17 września 2019

Kajetan Rajski: Siedemnasty września. Agonia Polski

(Brześć Litewski (obecnie Białoruś), 23.09.1939. Wspólna defilada Niemców i Sowietów. Reprodukcja z archiwum FORUM)

Wbrew podręcznikowym frazesom postkomunistycznych „intelektualistów” zainspirowanych niefortunnym rozkazem marszałka Śmigłego-Rydza nie było to „wkroczenie” Armii Czerwonej na wschodnie tereny Rzeczpospolitej. 17 września 1939 r. Polska padła ofiarą agresji sąsiedniego państwa, które zaatakowało nasz kraj. Czy ówczesne najwyższe władze RP zachowały się jak trzeba?

 

Wrzesień wraz z pierwszymi dniami października roku 1939 dobitnie pokazały przepaść militarnej przewagi, jaką dysponowały wojska III Rzeszy Niemieckiej oraz Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. Propaganda obozu sanacji, zapowiadająca szybkie zwycięstwo nad Niemcami i wkroczenie do Berlina, zderzyła się z realiami wojny błyskawicznej i nowoczesnej. Mimo prasowych doniesień o bombardowaniu Berlina przez polskie samoloty coraz bardziej oczywistym się stało, że Polska ma niewielkie szanse na skuteczną obronę. Wojsko Polskie wycofywało się na całej linii frontu z Niemcami. Co prawda napastnik, znacznie osłabiony przez naszą obronę, a także własne problemy z zaopatrzeniem, zdawał się wyhamowywać swój impet, to jednak wizja przegranej wojny stawała się z wszech miar prawdopodobna. Z kolei siedemnasty września i agresja Armii Czerwonej na wschodnie tereny Rzeczypospolitej przekreśliła nadzieje dowództwa Wojska Polskiego na skuteczne wycofanie jednostek taktycznych armii w celu ich przegrupowania i oczekiwania na zapowiadaną ofensywę sił zachodnich aliantów.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Państwo polskie przestało istnieć…

O drugiej w nocy z 16 na 17 września 1939 r. Stalin w obecności Mołotowa i Woroszyłowa przyjął ambasadora Niemiec Friedricha-Wernera von der Schulenburga, któremu zakomunikował, że Armia Czerwona o godzinie szóstej rano zaatakuje Polskę na całej linii od Połocka do Kamieńca Podolskiego. Wkrótce po tym sowieckie ministerstwo spraw zagranicznych wezwało polskiego ambasadora – Wacława Grzybowskiego. Dyplomata wspominał: „Byłem przygotowany na złe wiadomości. Myślałem, że Sowiety, pod jakimkolwiek pretekstem, wymówią pakt o nieagresji. To, co miało nastąpić, było dużo gorsze”.

 

Grzybowskiego na Kremlu przyjął zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRS Władimir Potiomkin (później członek komisji mającej na celu „sprawdzenie” kto dokonał zbrodni katyńskiej). Sowiecki dygnitarz odczytał notę dyplomatyczną podpisaną przez Wiaczesława Mołotowa, w której znalazło się stwierdzenie: „Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu dziesięciu dni działań wojennych Polska utraciła wszystkie swoje ośrodki przemysłowe i centra kulturalne. Warszawa, jako stolica Polski, już nie istnieje. Rząd polski uległ rozkładowi i nie przejawia oznak życia. Oznacza to, że państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć. Tym samym utraciły ważność umowy zawarte pomiędzy ZSRS a Polską”. Nie miało to nic wspólnego z prawdą. Warszawa nadal, aż do 28 września, stawiała zacięty opór niemieckim szturmom i bombardowaniom, a prezydent i rząd nadal znajdowali się na terytorium Rzeczpospolitej. Sowieckie kłamstwo służyło jedynie próbie uzasadnienia działań, o której dalej w nocie czytamy: „Rząd sowiecki nie może pozostać obojętny na fakt, że zamieszkująca terytorium Polski pobratymcza ludność ukraińska i białoruska, pozostawiona własnemu losowi, stała się bezbronna. Wobec powyższych okoliczności Rząd Sowiecki polecił Naczelnemu Dowództwu Armii Czerwonej, aby nakazało wojskom przekroczyć granicę i wziąć pod swoją opiekę życie i mienie ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi”.

 

Ambasador Grzybowski noty odczytanej przez Potiomkina nie przyjął. Oświadczył: „Rozumiem, że mam obowiązek zawiadomić mój rząd o agresji, która prawdopodobnie już się rozpoczęła, ale nie zrobię niczego więcej”. Opuścił gabinet sowieckiego polityka pozostawiając notę na biurku. O godzinie 02:05 czasu polskiego Grzybowski nadał bez szyfru depeszę radiową do rządu RP, zawiadamiając go o sowieckiej agresji.

 

Z bolszewikami nie walczyć…

Przed godziną piątą rano Naczelne Dowództwo WP otrzymało pierwsze informacje o bliżej niezidentyfikowanych ruchach na granicy z Sowietami i próbach przekroczenia granicy. O piątej nie było już wątpliwości – nastąpił atak Związku Sowieckiego na Polskę. Poszczególne dowództwa jednostek Korpusu Ochrony Pogranicza nadsyłały depesze z prośbą o rozkazy. Jakkolwiek początkowo dowództwo zdawało się reagować adekwatnie do sytuacji, to jednak już kilka godzin później najwyższe władze rozpoczęły dyskusje nad charakterem „wkroczenia Sowietów” i zastanawianie się nad tym, czy przypadkiem nie jest to interwencja o charakterze „sojuszniczym”… Zamiast rozkazu o radykalnej obronie i odwrocie w kierunku „przedmościa rumuńskiego” – co umożliwiłoby trwanie władz na terytorium RP jeszcze przynajmniej przez kilka dni – polecono dowódcom KOP wysyłanie oficerów-parlamentariuszy, którzy mieli otrzymać informacje o zamiarach bolszewików. Losów tych parlamentariuszy możemy się tylko domyślać…

 

Prezydent Ignacy Mościcki dopiero o godz. 9:00 dowiedział się o agresji Związku Sowieckiego. W kwaterze Józefa Becka w Kutach o godz. 16:30 odbyła się narada najwyższych władz politycznych i wojskowych, to jest prezydenta, Naczelnego Wodza, premiera oraz ministra spraw zagranicznych. Wobec agresji ze strony Związku Sowieckiego zapadła decyzja o przekroczeniu polsko-rumuńskiej granicy przez władze cywilne. Początkowo marsz. Edward Śmigły-Rydz zamierzał pozostać w kraju i kontynuować walkę, nie zmienił swej decyzji mimo nalegań Felicjana Sławoja Składkowskiego. Ostatecznie jednak postanowił przekroczyć granicę. Około 22:00 wydał ostatnią z terenu Polski dyrektywę: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów”. Około 21:00 poinformował ministra Józefa Becka o tym, że wojska sowieckie znajdują się już w Śniatyniu, około 20 kilometrów od Kosowa i Kut. Były to błędne wiadomości, jednak natychmiast rozpoczęła się ewakuacja władz cywilnych do Rumunii. Józef Beck granicę przekroczył około 23:00 w Wiżnicy, natomiast prezydent RP Ignacy Mościcki opuścił terytorium Polski około północy.

 

Motywy opuszczenia kraju przez władze cywilne, w przeciwieństwie do tej samej decyzji podjętej przez marsz. Edwarda Śmigłego-Rydza, wydają się dosyć jasne. Najwyższymi władzami politycznymi kierowała chęć zachowania ciągłości władzy oraz kontynuowania walki – na przykład poprzez organizację Wojska Polskiego we Francji – u boku sojuszników. Tak zresztą uzasadnił swoją decyzję prezydent Ignacy Mościcki w „Orędziu” wydanym 17 września 1939 r.: „Z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzeczypospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego, choć z ciężkim sercem, postanowiłem przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczypospolitej i Naczelnych Organów Państwa na terytorium jednego z naszych sojuszników. Stamtąd, w warunkach zapewniających im pełną suwerenność, stać oni będą na straży interesów Rzeczypospolitej i nadal prowadzić wojnę wraz z naszymi sprzymierzeńcami”. Przewidywano rychłą ofensywę francuskiej armii i szybki powrót do Polski. Mimo chęci przejazdu przez terytorium Królestwa Rumunii i udania się do krajów alianckich stało się to niemożliwe z powodu podjęcia decyzji przez rumuńskie czynniki rządowe o internowaniu władz polskich.

 

Trudno jednak znaleźć wytłumaczenie dla decyzji Śmigłego-Rydza. Sam marszałek 24 grudnia 1939 r. tłumaczył swą decyzję gen. Józefowi Wiatrowi: „Dnia 17 września znalazłem się w sytuacji, w której o jakimkolwiek dowodzeniu nie mogło być mowy. Postanowiłem, mając przy tym zapewnienie rumuńskie, przedostać się do Francji lub Anglii, a to wychodząc z założenia, że pozostaje mi do wykonania druga część moich zadań i obowiązków, a mianowicie dopilnowanie, by zobowiązania wobec Polski zostały dopełnione i by doświadczenia kampanii polskiej nie zostały zmarnowane. Byłem i jestem przekonany, że dokonać tego skutecznie mógł przede wszystkim ten rząd, który otrzymał zobowiązania sojuszników i który tę wojnę rozpoczął, tak jak właściwą ocenę wojny polsko-niemieckiej mogli dać tylko ci dowódcy, którzy tę wojnę prowadzili”. W powszechnym odbiorze decyzja Śmigłego-Rydza uznana została jednakże za haniebną ucieczkę. Naczelny Wódz, odpowiedzialny za przygotowanie Wojsk Polskiego do wojny, powinien był raczej pozostać na miejscu i zginąć od niemiecko-sowieckiej kuli. Jeden z historyków komentując po latach przekroczenie granicy przez Śmigłego-Rydza podsumował to mówiąc, że gdyby marszałek zginął, to by żył, a jako że przeżył, to umarł. I faktycznie – gdyby Naczelny Wódz poległ w walce przeszedłby do historii jako tragiczny dowódca, który w nierównej walce poległ nie chcąc zostawić swych żołnierzy samych. Jako jedyne usprawiedliwienie marszałka można wszelako dodać, że bardziej prawdopodobne od śmierci zadanej przez jednego lub drugiego agresora, mogłoby być zamordowanie Śmigłego-Rydza przez uczestników zaistniałej we wrześniu 1939 r. na południowo-wschodnich kresach Rzeczpospolitej ukraińskiej irredenty…

 

***

 

Pośród tragedii wojny obronnej 1939 r. Polacy, wbrew stanowisku prezentowanemu przez Mołotowa, zachowali rzecz najcenniejszą z perspektywy instytucjonalno-prawnej – ciągłość Państwa Polskiego w oparciu o przepisy obowiązującej wówczas konstytucji kwietniowej. Dzięki temu legalne władze mogły kontynuować działalność na uchodźstwie, a hipotetyczny rząd kolaboracyjny – niezależnie czy utworzony pod okupacją niemiecką czy sowiecką – nie miałby prawnej legitymacji do sprawowania władzy. Nie zmienia to jednak negatywnej oceny najwyższych władz RP we wrześniu 1939 r., które – co prawda w tragicznym położeniu – nie stawiły czoła zaistniałej sytuacji i nie dorosły do bohaterstwa żołnierzy, którym przyszło im dowodzić.

 

Kajetan Rajski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie