Według oficjalnych danych w Polsce z powodu Covid-19 zmarło 30 tys. osób. Kłopot polega na tym, że przyrost zgonów jest ponad dwukrotnie wyższy, niż wynikałoby ze żniwa, jakie zbierać ma koronawirus. Według ekspertów nie chodzi bynajmniej o ukryte ofiary Covid-19 – ale przede wszystkim o skutki zapaści w polskiej służbie zdrowia.
O tym, że Polacy w dobie pandemii Covid-19 umierają masowo z powodu innych chorób, pisze Buisness Insider. Bardzo wysoki wzrost śmiertelności w naszym kraju to według tego tytułu efekt nie tylko samego Covid-19, ale w dużej mierze restrykcji i ograniczeń, jakie wprowadziły szpitale. Krótki przykład: obowiązuje teraz zasadniczo reguła, w myśl której w jednej sali leży jeden pacjent, na przykład zamiast wcześniejszych czterech.
Wesprzyj nas już teraz!
Co z nadliczbowymi pacjentami, którzy powinni być leczeni? Nic – muszą czekać na swoją kolejkę. Śmierć jednak czekać nie chce i wielu Polaków zabiera zanim zostaną przyjęci na oddział. Według statystyk, od marca do 13 grudnia 2020 roku zmarło w Polsce 372 tys. osób. Do o 60 tys. więcej, niż w roku 2019 oraz o 58 tys. więcej, niż w roku 2018. Tymczasem ofiar koronawirusa było do 13 grudnia 22,7 tys. To oznacza, że nadliczbowych zgonów do tej daty odnotowano aż 36,1 tysięcy.
– Zapomnieliśmy, że mamy setki tysięcy pacjentów, którzy cierpią na choroby przewlekłe. Według statystyk, każdego dnia w Polsce u ok. 465 osób wykrywa się nowotwór. Paraliż opieki zdrowotnej spowoduje, że wiele z tych osób nie będzie miało tej świadomości – mówił w radiu RMF FM cytowany przez Buisness Insider prof. Adam Maciejczyk, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.
To efekt skupienia się służby zdrowia tylko na Covid-19. Na terapie w Instytucie Onkologii środki stopniały o ponad połowę. Podobnie jest w innych dziedzinach medycyny. W praktyce polega to na tym, że – w onkologii – pieniądze trafiają na leczenie starych przypadków, osób, którzy kontynuują walkę z nowotworem. Na nowych pacjentów – pieniędzy nie ma.
Porównanie z innym krajami pokazuje, że pod względem organizacji służby zdrowia – w Polsce jest fatalnie.
Przykładem jest Szwecja. W tym kraju – proporcjonalnie do liczby ludności – umarło na Covid-19 więcej osób, niż w Polsce. Ale zgonów nadliczbowych z innych przyczyn – nie ma; wprost przeciwnie – zmarło w Szwecji o 1,2 proc. mniej osób, niż rok wcześniej, wyłączywszy Covid-19. Tak samo lub bardzo podobnie jest w Belgii, Danii, Niemczech, Francji, Łotwie, Luksemburgu, Norwegii czy Szwajcarii. Większość z tych krajów jest oczywiście o wiele bogatsza od Polski; niestety, Polska radzi sobie gorzej także od państw o podobnej zamożności lub nawet mniejszej. Jesteśmy w ogonie Europy. Gorzej jest tylko we Włoszech, Czechach, Grecji, Rumunii i Słowacji. Lepiej – w Hiszpanii (sic!), Portugalii, Austrii, Bułgarii, Słowenii, na Litwie czy w Serbii.
Buisness Insider wskazuje, że na wyższą śmiertelność ma prawdopodobnie wpływ nie tylko fatalnie działająca służba zdrowia, ale również lockdown: ludzie przytyli (według WHO globalnie średnio o 2kg), mniej jest kontaktów międzyludzkich i w związku z tym gorszy jest stan psychiczny społeczeństw.
W Polsce największy wzrost zgonów odnotowano w grupach wiekowych 70-74 lata oraz 90+, odpowiednio o 41 oraz o 35 proc. więcej zgonów. Oznacza to, że dokładnie te grupy, które miały być najbardziej chronione polityką rządu – ucierpiały najbardziej wskutek zmian w służbie zdrowia oraz innych restrykcji.
Źródło: buisnessinsider.com
Pach