W ocenie Jana Pospieszalskiego, zamieszanie jakie w ostatnim czasie wywołał projekt nowelizacji ustawy o przemocy w rodzinie wymaga pewnych podsumowań. Publicysta zgrabnie ujmuje je w kilku punktach i celnie podsumowuje na łamach „Gazety Polskiej”: przemoc wobec rodziny.
Publicysta zauważył, że mimo trzech lat rządów ekipy wspierającej rodzinę, obowiązująca ustawa wciąż mówi o „przemocy w rodzinie” (od 2010 roku) i dopiero proponowana nowela wprowadzała termin „przemocy domowej” odsuwające od rodzin bezpośrednie skojarzenie z przemocą.
Wesprzyj nas już teraz!
Zmian wymagała tzw. Niebieska Karta, która obecnie może być założona według „kontrowersyjnych kryteriów, bazujących na bardzo nieostrych pojęciach”. Jak zauważył Pospieszalski, przemocą dziś jest też nie tylko klaps, ale krytyka dziecka czy ograniczenie jego kontaktów. A za ocenę czy jest to przejaw przemocy odpowiedzialne są zespoły interdyscyplinarne – niestety często kompletowane z nieprzygotowanych odpowiednio ludzi (a jeszcze gorzej, gdy są oni ideologicznie nastawieni przeciwko rodzinom). Efektem jest „wyjęcie spod prawa” 7 milionów polskich rodzin. A „odkręcenie” tego typu spraw trwa w sądach rodzinnych miesiącami.
Publicysta podkreślił też, że ustawa łamie podstawową zasadę prawa, jaką jest domniemanie niewinności. „Każdego roku ofiarami nie sprawców przemocy, lecz tej specustawy, jest kilkaset rodzin. Wpadają do systemu, nawet o tym nie wiedząc” – pisze Pospieszalski. Bo wystarczy tu donos, oskarżenie i procedura rusza. Słusznie publicysta pyta tu o zastosowanie przepisów o ochronie danych osobowych, czy tak głośnego RODO.
Na tym nie koniec. W ocenie Jana Pospieszalskiego obowiązująca ustawa jest nadużywana jako motyw rozpraw rozwodowych. „To broń atomowa w rękach cwanych pełnomocników stron przy rozwodach”. Wszystko to kosztem 16 mln zł rocznie – zauważył publicysta.
Źródło: „Gazeta Polska”
MA