2 stycznia 2014

Roman Dmowski: między optymizmem a realizmem

(Fot. Creysmon07/Biblioteka Kongresu USA/Wikimedia)

Drugiego stycznia 2014 r. mija siedemdziesiąta piąta rocznica śmierci Romana Dmowskiego. W tym roku przypada również sto pięćdziesiąta rocznica urodzin przywódcy Narodowej Demokracji, jednego z najwybitniejszych polskich polityków i myślicieli politycznych w dwudziestym wieku.

 

Jako prezes Komitetu Narodowego Polskiego w okresie pierwszej wojny światowej, a następnie delegat Polski (wraz z Ignacym Janem Paderewskim) na paryską konferencję pokojową w 1919 roku, był Dmowski współtwórcą Drugiej Niepodległości. Jego podpis widnieje na Traktacie Wersalskim, potwierdzającym powrót Polski do grona niepodległych państw.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Oprócz epizodycznie sprawowanej funkcji ministra spraw zagranicznych (1923) oraz zasiadania w Sejmie jako posła obozu narodowego, w II Rzeczypospolitej Dmowski nie pełnił żadnej istotnej funkcji publicznej. Jednak do swojej śmierci w 1939 roku był niekwestionowanym przywódcą Narodowej Demokracji, w której od lat trzydziestych coraz wyraźniejszy stawał się generacyjny, ale i programowy podział między „starymi” a „młodymi”. Zarówno jedni jak i drudzy nie kwestionowali jednak przywództwa „Pana Romana”.

 

Nieprzychylni historycy i politolodzy

 

Nawet badacze nie kryjący podziwu dla myśli Dmowskiego swe uznanie dla jego poglądów politycznych kończą właściwie na 1925 roku. Wtedy bowiem ukazała się „Polityka polska i odbudowanie państwa”, mająca być (według tychże badaczy) ostatnią wartościową pozycją w dorobku lidera obozu narodowego. Potem – twierdzą ci mniej bądź bardziej życzliwi – nastąpić miał powolny uwiąd talentu analitycznego, błyskotliwych sądów i realnego spojrzenia na politykę, którymi imponował wcześniej autor „Myśli nowoczesnego Polaka”. Najczęściej w tym kontekście inkryminuje się uleganie przez Dmowskiego ułudzie teorii spiskowych (wskazywanie przez niego na destrukcyjną pod względem cywilizacyjnym i politycznym rolę masonerii) oraz eskalację poglądów antysemickich.

 

Tymczasem antysemityzm Dmowskiego – nie dość tego powtarzać – miał przede wszystkim tło gospodarcze (konkurencja żydowskiego handlu i drobnej wytwórczości) oraz kulturowe (uważał za niemożliwą asymilację ludności żydowskiej do polskiego społeczeństwa z powodu odrębnego „typu psychicznego” i poczucia narodowego). Polityk zdecydowanie odrzucał natomiast antysemityzm motywowany rasistowsko, à la niemiecki narodowy socjalizm. Podkreślając swoje biologiczne wykształcenie niejednokrotnie twierdził, że mrzonką jest doszukiwanie się w Europie dwudziestego wieku jasno wyodrębnionych ras (Nordyków, itp.). W sensie biologicznym jest to nonsens – twierdził.

 

Dojście Hitlera do władzy Dmowski przywitał z nadzieją. Oczekiwał, że od tego czasu (1933 r.) światowa społeczność żydowska zerwie z tradycyjnym dla niej popieraniem interesów państwa niemieckiego, rządzonego przecież przez formację jawnie antysemicką w rasistowskim sensie tego słowa.

 

Nie docenił Sowietów… 

 

Można powiedzieć, że myśl polityczna Dmowskiego w latach trzydziestych nie tyle grzeszyła nadmiernym pesymizmem (wszechogarniające spiski żydowsko-masońskie), co raczej nadmiernym optymizmem. Optymizmem wiodącym do błędnych wniosków. Tak jak w przypadku przytoczonych „pożytków” dla Polski płynących z faktu przejęcia władzy w Niemczech przez NSDAP (konflikt Hitlera z Żydami nie oznaczał dobrodziejstw dla Polski).

 

Bardzo charakterystyczne pod tym względem są poglądy Dmowskiego zawarte w jego książce „Świat powojenny i Polska” (1931). Nie brak w niej trafnych prognoz, jak na przykład wskazania Chin, jako drugiej obok Japonii, dalekowschodniej potęgi, która będzie wpływać na gospodarkę i politykę światową. Znajdują się jednak i takie – zwłaszcza w odniesieniu do naszego otoczenia geopolitycznego – które rzeczywistość parę lat później boleśnie zweryfikuje.

 

Tak stało się w odniesieniu do perspektywy antypolskiego zbliżenia sowiecko-niemieckiego. W 1931 roku Dmowski zdecydowanie wykluczał taką ewentualność: „Jednakże zdaje się, że gdy chodzi o Rosję i Niemcy, od współpracy pokojowej do wojennej jest dziś duża odległość. […] Rosja dzisiejsza ma cały szereg terytoriów, które musi obronić, jak naftowy okręg zakaukaski lub bawełniany okręg środkowo-azjatycki, stanowiący nadto drogę do Indii lub które musi zdobyć, jak północna Mandżuria, odcinająca ją od Pacyfiku. Tereny te są dla niej stokroć ważniejsze niż wszystko, co mogłaby zagarnąć od Polski. Dodać trzeba, że ziemie zabrane Polsce, dając względnie małe korzyści, przysporzyły by Sowietom kłopotów wewnętrznych, których i tak mają za wiele”.

 

Zadziwiające jest niedocenianie przez Dmowskiego ekspansywności komunizmu. Twierdził na przykład, że „od początku istnienia naszego odbudowanego państwa, nie mieliśmy żadnych dowodów na to, żeby Sowiety na serio przedsiębrały wyprawę na Polskę w celu jej zniszczenia. Jeżeliśmy widzieli bolszewików pod Warszawą w roku 1920 była to tylko konsekwencja wyprawy kijowskiej”.

 

Twierdził Dmowski w 1931 roku, gdy stalinizm rozkwitał w całej pełni: „gdy mowa o propagandzie bolszewickiej w krajach europejskich i w Ameryce, to niewątpliwie ona istnieje i Sowiety starają się nią kierować”. Z zupełnie nierealistycznym optymizmem kończył jednak to zdanie, stwierdzając: „aczkolwiek, zdaje się, dziś wkładają w nią mniej energii i środków, niż jeszcze przed kilku laty”.

 

…i hitlerowskich Niemiec

 

Podobnie brzmiący optymizm towarzyszył Dmowskiemu w diagnozowaniu w tej samej książce zagrożeń dla Polski z ewentualnej recydywy niemieckiego Drang nach Osten i usiłowania Berlina do rewizji granicy polsko-niemieckiej. W 1931 roku Dmowski optymistycznie zakładał, że „posuwanie się niemczyzny na wschód jest już raz na zawsze skończone”. Zwracając się zaś do Niemców pisał: „Czy wy, naród dziś biedniejszy, gospodarczo upadający, rozdzierany walkami politycznymi, macie nadzieje odbudować tam [na ziemiach byłego zaboru pruskiego – G.K.] dzieło, które życie w jednym roku zmiotło? Czy znajdziecie w sobie do tego siły i środki? Czy w dzisiejszych warunkach będziecie się mogli zdobyć na taka sumę bezprawia? A jeżeli nie, to jak sobie wyobrażacie życie tych ziem polskich, tak mocnych w swej polskości, w granicach swego niemieckiego państwa? Przecież wam nawet zawadza ilość Polaków, którą dziś macie, terroryzujecie ich, organizujecie na nich napady”.

 

Dmowski jakże trafnie zauważał w 1931 roku, że „cała Europa żyje dziś przestarzałymi pojęciami”. Jak widać z zacytowanych słów, wizja przyszłej (niemożliwej według Dmowskiego) niemieckiej ekspansji na wschód i „rozwiązywania” przez Niemcy „polskiego problemu” zdeterminowana była terminami dawnymi, z czasów bismarckowskiej Rzeszy. Od 1939 roku okazało się, do jakiej sumy bezprawia zdolne jest państwo niemieckie wobec Polski i Polaków.

 

Z drugiej strony należy jednak zauważyć, że optymizm Dmowskiego w odniesieniu do relacji polsko-niemieckich nie brał pod uwagę jakichkolwiek cesji ze strony polskiej na rzecz Niemiec. W czasie, gdy ciągle odżywa u nas dyskusja pod hasłem: „a może trzeba było w 1939 roku iść z Hitlerem”, warto przytoczyć słowa Dmowskiego z początku lat trzydziestych: „Niemcy są w ogóle złymi psychologami. […] nie wiedzą wszakże, że dla całego dzisiejszego pokolenia Pomorze jest najcenniejszą ziemią naszego obszaru państwowego, której utrata równałaby się utracie faktycznej niezawisłości państwowej. […] Nie wiedzą też, że gdyby znalazł się w Polsce polityk, który by chciał traktować o ustąpieniu Pomorza, dostałby kulę w łeb, jak amen w pacierzu. […] O tym powinni pamiętać nie tylko Niemcy, ale wszyscy ci, co rozprawiają o regulowaniu granicy polsko-niemieckiej w duchu pragnień niemieckich”.

 

Recepta zawsze aktualna

 

Generalnie można odnieść wrażenie, że Dmowski w ostatnim okresie swojej aktywności jako pisarz polityczny był bardziej realistyczny (trafny) w prognozach dotyczących sytuacji na całym świecie, aniżeli w odniesieniu do zagadnień dotyczących bezpośrednio Polski.

 

O jego prognozie dotyczącej wzrostu znaczenia Chin była już mowa. Podobnie nie sposób odmówić Dmowskiemu trafnej diagnozy kryzysu, w którym znalazła się po 1918 roku zachodnia cywilizacja. Jak wskazywał, miał on dwa podstawowe oblicza: degrengoladę moralną oraz narastający wzrost etatyzmu.

W opublikowanej w 1927 roku broszurze „Kościół, naród, państwo” (w niej znajdują się często cytowane słowa o tym, że „katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, ale stanowi jej istotę”) Dmowski pisał: „Żyjemy w dobie bankructwa wielu podstaw, na których opierało się życie świata naszej cywilizacji w ostatnim okresie dziejów. […] Takie momenty w dziejach cywilizowanej ludzkości bywały już nieraz. Znamionowały je pewne rysy wspólne, bez względu na warunki czasu i miejsca: upadek wiary, silnej wiary w cokolwiek; upadek myśli – zanik twórczości; upadek sztuki – górowanie brzydoty nad pięknem; rozkład dyscypliny moralnej; upadek obyczajów; wreszcie rozpowszechnianie się rozmaitych zabobonów, zastępujących wierzenia religijne. Wszystkie te rysy występują bardzo wypukle w dzisiejszym życiu naszej cywilizacji”.

 

Skoro – jak pisał Dmowski w tym samym dziele – ludzi w naród spaja „moralny związek” i „więzy duchowe”, polityka narodowa z prawdziwego zdarzenia musi być polityką podporządkowaną jedynej prawdziwej religii – katolicyzmowi: „Polityka narodu katolickiego musi być szczerze katolicka, to znaczy, że religia, jej rozwój i siła musi być uważana za cel, że nie można jej używać za środek do innych celów, nic wspólnego z nią nie mających”.

 

Pozostawiając na boku zbytni nieraz optymizm Dmowskiego, spójrzmy przede wszystkim na jego realizm. Przyczyny i przejawy kryzysu zawszę są takie same: to jawna negacja Prawdy, Dobra i Piękna oraz rozbuchany etatyzm. Recepta podawana przez Dmowskiego jest ciągle aktualna. Podobnie jak jego słowa napisane ponad osiemdziesiąt lat temu: „cóż z tego, że miasta będą pięknie przyozdobione i będą mogły gościom pokazywać rozmaite nadzwyczajne instytucje, jeżeli na ich ulicach na każdym kroku ludzie będą wyciągali ręce o jałmużnę; że wspaniale urządzone biura będą wypełnione urzędnikami, a dygnitarze będą mili luksusowe mieszkania i będą paradowali w drogich automobilach, jeżeli już na pierwszego nie znajdzie się w kasie pieniędzy na wypłacenie im wszystkim pensji, może jedynie z wyjątkiem tych, którzy pobierają największą”.

 

Grzegorz Kucharczyk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie