11 września 2018

Seria wiader z lodowatą wodą. Radosław Patlewicz i jego Historia polityczna Polski – recenzja

(fot YouTube/ Radosław Patlewicz)

Ta książka nie tylko wciąga, ale też momentami szokuje. Podważa, krytykuje, stawia pytania w sprawach, które miały na zawsze pozostać opisane wedle jednolitej wersji zdarzeń. To jak seria wiader z lodowatą wodą, wylanych na zaspaną i schorowaną twarz Andrzeja Kmicica, który w „Potopie” stwierdza, że kończy z leżeniem w pieleszach i wyjeżdża w drogę.

 

Taką poważną wyprawę proponuje nam pewien ambitny jegomość. To właśnie Radosław Patlewicz bez zlecenia, konkursu czy też państwowego grantu zabrał się do napisania w całości i po krótce całej historii politycznej Polski. Do tak żmudnej pracy – oprócz merytorycznego przygotowania – potrzebny jest niewątpliwie zapał i samozaparcie, dlatego też nie zdziwiłem się zbytnio, dowiedziawszy się, że Patlewicz lubował się w pisaniu prac historycznych już na studiach.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Sam autor stwierdził w jednym z wywiadów, że jego inicjatywa, to próba przejścia przez najważniejsze wydarzenia z historii politycznej Polski, przy uwzględnieniu pomijanych bądź zniekształconych obowiązującym paradygmatem kontekstów. Ten paradygmat to powtarzane w kolejnych podręcznikach szkolnych narracje na temat monarchów, dowódców, wojen, powstań i układów. Czy recenzowana książka ma potencjał, by go przełamać?

 

Braun poleca, Patlewicz ocenia

Tom pierwszy historii Patlewicza sięga wstecz do czasów przedpiastowskich i wiedzie nas aż do likwidacji państwa polskiego na mocy traktatu rozbiorowego z 1795 roku. Każdy rozdział kończy rzeczowe podsumowanie z osobistymi, mocno zsubiektywizowanymi wnioskami autora.

 

Podręcznik wita nas 3-stronicowym słowem polecającym Grzegorza Brauna oraz 3-stronicowym wstępem autora. Następnie otrzymujemy krótki podrozdział dotyczący źródeł państwa polskiego między V a X wiekiem, skoncentrowany głównie na obnażeniu legendy o rzekomym imperium słowiańskim istniejącym na ziemiach polskich przed dotarciem na nie chrześcijańskiej wiary.

 

Mimo walorów płynących z tego otrzeźwiającego zabiegu, pierwsze strony książki nie brzmią zachęcająco. Autor mocno upolitycznia swoje uzasadnienie podjętych badań historycznych oraz rzuca kilkoma pojęciami zaczerpniętymi wprost z publicystyki, bez choćby skrótowego ich przybliżenia. Widać wyraźnie, iż przy pisaniu kierowały nim specyficzne i osobiste motywacje. Jak sam stwierdził w jednym z materiałów filmowych na YouTube, ów podręcznik stał się dla niego rozliczeniem ze szkolną przeszłością, na którą patrzy głównie przez pryzmat osobistych rozczarowań, a także edukacyjnych przekłamań i manipulacji, jakim był poddawany. Także samą modę na rozpowszechnianie legend „turbosłowian” autor potraktował chyba zbyt poważnie. Rozumiejąc to stanowisko, pragnę jedynie zasugerować większy dystans i rozwagę, zarówno w tworzeniu kolejnych dzieł, jak i przy ewentualnych dalszych pracach nad nowym wydaniem rzeczonego podręcznika.

 

Rozprawa z mitami

Kolejne rozdziały – od drugiego do szóstego – mają klasyczną strukturę narracji polityczno-historycznej. Interesujący kierunek obiera autor w rozdziale siódmym, który w tle rozwoju mocarstwowego Korony nakreśla pewne struktury polityczne i społeczne, mogące stanowić praprzyczyny późniejszych problemów z funkcjonowaniem państwa. Choć miałem w rękach wiele podręczników do historii Polski, w żadnym nie widziałem charakterystyki Filipa Kallimacha lub Grzegorza z Sanoka, czy też finansowo-politycznych kontekstów narodzin buntu Marcina Lutra. To ostatnie zagadnienie w rozdziale ósmym autor oddzielił osobną sekcją i opisał dość szeroko, wychodząc głęboko na poletko historii powszechnej. Moim zdaniem, lepiej byłoby osadzić te wydarzenia bezpośrednio w tle dziejów Polski.

 

W podsumowaniu pierwszego okresu epoki jagiellońskiej autor stawia odważną tezę, iż śmierć Władysława Jagiełły stanowiła koniec dziedzicznej monarchii w Polsce. Formalnie jednak dziedzictwo tronu zostało zachowane aż do wygaśnięcia polskiej linii Jagiellonów. Można także zauważyć, iż w późniejszym systemie wolnej elekcji zdarzył się przypadek wyboru na króla syna zmarłego monarchy – Władysława IV Wazy, po którym tron objął jego przyrodni brat Jan Kazimierz. Niemniej jednak, autora usprawiedliwia fakt, iż w swoich wnioskach bazował na praktyce polityczno-ustrojowej, przyznającej już od XV wieku niebywale rozległe uprawnienia możnowładztwu i szlachcie. W tym kontekście wniosek ten nabiera powagi i wyróżnia się na tle dotychczasowego formalizmu politycznego innych historyków tego okresu.

 

Rozdziały dziewiąty i dziesiąty imponują rzetelnością i zwięzłością. W interesujący sposób osadza autor w szerszym ujęciu geopolitycznym panowanie Władysława IV Wazy, w tym m.in. wojnę polsko-rosyjską ze słynną odsieczą dla Smoleńska. Dostrzega przy tym – nieobecną w innych podręcznikach – antykatolicką fanaberię głównych architektów ówczesnego sojuszu przeciwko Rzeczpospolitej.

 

Tytuł rozdziału jedenastego – Holocaust Polaków – to z kolei prowokujący głębszą refleksję cios w politycznie poprawną definicję tego terminu. Mowa bowiem o trzynastu latach przepełnionych mordami, grabieżami i gwałtami na narodzie, który stracił w ich wyniku 40 procent swej populacji. Patlewicz nie pożałował także miejsca na rozprawę z mitem „pedagoga” i „reformatora” Jana Amosa Komeńskiego.

 

W dwunastym rozdziale możemy przeczytać o próbach naprawienia najbardziej palących problemów Rzeczpospolitej po Potopie Szwedzkim, aż do kresu panowania Jana III Sobieskiego. Rozdziały trzynasty i czternasty prowadzą czytelnika śladem głównej narracji opartej o popadanie kraju pod rządami władców saskich w coraz głębszą zależność od europejskich potęg, praktycznie wykluczającą jakiekolwiek możliwości prowadzenia samodzielnej polityki. Tutaj także nie brakuje nowych śladów i pomysłów dla dalszych badań historycznych i historiograficznych.

 

Perłą ostatniego rozdziału, który opisuje i komentuje wydarzenia prowadzące do drugiego i trzeciego rozbioru Polski, jest wielowątkowa geneza Powstania Kościuszkowskiego. Autor dowodzi w niej, iż wybuch insurekcji był efektem prowokacji, a podmiotami żywotnie zainteresowanymi takim rozwojem wypadków były mocarstwa rozbiorowe.

 

Zdecydowanie na plus

Historię polityczną Polski. Nowe spojrzenie trzeba ocenić zdecydowanie pozytywnie. Wysiłek Radosława Patlewicza nie ogranicza się do nakreślenia niepopularnych lub w ogóle nieobecnych w polskiej historiografii poglądów, ale także dostarcza licznych odwołań do źródeł, związków przyczynowo skutkowych i precyzyjniejszych opisów, które zsumowane dają tytułowe nowe spojrzenie na dzieje I Rzeczypospolitej.

 

Autor dowiódł swojej erudycji, bogatej wiedzy i nieszablonowego myślenia. On tę historię faktycznie pisał na nowo, a nie jedynie odtwarzał. Dzięki interesującej narracji, książka okazuje się wciągającą lekturą, co czyni ją atrakcyjniejszą od konkurencyjnych pozycji, z którymi mierzy się dziatwa szkolna. Patlewicz z powodzeniem zrealizował zamierzenie stworzenia dzieła nierozległego, które objętością zamyka się poniżej progu 250 stron. Pisząc książkę pretendującą do miana podręcznika historycznego i mając w świadomości istnienie innych, rozległych treściowo pozycji, pozwolił sobie na krótkie zasygnalizowanie dobrze znanych i mniej kontrowersyjnych tematów, skupiając się na wybranych wątkach. To także niewątpliwy atut tej książki.

 

To właśnie na kartach tej książki odnajdujemy imponującą rozprawę z szeregiem przesądów, żywo obecnych w polskiej historiografii, jak np. z historią rozwoju reformacji. Oprócz znanych powszechnie wydarzeń historycznych, takich jak Noc Św. Bartłomieja – Patlewicz przytacza i komentuje także zbrodnie popełniane na katolikach. Słusznie pisze autor o bezdyskusyjnym zaangażowaniu Zygmunta III Wazy w sprawy katolickie i sprzyjaniu kontrreformacji, co znacząco odróżnia tego monarchę od zdemoralizowanych poprzedników, szczególnie Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta.

 

O słabościach słów kilka

Skoro już dzieło Patlewicza obroniło się w sprawach zasadniczych, piszący te słowa pragnie zrealizować swój obowiązek, jakim jest wskazanie niewątpliwych błędów i kłopotów, które wprawdzie nie dyskwalifikują całościowo tego nowego spojrzenia jako pracy o walorach edukacyjnych, ale stawiają znaki zapytania pod kątem jego wiarygodności i uniwersalności. Część z nich wskazano w pierwszej części recenzji, ale ich katalog jest jednak pokaźniejszy.

 

Na stronie 21 autor zdobywa się na kontrowersyjne stwierdzenie, iż historia świata dowodzi upadku wszystkich ustrojowych demokratycznych. Patrząc na współczesny świat, możemy jedynie domniemywać, ile jest w tym pobożnych życzeń w stosunku do faktografii.

 

Patlewicz dziwi się podpisaniu przez stronę polską pokoju w Polanowicach na tak niekorzystnych warunkach. Trzeba jednak zauważyć, iż nieefektywne negocjacje oraz idące ich śladem szkodliwe dla polskiej racji stanu traktaty stały się od XIV wieku niechlubną regułą. Brak silnej armii stałej i osłabiający skuteczność dyplomacji przebrzmiały parlamentaryzm demokracji szlacheckiej spowodowały, iż kolejni przeciwnicy Rzeczypospolitej, siadając do stołu rozmów, nie lękali się zbytnio swych pogromców.

 

Poza kwestiami merytorycznymi należy wskazać, iż książka jest niedopracowana w zakresie składu, w tym szczególnie formatowania czcionek tytułowych i ułożenia tekstu względem ilustracji. Przy dłuższym obcowaniu z podręcznikiem obniża to komfort lektury. W pracy roi się od prostych błędów językowych. Dla przykładu można wymienić kilka z nich:

  • 55: Księstwo Płockie,
  • 65: Chrystianizacja Litwy,
  • 77: Głównym argumentem…,
  • 149: Rozruchy chłopskie,
  • 156: Bitwa pod Żarnowcem (nie było takiej!),
  • 174: ofensywa na Ukrainie.

 

Redaktorowi książki zabrakło także konsekwencji w pisowni nazw państw. Kiedy zatem czytamy o Wielkim Księstwie Litewskim, obok niego wymienione zostają Czechy i Węgry, podczas gdy były to również organizmy państwowe tytułujące się jako monarchie.

 

I co dalej?

Radosław Patlewicz przygotował ozdrowieńczy szok dla umysłów tkwiących w okowach państwowego systemu edukacji. Aby jednak jego książka mogła merytorycznie pretendować do miana alternatywnego podręcznika do historii, autor winien ochłonąć i wyzbyć się w pewnych miejscach nazbyt publicystycznego tonu. Przyda się także ponowna korekta, redakcja i skład. Być może warto przemyśleć strukturę rozdziałów z punktu widzenia podstawy programowej. Zabiegi te wybiją część argumentów z rąk przeciwników naruszania edukacyjnego status quo.

 

Trzeba jednak realnie zauważyć, że z publikacją będzie ciężko przebić się do liceów i techników. Wymaga to niemałych nakładów oraz – jak w przypadku podręcznika IPN „Od niepodległości do niepodległości” – wyjścia z książką do nauczycieli, wręcz położenia jej przed nimi fizycznie bądź wirtualnie i zaproponowania, by skorzystali z tej wiedzy.

 

Nowe spojrzenie Radosława Patlewicza może znaleźć zastosowanie w zestawieniu z dotychczas stosowanymi podręcznikami, których moim zdaniem nie powinno się skreślać w całości. To właśnie komparatystyczna praca nad faktami, ze szczególnym uwzględnieniem analizy źródeł, jest drogą do wypracowania nowej dominującej narracji i – co chyba obecnie najważniejsze – do nauczenia kolejnych roczników samodzielności myślenia.

 

Paweł Momro

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie