26 listopada 2018

Straty i zyski z eskalacji konfliktu Rosji i Ukrainy

(Fot. Reuters / Forum)

Awantura, jaka rozegrała się w poniedziałek późnym popołudniem w parlamencie Ukrainy, pokazała światu, że nawet w najtrudniejszych chwilach tamtejsze elity polityczne nie znajdują wspólnego języka.

 

Już w pierwszych komentarzach, po północy z niedzieli na poniedziałek, gdy zapadła decyzja o ogłoszeniu stanu wojennego, eksperci i parlamentarzyści podkreślali, że być może chodzi o przesunięcie terminu wyborów prezydenckich, przewidzianych na 31 marca 2019 roku. I choć panowała zgoda co do tego, iż akt agresji ze strony Rosji powinien spotkać się z adekwatną reakcją Ukrainy i organizacji międzynarodowych, to komentatorzy podkreślali, że problem wyborów prezydenckich i parlamentarnych może być nie mniej ważny przy podejmowaniu decyzji przez obecną władzę.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Przedsmak wyborów

W rozdrobnionym parlamencie ekipa Petra Poroszenki i Wołodymra Hrojsmana ma kłopoty z stworzeniem trwałej większości, a zbliżające się wybory rozbudzają ambicje wszystkich „noszących buławy hetmańskie”. Brak zgody w kwestii terminu obowiązywania stanu wojennego i jego zasięgu terytorialnego należy odczytywać właśnie jako element gry politycznej przeciwko Poroszence, który i tak ma niskie notowania w społeczeństwie, co chcą jak najszybciej wykorzystać jego przeciwnicy. Dążą oni do przeprowadzenia wyborów według planu.

 

Opieszałość, z jaką podejmowane są decyzje dotyczące bezpieczeństwa państwa, jest co najmniej zadziwiająca. Incydent na Morzu Azowskim zdarzył się w niedzielę nad ranem, a Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy spotkała się dopiero o północy, za to w świetle kamer i w obecności dziennikarzy. Zanim Ołeksandr Turczynow, szef RBNiO Ukrainy, złożył wniosek o wprowadzenie na terenie całego kraju stanu wojennego, szefowie różnych służb i resortów zapewniali, że jego ogłoszenie nie spowoduje żadnych perturbacji ani ograniczeń dla obywateli Ukrainy. Nic więc dziwnego, że w studiach TV zaraz po potwierdzeniu przez Poroszenkę zamiaru wprowadzenia stanu wojennego pierwsze komentarze odnosiły się do sytuacji z 2014 roku, gdy agresja „zielonych ludzików”, separatystów i Rosji miała o wiele większy wymiar. Komentatorzy, zadając pytanie dlaczego wówczas nie wprowadzono stanu wojennego, sami od siebie dodawali, że w czasie jego obowiązywania nie przeprowadza się wyborów.

 

Stan wojenny ograniczony

Podpisany przez Poroszenkę dekret został po gorących dyskusjach i awanturach mocno okrojony – z 60 do 30 dni i zamiast dla całego kraju wprowadzono go tylko w kilku obwodach: winnickim, ługańskim, mikołajewskim, odeskim, sumskim, czernichowskim i chersońskim.

 

Tak upolityczniona reakcja deputowanych Werchownej Rady Ukrainy, w chwilach określanych oficjalnie jako bardzo niebezpieczne dla państwa, powoduje, że postawienie jednostek wojskowych Ukrainy w stan pełnej gotowości bojowej i zapowiedź możliwej mobilizacji militarnej nie mogą być poważnie odebrane ani przez obywateli państwa, ani przez opinię międzynarodową. Dla Poroszenki też są z pewnością balastem przed szczytem Komisji NATO – Ukraina czy przed rozmowami z politykami UE. Podobnie jak niezrozumiałym dla świata było niewypowiedzenie przez Kijów umowy o przyjaźni, współpracy i partnerstwie pomiędzy Ukrainą i Federacji Rosyjską, mimo określenia Rosji (dopiero w 2018 roku) jako kraju agresora. Podpisanie przez prezydenta Petro Poroszenkę dopiero 17 września tego roku rozporządzenia przewidującego nieprzedłużanie tej umowy pokazuje, jak dziwnie układają się relacje przywódcy Ukrainy z Moskwą.

 

Kiepski czas prezydenta

W końcu października rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow dość pokrętnie tłumaczył, dlaczego w spis biznesmenów objętych rosyjskimi sankcjami nie włączono Petra Poroszenki, długo też wyciągano prezydentowi jego biznesową obecność (firmy „Roshen”) w Rosji, już po wybuchu konfliktu w 2014 roku. To nie jedyne polityczne kłopoty głowy państwa, ponieważ przed kilkoma dniami prasę ukraińską i rosyjską obiegły informacje jakoby podczas Euromajdanu w 2014 roku, wówczas gdy demonstranci narażali się na niebezpieczeństwo, Petro Poroszenko z obecnym merem stolicy Witalijem Kliczko, spożywali mocne trunki w budynku centrali związków zawodowych przy Majdanie Niezależnosti (Placu Niepodległości).

 

W miniony weekend obywatele Ukrainy wyszli też na drogi w proteście przeciwko traktowaniu właścicieli samochodów na rejestracjach europejskich (w tym tysięcy z polskimi rejestracjami). Blokada przejść granicznych i ważnych dróg to efekt polityki celnej Ukrainy, próbującej chronić własnych producentów. Problem Poroszenki polega jednak na tym, że jedna z firm produkujących samochody to korporacja „Bogdan”, kojarzona z biznes-partnerem Poroszenki, Ołehem Gładkowskim, który odkupił akcje firmy od obecnego prezydenta. Firma ta jest realizatorem kontraktu na dostawę samochodów ratownictwa dla Sił Zbrojnych Ukrainy.

 

Jak na krótki czas przed kampanią wyborczą to materiału do krytyki swojej kandydatury głowa państwa nazbierała już wiele. Dzisiaj ma poparcie oscylujące wokół 10 procent wyborców. Dlatego też wprowadzenie stanu wojennego spotkało się z takim oporem w Werchownej Radzie, gdzie rywalizują ze sobą ugrupowania mające ambicje wystawić Petrowi Poroszence kontrkandydatów w marcu, a na bazie kampanii prezydenckiej zdobyć jak najlepszy wynik w jesiennych wyborach parlamentarnych.

 

Jeżeli celem tracącego popularność przywódcy było wykorzystanie rosyjskiej agresji do wprowadzenia stanu wojennego, jako elementu kampanii i konsolidacji narodu wokół silnego lidera, to awantura w parlamencie na pewno mu nie pomogła. Zaszkodziła też jednak przy okazji wizerunkowi Ukrainy jako państwa, skłóconego nawet w trudnych chwilach. Dla zachodnioeuropejskich partnerów politycznych i gospodarczych projektów realizowanych wspólnie z Moskwą będzie to też wygodny pretekst, by całą sprawę rozmyć w deklaracjach poparcia Ukrainy i szczytach prowadzonych w różnych formatach, kończących się sesjami fotograficznymi dla fotoreporterów.

 

 

Jan Bereza

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram