24 czerwca 2020

Słaby Biedroń, coraz silniejsi „Biedroniowie”

(Fotograf: Mateusz Wlodarczyk, Archiwum: Forum)

Konserwatywnie zorientowani wyborcy powinni cieszyć się z raptownego spadku notowań kandydata Lewicy w wyborach prezydenckich. Jest dla nich jednak także wiadomość gorsza – przed realizacją postulatów radykalnej lewicy mogą nie zawahać się także znacznie bardziej popularni pretendenci do najważniejszego fotela w państwie. [ARTYKUŁ ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY PRZED WYBORAMI].

 

Rzucenie opozycji przez Jarosława Gowina koła ratunkowego w postaci odłożonych wyborów przyniosło dość nieoczekiwane rezultaty. Wymieniając Małgorzatę Kidawę-Błońską na Rafała Trzaskowskiego Koalicja Obywatelska zyskała kampanijne „drugie życie”. Wiele wygrał na odłożeniu głosowania także Szymon Hołownia. Zarówno prezydent Warszawy, jak i telewizyjny prezenter wzbili się w górę w sondażowych notowaniach kosztem Roberta Biedronia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Na kilka dni przed pierwszą turą wyścigu o prezydenturę pracownie sondażowe dają liderowi Wiosny zaledwie 3-5 procent poparcia wśród wyborców. Porównując to do wyników lewicowej koalicji ubiegającej się jesienią o miejsca w Sejmie (12,56 proc.), można mówić o prawdziwej klęsce.

 

Popularności Biedronia z pewnością nie służą spory i podziały wewnątrz Lewicy. Część obozu, który wprowadził jesienią do Sejmu 49 posłów (Sojusz Lewicy Demokratycznej, Razem, Wiosna) zarzuca szefowi SLD Włodzimierzowi Czarzastemu, że nie zabiega o sukces wspólnego kandydata, lecz sprzyja Rafałowi Trzaskowskiemu, a nawet negocjuje z jego sztabem przyszłe korzyści dla swego ugrupowania. Według doniesień różnych mediów, lider Lewicy miał odmówić finansowania plakatów wyborczych a część działaczy pomagała w zbieraniu podpisów dla prezydenta stolicy. Nie wszyscy wewnątrz koalicji zaakceptowali byłego włodarza Słupska, uważając za lepszego pretendenta np. Adriana Zandberga. Sojusz prędzej widziałby Wiosnę w charakterze co najwyżej swojej przystawki a wyborczy sukces – choćby w postaci awansu do drugiej tury – znacznie wzmocniłby koalicyjną pozycję Biedronia przed kolejnymi wyborami.

 

 

 

 

Oczywiście polityczny lider środowisk LGBT padł ofiarą dobrej passy Trzaskowskiego. Kandydat KO potrafił wykorzystać „efekt świeżości” i udzielaną zazwyczaj przez uczestników sondaży „premię na wejście”. Miał dobry punkt startowy – w wystąpieniach publicznych wypada o niebo lepiej niż Małgorzata Kidawa-Błońska. Ma też na swym koncie spektakularne zwycięstwo w stolicy. W czasach gdy o wyborczym wyniku decyduje głównie wizerunek, okazał się dla totalnej opozycji wręcz wybawieniem. Liderzy opinii pracujący co dzień w pocie czoła na wyczekiwaną od lat klęskę Prawa i Sprawiedliwości szybko zwietrzyli w nim główną, jeśli nie jedyną szansę na pokonanie Andrzeja Dudy. Im bliżej wyborów, wzmożenie rośnie, a w ślad za nim presja na Biedronia, który dystansuje się od jasnych deklaracji dotyczących popierania Trzaskowskiego. Nie może mu tego wybaczyć choćby Tomasz Lis, powielający na Twitterze wulgarny wpis związany z informacją o „otwarciu [prezesa Wiosny] na rozmowy z Dudą o poparciu w II turze”. Ze względu na brak entuzjazmu Biedronia dla głównego rywala obecnego prezydenta socjolog, prof. Ireneusz Krzemiński zdiagnozował na antenie TVN 24 u Biedronia „chorobę umysłową, a raczej ideologiczną”.  

 

Marginalizacji kandydata Lewicy sprzyjało systematyczne, trwające już od lat przesuwanie się środowiska Platformy Obywatelskiej w lewo. Trzaskowski od dawna nie tylko obiecuje, ale i realizuje politykę wspierania roszczeń homoseksualnej międzynarodówki. Konsekwentnie forsuje szkolną seksedukację, objął patronatem warszawski marsz równości. Jako jednego z najbliższych współpracowników w ratuszu obrał sobie jawnego homoseksualistę. Jest więc wiarygodny także dla potencjalnych wyborców Wiosny, odbierając kandydatowi Lewicy atut, na którym ten zbudował całą swą polityczną karierę.

 

Na obecnym etapie liberalni i lewicowi wyborcy, sfrustrowani kolejnymi porażkami, wolą popierać człowieka obierającego ostry, konfrontacyjny ton kampanii niż retorykę pojednawczą względem PiS. Widać to również na przykładzie Szymona Hołowni, zawdzięczającego rosnące notowania tak sprawnej kampanii i przychylności mediów, jak i kreowanemu przez lata telewizyjnemu wizerunkowi. Prezenter TVN także puszcza oko do tęczowego lobby, dopuszczając legalizację związków partnerskich w przyszłości – kiedy „dojrzeje” do tego społeczeństwo.

 

W tych okolicznościach i na ten moment Biedroń wydaje się być politycznie przegrany. Jego kampanijne losy wyświetlają jednak wyraźną radykalizację lewej strony sceny politycznej, pomimo wielości podmiotów rywalizujących o głosy. Skoro PiS wygrał licytację na rozdzielanie „socjalu”, trzeba było skupić się na innych tematach, a te angażują ograniczony zakres elektoratu. Z kolei przeciętny głosujący, ten, który rozstrzyga o wyborczych wynikach, wbrew pozorom raczej powierzchownie zainteresowany jest polityką. Różni się od aktywnych członków partyjnych plemion. Głosuje na image i powierzchowność.

 

Popularność kandydatów, którzy nie kryją radykalnych ideologicznych roszczeń, obrazuje pewną pokoleniową tendencję. Jeszcze nie tak dawno Robert Biedroń uosabiał groźne z punktu widzenia polskiej rodziny interesy środowiska, które wydawało się jednak stanowić polityczny margines. Dzisiaj okazuje się, że „Biedroniem” dla politycznych korzyści szybko stać się może równie dobrze i Trzaskowski, i Hołownia. Czerwony alarm dla obrońców społecznego ładu.

 

Roman Motoła

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie