9 kwietnia 2016

Smoleńsk 2010-2016: koniec tragifarsy?

(fot. Bartosz Frydrych / FORUM)

Sześć lat po tragedii z 10 kwietnia 2010 roku nasze państwo ma wreszcie okazję odzyskać część powagi, tak mocno nadszarpniętej poczynaniami wysokich urzędników Rzeczypospolitej w związku z katastrofą rządowego tupolewa.

 

Ogromna skala zaniechań, dezinformacji, złej woli ze strony osób i instytucji, których zadaniem było pełne i uczciwe wyjaśnienie okoliczności rozbicia się samolotu ukazała jak w soczewce stan państwa pod rządami Donalda Tuska i jego ekipy.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Symboliczna dla „sprawy smoleńskiej” wydaje się być zwłaszcza kwestia wraku Tu-154 Mo bocznym numerze 101. Sposób potraktowania go przez Rosjan, odmowa zwrotu Polsce należącego do niej kluczowego dowodu w śledztwie, a także żenująca kwestia braku dostępu doń naszych prokuratorów i biegłych, ukazały lokajską pozycję ówczesnych władz wobec sąsiadów. Kiedy w grudniu 2014 roku przez Polskę przejeżdżały szczątki zestrzelonego zaledwie pół roku wcześniej na granicy rosyjsko-ukraińskiej malezyjskiego boeinga, mieliśmy okazję – kolejny raz i boleśnie – przekonać się o naszej międzynarodowej pozycji, a także o kondycji państwowych elit. Ich honor starali się ratować przez długie sześć lat niezależni naukowcy, którzy samodzielnie zorganizowali się pod szyldem konferencji smoleńskich. Niejednokrotnie ryzykując osobiste kariery, na bazie własnych badań, prowadzonych bez państwowego wsparcia (wręcz przeciwnie – przy akompaniamencie wrogiej, hałaśliwej kampanii medialnej) sformułowali wnioski, które w nieodległej przyszłości powinny przybliżyć nas do prawdy o tym, co wydarzyło się przed sześcioma laty w okolicach lotniska Siewiernyj.

 

Dzięki nim oficjalne, państwowe śledztwa (cywilne oraz wojskowe), a także zbieżny z nimi w generalnych tezach raport komisji MAK okazały się parodią dochodzenia do prawdy. Towarzyszyła jej zmasowana i permanentna zasłona propagandowa, bez której przedsięwzięcie nie powiodłoby się. Smoleńska maskirowka – do pewnego momentu z powodzeniem – opierała się na banalnym fakcie, że o ile na polityce i piłce nożnej przeciętni zjadacze chleba znają się wszyscy, bez wyjątku, to już fizyka – aerodynamika czy mechanika są już dziedzinami zgłębionymi przez nielicznych.

 

Rezultaty czterech dotychczasowych konferencji smoleńskich podsumował w wywiadzie dla kwietniowego „Kuriera Wnet” ich uczestnik, dr hab. Grzegorz Musiał, fizyk i profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza: Przeprowadzone badania naukowe wykazały (…), że: samolot leciał wyżej niż to wskazano w hipotezie MAK/Millera, a więc nie mógł uderzyć w brzozę na polu Bodina. Gdyby jednak samolot uderzył w brzozę, to nie zostałaby odcięta końcówka skrzydła, lecz przecięta brzoza. Gdyby jednak odcięta została końcówka skrzydła, to samolot nie mógłby odwrócić się w powietrzu na plecy, a gdyby jednak samolot uderzył w ziemię po odwróceniu się na plecy, to nie nastąpiłaby taka jego dezintegracja, jaką widać na wszystkich zdjęciach z wrakowiska.

 

Naukowcy – pracujący na co dzień na renomowanych uczelniach i w prestiżowych instytutach badawczych oraz koncernach – jednoznacznie stwierdzili, że podłużne rozerwanie kadłuba tupolewa było możliwe wyłącznie wskutek gwałtownego wzrostu ciśnienia, charakterystycznego dla wybuchów. Jeśli samolot rozpadłby się w wyniku zderzenia z ziemią, jego upadek spowodowałby powstanie w smoleńskim błocie co najmniej dwumetrowego leja (jak wiemy, nic takiego nie nastąpiło). Eksperyment wykonany przez profesora Wiesława Biniendę wykazał, iż duraluminium, z jakiego wykonane było poszycie Tu-154 M, jest materiałem plastycznym. W zderzeniu o sile porównywalnej do tej, jaka towarzyszyła katastrofie, ulega ono deformacjom, a nie rozpadowi na drobne kawałki. Podobnych ustaleń, diametralnie sprzecznych z treścią oficjalnych raportów, polscy i zagraniczni badacze dokonali bardzo wielu. Rezultaty analiz specjalistów z różnych dziedzin – geodezji, geotechniki, archeologii, medycyny, fizyki, chemii czy akustyki – są ze sobą zbieżne, a z ich wynikami zapoznać się można na internetowej stronie konferencji.

 

Według reguł logiki, (…) wystarczy wykazać tylko jedną sprzeczność z prawami nauki, żeby obalić jakąś hipotezę, a w Polsce okazało się, że można wykazać nawet kilkadziesiąt sprzeczności i nie udaje się tego raportu MAK/Miller obalić. To niepojęte – mówi Grzegorz Musiał.

 

Niezależni naukowcy nie doczekali się spotkania z członkami komisji państwowej. Również prokuratorów nie interesowały wnioski z ich ustaleń. Zmiana nastąpiła dopiero przed dwoma miesiącami, po powołaniu kierowanej przez dr. inż. Wacława Berczyńskiego smoleńskiej podkomisji działającej w ramach Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Na światło dzienne wychodzą nowe okoliczności towarzyszące tragedii z kwietnia 2010. W tej akurat sprawie możemy liczyć na to, że końcowy raport nie będzie wypadkową wszystkich opinii wygłoszonych na temat katastrofy. Nie ma mowy o „smoleńskim kompromisie”.

 

Roman Motoła

   

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie