19 sierpnia 2015

Anne Applebaum radzi: czas na prezydenta USA, który ochroni Europę przed „rosyjskim rewanżyzmem”

W najnowszym wrześniowo-październikowym numerze magazynu „Foreign Affairs” poświęconym analizie amerykańskiej polityki zagranicznej za prezydentury Obamy, żona byłego ministra obrony i spraw zagranicznych Polski, Radosława Sikorskiego – Anne Applebaum – analizuje politykę Obamy w stosunku do Europy. Pisze o niewypełnionych zobowiązaniach i „przegapionych” przez administrację Obamy sygnałach, wskazujących na potrzebę zmiany stanowiska wobec agresywnej polityki rosyjskiej i wobec samych sojuszników z NATO.

 

Applebaum przypomina kluczowe przemówienie Baracka Obamy z 2008 roku w Berlinie, gdzie dziesiątki tysięcy, głównie młodych Niemców, zebrało się w centrum miasta, aby posłuchać amerykańskiego kandydata na prezydenta, w atmosferze – jak to określiła brytyjska gazeta „The Guardian” – „festiwalu pop, pokoju, miłości i niechęci do George’a Busha.”

Wesprzyj nas już teraz!

 

Padły wówczas zapewnienia o dalszym zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w Europie i potrzebie sojuszu, ponieważ „żaden naród, nie ważne jak duży i jak potężny, nie może pokonać dzisiejszych wyzwań w pojedynkę.”

 

Publicystka pisze, że to było oczywiste, iż Obama rozczaruje Europejczyków. Zaskakujące jednak jest, jak szybko to się stało. Już w następnym roku miały miejsca trzy kluczowe wydarzenia, wskazujące na zmianę amerykańskiej polityki. W marcu 2009 r. sekretarz stanu USA Hillary Clinton spotkała się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem, proponując „reset.” W kwietniu odbył się szczyt NATO z okazji 60. rocznicy sojuszu, podczas którego nie zapadły żadne ważne decyzje w sprawie reformy struktury natowskiej, a już we wrześniu tego samego roku administracja Obamy podjęła decyzję o anulowaniu wschodnioeuropejskiego programu obrony przeciwrakietowej, który został zaproponowany przez Busha.

 

Chociaż decyzja ta nie była całkowicie zaskakująca – pisze Applebaum – sam jej sposób zapowiedzi wywołał poważny niepokój.

 

„Patrząc wstecz, już w 2009 roku widoczne były wzory, które przesądziły o kształcie stosunków między USA, Europą i Rosją w ciągu najbliższych pięciu lat” – pisze dziennikarka. Dodaje, że przynajmniej do czasu prawie drugiej połowy drugiej kadencji Obamy ani sam prezydent, ani nikt z jego zespołu ds. bezpieczeństwa europejskiego nie brał poważnie zagrożeń dla tegoż bezpieczeństwa.

 

Nie zreformowano NATO, które już wtedy – tłumaczy publicystka – pilnie potrzebowało radykalnych zmian instytucjonalnych. Nikt nie chciał się zajmować skargami polityków z Europy Środkowej i krajów bałtyckich.

Jeśli zaś chodzi o stosunek do Rosji, doradcy prezydenta uważali, że wszystkie problemy w stosunkach amerykańsko-rosyjskich były z winy poprzedniego prezydenta, jego wojowniczej retoryki i tarczy antyrakietowej. W 2008 roku po wybuchu wojny w Gruzji, Waszyngton po cichu obwiniał za agresję rosyjską ówczesnego prezydenta Gruzji Saakaszwilego.


Dochodzące sygnały o zmianie polityki rosyjskiej były stale ignorowane przez administrację Obamy. Nie traktowano poważnie oskarżeń Ławrowa z lipca 2009 roku o rzekomym „oszukaniu Rosji” przez Zachód, a także późniejszych wielkich manewrów wojskowych w Rosji – „Zapad” – podczas których rosyjska armia ćwiczyła m.in. scenariusz wojny z siłami NATO, zakładając atak nuklearny na Warszawę.


Polska i kraje bałtyckie nasiliły lobbing w celu zwiększenia obecności NATO w regionie. Jednak – jak pisze Applebaum – pomysł, że Rosja może jeszcze stanowić realne zagrożenie militarne dla Europy, wciąż wydawał się absurdalny.


Publicystka wyklucza jednak, by administracja Obamy była naiwna i nie dostrzegała agresywnej polityki Kremla. Doradcy prezydenta postanowili „dogadać się” z Rosjanami „za plecami” Putina. Negocjowali bezpośrednio z Dmitrijem Miedwiediewem – chociaż widzieli, że nie jest samodzielny w swoich decyzjach – i próbowali skłonić Kreml do współpracy np. w Afganistanie (chodziło o dostawy zaopatrzenia dla amerykańskiego wojska), czy Iranie.

Za kulisami, niektóre kraje Europy Środkowej – pisze Applebaum – próbowały wyrwać Amerykanów ze stanu samozadowolenia i ostrzegały o zmianie strategicznej polityki Rosji. Nikt jednak w administracji obecnego prezydenta nie dostrzegał „pilnej potrzeby” zmiany amerykańskiej strategii wobec Moskwy. Nie zaalarmowały Waszyngtonu nawet manewry z 2013 r., które były jeszcze większe niż te w 2009. Rosjanie zaangażowali wówczas ponad 70 tys. żołnierzy i powołali rezerwistów z Patersburga. Same ćwiczenia były odzwierciedleniem setek milionów dolarów zainwestowanych w rozwój armii rosyjskiej w ciągu ostatnich czterech lat.


W odpowiedzi na „Zapad” z 2013 roku NATO zorganizowało własne manewry, które były jednak dużym rozczarowaniem. Applebaum pisze, że Stany Zjednoczone wysłały tylko 160 żołnierzy. Niemcy – 55., a największe siły wystawiły Francja i Polska – po około 1000 żołnierzy. „To był największy wysiłek NATO od 2006 roku, ale w świetle zmiany w rosyjskiej doktrynie wojskowej, wysiłek ów wydawał się być znikomy.”


Moskwa wg dziennikarki wykorzystała dobre stosunki z epoki „resetu,” by odbudować swoje siły wojskowe i zainwestować w media oraz inne firmy z całej Europy. Rosyjskie przedsiębiorstwa państwowe zaczęły jawnie „kupować wpływy,” tymczasem NATO zamiast skupiać się na powstrzymywaniu tychże wpływów, z wyjątkiem dwóch państw” Polski i Estonii, rozpoczęło demontaż.


Demontaż przyspieszyła m.in. decyzja Zachodu o przyjściu z pomocą libijskim rebeliantom w czasie rewolucji 2011 roku. Ujawniła ona niezwykłą słabość sił NATO. Jeszcze w 1999 roku podczas kampanii w Kosowie, natowskie samoloty odbywały około 800 lotów dziennie, używając 1 tys. 200 samolotów. W Libii sojusz „z trudem” – słowa sekretarza obrony USA Roberta Gatesa – uruchomiły 150 misji dziennie przy użyciu 250 samolotów. Niektóre kraje musiały pożyczać amunicję od innych…


Późniejsza aneksja Krymu przez Rosję i inwazja we wschodniej Ukrainie – zdaniem Applebaum – oszołomiły przywódców po obu stronach Atlantyku. Dopiero te wydarzenia zmusiły administrację Obamy do rewizji polityki wobec Rosji i zmiany strategii NATO.


Symbolicznym wyrazem tej zmiany były przemówienia Obamy w Talinie i Warszawie latem 2014 roku, gdzie potwierdził niezachwiane zaangażowanie USA w bezpieczeństwo sojuszników z NATO zgodnie z artykułem 5 sojuszu. Sam jednak kryzys na Ukrainie, Waszyngton wciąż traktował jako problem regionalny, wyraźnie dystansując się od spraw europejskich.


Inicjatywę więc w rozwiązaniu tego „problemu” przejęli Niemcy. Problem jednak jest taki – pisze Applebaum, że przywództwo Niemiec – z powodu oporu wobec użycia siły w celu odstraszania, a nawet obrony ze zrozumiałych względów historycznych, jest kłopotliwe. Niemcy bowiem – przypomina dziennikarka – stale sprzeciwiają się rozmieszczeniu wojsk i baz NATO w Polsce, Rumunii i krajach bałtyckich. Co więcej, sama Merkel osłabiła się nie dopuszczając do negocjacji z Rosjanami innych poważnych partnerów wojskowych.

Mimo że NATO rozpoczęło reformę strategiczną, wprowadzając wybraną ciężką broń do krajów graniczących z Rosją i sami Amerykanie potwierdzili swoje zobowiązania, działania te nastąpiły za późno.


Applebaum zastanawia się, czy gdyby NATO przeniosło trochę sprzętu lub nawet założyło bazy na granicy wschodniej w ciągu ostatniej dekady, zanim napięcie z Rosjanami wzrosło, nie udałoby się odstraszyć rosyjskiej agresji na Ukrainie?


Ubolewa nad wieloletnimi zaniedbaniami obrony europejskiej ze strony nie tylko administracji Obamy, ale także administracji Busha i samych polityków europejskich. Podkreśla, że rosyjskie wpływy rosną i to nie tylko w świecie post-sowieckim. Rosja wspiera finansowo i w inny sposób, szeroki zakres antyunijnych oraz antynatowskich inicjatyw, a wyrafinowana rosyjska dezinformacja bryluje w mediach głównego nurtu w wielu krajach europejskich. „Rosja już nie musi wymyślać problemów Europy, musi je jedynie zaostrzać” – pisze Applebaum.


Publicystka obawia się ewentualnej reakcji Putina, jeśli jego osobisty autorytet zostanie zagrożony. Jednocześnie pokazuje, jak po raz kolejny polityka amerykańskich prezydentów względem Rosji musiała ewoluować. Prezydent Jimmy Carter na przykład rozpoczynał od „odprężenia,” a skończył na uzbrojeniu mudżahedinów w Afganistanie i bojkocie Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Obama rozpoczął od „resetu,” a kończy podtrzymaniem sankcji wobec Rosji.


Jej zdaniem dobrze by było, by nowy prezydent Stanów Zjednoczonych nie powielał wzorów poprzedników, lecz znalazł sposób, aby zaangażować cały kontynent europejski w projekt długoterminowego utrzymania zachodniego sojuszu i ochronił Europę przed erą „rosyjskiego rewanżyzmu” – konkluduje Applebaum.



Źródło: foreignaffaris.com., Agnieszka Stelmach



Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 105 605 zł cel: 300 000 zł
35%
wybierz kwotę:
Wspieram