18 października 2013

Pogrom czambułów

(Józef Brandt, Walka o sztandar turecki. Muzem Narodowe w Krakowie. Repr. Piotrus/Wikimedia Commons)

Był to jeden z najwspanialszych zagonów kawaleryjskich w historii polskiej jazdy. Dzięki niemu upokorzona klęskami Rzeczpospolita ponownie poczuła swą moc.

 

Najazd

Wesprzyj nas już teraz!

 

Latem 1672 r. państwo polskie spotkał straszliwy cios. Olbrzymia armia turecka sułtana Mehmeda IV zwanego Myśliwym wtargnęła w granice kraju.

 

Muzułmanie zdobyli po dziesięciodniowym oblężeniu Kamieniec Podolski, a następnie zajęli Podole i Bracławszczyznę. We wrześniu liczne zastępy nieprzyjaciół, dowodzone przez baszę Kapłana, stanęły u bram Lwowa.

 

Polacy zdawali się być oszołomieni serią porażek i całkowicie niezdolni do stosownej reakcji. W owym czasie ich kraj rozdzierały polityczne kłótnie. Nieudolny król Michał Korybut Wiśniowiecki nie potrafił podjąć energicznych działań; obawiał się eskalacji wojny, skłaniał się ku układom z najeźdźcą, do zawarcia pokoju nawet za cenę hańbiących ustępstw. Istotnie na początku października we Lwowie rozpoczęły się rokowania między komisarzami królewskimi a wysłannikami sułtana.

 

Tymczasem sprzymierzeni z Turkami Tatarzy, posiłkowani przez zbuntowanych Kozaków Piotra Doroszenki rozpoczęli łupieżczy pochód w głąb ziem Korony, systematycznie plądrując i paląc napotykane wsie i miasteczka, wycinając w pień nielicznych obrońców i porywając w niewolę ludność. Tatarskie czambuły następowały w czterech wielkich zgrupowaniach. Siły główne pod wodzą nureddin sołtana Safy Gereja założyły kosz (obóz) w Torkach pod Medyką, skąd prowadziły wypady za San, w stronę górnych dorzeczy Wisłoka i Wisłoki. Ubezpieczała je od północy orda Dżambet Gereja, pustosząca ziemie między Sanem a Wieprzem. Nieco dalej, między Wieprzem a Bugiem operował czambuł, którego zadaniem była osłona tureckiego korpusu baszy Kapłana stacjonującego pod Lwowem. Z kolei na południu ordyńcy Hadży Gereja wtargnęli w rejon dorzecza górnego biegu Sanu, Dniestru i Stryja.

 

Rezultaty tych działań były katastrofalne dla Polaków. Wedle współczesnych wyliczeń historyków, tylko w miastach ziemi przemyskiej zrujnowanych zostało ponad 1/3 gospodarstw oraz blisko połowa warsztatów rzemieślniczych i młynów, zaś na wsi zniszczenia dotknęły aż 70 proc. gospodarstw. Jeszcze straszliwszy los spotkał ziemię sanocką – w gruzach legło tam aż 84 proc. zabudowy wiejskiej i 73 proc. miejskiej. Olbrzymi był również na tych terenach ubytek ludności – wymordowanej, porwanej w jasyr bądź szukającej ratunku w ucieczce.

 

Hetman

 

W tym czasie dość  silne, kilkutysięczne zgrupowanie wojska polskiego zawiązało się pod Krasnymstawem. Dowództwo nad nim sprawował hetman wielki koronny Jan Sobieski.

Głównym jego zadaniem miała być osłona rejonu koncentracji polskich sił głównych, w tym pospolitego ruszenia pod Gołębiem, gdzie przebywał też sam król Michał. 

 

Wieści o spustoszeniach dokonanych przez Tatarów szybko dotarły do uszu polskich dowódców. O ile król nadal epatował biernością i niedołęstwem, to hetmanowi

Sobieskiemu nie odpowiadała rola widza. Nie oglądając się na zgodę monarchy, zdecydował się wystąpić przeciw łupieżcom. Pozostawiwszy część swych oddziałów (w tym 10 chorągwi husarskich) do osłony króla, sam na czele ok. 3 tysięcy żołnierzy wyruszył w pole.

Wydawało się, że hetman wiedzie swych ludzi wprost w paszczę lwa. Liczebność ordy szacowano na od 20 do 40 tysięcy szabel, a w dodatku trzeba było się liczyć z interwencją stacjonującego pod Lwowem korpusu tureckiego. Wszelako siły wroga były rozproszone na dość znacznym obszarze. Sobieski chciał wykorzystać ten fakt, atakując poszczególne czambuły z osobna. Nie znaczy to, że polski wódz nie zdawał sobie sprawy z ryzyka. Przyjdzie cośkolwiek y azardować, dla Wiary wprzód Świętey, miłości Ojczyzny y przysługi W.K. Mości – pisał królowi.

 

Zagończycy

 

Sobieski zdecydował się na wykonanie zagonu, to jest dalekiego i szybkiego rajdu kawaleryjskiego. Wziął ze sobą chorągwie lekkiej jazdy oraz dragonię, nie brakło w jego szeregach również kilkuset husarzy.

 

Hetman – doświadczony zagończyk, weteran niezliczonych bojów z pohańcem – postanowił zastosować przeciw Tatarom ich własną taktykę, opierającą się na szybkim przemieszczaniu się i błyskawicznych atakach z zaskoczenia. Wiedział, że obładowani łupami ordyńcy, wiodący ze sobą tłumy jasyru utracili swój główny atut – nadzwyczajną manewrowość. W ten sposób dotychczasowe sukcesy wroga miały się stać przyczyną jego zguby.

 

Zgrupowanie Sobieskiego posuwało się „komunikiem” – to jest bez taborów. Każdy jeździec prowadził zapasowego luzaka, celem oszczędzania sił wierzchowców. Umożliwiło to uzyskanie zawrotnego jak na owe czasy tempa przemarszu, przekraczającego 50 kilometrów na dobę (dla porównania ówczesne europejskie armie piesze, spowalniane przez artylerię i tabory, pokonywały średnio od 10 do 20 kilometrów dziennie).

 

Pochód wojska ubezpieczony był przez liczne podjazdy, które przezorny wódz rozsyłał na wszystkie strony, aby patrolowały teren w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od sił głównych. Przemarsz odbywał się w bardzo trudnych warunkach terenowych, po grząskich drogach i bezdrożach (gorszych y większych nie masz w całym świecie – utyskiwał Sobieski w liście do króla), na terenach wyniszczonych przez wojnę, gdzie o chleba bochenek trudniej było niż o tysiąc Tatarów. Trzeba było pokonywać liczne lasy, rzeki i wzgórza.

 

Było zimno, padały deszcze, nocami chwytały już przymrozki. Zapasy żywności szybko wyczerpywały się. Radzono sobie zbierając po polach rzepę i brukiew.

 

Tuż po zmroku hetman zarządzał kilkugodzinne postoje. Z powodów bezpieczeństwa nie rozniecano ognia, żołnierze trzęśli się z zimna owinięci derkami. Zaraz po północy znów siadano na koń.

Nie było kłopotów ze zlokalizowaniem oddziałów nieprzyjaciela. Wojsko Sobieskiego kierowało się na łuny płonących miejscowości…

 

W boju

 

Sobieski wyruszył w drogę w dniu 5 października. Jeszcze tego samego dnia, pod Rawą Ruską doszło do pierwszej potyczki z wrogiem.

 

W nocy pobito Tatarów pod Krasnobrodem, zaś nazajutrz podjazdy Sobieskiego zniszczyły dwa spore czambuły pod Narolem. Uwolniono przy tym parę tysięcy jasyru – szlachcianek, dzieci y ludu pospolitego.

 

Akcja polska nabierała rozmachu. Mnożyły się starcia z tatarskimi „kupami”. 7 października miała miejsce pierwsza duża bitwa. Polacy rozgromili dwutysięczny czambuł Dżambet Gereja. Przy okazji oswobodzono tłum jasyru, szacowany na 12 tysięcy osób!

 

9 października pod Komarnem napotkano główne siły wroga – olbrzymi czambuł nureddin sołtana Safy Gereja. Jak doniosły pochwycone „języki”, nieprzyjaciel skoncentrował tu aż 10 tysięcy ordyńców, wspieranych przez 400 Lipków (litewskich Tatarów, którzy przeszli na stronę swych krymskich pobratymców), podobną liczbę Kozaków Doroszenki oraz parę setek Wołochów. Tymczasem walki oraz trudy przemarszu mocno uszczupliły siły Sobieskiego. Pod Komarno przyprowadził on zaledwie 2,5 tysiąca żołnierzy. Wszakże mimo czterokrotnej przewagi liczebnej nieprzyjaciela polski wódz wydał mu bitwę.

 

Chorągwie pułkownika Stefana Bidzińskiego (razem do tysiąca szabel) związały Tatarów walką, skupiając na sobie całą ich uwagę. Potem nastąpił niespodziewany atak półtoratysięcznego oddziału Sobieskiego (w tym husarii) na tyły wroga. Wśród pohańców, całkowicie zaskoczonych takim obrotem sprawy, wybuchła panika; rzucili się do tłumnej ucieczki, gęsto znacząc trupami drogę odwrotu. Ostatecznie z czambułu Safy Gereja ocalało ledwie 1 500 ordyńców. Radość zwycięskich Polaków potęgował jeszcze fakt uwolnienia w tym dniu kolejnych 20 tysięcy jasyru.

 

Niezmordowany hetman Sobieski nie spoczął na laurach. Podjął teraz działania przeciw zgrupowaniu Hadży Gereja, do którego dołączył Safa Gerej wraz z niedobitkami spod Komarna. Działania Polaków znalazły swój finał w bitwie pod Petranką i Uhrynowem (14 października). Starło się tutaj 1,5 tys. polskich jeźdźców oraz 4 do 5 tysięcy Tatarów. Po raz kolejny geniusz dowódczy Sobieskiego oraz męstwo jego podkomendnych zniwelowały przewagę liczebną nieprzyjaciela. Ocaleli z pogromu Tatarzy próbowali szukać schronienia w okolicznych lasach. Tu wszakże czekali na nich uzbrojeni chłopi, mszczący się zajadle za doznane krzywdy. Nureddin Safa Gerej zdołał ocalić z klęski zaledwie kilkudziesięciu ordyńców, którzy po tygodniowym przedzieraniu się przez lasy i pustkowia, dotarli w końcu do turecko-tatarskiego obozu w Buczaczu. Ogromna większość jego podwładnych nie miała tego szczęścia. Sobieski raportował królowi:

Ostatek z lasów jeszcze dotąd chłopi i czeladź wywłóczą; ale więcej zabijają, osobliwie chłopi, między którymi jest wielka na to pogaństwo zawziętość.

 

Owoce

 

15 października pod Uhrynowem odbyło się nabożeństwo dziękczynne dla utrudzonych zastępów Sobieskiego.

 

W ciągu 10 dni (5-14 października) oddziały hetmana przemierzyły ponad 450 kilometrów, staczając niezliczone walki z większymi i mniejszymi siłami wroga. Trzytysięczna formacja polska zdołała rozgromić czambuły liczące razem ok. 20 000 ordyńców. Uwolniono 44 000 jasyru.

 

Rezultaty akcji mogły być jeszcze większe, gdyby Sobieski otrzymał należyte wsparcie. Rozgoryczony pisał w liście do biskupa krakowskiego: „Doszedłem teraz tego samą eksperiencją [doświadczeniem], że z Turkami nie jest tak straszna wojna, jakośmy ją sobie imaginowali […] O,  gdyby mi król Jegomość przysłał choć z kilkanaście tysięcy świeżego wojska, o com prosił po kilkakroć, miałem w Panu Bogu nadzieję, że byli i do swych na Dniestrze nie trafili mostów. Ale widzę woleli ichmoście nad Wisłą wojować, gdzie o kilkanaście mil całkowicie zniesiony kraj.”

 

Wydawać by się mogło, że wyprawa na czambuły nie odmieniła losów Polski. Kilka dni po jej zakończeniu pełnomocnicy króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego podpisali haniebną ugodę w Buczaczu. Rzeczpospolita zrzekała się na rzecz imperium osmańskiego utraconych ziem ukrainnych i zobowiązywała się do płacenia sułtanowi haraczu w wysokości 22 000 czerwonych złotych rocznie.

 

Wszakże wstrząs, jaki w całym kraju wywołała „hańba buczacka” okazał się uzdrawiający. Sejm odmówił ratyfikowania traktatu. Uchwalono podatki na nową armię. Zakończona sukcesem wyprawa na czambuły pomogła odzyskać narodową dumę i wiarę we własne siły. Wskazała też człowieka, który miał poprowadzić Rzeczpospolitą do nowych zwycięstw.

 

Andrzej Solak

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie