30 sierpnia 2019

Stalinowska narracja wiecznie żywa. Polacy winni wybuchu II wojny światowej

To Polska rozpętała drugą wojnę światową – taką tezę, niekiedy jedynie delikatnie sugerowaną, kiedy indziej zaś prezentowaną wprost, forsuje się w rosyjskich mediach. Na razie – głównie w rosyjskich, ale wkrótce może okazać się, że narracja ta trafi również do światowej prasy. Zlekceważenie przez światowych przywódców obchodów wybuchu II wojny światowej na Westerplatte może być tego sygnałem.

 

Liczba antypolskich publikacji, wcześniej i tak niemała, wzrosła nagle po decyzji polskich władz o niezaproszeniu Rosjan na gdańskie obchody osiemdziesiątej rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej. Wydaje się, że prawdziwym powodem jest nie tyle brak wspomnianego zaproszenia, co radykalna sprzeczność narracji historycznych Polski i Rosji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Dla nas sprawa jest jasna: wojna zaczęła się 1 września 1939 roku. Tego dnia nad ranem wojska III Rzeszy bez wypowiedzenia wojny napadły na Polskę, a siedemnaście dni później przyłączyła się do nich Armia Czerwona, by, realizując postanowienia tajnego protokołu do paktu Ribbentrop–Mołotow, zająć ponad połowę terytorium Rzeczypospolitej. Dokonał się tak zwany czwarty rozbiór Polski, przypieczętowany traktatem o granicach i przyjaźni podpisanym 28 września przez ministrów spraw zagranicznych obydwu totalitarnych potęg.

 

Jednak agresja ZSRR na Polskę, której rocznica przez wiele lat była świętowana na sowieckiej Białorusi i Ukrainie jako dzień oswobodzenia spod władzy „polskich panów”, dziś nie istnieje zupełnie w świadomości Rosjan. Dla większości z nich wojna zaczęła się nie we wrześniu 1939 roku, ale znacznie później – po agresji Niemiec i ich sojuszników na Związek Sowiecki, 22 czerwca 1941 roku.

 

Tożsamość budowana na wojnie

 

Rozpoczęta wówczas „Wielka Wojna Ojczyźniana” pochłonęła życie wielu milionów ludzi, a zakończyło ją spektakularne zwycięstwo Armii Czerwonej, której żołnierze zatknęli sztandary z sierpem i młotem na gruzach Reichstagu. Zwycięska wojna zapewniła ZSRR status mocarstwa światowego, a zbrodniczemu bolszewickiemu satrapie Józefowi Stalinowi – uznanie całego świata jako pogromcy barbarzyńskiego hitleryzmu. Powstało komunistyczne imperium zewnętrzne, utworzone z „oswobodzonych”, czyli podbitych przez Armię Czerwoną krajów Międzymorza Bałtycko-Czarnomorskiego, a nawet części okupowanych Niemiec.

 

Stalinowska propaganda uczyniła ze zmagań z III Rzeszą nową odsłonę wojny o oswobodzenie „Matki Rosji”, na wzór tej toczonej z Polakami w roku 1612 czy Francuzami w 1812. Obchody „Dnia Pabiedy” były do końca istnienia Związku Sowieckiego świętem niemal tak ważnym jak rocznica rewolucji październikowej, a w czasach rządów Władimira Putina, które nastały po latach gorbaczowowsko-jelcynowskiej „smuty”, przywrócono ich dawne znaczenie.

 

Według sondażu przeprowadzonego niedawno przez Centrum Analityczne Jurija Lewady, mieszkańcy Federacji Rosyjskiej jako pierwszy z powodów do dumy z przynależności do narodu rosyjskiego wymieniają właśnie pokonanie faszyzmu w 1945 roku. Wielu badaczy zwraca uwagę, że mit „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” jest niezwykle istotnym elementem tożsamości współczesnej Rosji, w której połączenie wątków prawosławno-nacjonalistycznych z neoimperializmem opartym na eklektycznej wizji historii godzi dwie tradycje: przedrewolucyjną i sowiecką.

 

Rewizjonizmowi twarde nie!

 

Nic więc dziwnego, że zachowanie narodów, którym sowieccy żołnierze nieśli wyzwolenie spod faszystowskiej okupacji, a które dziś usuwają pomniki stawiane im przez komunistyczne władze, jest dla Rosjan „czarną niewdzięcznością”. Współcześni Rosjanie nie wiedzą, że krasnoarmiejcy masowo wyzwalali Polaków, Węgrów, Estończyków czy Litwinów nie tylko spod władzy „faszystów”, ale też od własności, a często i życia; że gwałcili kobiety, rabowali zegarki i rowery, niszczyli dziedzictwo kultury, niosąc półwieczną okupację i degradację cywilizacyjną. I tego wszystkiego się nie dowiedzą, bo dobre imię Armii Czerwonej chronione jest przez Kreml z urzędu, na mocy ustawy, zgodnie z którą każdemu, kto uderza w jej mit, grozić może nawet do pięciu lat więzienia. W armii istnieje specjalna komórka, która zajmuje się reagowaniem na wszelkie „kłamstwa” historyków, usiłujących podważać mit nieskazitelnej armii robotniczo-chłopskiej, niosącej wolność uciśnionym narodom.

 

Władimir Putin, konsekwentnie realizujący politykę przywracania dawnego blasku Związkowi Sowieckiemu i jego armii, wielokrotnie oświadczał, że należy położyć kres próbom fałszowania historii i rewidowania wyników drugiej wojny światowej. Na czym ma polegać owo fałszowanie i ten rewizjonizm? Na deprecjonowaniu decydującego wkładu Związku Radzieckiego w zwycięstwo nad Niemcami nazistowskimi, które Putin zrównuje z negowaniem Holokaustu (podobnie jak obsesyjna „antyrosyjskość” podobna ma być do antysemityzmu). W ten sposób do swej polityki rosyjski prezydent wciąga z powodzeniem Izrael, w którym wszak kultywuje się pamięć o Armii Czerwonej – wyzwolicielce tych nielicznych Żydów, którym jakoś udało się dotrwać do końca wojny w obozach koncentracyjnych lub w ukryciu, na terenach krajów okupowanych przez III Rzeszę, w tym szczególnie Polski. Zresztą – wielu obywateli Izraela pochodzących z krajów ZSRR to potomkowie żołnierzy sowieckiej armii lub przedstawicieli tzw. żydokomuny z radością witającej czerwonoarmistów wkraczających do Polski w 1939 i 1944 roku.

 

Rosyjska narracja ma również innych sojuszników, takich, jak władze Białorusi, dla której – wg. aktualnie obowiązującej polityki historycznej – wrzesień 1939 był po prostu zjednoczeniem wschodniej części kraju z zachodnią (cóż, że w ramach totalitarnego systemu mordującego tysiące Białorusinów?), zaś wojenna zawierucha zaczęła się w czerwcu 1941 roku, gdy Niemcy przystąpili do realizacji planu „Barbarossa”. Nie wyrażają również zbyt wielkiego żalu z powodu naszej klęski w kampanii wrześniowej Litwini i Ukraińcy, zdając sobie sprawę, że w jej konsekwencji zyskali, pierwsi – Wileńszczyznę, zaś drudzy – ziemie województw południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej. Co zrozumiałe – po cichu kibicują takiej wersji wydarzeń również Niemcy i ich zachodni sprzymierzeńcy w realizowanej już od kilku dekad polityce zdjęcia z Niemiec przynajmniej części odpowiedzialności za Holokaust.

 

Stalin… wiecznie żywy

 

Putinowska narracja zbiega się tu zresztą również z interesami i propagandą światowej lewicy, pod której dyktando pisana była historia po zakończeniu II wojny światowej. W jej wizji udziału Związku Sowieckiego w wojnie nie można oceniać inaczej, jak tylko pozytywnie, nawet jeśli również Sowietom zdarzały się pewne „błędy i wypaczenia”, w postaci masowych mordów i przesiedleń. Stąd też każda inna ocena stanowi dla lewicy „rewizjonizm historyczny”, który prowadzi oczywiście do odrodzenia widma faszyzmu, krążącego po Europie w postaci ruchów tożsamościowych, eurosceptycznych czy antyimigranckich. Autor rosyjskiej agencji „Regnum”, Płaton Biesiedin twierdzi, że w Polsce, Austrii, na Ukrainie i w państwach bałtyckich (ale także w Europie Zachodniej) coraz poważniej dochodzi do głosu nazizm, przez autora utożsamiany z wszelkimi formami nacjonalizmu. Co jest głównym powodem tego zjawiska? Może masowa imigracja z krajów muzułmańskich? Albo dyktatura liberalnego relatywizmu? Bynajmniej. Zdaniem rosyjskiego publicysty, jest nim stygmatyzacja Stalina.

 

Według Biesiedina, w czasie drugiej wojny światowej Zachodowi potrzebny był Stalin, bo trzeba było pokonać Hitlera, ale kiedy wojna się skończyła, przywódca Związku Sowieckiego, nie wiedzieć czemu został przedstawiony jako największy czarny charakter w historii. W konsekwencji Związek Sowiecki i Stalin dla części świata stali się równie źli, co nazistowskie Niemcy i Hitler. A nawet gorsi. Niemcy wszak wykazały skruchę – i tego samego żądano od Rosjan, zapominając, że mowa jest o zasadniczo różnych kategoriach: agresor i broniący się, przegrany i zwycięzca – oburza się publicysta „Regnum”.

 

Z pewnością mało kto zrównuje Stalina z Hitlerem w walczącej z „pisaniem historii na nowo” Rosji. Coraz więcej ukazuje się tam wydawnictw przedstawiających zbrodniarza w pozytywnym świetle, a wkrótce w Nowosybirsku, nieopodal siedziby Komunistycznej Partii Rosji, stanąć ma… jego pomnik. Rosjanie chcą się czuć dumni ze swojej historii, a skoro ZSRR jest jej pełnoprawną częścią, to naturalne, że generalissimus – twórca jego imperialnej potęgi – powinien zostać zaliczony w poczet największych postaci rosyjskiej historii, więcej – znaleźć się, jak zdecydowano niedawno w wielkim, ogólnonarodowym plebiscycie, na jego czele. Zresztą, zbrodnie Stalina nie czynią go wyjątkiem w szeregu największych bohaterów, za których nad Wołgą, Newą i Oką uważa się przede wszystkim (oczywiście po urzędującym prezydencie) Iwana Groźnego, Piotra I, Lenina i Katarzynę II. W tym zestawieniu Puszkin i Aleksander Newski pełnią jedynie rolę listków figowych.

 

Wszystkiemu winna Polska

 

Zarówno mitowi „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”, kultowi Armii Czerwonej jako pogromcy faszyzmu (czytaj: europejskiego nacjonalizmu), jak i rehabilitacji Stalina, zagrażać może polska narracja historyczna, która w tym roku szczególnie głośno wybrzmi na Westerplatte i może być słyszana na całym świecie. Dlatego na przygotowywaną już zawczasu odpowiedź Kremla złoży się z pewnością wzmożona kampania oskarżania Polaków o współsprawstwo Holokaustu, do którego wykorzystani zostaną żydowscy alianci Putina. Informacyjna wojna hybrydowa pójdzie jednak znacznie dalej, a jednym z jej przejawów będzie oczernianie Polski przez zrzucanie na Drugą Rzeczpospolitą winy za… wybuch drugiej wojny światowej.

 

Przypomnijmy, że już kilka lat temu Siergiej Andriejew, ambasador Rosji w Polsce, oskarżył Polskę o wywołanie drugiej wojny światowej, mówiąc, że w latach trzydziestych XX wieku wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Znacznie dosadniej wyraził się ostatnio przewodniczący Prezydium „Oficerów Rosji”, generał dywizji Siergiej Lipowoj, który zasugerował, że Polacy, podobnie jak przedstawiciele wielu krajów europejskich, byli sojusznikami… Hitlera. Jednym z dowodów miał być polski pakt o nieagresji z Niemcami, zawarty w roku 1934 i złamany później przez III Rzeszę.

 

To polska Armia Krajowa dziesiątkowała partyzantkę radziecką na Białorusi i Ukrainie, pod tym względem niewiele się różniąc się od UPA Stepana Bandery. Nie, nie spodziewam się słów przeprosin od Polaków za współpracę z Niemcami ani słów wdzięczności wobec przywódców ZSRR – mówi Lipowoj w wywiadzie dla portalu „Nation News”.

 

Szokujące? Nie, to tylko powrót starej, stalinowskiej propagandy. Być może wkrótce dowiemy się, że – trawestując słowa popularnej komedii – nie odpowiadamy tylko za gradobicie, trzęsienie ziemi i koklusz.

Czy jednak pozwolimy, żeby taka ocena historii stała się wkrótce dominującą na świecie? W obliczu przewidywanego zbliżenia między Ameryką i Rosją, na ołtarzu którego nasi zachodni sojusznicy mogą złożyć interes kraju nad Wisłą, a także potęgi licznych środowisk, które wspierają dziś rosyjską narrację, takie zagrożenie może okazać się bardzo realne.

Piotr Doerre

 

Artykuł jest nową wersją tekstu opublikowanego w 69. numerze magazynu Polonia Christiana.

 

 

 

Więcej o II wojnie światowej można przeczytać w 72. numerze „PCh24 Co Tydzień”.

Aby pobrać nasz e-tygodnik wystarczy kliknąć TUTAJ.

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie