26 maja 2014

Św. Filip Neri – chrześcijański Sokrates

(By Attributed to Francisco Nunes Varela ([1]) [Public domain], via Wikimedia Commons)

Mocą Ducha Świętego zaczął apostołować w zupełnie nowy, nieznany dotąd sposób. Jak to nazwał jeden z biografów, Filip stał się Chrześcijańskim Sokratesem – mówi ks. Mateusz Kiwior COr, wikariusz parafii pw. św. Krzyża i św. Filipa Neri w Tarnowie.

 

Św. Filip Neri w młodości związany był z benedyktynami z opactwa na Monte Cassino.

Wesprzyj nas już teraz!


To prawda, spędził trochę czasu w cieniu Monte Cassino. Sądzę, że przede wszystkim wyniósł stamtąd wielkie umiłowanie dla liturgii. Wiemy, że działalność duszpasterska Filipa to czas przed wielką reformą Soboru Trydenckiego. Czasy niespokojne, trudne i pewnie niejednokrotnie nacechowane liturgiczną swobodą. Dopiero ojcowie Trydentu zgodzili się, że trzeba jakoś przeróżne tradycje liturgiczne ujednolicić. Wszyscy wiemy, że nawet po soborze upłynęło naprawdę dużo czasu, zanim wydano nowy brewiarz czy mszał. Tymczasem św. Filip w całym swoim duszpasterstwie podkreślał ogromną wagę liturgii sprawowanej z właściwą jej godnością. Dla przykładu, w pierwszych Konstytucjach założonej przez niego Kongregacji Oratorium jest wyraźny nakaz, aby w niedziele i uroczystości Msze święte w kościele oratoryjnym były sprawowane ze śpiewem i odpowiednią oprawą muzyczną, stosowną do rangi uroczystości.


Wynika z tego, że to właśnie benedyktynom filipini zawdzięczają dzisiaj jakiś wyjątkowy obowiązek troski o piękno i dostojność liturgii. Co jeszcze niejako przejął od benedyktynów św. Filip?


Niewątpliwie drugim elementem podpatrzonym w zakonie św. Benedykta jest stałość miejsca. Oznacza ona w praktyce, że księża Kongregacji pozostają przez całe życie w jednym klasztorze. Ma to ogromne znaczenie szczególnie wtedy, jeżeli dostrzeżemy, że filipiński apostolat to przede wszystkim posługa spowiednicza i kierownictwo duchowe. Proszę sobie wyobrazić stałe kierownictwo duchowe, gdy kierownik zmienia miejsce zamieszkania co kilka lat i do tego przenosi się o kilkadziesiąt, czy kilkaset kilometrów. Dzięki zaszczepieniu benedyktyńskiej „stabilitas loci” – stałości miejsca w realia oratorium, od blisko pięciuset lat możemy spokojnie oddawać się pracy spowiedniczej.


Filip Neri udał się do Rzymu, z którym to miastem miał związać się na resztę swojego życia. Czym początkowo zajmował się w Wiecznym Mieście?


Tak, to prawda. Hagiografowie z upodobaniem piszą, jak podarł drzewo genealogiczne swojej rodziny, opuścił bogatego krewnego, którego biznes miał w przyszłości przejąć i jako pokutnik udał się do Rzymu.

Dla nas brzmi to dość ekscentrycznie. Ale trzeba pamiętać, że początki XVI wieku w Rzymie obfitowały w takich wagabundów, którzy w pokutniczych szatach „wałęsali” się po Wiecznym Mieście szukając inspiracji do modlitwy, pogłębienia swojego życia duchowego, lub po prostu przygody. Zapominamy również o wyjątkowo niezrozumiałych w naszych czasach praktykach pokutnych, jak chociażby biczowanie ciała. Ale nie o tym miałem mówić. Filip udał się do Rzymu. Przyjął posadę prywatnego nauczyciela. Podjął również studia filozoficzne i teologiczne. Niestety, nie wiemy na jakiej uczelni, ani jak te studia wyglądały i ile trwały. Wiemy natomiast, bo sam Filip zwierzył się kiedyś, że w czasie wykładów nie mógł w żaden sposób skupić się przekazywanych przez wykładowców treściach. Ale powód, dla którego się tak działo, będzie dla pana zaskakujący…


W takim razie co było tego powodem?


Na przeszkodzi stanął krzyż wiszący w sali wykładowej. Ile razy Filip na niego popatrzył, wpadał w ekstazę. No i było po wykładach.


Ale to oczywiście nie wszystko. Porzucił studia i stał się miejskim anachoretą, mnichem-pustelnikiem w centrum Wiecznego Miasta. Widywano go modlącego się w różnych kościołach, czytającego po nocach, przy świetle księżyca pobożne książki (a były to nie byle jakie książki, m.in. dzieła Ojców Kościoła takich jak Kasjan czy Jan Klimak). Spędzał też wiele czasu na modlitwie w nieznanych wtedy szerszej publice katakumbach św. Sebastiana.


Co wydarzyło się w tych katakumbach w 1544 r.?


Dobrze, że pan wspomniał o tym wydarzeniu. Bo to zasadniczy i zwrotny punkt w życiu św. Filipa. Na marginesie zapytam tylko, czy pan wie, że to dzięki Filipowi rozpoczęto prowadzenie badań archeologicznych w Rzymie? Niedawno powstała praca poświęcona temu zagadnieniu. Ale to taka dygresja na marginesie. Wróćmy do katakumb.


Zaczęło się całkiem niewinnie. Filip poszukiwał spokojnego miejsce, w którym będzie mógł się modlić. Tak trafił na katakumby. I wtedy to się stało. Była wigilia Zesłania Ducha Świętego, Roku Pańskiego 1544. Dopiero przed śmiercią Filip zdradził, jak to wydarzenie wyglądało. Zobaczył ognistą kulę, która zbliżała się ku niemu, wniknęła do jego ust, a potem do serca i tak je poszerzyła, że wyłamało osłaniające je żebra, tworząc w ten sposób przestrzeń dla powiększonego mięśnia sercowego. Tak szczegółowy opis anatomiczny zawdzięczamy zamiłowaniu ludzi renesansu do medycyny. I pewnie mało kto wie, ale właśnie dlatego zaraz po śmierci Świętego odbyła się w Chiesa Nuoava sekcja zwłok. Opisuje ją szczegółowo najbliższy uczeń św. Filipa, Ojciec Antonio Gallonio.


Powiększone serce sprawiło, że apostolat Filipa nabrał nowej dynamiki. Okazało się, że ten wyjątkowy stygmat Ducha Świętego ma wyjątkową moc. W litanii modlimy się w naszych domach Oratoryjnych: Stygmatyku Ducha Świętego, Znawco w rozpoznawaniu duchów, Kierowniku dusz, Duszpasterzu rozbitków duchowych – módl się za nami!


To właśnie stało się Filipowi. Mocą Ducha Świętego zaczął apostołować w zupełnie nowy, nieznany dotąd sposób. Jak to nazwał jeden z biografów, Filip stał się Chrześcijańskim Sokratesem. To znamienne określenie opisujące także i dzisiaj powołanie i charyzmat założonej przez niego Kongregacji Księży. Chodzi o to, aby rozpocząć dialog z konkretnym, indywidualnym człowiekiem, aby w ten dialog wciągnąć, zachęcić, aby stał się zażyły i rodzinny, i aby potem w takiej zażyłej atmosferze głosić Chrystusa. I bardzo ciekawe jest, że Filip realizował to posłannictwo jako osoba świecka! A więc pokazuje i dzisiaj, że głoszenie Ewangelii to nie jest zadanie wyłącznie księży i zakonników. Ale każdego bez wyjątku.


Kilka lat później św. Filip Neri, za namową spowiednika, przyjął w wieku 36 lat święcenia kapłańskie. Wkrótce zainicjował swe dzieło, nazwane „oratorium”. Czym ono było?


Bardzo długo przed tymi święceniami uciekał. Nie czuł się godny. Poza tym do końca nie wiedział, w jakiej formule się odnajdzie. Czy ma być księdzem zakonnym? – tu szczególnie na horyzoncie pojawiali się jezuici, czy ma jechać na misje? – szczególnie marzył o Indiach. W końcu jednak usłyszał od swojego spowiednika: Twoimi Indiami jest Rzym! No i zapewne usłyszał mocną sugestię, że w tym Rzymie ma być kapłanem. Przyjmuje święcenia i rozpoczyna wspaniałe dzieło, które później stanie się Kongregacją Oratorium.


Zaczyna Oratorium. Na początku są to spotkania w jego pokoju. Kilka osób. Źródła podają, że na początku liczba nie przekraczała ośmiu osób. Jest zresztą w języku polskim dostępny kapitalny tekst Kard. Agostino Valier’a „Filip czyli Dialog o chrześcijańskiej radości”, oddający doskonale klimat tamtych rodzinnych, familiarnych i prostych rozważań o Słowie Bożym, o jakiejś dobrej książce, i wreszcie o życiu religijnym. Spotkania te, chociaż w zmienionej mocno formie, przetrwały do dzisiaj. Powiedziałbym, że to takie nieformalne uniwersytety wiary dla wszystkich. Wykorzystujące podstawowy pomysł, by z prostotą, bez retorycznych chwytów i ozdobników, dzielić się swoją wiarą.


Może dla nas, patrzących z perspektywy Vaticanum II, to nic nadzwyczajnego, ale w XVI wieku… dopuszczanie do publicznych wystąpień w kościele, czy oratorium… było bardzo podejrzane. Zresztą nawet bracia dominikanie nieźle Filipowi dołożyli, donosząc na niego do Trybunału Świętej Inkwizycji. Na szczęście sprawa szybko się wyjaśniła i w efekcie w ćwiczeniach oratoryjnych brali później udział kapłani, biskupi, kardynałowie, a nawet w gronie uczniów Filipa znalazł się przyszły papież.


Jakie cele zostały postawione przez dzisiejszego patrona założonej przezeń Kongregacji Oratorium św. Filipa z Neri?


Od ośmiu osób i prostych rozmów w prywatnym pokoju Filipa oratorium rozrosło się do ogromnej instytucji. W czasie ćwiczeń wygłaszano nie tylko kazania, ale również pojawiała się muzyka i to nie byle jakich kompozytorów, żeby wspomnieć przynajmniej samego mistrza Palestrinę. Trzeba było aby ktoś tym zawiadował, ktoś to organizował. I oczywiście potrzebni byli spowiednicy i kierownicy duchowi. Dlatego powstała Kongregacja Oratorium. By służyć Oratorium Świeckiemu, a więc zaczynać od tej podstawowej pracy, spotkań z indywidualnymi ludźmi, a potem wypełniać im czas, edukować, animować spotkania, pielgrzymki i wiele innych wydarzeń, które miały miejsce w Rzymie.


Jak mógłby Ksiądz scharakteryzować rys pobożności św. Filipa Neriego?


Duchowość prosta. „Z serca do serca” to zawołanie kardynalskie bł. kard. Jana Henryka Newmana COr najlepiej oddaje duchowość Filipa. Prosto, bez kombinowania, w szczerości, z otwartym sumieniem, z posłuszeństwem wobec swojego spowiednika. Prosto, ale nie prostacko. To znaczy, że trzeba również dużo się uczyć. Formacja intelektualna katolików, na którą tak mocno zwracał uwagę papież Benedykt, a zaraz potem doświadczenie bliskości, to z kolei coś, o czym ostatnio napisał w Adhortacji „Evangelii gaudium” papież Franciszek.


Jakie były dalsze losy świętego?


Ano takie, że po 85 latach wspaniałego życia żegnał go cały Rzym. I każdy mówił wtedy: umarł święty! Do dziś, w dniu jego wspomnienia, 26 maja, władze miasta Rzymu ofiarują Kongregacji na Vallicelli kielich ku czci św. Filipa. A on sam jest nazywany Apostołem Rzymu.


Do dzisiejszego patrona przylgnęło określenie „Boży figlarz” czy też „święty komediant”. Dlaczego? Czy mógłby Ksiądz przywołać jakieś zabawne historie z jego życia?


W pytaniu zdradził pan odpowiedź. Św. Filip to „Boży żartowniś”. Wszystko zapewne przez jego poczucie humoru. Chciałbym jednak ostrzec wszystkich, którzy teraz wyobrażają sobie ot po prostu zabawnego człowieka. To nie jest Filip! Zresztą jeżeli przyglądnie się pan jakiemukolwiek obrazowi Filipa, zobaczy Pan, że nasz Święty jest na nim smutny. Zapadnięte oczy i w ogóle. Już wyjaśniam dlaczego tak jest. Po pierwsze, większość obrazów powstała po śmierci Filipa, na podstawie maski pośmiertnej. Niestety nie znam zbyt wielu uśmiechniętych nieboszczyków.


Ale na poważnie. Filip to mistyk. I to jest pierwszy i zasadniczy rys jego duchowości. Mistyk, który unosił się nad ziemią podczas Ofiary Mszy świętej, mistyk, który zastygał w kilkugodzinnej modlitwie przed przyjęciem komunii świętej. Dla oszczędzenia świec ministranci gasili je na czas trwającej jak już wspomniałam nawet przez trzy godziny ekstazy.


No więc skąd określenie „Boży żartowniś”?


Oczywiście z żartów, które zwykł robić. Ale to nie były klasyczne gagi, które po prostu miały rozweselać przechodniów, czy rozmówców. Żarty Filipa były celnie przygotowanymi uwagami dla adresatów tych żartów. Za każdym razem chodziło o wypróbowanie cnoty pokory. Na przykład wtedy, gdy pewnej penitentce spowiadającej się z plotkarstwa nakazał rozrzucenie pierza po całym mieście, a potem zebranie go, aby pokazać ,w jaki sposób rzuconych na wiatr słów nie da się już potem odwrócić. Albo wtedy, gdy z ogoloną do połowy brodą i w odwróconym na lewo kożuchem przemaszerował przez kościół, gdy właśnie witano w nim jakiegoś dostojnie i przesadnie ubranego kardynała. Dowcipne były również jego porady duchowe. Jak ta, gdy pewna pani zapytała, czy wypada chodzić w butach na szpilkach, a on odpowiedział, że wypada, tylko wtedy trzeba bardziej uważać, aby nie upaść.


Żartów o Filipie jest całe mnóstwo i są niezwykle sympatyczne. Ale pragnę bardzo mocno podkreślić, to nie jest cały Filip! On jest postacią o wiele bogatszą. Dlatego bardzo się cieszę, że obecnie możemy tę postać poznawać nie tylko dzięki książkom, takim jak chociażby „Filip, czyli ogień Radości” ojca Paula Turksa COr, ale również dzięki fantastycznym filmom: powstałemu już dawno „State buoni se potete” – „Bądźcie dobrzy jeśli potraficie” i nakręconym niedawno: „Preferisco il Paradiso”. Oba dostępne są w polskiej wersji i stanowią doskonałe preludium do poznawania postaci świętego Filipa Neri.



Bóg zapłać za rozmowę!


Rozmawiał Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie