18 września 2018

Światowa lewica mobilizuje siły w walce z „reakcją”

(fot. REUTERS/Ints Kalnins/FORUM)

Prof. Daniel Nexon z Georgetown University, specjalista od spraw polityki międzynarodowej, w bardzo ciekawym artykule na łamach liberalnego i opiniotwórczego magazynu „Foreign Affairs” wzywa międzynarodowe siły lewicowe do zjednoczenia w obliczu wyzwań ze strony konserwatystów. Wskazuje, jak powinien wyglądać „nowy progresywizm międzynarodowy” i globalna polityka.

 

W polityce zagranicznej lewicowa międzynarodówka, która nie pogodziła się z obecną sytuacją geopolityczną na świecie i aktualną prezydenturą w Ameryce, dryfuje pomiędzy dwoma sprzecznymi koncepcjami: antyhegemonią Stanów Zjednoczonych a imperializmem.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Daniel Nexon na łamach liberalnego i opiniotwórczego magazynu „Foreign Affairs” opisuje dylematy lewicowej międzynarodówki, która nie akceptuje rządów Trumpa ani jego wizji polityki zagranicznej.

Przykładowo, amerykańscy postępowcy – w tym lewica liberalna, socjaldemokraci i demokratyczni socjaliści – generalnie zgadzają się w sprawie priorytetów polityki wewnętrznej. Mogą co najwyżej różnić się co do metod czy stosowanych środków jej wprowadzania, ale nie są w stanie dojść do porozumienia wokół globalnej wizji progresywnej polityki zagranicznej.

 

Liberalni internacjonaliści, tacy jak establishment Partii Demokratycznej i anty-hegemoniści chcą, aby Stany Zjednoczone drastycznie zredukowały swoją rolę jako globalnego lidera. Inni w ogóle kwestionują celowość tak zwanego porządku demoliberalnego, który – ich zdaniem – w najlepszym wypadku służy interesom globalnej finansjery, kosztem demokratycznego zarządzania gospodarczego, a w najgorszym razie jest listkiem figowym dla amerykańskiego imperializmu.

 

Postępowcy, łączcie się w obliczu zagrożeń

Podczas wyborów w 2016 r. była sekretarz stanu Hillary Clinton często pojawiała się jako przedstawiciel demokratycznego establishmentu kreującego politykę zagraniczną państwa.

W 2003 r. jej poprzedniczka na tym stanowisku (za prezydentury Billa Clintona), Madeleine Albright, twierdziła, że Amerykanie są „niezastąpionym narodem”. Wielu luminarzy forsowało wówczas plan „progresywnego internacjonalizmu”, który wytyczył pozycję pomiędzy „neoimperialistyczną prawicą” a „lewicą nieinterwencjonistyczną”.

 

Clinton głosowała za wojną w Iraku w 2003 roku i poparła program interwencji w Libii osiem lat później. Jednak jej główny rywal z lewej strony, senator Bernie Sanders wyartykułował alternatywny program polityki zagranicznej – co prawda dość późno, bo po 14 latach od wspomnianego głosowania – podczas przemówienia w Westminster College.

 

Wszystko to jest szczególnie niefortunne – twierdzi Nexon. „Nowy, pozłacany wiek korporacji, skoncentrowane bogactwo, zagrożenia dla środowiska, korupcja – wymaga silnego ruchu postępowego. Ruch ten zmaga się również z wyzwaniami przypominającymi czasy New Deal-u: z rosnącą falą prawicowego ekstremizmu, post-faszyzmu i neofaszyzmu w kraju i za granicą. Zagrożenia te mają charakter narodowy i międzynarodowy. Ich rozwiązanie wymaga połączenia wysiłków krajowych i wielostronnych, ale żadne działania nie będą możliwe bez przywództwa Stanów Zjednoczonych, wykorzystujących postępowe cele” – tłumaczy.

 

Według profesora z Georgetown, Waszyngton nie może wycofać się z „infrastruktury międzynarodowych wpływów USA”, ponieważ zagrozi to realizacji postępowych celów na świecie w nadchodzących dziesięcioleciach.

 

Autor sugeruje, iż wszyscy postępowcy powinni uznać, że wiele elementów krytykowanej przez anty-hegemonistów amerykańskiej polityki zagranicznej jest słuszne. Wymienia pośród nich m.in. nadmiernie poleganie USA na siłach militarnych dla osiągnięcia pożądanych wyników, sprzyjającą kapitałowi międzynarodową politykę gospodarczą, a także ignorowanie, a nawet łamanie przez Waszyngton praw człowieka. Dla wielu postępowców, liberalny porządek międzynarodowy nigdy nie był ani liberalny, ani zbytnio uporządkowany – podkreśla profesor.

 

„Jednak postępowcy muszą włączyć tę krytykę do wizji postępowego porządku międzynarodowego, uznając jednocześnie, że wycofanie się Stanów Zjednoczonych w żaden sposób nie stworzy bardziej progresywnego świata; w końcu główni rywale, kreując międzynarodowy ład, łączą różne stopnie imperializmu, autorytaryzmu i kapitalizmu, naznaczone silnymi tendencjami kleptokratycznymi” – czytamy w artykule.

 

Nexon wskazuje, że lewicowa międzynarodówka musi opracować progresywny program polityki zagranicznej, zaczynając od określenia kwestii problematycznych. Obejmują one posiadanie kontroli nad sprawami bezpieczeństwa narodowego, zmniejszenie budżetów obronnych i powszechną zgodę, że ​​amerykańskie zarządzanie jest zbytnio uzależnione od instrumentów wojskowych i powinno się położyć większy nacisk na dyplomację oraz pomoc zagraniczną.

 

Pod tym względem wojna w Iraku była przełomowym momentem dla współczesnych postępowców, a także prawdopodobnym punktem zwrotnym dla hegemonii Stanów Zjednoczonych po zimnej wojnie. Kosztowała ona Waszyngton ponad 1,6 biliona dolarów. Śmierć poniosło ponad 4 tysiące żołnierzy amerykańskich, a także setki tysięcy Irakijczyków. Wojna ukazała granice siły militarnej Stanów Zjednoczonych jako siły transformującej. Stworzyła podstawy do późniejszej destabilizacji w Syrii i kryzysu uchodźczego, który popchnął politykę europejską w kierunku bardziej etniczno-nacjonalistycznym.

 

Autor ocenia, że postępowcy często skłaniają się bardziej ku „wzorcowemu” podejściu do przekazywania wartości demokratycznych, kładąc nacisk na rolę praw człowieka w polityce zagranicznej USA. Uważają jednak, że Waszyngton w celu promowania pluralizmu demokratycznego oraz rządów prawa powinien stosować instrumenty niemilitarne, odpowiedzialność i przejrzystość. Są też zdecydowanymi zwolennikami zaangażowania w wielostronne podejście i załatwianie na najwyższych szczeblach organizacji międzynarodowych spraw dotyczących globalnej polityki wobec „zmian klimatycznych (Agenda 2030 oraz porozumienie paryskie), rozprzestrzeniania broni jądrowej, polityki migracyjnej, zwalczania terroryzmu oraz uchwalania prawa.

 

Progresywny program równości

Progresiści, którzy na szczeblu międzynarodowym, ponad głowami obywateli forsują agendę zrównoważonego rozwoju uważają jednak, że sprawy handlu powinny stanowić wyjątek od tego „multilateralizmu”. To znaczy, gdyby to z jakiś względów było niewygodne, amerykańscy postępowcy zastrzegają sobie prawo odstąpienia od uregulowań międzynarodowych.

 

Według autora, wyżej wymienione kwestie są do pogodzenia nie tylko dla szerokiego obozu lewicy, obejmującego liberalnych internacjonalistów, skrajnych libertynów, socjaldemokratów, ale także w gronie uwzględniającym realistów, a nawet niektórych konserwatystów.

 

„Jednak skupienie się na tych wspólnych poglądach jest niewystarczające” – podkreśla autor, dodając, że potrzeba „bardziej afirmatywnego zestawu wartości i zasad, które mogą dostarczyć wskazówek działania, jeśli zmienią się okoliczności”.

 

„Współczesny progresywizm” jest tak samo niejednoznacznym ideologicznym konstruktem, jak ponad sto lat temu” – uważa Nexon. Współcześni postępowcy za priorytet uznają rozwiązanie trwałej nierówności we wszystkich jej formach, jak np.: rasa, klasa, religia, płeć czy „orientacja seksualna”. Katalog ten nie jest wyczerpany i wraz z upływem czasu będą przybywać nowe kategorie.

 

Progresiści wypowiadają wojnę wszystkiemu, co „arbitralnie zmniejsza dostęp jednostek do kapitału kulturalnego, społecznego, politycznego lub ekonomicznego”.

 

Obóz lewicy jest jednak podzielony. Część postępowców martwi się koncentracją władzy w rękach zamożnych jednostek, korporacji i branżowych grup interesów gospodarczych. Tak jak pierwsza fala progresywizmu dotyczyła trustów, obecna martwi się rozwojem monopoli i karteli, w tym w gospodarce cyfrowej; w branży kredytowej, która bogaci się wpędzając innych w biedę. Lewicowy niepokój dotyczy też polityki rządowej zachęcającej do tworzenia nowej arystokracji, a także warunków politycznych, które zakłócają politykę gospodarczą, regulacyjną i środowiskową w sposób służący interesom prywatnym, a nie dobru publicznemu.

 

Autor przyznaje, że – niezależnie od tego, czy postępowcy zdają sobie z tego sprawę, czy nie – ich działania służą osiągnięciu kluczowych celów bezpieczeństwa narodowego oraz celów globalnych.

Nexon wskazuje, że rząd USA na nowo musi, wzorem Chińczyków i innych rywalizujących państw – inwestować i wspierać innowacje technologiczne i edukację, jak czyniono to w okresie zimnej wojny.

„Wobec braku odnowienia zobowiązań na tych frontach – co Sean Kay nazywa nową erą Sputnika – Stanom Zjednoczonym będzie znacznie trudniej konkurować z innymi mocarstwami globalnymi, nie mówiąc już o utrzymaniu podstawowych sił wojskowych i ekonomicznych. Nawet jeśli rząd Stanów Zjednoczonych kieruje się jednoznacznym, konserwatywnym celem obniżenia podatków i redystrybucji dochodów „w górę” – albo niepotrzebnie ogranicza, albo wręcz ogranicza te inwestycje, kraje takie jak Chiny przeznaczają znaczne zasoby na badania i rozwój kapitału ludzkiego” – pisze profesor.

 

Cytując politologa Paula Musgrave, przekonującego, że „USA są zaangażowane w okres wielkiego konkurowania państwowej mocy” z rządem, który „inwestuje miliardy w edukację, badania i rozwój oraz infrastrukturę (…) poprzez demontaż naszych szkół wyższych, cięcie finansowania na badania i zezwalając, by nasze mosty i drogi rozpadały się”, Nexon dodaje, że, jego zdaniem, nieodzowny jest „progresywny program równości”, który ma kluczowe znaczenie nie tylko dla bezpieczeństwa USA, ale także dobrobytu jego obywateli.

 

Program ten obejmuje zwiększenie wydatków na edukację podstawową i średnią, bezpłatne lub niedrogie wykształcenie wyższe oraz solidne ubezpieczenia społeczne. Dokładnie tak, jak realizował to Barack Obama.

 

Nexon dodaje, że lewica potrzebuje także wizji polityki zagranicznej, która stanie się agendą internacjonalistyczną. Z natury rzeczy wartości progresywne nie są specyficzne dla systemu politycznego USA – zauważa, dodając, że „progresywizm pociąga za sobą obowiązki i trwałe zobowiązania poza granicami”.

 

Gdyby tak nie było, postępowcy nie mieliby żadnej moralnej podstawy do sprzeciwu, na przykład wobec łamania praw człowieka przez Amerykanów i do współudziału w masowej przemocy za granicą.

 

Globalne podatki i ubezpieczenia

Autor przekonuje, że żaden ruch postępowy nie może być obojętny na los swoich wartości poza Stanami Zjednoczonymi. Stany Zjednoczone nie mogą zwalczać nierówności u siebie, odwołując się do klasycznego protekcjonizmu. Zrani to nie tylko biedną i średnią klasę, która będzie płacić więcej za codzienne wydatki. Zapewni także silnym korporacjom możliwość czerpania niczym nieograniczonych korzyści i ryzykuje izolacją gospodarczą USA, co już widać w związku z cłami nakładanymi przez Trumpa na przyjaciół i rywali.

 

Postępowcy nie mogą również ignorować roli globalizacji gospodarczej w ograniczaniu ubóstwa na świecie w ciągu ostatnich dziesięcioleci. „Pytanie nie powinno zatem dotyczyć tego, czy pożądany jest sam handel, ale czy chcemy handlu z progresywnymi cechami lub bez nich” – wyjaśnia autor.

Sugeruje on konieczność – co już starają się wymusić oenzetowskie organizacje, realizując program Agendy Zrównoważonego Rozwoju 2030 – powszechnego respektowania globalnej polityki podatkowej i ubezpieczeń społecznych na wzór nordyckich socjaldemokracji.

 

Dalej wskazuje, że państwa winny zaakceptować – w związku z rozwojem zglobalizowanej, ponadnarodowej oligarchii i kleptokracji – progresywizm w celu zwalczania bezprawnego przepływu kapitału przez granice, nie tylko w formie legalnych inwestycji, ale także poprzez firmy typu shell (wirtualne, istniejące jedynie na papierze), których właściciele pozostają ukryci. Pozwala to zarówno na unikanie zobowiązań podatkowych, jak i korporacyjnych poprzez zagraniczne fundusze powiernicze i pranie brudnych pieniędzy za pomocą doskonale działających mechanizmów prawnych, takich jak transakcje na rynku nieruchomości i kupowanie dóbr luksusowych.

 

Międzynarodowi usługodawcy, tacy jak bankowcy, księgowi, prawnicy, zarządcy majątku, pośrednicy w obrocie nieruchomościami umożliwiają takie transakcje, tworząc coraz bardziej zglobalizowany system korupcji i koncentracji bogactwa. Wszystko to – pisze Nexon – podważa „politykę postępową” nawet w krajach demokratycznych, zwłaszcza, że współuczestniczą w niej i nie ponoszą z tego tytułu odpowiedzialności niektóre media, ośrodki analityczne, kancelarie prawne i firmy public relations.

„Ponieważ, po części, Amerykanie tracą umiejętność rozróżniania między zwykłą polityką a pełzającą kleptokracją, szczególnie, gdy nowi oligarchowie są ideologicznymi towarzyszami podróży – Stany Zjednoczone znajdują się w znacznie większym niebezpieczeństwie niż wielu zdaje sobie z tego sprawę” – ostrzega Nexon.

 

Co więcej, przestrzega on postępowców przed „mackami” zagranicznych oligarchów, którzy próbują wpłynąć na amerykańską politykę, w tym na zakończenie sankcji antykorupcyjnych. Rosja jest tylko jednym – i bynajmniej nie najbogatszym – autorytarnym państwem zdolnym do wykorzystywania tego rodzaju słabości, a Waszyngton to zbyt kuszący cel, aby zignorować oligarchów i autorytarne kapitalistyczne reżimy – dodaje.

 

„Po co konfrontować Stany Zjednoczone na polu bitwy lub przy stole negocjacyjnym, kiedy można wykorzystać wewnętrzne rozłamy polityczne i wybrać tych, których preferencje polityczne służą twoim własnym celom?” – pyta retorycznie.

 

Międzynarodowa obrona demokracji

Program szerokiego obozu lewicy, oprócz reform mających na celu zmniejszenie podatności Stanów Zjednoczonych na manipulacje polityczne (m.in. położenie kresu tajności wszystkich spółek LLC z siedzibą w Stanach Zjednoczonych, utworzenie krajowej bazy danych rzeczywistych beneficjentów korporacyjnych oraz rozszerzenie zakresu Geografic Targeting Orders Departamentu Skarbu, które nakładają na ubezpieczycieli tytułowych obowiązek identyfikacji osób płacących gotówką za luksusowe nieruchomości bądź zakupy na głównych rynkach) Stany Zjednoczone powinny również wspierać i pomagać wprowadzać reformy antykorupcyjne w Wielkiej Brytanii i innych zachodnich sojuszniczych rządach.

 

Zagraniczna polityka progresywna USA winna – zdaniem profesora – skupić się na kontroli bogactwa zagranicznych podmiotów, „niewyjaśnionej zamożności” osób, które mogą próbować prać brudne pieniądze w zachodnich systemach finansowych. „Zwalczanie globalnej korupcji jest bardzo ważną kwestią w jurysdykcji Stanów Zjednoczonych oraz ich demokratycznych sojuszników” – czytamy.

Progresiści amerykańscy wypowiadają wojnę transnarodowej oligarchii, ale wskazują, że walka z nią wymaga wielostronnych rozwiązań, które nie dojdą do skutku bez przywództwa USA i bliskiej współpracy z innymi rozwiniętymi, uprzemysłowionymi demokracjami.

 

Stany Zjednoczone, zwłaszcza w porozumieniu z Europą i Japonią, miałyby zająć się problemem globalizacji oligarchii i kleptokracji.

 

W dalszej kolejności międzynarodówka progresistów miałaby zająć się (co przecież już czyni) „zwalczaniem zagrożenia dla progresywnych wartości, jakie stwarza rosnąca władza polityczna ruchów narodowych, post-faszystowskich i neofaszystowskich, zwłaszcza w Europie i Ameryce Północnej” – napisał Nexon.

 

W tekście czytamy także: „postępowcy muszą uznać, iż istnieje bardzo duża szansa, że ​​znajdujemy się w momencie fundamentalnego kryzysu, polegającego na koordynacji działalności ruchów prawicowych na całym Zachodzie, a także z rosyjskim rządem jako sponsorem i zwolennikiem. Chociaż wielu postępowców zaczęło bardzo poważnie podchodzić do tego stanu rzeczy, zbyt duża część myślenia lewicy pozostała zamknięta w paradygmatach wypracowanych podczas zimnej wojny”.

 

„Postępowcy muszą ustosunkować się nie tylko wobec świata, w którym kapitalistyczne, kleptokratyczne, autorytarne państwa prezentują alternatywny model demokracji liberalnej, ale także wobec świata, w którym niektóre z tych państw są winne tworzenia się zjadliwych anty-postępowych ruchów politycznych” – twierdzi profesor.

 

Nexon uważa, iż sprostanie tym wyzwaniom nie wymaga rozbudowywania kompleksu wojskowo-przemysłowego, ale zajęcia zdecydowanego stanowiska przeciwko próbom podważenia demokracji i destabilizacji infrastruktury bezpieczeństwa – w tym NATO – łączącej zaawansowane uprzemysłowione demokracje. „Wymaga to także, aby kolejna administracja demokratyczna współpracowała z siłami lewicy, centrowymi i centroprawicowymi w Europie i Azji, celem wzmocnienia instytucji demokratycznych” – twierdzi.

 

I dalej: „W ostatecznym rozrachunku postępowcy nie mogą ignorować długoterminowych zmian w środowisku geopolitycznym. W obliczu tych zmian największym kapitałem pozostaje partnerstwo Stanów Zjednoczonych z większością światowych mocarstw drugiego rzędu”.

 

USA – jak zaznacza autor – winny wspierać chińską inicjatywę Pasa i Szlaku, ponieważ przewiduje setki miliardów dolarów na modernizację światowej infrastruktury w krajach rozwijających się. Zamiast więc naciskać aby Międzynarodowy Fundusz Walutowy zablokował redukcję zadłużenia w krajach zaangażowanych w projekt Nowego Jedwabnego Szlaku, Waszyngton powinien „agresywnie powrócić do agendy, która zajmuje się kwestiami takimi jak przejrzystość, ochrona środowiska i ochrona pracy w ramach ogólnej praktyki rozwoju globalnego” (Agenda 2030).

 

„Nowy postępowy internacjonalizm może pokonać podziały między liberalnymi internacjonalistami i antyhegemonistami. Znaczna część debaty tych dwóch obozów obejmuje niekończącą się relację dotyczącą zalet i wad amerykańskiej polityki zagranicznej, a także budowania porządku po drugiej wojnie światowej (…). Dzisiejszym zadaniem jest rozwijanie postępowego internacjonalizmu (…). Postępowcy stają przed potężnymi przeciwnościami, zarówno w kraju, jak i za granicą. Stany Zjednoczone mają dziś mniejszy wpływ na sprawy międzynarodowe niż w latach 90. i pierwszej dekadzie obecnego stulecia. I wpływ ten z czasem jeszcze bardziej maleje. Oznacza to, że postępowcy powinni mierzyć wysoko, powinni być przygotowani na ciężką walkę, dążyć do stworzenia partnerstwa z tymi, którzy podzielają ich przekonania w innych krajach, aby zwalczać sieci tworzące się wokół sił reakcji i uznać, że amerykańska władza oraz wpływy (…) są siłą zdolną do budowania bardziej postępowego porządku międzynarodowego” – konkluduje autor, wytyczając drogę dla międzynarodowej lewicy.

 

To wizja, którą od dawna prezentuje ośrodek Council on Foreign Relations, wpływowego think tanku, założonego przez rodzinę Rockefellerów, promotora Agendy Zrównoważonego Rozwoju. CFR jest wydawcą „Foreign Affairs”.

 

 

Źródło: foreignaffairs.com

Agnieszka Stelmach

 

 

Polecamy również:

Polska chce być prymusem Agendy 2030. Zobacz co przygotowuje rząd!

 

  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie