21 maja 2020

Święta Rita z Cascii – nie ma spraw beznadziejnych

Niewiele zostało jej oszczędzone – czyż więc można się dziwić, że właśnie ona, która tyle razy w życiu zderzyła się z murem beznadziejności, otrzymała łaskę skutecznego orędownictwa w sprawach na pozór beznadziejnych?

 

Najpierw było stłamszone powołanie. Margarita Lotti pragnęła zostać augustianką, jednak rodzice sprzeciwili się temu, zamierzając wydać ją za mąż. Żadna wielka krzywda… – może ktoś na to powiedzieć. Czyżby? Wiemy, że oderwanie od ukochanego człowieka potrafi przyczynić niewymownego cierpienia, czasami nawet do końca życia. Jak zatem musi cierpieć osoba przymusem oderwana od ukochanego Boga?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Później był uprzykrzający życie mąż. Tradycja maluje go jako prymitywnego brutala, ale uważniejsze pochylenie się nad źródłami każe nieco stonować ten pogląd. Owszem, Paolowi Manciniemu daleko było do anioła, jednak wydaje się, że nie odbiegał on zanadto od standardów epoki. Gwałtowny, popędliwy, szorstki, skłonny do awantury – takich typów było w owych surowych czasach na pęczki. A że odznaczał się niemal zerowym stopniem pobożności? To również niespecjalnie dziwi na przełomie XIV i XV stulecia – doby powolnego stygnięcia wiary.

 

Z drugiej strony, warto zauważyć, że Rita nie wyszła za mąż wiedziona nieokiełznanym romantycznym uczuciem – jej czasy nie znały podobnego nonsensu – lecz zgodnie z wolą rodziców i z ich błogosławieństwem. Przecież nikt inny jak właśnie oni skłonili dziewczynę do małżeństwa, ignorując widoczne u niej od bardzo wczesnego wieku powołanie zakonne. Pragnęli dla swej ukochanej Margarity losu lepszego niż ciężka służba konwerski – a wobec ich ubogiego stanu na nic lepszego w klasztorze nie mogła liczyć. Oddaliżby więc swoją długo oczekiwaną, wymodloną i wypieszczoną jedynaczkę w łapy zwyrodnialca?

 

Nie oznacza to jednak bynajmniej, że mąż nie przyczyniał swej świątobliwej żonie zgryzoty. Przeciwnie – wylała przezeń morze łez. Szczególnie, że zależało jej na przywiedzeniu trudnego małżonka do posłuszeństwa przykazaniom Boga i Kościoła. A to okazało się niełatwym zadaniem, gdyż Paolo Mancini, był mocno uwikłany w rozgrywki ni to polityczne, ni to mafijne (co na ziemi włoskiej do dziś nierzadko na jedno wychodzi i od wieków wiąże się ze sztyletem czy trucizną). Pewnie nie raz wzywano go do mokrej roboty. I pewnego razu z niej nie wrócił.

 

Dopiero wtedy Rita stanęła wobec sytuacji, która napawała jej niewzruszenie prawą duszę mrożącym krew w żyłach przerażeniem. Wedle bowiem nakazu odwiecznego prawa rodowej wróżdy, tak mocno wrośniętego w obyczaj, że nawet Kościół nie był w stanie go wykorzenić, na synach zabitego spoczywał obowiązek wywarcia przykładnej zemsty. Matka, przeciwna temu pogańskiemu zabobonowi, zaklinała chłopców na wszystkie świętości, by poniechali odwetu, ci jednak, podobnie jak ich ojciec popędliwi i gwałtowni, ani słyszeć o tym nie chcieli. Dyszeli żądzą mordu, co oznaczało tylko jedno: że wkrótce znowu poleje się krew, a nastoletnie dusze pogrążą się w grzechu wołającym o pomstę do nieba.

 

Perswazje nie skutkowały a czas naglił. W tej sytuacji, widząc, że nie przeważy presji ze strony rodziny męża, natarczywie domagającej się od chłopców dopełnienia krwawej powinności, Rita zaczęła prosić Pana, aby uniemożliwił im wzięcie na swe sumienia mordu. Modliła się, by zabrał On ich do siebie, zanim uczynią krok, po którym nie będzie już odwrotu. Ojciec Niebieski docenił matczyny heroizm i wysłuchał jej modlitw – wkrótce obaj synowie zapadli na dezynterię, wskutek czego ich dusze opuściły ten świat nieskalane śmiertelnym grzechem.

 

Ten element życiorysu świętej Rity najmocniej szokuje. Zwłaszcza współczesne mamusie, z zachwytem akceptujące najdziksze ekscesy swych rozwydrzonych synusiów. Jednak owe nieszczęsne kobieciny (wcale nierzadkie również w kręgach katolickich) nie kochają swoich dzieci nawet w jednej setnej tak mocno, jak ta średniowieczna wdowa kochała Giangiacoma Antonia i Paola Marię. Czegóż bowiem bardziej można pragnąć dla ukochanej osoby niż jej wiecznego zbawienia? „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16, 26). Zastanów się więc, współczesna matko, czy naprawdę chcesz dobra swego syna, czy raczej – chroniąc go przed wszystkim nawet za cenę grzechu – w istocie samą siebie chronisz przed mieczem boleści, który niechybnie przeniknie twą duszę, gdy jego dotknie krzywda?

 

Nie jest łatwo modlić się o śmierć własnych dzieci. Świętej Ricie również nie przyszło to z łatwością. Trudno nawet opisać czy chociażby sobie wyobrazić ból, jaki zadaje śmierć dziecka. Nie wydaje się, by mocniej mógł ranić kolec z cierniowej korony, jakim Pan obdarzy ją później, gdy już znajdzie swe miejsce za furtą klasztorną, zresztą na jej własną prośbę o możliwość współcierpienia z Nim w odkupieńczym dziele. Ale jest śmierć gorsza od fizycznego zgonu – „to jest śmierć druga – jezioro ognia” (Ap 20, 14). Jej mamy się bać przede wszystkim; przed nią mamy szczególnie chronić nasze dzieci.

 

Nie ma spraw beznadziejnych. Nie ma beznadziejnych sytuacji. Święta Rita oraz wszyscy inni niebiescy orędownicy, których Kościół mianował patronami takich okoliczności, jednogłośnie i jednoznacznie dowodzą, że zawsze jest wyjście. Trzeba tylko jednego – jak śpiewa psalmista: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37, 5). Syntetycznie ujął to święty Augustyn z Hippony: „Bóg na pierwszym miejscu – wszystko na swoim miejscu”. A jego duchowa córka z Cascii wcielała tę zasadę w każdy beznadziejny moment swego świętego życia.

 

Jerzy Wolak

 

PODCAST. CZYTA AUTOR, JERZY WOLAK

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie