26 sierpnia 2013

Wpływy z biletów komunikacji miejskiej w Polsce w latach 2000-2011 spadły niemal dwukrotnie. Na początku ubiegłej dekady pokrywały średnio 63 proc. kosztów jej utrzymania, zaś dwa lata temu zaledwie 35 proc. Pułapka finansowa, w którą zapędziły się samorządy, wynika z dostępności dużej ilości unijnych pieniędzy i nieprzemyślanych inwestycji.

 

Podwyżki cen biletów dają się we znaki niemal w całej Polsce, choć nie rozwiązało to problemu. W wielu miastach zmniejsza się liczbę kursów, a nawet likwiduje niektóre linie. Zjawisko to najbardziej widoczne jest na przykładzie Warszawy. Budżet wydatków stolicy na obecny rok wynosi niemal 14 mld zł. Jedna trzecia tej kwoty, niecałe 4,5 mld zł zostało przeznaczone na komunikację miejską, w tym 2,1 mld na inwestycje, a 2,3 mld na wydatki bieżące – m.in. utrzymanie autobusów, tramwajów, metra i SKM. Planowane zaś w tym roku przychody z tytułu sprzedaży biletów sięgają zaledwie 848 mln zł, pokryją zatem tylko jedną trzecią bieżących kosztów transportu publicznego. Dlaczego tak się dzieje?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Odpowiedź na to pytanie tkwi w ogromnych dotacjach z UE. Zanim miasta otrzymały możliwość korzystania z funduszy unijnych, transport publiczny notował permanentny spadek liczby pasażerów, spowodowany coraz większą ilością posiadaczy aut osobowych. Tabor, którym dysponowały przedsiębiorstwa komunikacji publicznej, był często zużyty i przestarzały. Wiele samorządów uważało, że nowymi inwestycjami, zarówno w tabor, jak i infrastrukturę, przyciągnie się większą liczbę pasażerów. Tak się jednak nie stało.

 

Nowoczesny tabor oznaczał znacznie większe koszty eksploatacji i serwisowania. Ponadto, wzrost cen paliwa i energii w ostatnich latach spowodował, że w minionej dekadzie średnie koszty funkcjonowania komunikacji publicznej w Polsce wzrosły nominalnie aż o 150 proc., a przychody z biletów – jedynie o 36 proc. Upadła też idea, że dzięki nowoczesnemu, a przez to szybszemu transportowi, więcej osób zdecyduje się zeń korzystać. Okazało się bowiem, że w latach 2005-2011 średnia prędkość jazdy autobusów miejskich wzrosła z 18,5 do zaledwie 19 km/h, zaś tramwajów i trolejbusów nawet spadła.

 

Wielomilionowe, a nawet miliardowe inwestycje nie zdołały odwrócić spadkowego trendu ilości osób korzystających z komunikacji publicznej. Budowa nowej infrastruktury i zakupy nowego taboru podejmowane były często z pobudek politycznych, w ramach obietnic wyborczych oraz po prostu dlatego, że były do wykorzystania środki z Unii. Kolejny raz okazało się, że niewypracowane i otrzymane „za darmo” pieniądze przynoszą więcej szkody, niż pożytku.

 

 

Tomasz Tokarski

Źródło: obserwatorfinansowy.pl

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 724 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram