimi sterować. Gimnazjaliści okazują często otaczającym ich dorosłym, że nie potrzebują ich mądrości ani ich zasad, lecz jednocześnie wyrażają wielką potrzebę autorytetu, przewodnika życiowego, który będzie bliski, rozumiejący, ale także stanowczy, a przede wszystkim – moralnie spójny, a więc żyjący w zgodzie z deklarowanymi zasadami.

 

Dotychczasowy system wprowadzał dodatkowe wyzwania rozwojowe. Gimnazjum wyrywało dziecko ze środowiska, w którym dorobiło się już pewnej pozycji i wrzucało w nowe, w okresie gdy rówieśnicy zaczynają być podstawową grupą odniesienia. Bardzo dużo zależało więc od konkretnej klasy i szkoły, do której dziecko trafiło. Jeśli w danej klasie powszechnym szacunkiem cieszył się skoncentrowany na sławie i zarabianiu celebryta, dziecko zaczynało go uznawać za autorytet i wzorzec. Ośmioklasowa szkoła pomaga zachować status „starszej klasy”, a więc zadbać o własny autorytet w oczach młodszych kolegów. Nauczyciele mają już wyrobioną pozycję, nie występuje tu już zatem gimnazjalnego testowanie odporności psychicznej nauczyciela. Tak więc na poziomie wartości, nastolatek może koncentrować się bardziej na poszukiwaniu autentycznych wzorców zamiast na walkach o pozycję i testowaniu narzuconych nowych autorytetów. Stabilność systemu społecznego, w którym dzieci się znajdują sprzyja z kolei większej koncentracji na nauce.

 

Problemy związane ze zmianą systemu nauczania

Niepokój może budzić tempo wprowadzania zmian. Tak naprawdę więcej mamy pytań niż odpowiedzi. Czy w tak krótkim czasie, jaki upłynął od podjęcia decyzji o likwidacji gimnazjów a wprowadzeniem w życie nowych zasad uda się stworzyć racjonalny program nauczania? Reforma skracająca szkołę podstawową do 6 lat polegała zasadniczo na spakowaniu programu ośmioletniego w sześcioletni, a gimnazjum stało się czasem powtarzania i rozwijania niektórych zagadnień. Nie wrócimy przecież automatycznie do programów sprzed reformy!

 

Pamiętajmy też kto zostanie królikiem doświadczalnym – będą to roczniki, w których sporą część stanowią dzieci posłane w wieku 6 lat do pierwszej klasy. W wykładzie dostępnym na YouTube „Dlaczego sześciolatki powinny być w przedszkolach” profesor David Whitebread z Uniwersytetu Cambridge zwraca uwagę, że część problemów będących wynikiem posłania dzieci do szkoły w wieku 6 lat utrzymuje się przez wiele lat, a część dopiero ujawnia właśnie w okresie dojrzewania. Dodajmy, że program nauczania klas początkowych został w roku 2012 odchudzony, tak by dały sobie z nim radę młodsze dzieci, natomiast program klasy czwartej pozostał bez większych zmian. Dzieci idące do klasy czwartej w roku 2015 odkryły, że oczekuje się od nich umiejętności i wiedzy, których nie za bardzo miały jak nabyć.

 

Oznacza to, że przez kilka lat będziemy mieć problem z oceną skutków reformy. Właśnie dlatego trudno będzie sprawdzić, które z rezultatów są skutkiem posyłania sześciolatków do szkół, a które likwidacji gimnazjów.

 

Co możemy zrobić?

Może warto rozpocząć od spraw podstawowych, to znaczy odpowiedzi na pytania o cel edukacji, jej rolę, sposób realizacji? Może zniesienie przymusu obowiązku szkolnego i pozostawienie rodzicom decyzji formalnych dotyczących takich kwestii jak np. edukacja domowa, szkoły rozdzielnopłciowe, edukacja klasyczna, edukacja zawodowa itp. mogłoby stać się źródłem autentycznie sensownej reformy edukacyjnej?

 

Czy to utopia? Nie! Oddajmy głos profesorowi Justynowi Piskorskiemu: „Państwo nie deklaruje jednoznacznie celów, jakie chce osiągnąć wobec jednostki (obywatela), dzięki edukacji. Wśród celów przypisywanych państwom liberalnym znaleźć można takie, które znajdują ogólne uznanie, ale też takie, które wywołują uzasadnione kontrowersje. Uznając jednak prawo państwa do sformułowania pewnych edukacyjnych oczekiwań wobec obywateli uznać należy, że nie przesądza ono jeszcze o prawie narzucenia formy kształcenia. (…) Wśród czynników wytyczających pole decyzji prawodawczych dotyczących edukacji uwzględnić należy następujące: prawo do nauki, uprawnienie państwa do określenia niezbędnego poziomu wykształcenia oraz prawo rodziców do wyboru określonego modelu wykształcenia i wychowania dzieci. Te trzy czynniki powinny być brane każdorazowo pod uwagę przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji dotyczących szkolnictwa.” (s. 60. „Szkoła domowa. Między wolnością a obowiązkiem” pod redakcją Justyna Piskorskiego, Instytut Sobieskiego 2011)

 

Bogna Białecka, psycholog

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie