Sobotnie manifestacje w miastach Francji stały się dla lewicowych bojówkarzy okazją do ich ulubionego zajęcia, czyli demolowania mienia oraz starć z policją. Dotkliwie odczuli to tym razem mieszkańcy stolicy.
Wesprzyj nas już teraz!
„W sobotę w dziesiątkach miast Francji odbyły się manifestacje przeciwko ustawie o globalnym bezpieczeństwie i – na apel związków zawodowych – przeciw ubóstwu. W Paryżu doszło do starć z policją. Zatrzymano ponad dwadzieścia osób” – informuje Polsat News.
Krótko po rozpoczęciu marszu w stolicy, szacowanego pod względem liczebnym na około 5 tysięcy uczestników, zamaskowani „zadymiarze” rozpoczęli demolowanie sklepów, banków i wiat przystankowych oraz podpalanie samochodów.
W starciach z policją używali m.in. materiałów wyniesionych z budowy i oślepiających laserów. Na jednej z ulic wznieśli barykadę. W zorganizowany sposób atakowali funkcjonariuszy, po czym błyskawicznie rozpraszali się w okolicy. Byli zamaskowani. Po raz kolejny spowodowali poważne straty u przedsiębiorców, którzy próbują odbudować swoje biznesy, np. gastronomiczne, po okresie tak zwanego lockdownu.
„Zadymiarzy eksperci nazywają zawodowcami do walki z policją i sugerują, że niektórzy przybywają specjalnie na gościnne występy z Belgii i Niemiec. Zdaniem specjalistów, a wśród nich historyka ruchów społecznych Sylvaina Boulouque’a, nie są to tylko lewaccy anarchiści lub młodzież z tzw. trudnych przedmieść, zamieszkałych przez imigrantów z Afryki, ale wszelkiego rodzaju szumowiny, pragnące się wyżyć” – komentuje Polsat News.
Zwykłych Francuzów do wyjścia na ulice zmobilizowała m.in. uchwalona niedawno w błyskawicznym tempie ustawa o „globalnym bezpieczeństwie”. Jeden z jej przepisów zakłada karę do roku więzienia i 45 tysięcy euro grzywny za „publikację twarzy lub cechy umożliwiającej identyfikację” policjanta w celu wyrządzenia mu szkody. Taki artykuł faktycznie uniemożliwia filmowanie policjantów podczas interwencji.
Źródło: Polsat News
RoM