17 marca 2015

Śmierć tradycyjnym wartościom – niech żyje postęp!

(fot. Lukasz Dejnarowicz/FORUM )

Słowo „przyspieszenie” nabiera dzisiaj nowego znaczenia. Nie chodzi o szybkie i radykalne reformy, lecz rewolucyjny obłęd. Polska na dobre rozpoczęła starania, by dorównać „cywilizowanemu światu”, w którym za wyraz postępu cywilizacyjnego uważa się… eutanazję dzieci.

 

Mimo, że mamy właśnie rok wyborczy, opór wielu obywateli wobec instalowania u nas kolejnych wykwitów „postępowego rozumu”, zazwyczaj twardo trzymający w ryzach polityków, nie przynosi spodziewanych efektów. Projekty, które przez ostatnie lata wlokły się ślamazarnie po parlamentarnych korytarzach, nagle nabrały przyspieszenia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Można było mieć nadzieję, że stan przeciągania liny będzie trwał długo – najpierw hasło równania do „cywilizowanego świata”, rzucone przez prominentnego polityka „postępowej” partii, następnie złożenie odpowiedniego projektu ustawy, potem protest obrońców tradycyjnych wartości, przepychanka w mediach, aż w końcu projekt gubi się gdzieś w bezkresnych czeluściach sejmowych szaf lub w szufladach zabałaganionych ministerialnych biurek. Rytuał ów odchodzi jednak w przeszłość, a jego symbolicznym zamknięciem jest prezydencka zgoda na ratyfikację genderowej konwencji Rady Europy, oraz szaleństwa Ewy Kopacz, prącej zawzięcie do legalizacji procedury sztucznego zapłodnienia. Czas przepychanek z władzą dobiegł więc końca – postęp lada moment może rozhulać się w Polsce w najlepsze.

 

Mobilizacja lewicy

 

Nasza polska chata była dotąd z kraja. Owszem, w Polsce przeprowadzane są aborcje, ale w ostatnich miesiącach raczej bliżej było do poważnego ograniczenia niż liberalizacji wyjątków od ustawy, co warte przypomnienia, zakazującej zabijania nienarodzonych. O eutanazji nie było mowy, z demoralizatorami spod szyldu „seksualnych edukatorów” rodzice w poszczególnych szkołach zmagali się skutecznie, organizując prężne stowarzyszenia, śląc pisma, alarmując media. Związków partnerskich lewica również nie mogła przepchnąć przez parlament i to mimo apeli premiera oraz wielkich kampanii promocyjnych ustawy prowadzonych w niemal wszystkich stacjach telewizyjnych.

 

Polska, na szczęście, znalazła się więc w ogonie rewolucji obyczajowej w Europie. Było to możliwe głównie dzięki sprytnemu lawirowaniu premierów, świetnie zdających sobie sprawę, że wszczynanie tzw. światopoglądowych sporów działa na ich niekorzyść. Obok takich dyskusji przemknął Miller, wyśliznął im się również Kaczyński – choć ten drugi akurat zmarnował wielką szansę na zapisanie w Konstytucji obrony życia od poczęcia – i w końcu sprytnym slalomem omijał je Tusk. Skoro bowiem o polityce decydują sondaże, lepiej nie otwierać pól konfliktu mogących zaszkodzić słupkom poparcia. Szczególnym majstersztykiem PR-owym posługiwał się zresztą ostatni z wymienionych polityków, łudząc nieustannie „Gazetę Wyborczą” i inne lewicowe środowiska perspektywą wdrażania postępowych rozwiązań, pokrzykując efekciarsko na posłów z sejmowej trybuny, by „ułatwili życie homoseksualistom” a równocześnie pozwalając swojemu klubowym, nad którym miał przecież pełną kontrolę, na odrzucanie podobnych pomysłów. Warto przy tym zauważyć, że protesty obrońców tradycyjnych wartości musiały przyprawiać premiera, tak bardzo przecież zakochanego we własnym wizerunku, z takim pietyzmem dbającego o to, by nie przylgnęła do niego opinia „złego szefa rządu”, o gęsią skórkę.

 

Ewa Kopacz to już premier zupełnie innego typu – brakuje jej pomysłu na rządzenie, a żeby utrzymać stanowisko, musi wygrać wybory. Nie chce walczyć o centrum, kreując się na polityka „umiarkowanego”, lecz czuje potrzebę mobilizowania lewicowego elektoratu. Stąd nagłe przyspieszenie w sprawie legalizacji genderowej konwencji, ustawa o in vitro oraz rozporządzenie dotyczące wczesnoporonnej pigułki „dzień po”. Wszystko, oczywiście, pod hasłem zaprowadzania cywilizacyjnych standardów. Nie przypadkiem szef resortu zdrowia Bartosz Arłukowicz przekonywał, iż ustawa o in vitro „opisuje to, co powinna, czyli wymogi standardów europejskich oraz światowych”. Jest więc światowo i nowocześnie. Bo choć wcześniej wdrażano rozporządzeniami specjalny program dofinansowania procedury sztucznego zapłodnienia, to obecny projekt ustawy instytucjonalizuje najpewniej na długie lata rozwiązania wymierzone wprost w godność człowieka.

 

Rząd, przegłosowawszy ustawę o in vitro, odpowiedział na powszechne na lewicy tęskne zapotrzebowanie na przegłosowywanie kolejnych praw, wprowadzających chaos obyczajowy, z jakim zresztą mamy obecnie do czynienia na Zachodzie. W przypadku sztucznego zapłodnienia skutki owego chaosu w innych krajach Europy są opłakane. To nie tylko kwestia instytucjonalizacji matek-surogatek, lecz również kompletnie pomylone układy rodzinne, jak ten, gdy matka urodziła swojemu synowi dziecko!

 

Lewicowa prasa zdążyła już stokrotnie nagrodzić mężne boje Ewy Kopacz na froncie postępu, atakując w zamian kontrkandydata platformerskiego prezydenta w zbliżających się wyborach – Andrzeja Dudę. Zdaniem wielu liberalnych komentatorów jego jednoznaczny sprzeciw wobec proponowanej przez rząd ustawie o sztucznym zapłodnieniu był… „strzałem w stopę”. Generalnie uznano bowiem, że Dudowe „Nie dla in vitro” w zasadzie kończy całą kampanię, bo wygrywa ją z miejsca prezydent Komorowski, dzięki PO tak dumnie służącej większości Polaków odpowiednią ustawą.

 

Kupić głosy

 

Nie wydają się prawdziwe spekulacje, jakoby prezydent Komorowski miał przerazić się światopoglądową ofensywą Ewy Kopacz, szkodzącą rzekomo jego marzeniom o łatwej reelekcji. Sam bowiem chętnie stanąłby na czele postępowej drużyny z PO, co udowodnił podpisując ustawę ratyfikującą genderową konwencję. Próżno było też oczekiwać, że zaprotestuje przeciwko rządowej zgodzie na sprzedaż pigułki wczesnoporonnej bez recepty. Zaś in vitro jest dla Komorowskiego wspaniałym pomysłem, co niechybnie oznacza, iż będzie chciał najprawdopodobniej podpiąć się pod ewentualny sukces Kopaczowej rewolucji. W tej bowiem upatruje swoją szansę na podbicie serc lewicowego elektoratu, co przy dość łopatologicznym wyliczeniu może mu dać nawet zwycięstwo w pierwszej turze.

 

Dość niespodziewanie kończy się okres przeciągania liny między tym, co tradycyjne, a tym, co postępowe. Liberałowie z PO nie chcą już czekać, lawirowanie ich męczy. Postanowili zalać nas więc lawiną pomysłów, które mają „zaprowadzić” nas do Europy. Tak, tak, do tej samej Europy, w której za cywilizacyjny postęp uważa się eutanazję chorych dzieci. Polska droga ku takim „standardom” właśnie się zaczęła. Czy trafimy do tego, przyznajmy, mało doborowego towarzystwa? Wszystko w naszych rękach.

 

 

Krzysztof Gędłek

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie