16 maja 2018

Rewolta ‘68. Jak w Niemczech zdeptano moralność

(Willy Brandt i Helmut Schmidt wcielali w życie postulaty neomarksistowskiej rewolty. Źródło Wikimedia)

Mordy na wielką skalę (aborcja), niszczenie rodzin (rozwody), legalizacja rozpusty (homoseksualizm), apoteoza promiskuityzmu (antykoncepcja), masowej deprawacji (pornografia), wreszcie pędząca ateizacja (odpływ wiernych z Kościoła) – to wszystko owoce rewolucji 1968 roku. W Niemczech na salony wyniesiona została ona bardzo szybko, bo już po zwycięstwie wyborczym SPD w roku 1969.

 

Polityczny przełom

Wesprzyj nas już teraz!

Masowe protesty studentów zainspirowanych marksizmem w jego najrozmaitszych ówczesnych wydaniach wytworzyły klimat, który na planie politycznym zaowocował odwróceniem się większości społeczeństwa od konserwatywnej władzy. Chadecja rządziła w Niemczech od 1949 roku. Konrad Adenauer, a później Ludwig Erhard, nie zdołali jednak obronić państwa przed późniejszym upadkiem. Trzeci z kolei chadecki kanclerz, Kurt Georg Kiesinger, stojący na czele wielkiej koalicji CDU z socjaldemokratyczną SPD, ugiął się jako pierwszy. Otworzył puszkę Pandory i ulegając nastrojom rewolucyjnym zalegalizował stosunki homoseksualne (o czym szerzej później). Najgorsze brudy wybiły jednak później, już po przełomowych wyborach 28. września 1969 roku. Niemcy dali mandat do władzy socjaldemokratom.

 

SPD utworzyła rząd w koalicji z liberalną FDP. Pod kierownictwem Willy’ego Brandta lewica wzięła się natychmiast do fundamentalnej przebudowy państwa, wcielając w życie postulaty neomarksistowskiej rewolty. 13 lat jej rządów, najpierw Brandta, później Helmuta Schmidta, dokonało spustoszeń, których później nikt już nawet nie próbował cofać. Chadecja wracając do władzy w roku 1982, pod przewodnictwem Helmuta Kohla, nie tylko nie podjęła żadnej próby kontrrewolucji, ale wręcz brnęła dalej w ideologiczną pustkę, zakotwiczając rozmaite dewiacje w prawie, co trwa aż do dziś.

 

Homoseksualizm jako zdrowa norma

Zaczęło się od homoseksualizmu. W powojennych Niemczech stosunki jednopłciowe między mężczyznami były prawnie zakazane i karalne więzieniem (o kobietach prawo nie wspominało). Lewica na długo przed ‘68 protestowała przeciwko temu ustawodawstwu, ale jeszcze w roku 1957 niemiecki Trybunał Konstytucyjny odrzucił jej skargi, uznając, że „stosunki jednopłciowe w jednoznaczny sposób naruszają obyczajność”. Jak argumentował, homoseksualiści nie mogą powoływać się na gwarantowane konstytucyjnie prawo do swobodnego wyrażania i rozwoju swojej osoby, bo swoją aktywnością płciową godzą w przyjęty porządek.

 

Przepisy nie były martwą literą. Skazano na ich mocy 50 tysięcy osób przy wszczętych 100 tysiącach postępowań! Pod wpływem głośnych wydarzeń na początku 1969 roku w Stanach Zjednoczonych i tak już obecne w żądaniach ruchu ‘68 postulaty legalizacji homoseksualizmu uległy radykalizacji. Rządząca koalicja chadecko-socjaldemokratyczna zdecydowała się wyjść im naprzeciw i – wbrew nie tak dawnej wykładni Trybunału – zalegalizowała stosunki homoseksualne. Kanclerz Kiesinger dozwolił na jednopłciową aktywność seksualną osób powyżej 21 roku życia.

 

Dla rewolucjonistów szybko okazało się to być niewystarczające. Już w roku 1973 granicę przesunięto wiekową przesunięto na 18 lat. Te przepisy obowiązywały do roku 1994, kiedy to, już po zjednoczeniu, z prawa całkowicie wykreślono paragrafy karzące za homoseksualizm. Odtąd stosunki jednopłciowe mogą w Niemczech podejmować nawet… 14-letnie dzieci. W ten sposób całkowicie zrównano prawną ocenę hetero- i homoseksualizmu. To otworzyło drogę do kompletnego szaleństwa. Już w 2001 roku rząd Gehrarda Schrödera zalegalizował jednopłciowe związki partnerskie. Była to taktyka salami, a środowiska gejowskie wciąż chciały więcej – małżeństw i prawa do adopcji dzieci. Dostały to od… chadeckiej kanclerz Angeli Merkel, która zgodziła się, by jej partyjni podwładni głosowali „zgodnie z przekonaniami”. Niektórzy „chrześcijańscy demokraci” chętnie z tego skorzystali i do spółki z lewicą powiedzieli gejowskiemu lobby „tak”. W ten sposób niemal do końca doprowadzono dzieło niszczenia tradycyjnej rodziny i wprowadzanie na jej miejsce „różnorodności rodzinnej”. Niemal – bo na legalizację czekają wciąż związki poligamiczne. Szczególnie zainteresowana zmianami na tym polu jest przecież dynamicznie rosnąca w siłę, wielomilionowa wspólnota niemieckich muzułmanów. Jej sojusz ze środowiskami neomarksistowskich rewolucjonistów wydaje się tylko kwestią czasu. A pamiętajmy, że niemieckie urzędy już dzisiaj, „w drodze wyjątku”, zgadzają się na prawną akceptację poligamicznych związków muzułmanów.

 

Pornografia i rozwody

Na gruncie rewolucji ‘68 umożliwiono też masową deprawację społeczeństwa. Już w 1969 roku poluzowano przepisy o pornografii, zmieniając jej definicję tak, by umożliwić rozprowadzanie bezwstydnych materiałów; wciąż zakazane było jednak propagowanie zdjęć czy filmów o skrajnie wulgarnej treści. Te ograniczenia ostatecznie zniesiono w roku 1975. Tak jak w innych krajach na kolejny poziom wyniosła problem rewolucja technologiczna – dziś zdecydowana większość niemieckich 11-latków bez względu na płeć ma już kontakt z pornografią.

 

Inną zmianą była prawna zgoda na… deprawację dzieci przez rodziców. Przed rokiem 1969 rodzice nie mogli świadomie wspomagać kontaktów seksualnych swoich dzieci. Lewica to prawo zmieniła i odtąd za ułatwianie podopiecznym nawiązywania relacji seksualnych nic już opiekunom nie groziły. Dla lewackich komun powstających wówczas jak grzyby po deszczu był to iście wymarzony prezent.

 

Dzieciom wyrządzono też inną krzywdę, fundamentalnie ułatwiając rozbijanie rodzin rozwodami.  Te były zasadniczo możliwe w Niemczech od 1875 roku (wówczas wprowadzono „małżeństwa” cywilne), ale rozwód musiał mieć konkretną przyczynę – winę jednego ze współmałżonków. W roku 1974 tę przesłankę zniesiono, pozwalając na rozwiązywanie cywilnych „małżeństw” bez żadnego powodu.

 

Masowe ludobójstwo

Najbardziej potwornym owocem rewolucji ‘68 była legalizacja aborcji. Przed wojną, do roku 1926, aborcja była karana ciężkim więzieniem. Po tej dacie pozostawała zabroniona, ale w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia matki – niekaralna. Okres nazistowski obfitował w różne zmiany prawa, ale szczegóły można pominąć, jako że po roku 1945 przyjęto w zakresie dzieci nienarodzonych wcześniejsze ustawodawstwo. W 1962 roku w RFN zaczęto rozprowadzać legalnie pigułki antykoncepcyjne. To rozbudziło apetyty ruchów feministycznych, pragnących zabijaniem niechcianych dzieci realizować rzekome prawo do samostanowienia.

 

W sąsiednim NRD aborcję na życzenie zalegalizowano w roku 1965. W zachodnich Niemczech temat ten stał się jednym z motywów przewodnich dyskusji wokół rewolty 1968 roku. Podczas gdy lewica żądała wprowadzenia takiego prawa jak we wschodnim demoludzie, chadecja proponowała dopuszczalność aborcji w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia matki oraz gdy ciąża była wynikiem gwałtu. Wybory roku 1969 pozwoliły rewolucjonistom przeforsować mordercze prawo.

 

W 1974 Bundestag zalegalizował aborcję na życzenie. Rok później Trybunał Konstytucyjny uznał to za bezprawne, ale lewicy udało się obejść problem. W 1976 roku przegłosowano nową ustawę, pozwalającą na zabijanie dzieci po uzyskaniu zgody specjalnej poradni mającej zaświadczać o trudnej sytuacji kobiety. Była to w istocie aborcja na życzenie – i tak już zostało po zjednoczeniu Niemiec. Dziś Niemka może mordować swoje dziecko do 12. tygodnia ciąży. Wystarczy, że zgłosi w odpowiedniej placówce, a po trzech dniach potwierdzi swoją decyzję. Efektem jest około 100 tysięcy ofiar rocznie. Towarzyszy temu rozpowszechnienie pigułki „po”, za rządów chadecji uczynionej dostępną bez recepty.

 

Znikąd nadziei?

Miarą spustoszenia jest fakt, że żadna niemiecka partia polityczna nie postuluje całościowego odejścia od tej moralnej degrengolady. Z prostej przyczyny – wyborców, którzy byliby skłonni poprzeć taki projekt, po prostu nie ma. Wkrótce po rewolucji ‘68 zaczęła się w Niemczech masowa apostazja z Kościoła katolickiego i wspólnot protestanckich, trwająca zresztą do dziś. Motywacja jest po części finansowa, bo katolicy i protestanci unikają wskutek apostazji płacenia podatku kościelnego. Wiara jednak ginie naprawdę. Statystyki dotyczące uczestnictwa w życiu religijnym są jednoznaczne – zaledwie 10 procent katolików chodzi co tydzień na mszę świętą; u protestantów rzecz wygląda podobnie. Sumując, praktykujący chrześcijanie to około 5 procent całości niemieckiego społeczeństwa. Dechrystianizacja jest niezwykle głęboka – a będzie przecież jeszcze głębsza. Młodemu pokoleniu jako normalność prezentuje się w szkołach „różnorodność seksualną i rodzinną”, tępiąc wszelkie przejawy „nietolerancji”.  45 proc. Niemców w wieku od 16 do 29 lat nie identyfikuje się już dziś z żadną religią (dla porównania: w Polsce to 17 procent). Nawet ci, którzy zostali w Kościele, od biskupów coraz częściej słyszą fałszywą, miękką naukę, pogodzoną z szatańskim duchem czasu.

 

Dzieła zniszczenia dopełniło w ostatnim czasie osiedlenie w kraju milionów muzułmanów, którzy nie akceptują i nie chcą akceptować chrześcijańskich korzeni Niemiec. Władze zgadzają się na dalsze rugowanie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej. Czym to się skończy, Bóg raczy wiedzieć, ale dosłownie nic nie wskazuje na możliwość poprawy.

 

 Neomarksistowska rewolucja 1968 roku przyniosła pożądane przez jej autorów i ideologów efekty.

 

Paweł Chmielewski

 

 

Zobacz także:

 

Polonia Christiana 52. Niemieckie rewolucje

 

Polonia Christiana 52. Niemieckie rewolucje

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie