13 sierpnia 2012

Turcja – kawałek Azji w Europie?

(Fot. Ł. Korzeniowski)

Azjatycki kraj, pretendujący do wejścia w skład Unii Europejskiej jest miejscem dotkliwych prześladowań wyznawców Chrystusa. Od czasów Atatürka, nominalnie Turcja to państwo świeckie, ale mają tam miejsce różne formy antychrześcijańskich represji ze strony władz, państwowych urzędników, mediów, nacjonalistów i muzułmańskich fanatyków.

 

Każdy konwertyta, który w swoim sumieniu wybrał Jezusa i dokonał zmiany religii z islamu na chrześcijaństwo, poddany jest ostrej presji ze strony własnej rodziny, przyjaciół, sąsiadów. Taką osobę najczęściej wyklucza się z kręgu rodzinnego i określa mianem martwej. W patriarchalnym społeczeństwie nawrócenie na chrześcijaństwo jednego z członków rodziny przynosi „hańbę” wszystkim. Wielu neofitów zostaje wydziedziczonych lub słyszy, że nie jest już częścią klanu. Muzułmanie, którzy nawracają się na chrześcijaństwo, ryzykują utratę pracy, a rząd pozostaje bierny wobec doniesień o takich rodzajach dyskryminacji. Zresztą, sam spotyka się z wieloma zarzutami dotyczącymi łamania podstawowych ludzkich praw.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Jak wygląda rzeczywistość chrześcijan w kraju aspirującym do Unii Europejskiej? Kościół katolicki oraz wspólnoty protestanckie nie posiadają osobowości prawnej, kapłani i pastorzy muszą wjeżdżać do Turcji jako turyści, mają zabronioną – legalnie i prawnie – działalność duszpasterską, a jeśli nawet otrzymają wizy, to zaledwie na krótki pobyt, bez możliwości ich przedłużenia i powrotu. Ograniczenia rządowe, fanatyzm nacjonalistyczny i religijny, wreszcie pospolita społeczna wrogość są ważnymi narzędziami prześladowań. Tylko niektóre wspólnoty chrześcijańskie są zarejestrowane i mają uprawnienia do odprawiania nabożeństw. Jedynymi oficjalnie uznawanymi przez rząd denominacjami są ormiańskie i greckie prawosławie, ale i one cierpią dyskryminację. Kiedy w czerwcu br. spotkałem się ze zwierzchnikiem polskich chrześcijan prawosławnych (w ramach prac Zespołu Parlamentarnego ds. Obrony Chrześcijan), ksiądz metropolita Sawa wyraził ogromny ból, że władze tureckie nadal nie zwróciły budynków sakralnych, które niszczeją, są dewastowane, zamieniane w gruzy przez buldożery bądź zamieniane na stajnie, koszary, restauracje…

 

Wzmożony atak

Pobicia, napaści na księży, pastorów, świeckich, a nawet morderstwa chrześcijan są w Turcji dość częste. Nauczanie w miejscach publicznych jest wprawdzie formalnie dozwolone, ale niesie ze sobą ryzyko prześladowania kaznodziejów, zarówno przez nacjonalistów i islamistów, jak i… policję. Praca misyjna jest teoretycznie możliwa, ale sami misjonarze nie otrzymują pozwolenia na pobyt, jeżeli otwarcie przyznają się, jaki jest cel ich przybycia do tego kraju. Tłumaczenie Biblii na współczesny język turecki zostało wydane dopiero rok temu. Druk oraz dystrybucja Pisma Świętego i literatury chrześcijańskiej są dopuszczalne, choć taka działalność, jeśli jest otwarta, niesie za sobą problemy. Chrześcijanie zaangażowani w działalność religijną czasami otrzymują groźby lub dotyka ich presja ze strony rządu i urzędników państwowych. Ewangelizowanie jest społecznie nieakceptowane, a czasem niebezpieczne. Policjanci, niekiedy obecni na nabożeństwach ochraniają wiernych, ale przy okazji również monitorują działalność chrześcijan.

Tradycyjnie świeckie państwo w ostatnich latach jest bardziej otwarte na otwarte promuzułmańskie deklaracje. Stało się tak za sprawą premiera Recepa Tayyipa Erdogana i prezydenta Abdullaha Güla, wywodzących się z Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), a w młodości jawnie przyznających się do swoich islamistycznych inklinacji. Partia ta rządzi Turcją od 2002 r. W okresie jej (popularnych w społeczeństwie) rządów doszło do strasznych zbrodni. Morderstwo księdza Santoro w Trabzonie w 2006 r., poderżnięcie gardła trzem ewangelikom w kwietniu 2007 r. w Malatya, udany zamach na Hranta Dinka w 2007 r., wreszcie zabójstwo biskupa Luigi Padovese w 2010 r. wprawdzie negatywnie wpłynęły na wizerunek Turcji na arenie międzynarodowej, ale procesy przeciwko mordercom odbywają się ślamazarnie i trącą groteską. Zazwyczaj wystarczy, iż sąd wykaże, że morderca był chory psychicznie, by zapadł łagodny wyrok.

 

 

Turcja i pierwszy Holokaust

Turcja, jak dotąd nie potrafi rozliczyć się z haniebną częścią swojej historii. Ludobójstwo chrześcijańskich Ormian, Asyryjczyków i Greków pontyjskich w latach 1915-1917 do dziś nie doczekało się jednoznacznej oceny i poniesienia przez Turcję pełnej odpowiedzialności za anihilację 1,5 mln swoich obywateli. Ludobójstwo, dokonane zostało na rozkaz trzech Paszów przez Turków i Kurdów na terenie imperium osmańskiego. Zainicjowane 24 kwietnia 1915 r. i trwające nieprzerwanie do 1917 r.,  nazywane przez Ormian Medz Jeghren (Ormianie byli pierwszym narodem, który oficjalnie przyjął chrześcijaństwo, stało się to w 302 r. po Chrystusie), nie tylko „rozwiązało” kwestię ormiańską w Turcji, ale także kwestię chrześcijaństwa. Strategicznie obmyślone i zrealizowane, było jakby pierwszym Holokaustem, co ułatwiło Adolfowi Hitlerowi realizację własnego scenariusza zagłady (przed inwazją na Polskę w 1939 r., Hitler w wypowiedzi do swoich oficerów powiedział: zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; liczy się szybkość i okrucieństwo. Kto dziś pamięta o rzezi Ormian?).

Dzisiaj przytłaczająca większość obywateli Turcji – 99 procent – to muzułmanie. Liczbę wyznawców Chrystusa szacuje się tu na ok. 150 tysięcy. Ale nie zawsze tak było. Przypomnę tylko, że tereny tego azjatyckiego państwa były obszarem działalności pierwszych chrześcijan. Tu ewangelizował św. Paweł, tu odbywały się pierwsze Sobory, wreszcie to tu wyznawców Jezusa nazwano po raz pierwszy chrześcijanami.

 

Co łączy ich z Europą?

Represje nie dotyczą jednak wyłącznie wyznawców Chrystusa. W Turcji łamie się wolność sumienia w ogóle. Ataki kierowane są także na inne mniejszości, nie wyłączając nawet niektórych wspólnot muzułmańskich. W beznadziejnej sytuacji pozostają wciąż grupy alewitów i Kurdów, którzy pozbawiani są podstawowych praw obywatelskich, nie są zatrudniani, zakazuje się im posługiwania ojczystym językiem, a upadlanie ich godności prowadzi w konsekwencji do konieczności emigrowania z kraju nad Bosforem. Okupując zaś tereny europejskiego kraju – Cypru (konkretnie – północnego, od 1974 r.), Turcja rości sobie równocześnie prawo do stania się członkiem Unii Europejskiej. Wprawdzie przed nią stoi wciąż wiele wyzwań na długiej drodze do spełnienia wszystkich kryteriów oczekiwanych przez Komisję Europejską, jednak w Unii Europejskiej niejedna aberracja znalazła umocowanie w prawie. Może więc stać się i tak, że ów islamski, azjatycki kraj, którego związki z Europą są znikome (można je wskazać ewentualnie przywołując bitwę pod Wiedniem lub sojusz z nazistami w czasie II wojny światowej) wejdzie w skład UE.

 

Tomasz M. Korczyński

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie