30 kwietnia 2019

„Szczęśliwa synteza”, czy „poglądy europejskie”?

(fot. Forum)

Po co niektórzy ludzie wywieszają na swoich prywatnych posesjach flagi Unii Europejskiej? Wiem, że Poznań nie jest pod tym względem żadną reprezentatywną próbą statystyczną, ale przecież gdzieniegdzie w całym kraju można spotkać takie zjawisko (nie poruszam tutaj oflagowania budynków publicznych, bo w tym przypadku obecnie rządzący obóz dokłada starań, by w żaden, najmniejszy nawet sposób nie dać pozoru „polexitu”).

 

Co chcą wyrazić ludzie, którzy decydują się na taki gest? Czy kryje się za tym coś głębszego, niż tylko zaznaczenie determinacji, by walczyć o „wolność i demokrację” przeciw „antyeuropejskim faszystom z PiS”? Co takiego budzi w dzisiejszej UE tak wzniosłe uczucia naszych obywateli, że dekorują swoje domostwa flagami unijnymi? Czy jest to wsparcie dla „wspólnej polityki rolnej”? A może akceptacja dla sposobu administrowania sprawami unijnymi przez Komisję Europejską pod przewodnictwem zapamiętałego w trudzie (dość popatrzeć jak słania się z wysiłku) Jeana Claude’a Junckera?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Próbując znaleźć odpowiedź na te pytania, wolę przyjąć korzystniejszy dla posiadaczy flag unijnych sposób interpretacji sensu ich ekspozycji. Bycie „pod czyjąś flagą” oznacza przecież akces, mentalne – jeśli nie duchowe – „podpisanie się” pod tym, co dana flaga, w tym przypadku flaga unijna, reprezentuje. Wywieszając flagi biało-czerwone zgłaszamy swój akces do polskości, do tego wszystkiego, co od 966 roku ją kształtowało w sensie duchowym, kulturowym i politycznym. Opisujemy w ten sposób także nas samych.

 

Per analogiam można to zastosować do posiadaczy flag unijnych, którzy wywieszają je w swoich przydomowych ogródkach i na balkonach. Oni także opisują siebie, czyli – jak to ujęła kiedyś red. Monika Olejnik – swoje „poglądy europejskie”. Czym one są? Na ten temat można pisać całe tomy. Ostatnio opisał je w „Roztrzaskanym lustrze” prof. Wojciech Roszkowski, nota bene były eurodeputowany (z listy PiS w latach 2004 – 2009). Jednak najbardziej dobitnie ich istotę pokazała reakcja niektórych „europejskich” (czytaj: unijnych) zelotów na niedawny pożar paryskiej katedry Notre Dame. Jeden z nich bredził coś o moście łazienkowskim w Warszawie, a inny miał skojarzenie z ekskrementami. Creme de la crème „poglądów europejskich”.

 

Dramatyczny wieczór 15 kwietnia był taką „flagą”, znakiem zwołującym. Ci wszyscy, którzy mieli ściśnięte serce na widok płonącej katedry (niekoniecznie nawet będąc ludźmi wierzącymi), zgłosili swój akces do zjednoczonej Europy jako „wspólnoty ducha” wyrosłej ze spotkania Aten, Rzymu i Jerozolimy (Benedykt XVI); spotkania, które przez wieki jednoczyło Stary Kontynent. Spajało go nie przez kolejne tomy urzędniczych dyrektyw, szczytów i narad, czy przez kolejne transze funduszów strukturalnych, ale więzami wspólnej cywilizacji. Jej rdzeniem była zaś umiejętność do tworzenia „szczęśliwych syntez” (Benedykt XVI).

 

Tak pojętą Europę tworzyła więc i wiara i rozum, i prawda i wolność, i dobro i piękno. Rozerwanie tych więzi, jak uczył św. Jan Paweł II w encyklice „Centesimus annus” (1991), było zwiastunem strukturalnego kryzysu cywilizacyjnego, który znalazł swój wyraz w ideologii oświeceniowej, wyrosłej z niej rewolucji francuskiej oraz jej kontynuatorów w postaci dwudziestowiecznych ideologii i ustrojów totalitarnych. Katedra Najświętszej Maryi Panny w Paryżu była wizualizacją tej cywilizacyjnej „szczęśliwej syntezy” i sama nią była jako wspaniałe dzieło ludzkiego umysłu i żarliwej wiary, wolności tworzenia piękna ad maioram Dei gloriam.

 

Czyż każdy z nas, którzy ze zgrozą patrzyliśmy na pożar paryskiej katedry, nie odczułby również wstrząsu na hipotetyczny widok walącego się ateńskiego Akropolu, czy zapadających się łuków triumfalnych rzymskich cesarzy na Forum Romanum? Odważę się na odpowiedź twierdzącą. A gdyby płonął budynek Parlamentu Europejskiego? Czy porównywalne odczucia, poza troską o ludzi tam się być może znajdujących, mogły by się pojawić u osób zgłaszających swój akces do Europy ”szczęśliwych syntez”? Odważę się na odpowiedź przeczącą.

 

Rzecz jasna nie chodzi tutaj o namawianie kogokolwiek do podpalania budynków unijnych w Strasburgu czy Brukseli (mówiłem to ja, Grzegorz Kucharczyk), ale o uświadomienie sobie do jakiej wspólnoty ducha zgłaszamy swój duchowy oraz intelektualny akces. Wspomniane „poglądy europejskie”, jakkolwiek termin sam w sobie jest zupełnie bezsensowny (jak gdyby były „poglądy australijskie” lub „afrykańskie”), też jest wyrazem pewnej wspólnoty idei.

 

Te ostatnie zaś naznaczone są słowem „rozdział” – Kościoła od państwa, a de facto religii chrześcijańskiej od kolejnych społeczeństw europejskich i ich kultur; rozumu od wiary, co skutkuje ekspansją głupoty i szarlatanerii (por. forsowanie „naukowych” teorii w rodzaju gender czy ocieplenia klimatu z winy człowieka); wolności od prawdy (por. forsowany przez Parlament Europejski pogląd o tym, że aborcja jest „prawem człowieka” oraz cały zespół działań podejmowanych od trzech dekad na rzecz „tolerancji” dla „mniejszości seksualnych”), dobra i piękna (dość popatrzeć na wspomniane budynki unijne).

 

Po piętnastu latach naszej bytności w UE należy stwierdzić, że polityka poszczególnych struktur unijnych nie jest rozwiązaniem tych zasadniczych problemów, ale sama jest problemem. Należy przypuszczać, że dla posiadaczy flag unijnych wspomniane cywilizacyjne „szczęśliwe syntezy” i ich destrukcja nie jest kwestią spędzającą im sen z powiek. A jeśli już są dostrzegane, to raczej jako wyraz nieuchronnego „marszu postępu i wolności przez barykady zacofania i nietolerancji”. Częścią wszakże „poglądów europejskich” jest podkreślanie wolności przepływu osób, kapitału i usług w ramach UE. W tym pojęciu „Europa” to podróże bez paszportów i możliwość pracy za granicą. Jednak także tutaj od 2004 roku pole wolności mocno się zacieśniło. Niedawna sprawa tzw. pracowników delegowanych jest tego wyraźnym, choć niejedynym, dowodem.

 

Ostatnie piętnaście lat pokazało, że wchodziliśmy do UE, która znajdowała się u progu największego w swoich dziejach kryzysu. W 2008 roku rozpoczął się kryzys strefy euro (odprysk światowego kryzysu finansowego). W 2015 roku nastąpiła radykalna eskalacja (bo przecież nie początek) kryzysu imigracyjnego. Rok później rozpoczął się kryzys polityczny związany z decyzją Zjednoczonego Królestwa o „Brexicie”. Żaden z tych kryzysowych symptomów nie został zażegnany, ale wręcz odwrotnie – tylko się pogarsza.

 

Na to nakłada się stały rozrost unijnej biurokracji. Trwające od 2015 roku „rozpychanie się” Komisji Europejskiej w sprawie „ochrony praworządności” w Polsce jest tego jednym z symptomów, choć ich pojawienie się wypływa z logiki traktatu lizbońskiego (2009). Rozrastające się unijne superpaństwo jest państwem rozrastającej się niekompetencji i chaosu. Żaden z problemów nie został rozwiązany, a mnożą się kolejne. Zupełnie jak w socjalizmie, z którego bardzo trudno wyjść (przykład Wielkiej Brytanii jest pod tym względem bardzo pouczający).

 

Ostatnie piętnaście lat pokazało wreszcie, że UE staje się coraz bardziej niemiecka. Nowe „państwo środka” (Reich der Mitte) nad Renem i Sprewą coraz bardziej zaznacza swoją gospodarczą i polityczną dominację w UE. Tzw. rdzeń zjednoczonej Europy w postaci tandemu niemiecko – francuskiego odchodzi na naszych oczach do przeszłości. Nic tego lepiej nie okazuje jak dramatycznie żałosna prezydentura E. Macrona, który średnio co trzy miesiące ogłasza kolejne „wizjonerskie plany” reformy UE, które sprowadzają się do coraz to nowych sposobów transferu miliardów euro z budżetu niemieckiego do pogrążonej w strukturalnym kryzysie gospodarczym i społecznym Francji. W Berlinie o tym doskonale wiedzą, dlatego witają tam te „wizje” francuskiego prezydenta z otwartymi ramionami. Z otwartymi i nigdy nie zamkniętymi.

 

Niemcy – kraj, gdzie dokonuje się „erozja wiary” (słowa papieża Franciszka), a za nią następuje kryzys rozumu (por. decyzję A. Merkel z 2015 roku o otwarciu niemieckich granic przed falą muzułmańskiej imigracji). Niemcy – kraj, który nadaje ton polityce unijnej. Czy może z tego wyniknąć jakaś „szczęśliwa synteza” dla Europy?

 

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie