26 września 2017

System prezydencki to droga. Na jej końcu znajduje się monarchia

(Fot.Jerzy Dudek/FORUM)

Komentatorzy prześcigają się w analizowaniu politycznych i merytorycznych konsekwencji płynących z przedstawionych przez prezydenta Andrzeja Dudę propozycji dotyczących sądownictwa. Mało kto jednak zwraca uwagę, że każda dodatkowa kompetencja dla głowy państwa – a tak jest w tym przypadku – przybliża nas do monarchicznego ideału władzy jednego, zamiast wielu.

 

Oczywiście prezydent z prawem do mianowania sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa w sytuacji niemożności wyłonienia owych przez Sejm to nie król. Nawet gdyby prezydent sam mianował wszystkich sędziów KRS wedle własnego uznania, wciąż nie byłby królem, a co najwyżej głową państwa z silniejszymi kompetencjami. Bliżej jest jednak do monarchii od systemu prezydenckiego niż z modelu kanclerskiego czy parlamentarno-gabinetowego.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kto bowiem sprawuje władzę w Rzeczypospolitej Polskiej? Kompetencje są nie tylko podzielone ale i mocno niejasne, co widać w sytuacji gdy prezydent i premier wywodzą się z różnych środowisk politycznych. Formalnie największą władzę ma szef rządu, tyle tylko, że jego pozycja zależy od parlamentu. Może być więc, zależnie od sytuacji politycznej, albo marionetką w rękach lidera (liderów) partii lub zakładnikiem systemu koalicyjnego, a nawet humorów poszczególnych posłów.

 

Z kolei prezydent, osoba z natury naszego systemu (formalnie przynajmniej) niezależna od bieżących sporów, może co najwyżej… zgłosić propozycję ustawy. To przywilej równy ustrojowej pozycji ledwie 15 posłów. A ową prezydencką inicjatywę i tak musi, w oparciu o standardowe procedury, poprzeć Sejm. Tak naprawdę więc prezydent pozbawiony zaplecza politycznego nie ma możliwości kierować polityką w zakresie zmiany prawa (pozostałe kompetencje głowy państwa w Polsce dotyczą wszak władzy wykonawczej, nie ustawodawczej). A więc wprowadzić nowe przepisy łatwiej jest szefowi głównej partii czy klubu parlamentarnego, niż prezydentowi!

 

Zgłoszone w poniedziałek przez Andrzeja Dudę propozycje z jednej strony hamują proponowaną przez PiS wszechwładzę ministra sprawiedliwości (a więc osoby stojącej w ustroju państwa niezbyt wysoko i podporządkowanej premierowi, który – jak już powiedziano – może być postacią zależną od wpływów innych), a z drugiej umacniają prezydenta. Nie jest to oczywiście krok, ani nawet pół kroku w stronę systemu prezydenckiego znanego z USA, czy półprezydenckiego – jak np. francuski, ale to ważny sygnał w obliczu zapowiadanej debaty konstytucyjnej. Niewykluczone, że w końcu w Polsce pojawi się szansa na stworzenie systemu prezydenckiego.

 

Ten zaś jest o tyle bardziej konserwatywny, niż traktowany jako jego przeciwwaga system kanclerski, że prezydent to jedna, konkretna osoba, swego rodzaju „jedynowładca” (a taki jest źródłosłów „monarchii”). Oczywiście w demokratycznych republikach jego władza jest na wiele sposobów ograniczana, jednak niewątpliwą zaletą owej władzy jednego człowieka jest fakt jednoosobowej odpowiedzialności i – na co zwrócił uwagę niedawno prof. Jacek Bartyzel – przyzwyczajania obywateli do władzy jednego, a nie wielu. Z kolei w systemie kanclerskim, jakichkolwiek szef rządu nie miałby kompetencji, to zależny będzie od woli ciała z natury demokratycznego – parlamentu.

 

Czy w trakcie debaty nad zmianą konstytucji Andrzej Duda zaproponuje dla Polski system prezydencki? Niewykluczone. Dawał już sygnały, że takie rozwiązanie jest mu bliższe. Aktywne wejście w politykę po miesiącach biernej postawy pozwala sądzić, że ambicje głowy państwa są większe niż dwie „żyrandolowe” kadencje.

 

Skierowanie Polski na drogę modelu prezydenckiego, bliższego monarchii niż system kanclerski czy parlamentarno-gabinetowy, byłoby niewątpliwą zasługą, jaką po skończonej kadencji (lub kadencjach) mógłby na swoje konto wpisać Andrzej Duda. Czy znajdzie partnerów do takiej dobrej zmiany? Szansą na poparcie takiego rozwiązania jest… historia. A konkretnie zamiłowanie Prawa i Sprawiedliwości do sanacji.

 

W Polsce po zamachu majowym to prezydent (wybierany co prawda nie przez naród w wyborach powszechnych, a przez parlament) miał największą władzę. Stan przejściowy z lat 1926-1935, oparty o „nowelę sierpniową”, usankcjonowała ostatecznie konstytucja kwietniowa.

 

To jeden z kierunków, w jakich może pójść prezydencka reforma. Nie ta obecna, płytka i dotycząca jedynie wymiaru sprawiedliwości, a głębsza, konstytucyjna, o której wspominał nie raz prezydent Andrzej Duda. Wprowadzenie ustroju prezydenckiego to rozwiązanie godne 100. rocznicy odzyskania niepodległości.

 

Michał Wałach

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie