19 stycznia 2013

Stawka większa niż Mali

(Styczeń 2013, francuskie wojska w miasteczku Konobougou. Fot. Reuters/Forum)

Prezydent Francji François Hollande posłał wojska do zwalczania terrorystów w Mali. Jeszcze przed kilkoma tygodniami zapewne większość mieszkańców znamienitego Zachodu nie wiedziała nic o istnieniu tego kraju w Afryce Zachodniej.

 

Wojna w Mali trwa. Francuzi wraz z wojskami legalnego rządu Dioncounda Traoré toczą walki przeciwko bandom Ruchu na rzecz Jedności i Dżihadu w Afryce Zachodniej (MUJWA) oraz Ansar Dine. Nie dziwi brak głosów sprzeciwu wobec tej sytuacji ze strony francuskiej – i nie tylko – opinii publicznej (okazuje się bowiem, że tradycyjna i katolicka Francja budzi się z letargu, o czym świadczy zorganizowany ostatnio w Paryżu marsz za normalnością), ale raczej pozytywna reakcja i aprobata tej strategii wojennej w środowiskach lewicowych. Przypuszczam, że gdyby były prezydent Francji Nicolas Sarkozy z centroprawicowej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) podjął się takiego kroku, lewicowe i lewackie media nie zostawiłyby na nim suchej nitki. Jednak socjalista kroczący z karabinem w dłoni na Mali zyskał aprobatę opiniotwórczych środków przekazu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Oczywiście, przyczyną poparcia dla misji nie jest wyłącznie czerwony kolor, z którym Hollande szedł po zwycięstwo. Francuzi, zwłaszcza może poprawni politycznie i libertyńscy socjaliści, zdali sobie sprawę, że islamizacja państwa postępuje i za chwilę może być nieodwracalna, wraz ze wszystkimi negatywnymi skutkami tego procesu. Interwencja w Mali jest niejako prewencyjnym atakiem wymierzonym w kłębowisko żmij, które nie tylko zaraża trucizną cywilizacji śmierci obrzeża Paryża, ale wije się już na łonie metropolii. To czerwona kartka dla niebezpiecznego trendu, który postępuje przecież w całej Europie Zachodniej. I decyzja przyjęta z zadowoleniem nie tylko we Francji, o czym świadczy wyciągnięta w jej stronę pomocna dłoń Anglików, a także półoficjalna zgoda na francuskie działania, wydana przez ONZ, którą Francja od października 2012 r. torpedowała wolą zbrojnych działań w Mali. Kto wie, być może w końcu NATO aktywne zaangażuje się w tę misję.

 

Mali jest testem. Jeśli Europa zda go pozytywnie, możliwe, że dojdzie do trzeźwej refleksji na temat wydarzeń toczących się nie tak znowu daleko Paryża, ale w samym jego centrum.

 

Czy możliwy jest islam pokojowy?

 

Przed przejęciem północy kraju przez terrorystów Mali było modelowym przykładem zgodnego współżycia ze sobą religii i kultur. Państwo świeckie, które w zdecydowany sposób pilnowało, aby nastroje fundamentalistyczne i fanatycy nie wyzierali z czeluści pustynnych jam. Chrześcijanie mieli zapewnioną wolność religijną, własne kościoły, podlegali świeckiemu prawu, świeckiej konstytucji, żyli spokojnie pomiędzy wyznawcami Allacha. Nikt ich nie niepokoił. Sprawa religii była kwestią prywatną, chociaż północne tereny zawsze były obszarem trudniejszym do ewangelizacji, jednak i tam działali zagraniczni misjonarze. W kwietniu 2012 r. ta międzyreligijna harmonia przeszła do historii. Północne tereny Mali zostały obwołane autonomiczną Republiką Azawad, Tuaregowie oddali wkrótce pole islamskim fanatykom, którzy wprowadzili surowe prawo szariatu. Na szczęście, zanim muzułmanie przejęli tam władzę, a fanatyczni szaleńcy zaczęli odcinać ręce “niewiernym” obywatelom Mali, większość chrześcijan zdołała uciec. Zniszczeń nie uniknęły za to kościoły, a domy wyznawców Chrystusa w Tumbuktu, Gao i Kidal zagarnięto. Muzułmanie chcieli w ten sposób zatrzeć wszelkie ślady bytności chrześcijaństwa w tym regionie. Swoje akcje skierowali także w stronę umiarkowanych własnych współwyznawców, zabijając ludzi, odcinając im kończyny i niszcząc meczety. Odkąd w marcu 2012 r. rozpoczęły się walki, setki tysięcy Malijczyków uciekły na południe lub do krajów sąsiadujących. Należy dziękować Opatrzności, że w trakcie tych represji nie zginął żaden chrześcijanin. Według najnowszego Światowego Indeksu Prześladowań 2013 Open Doors, Mali zajęło czołowe miejsce na liście hańby. Wkraczając na Indeks po raz pierwszy, od razu zajęło wysoką pozycję (numer siedem), czyli uplasowało się na liście dziesięciu największych prześladowców chrześcijan. Modelowa koegzystencja zniknęła.

 

Niestety, nie tylko Afryka północna niweczy próby umiejętnego współpracowania wyznawców dwóch wielkich religii monoteistycznych. Źródła niepokojów i szalejącego ekstremizmu religijnego należy szukać w ruchach islamskich (sunnickich i szyickich), które wspierane przez potężne mocarstwa (Arabię Saudyjską i Iran) destabilizują nie tylko cały północny region Afryki, ale także stricte Czarny Ląd, o czym, mam nadzieję, będzie jeszcze mowa w innym miejscu.

 

Gorący teren, wybuchowy konflikt

 

Walka z terrorystami z Mali, nie jest operacją antymalijską, z czego przede wszystkim zdają sobie sprawę zbrojni fanatycy. W oddziałach rebeliantów służą bojownicy algierskiego i mauretańskiego skrzydła Al Kaidy (AQIM), pakistańscy i afgańscy talibowie. Stąd wściekłość i grożenie krwawymi odwetami w Europie. Mali ze swoimi rozległymi terenami pustynnymi jest wręcz idealnym schronem i miejscem na szkolenie przyszłych terrorystów-samobójców, legalnych obywateli Francji. Nie dziwi również niezadowolenie Algierii, która zaniepokoiła się interwencją (kolonialne ambicje Francji oraz wrażliwość państw Maghrebu na obecność Francuzów wciąż są tu żywe).

 

Wybitny pisarz francuski, laureat nagrody Nobla, katolik, François Mauriac kładąc na szali autorytet swojego nazwiska, wypowiadał się stale przeciw zbrodniom, jakich dopuszczali się francuscy policjanci i żołnierze w Algierii oraz Maroku. Występował odważnie przeciwko polityce zagranicznej swojego kraju, co przysporzyło mu wielu wrogów, i to ludzi o znaczących wówczas nazwiskach. Tych nazwisk już nie ma, a Mauriac jest wieczny. Jego Bloc-Notes pisane w latach 50. i 60. są wciąż świeże. Czy autor “Kłębowiska żmij” potępiłby dziś wojnę w Mali? Nie sądzę, bo Mali to zupełnie inna historia.

 

Tomasz M. Korczyński

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie