19 lutego 2016

Rzeź galicyjska – krew, której nie da się zmyć

(„Rzeź galicyjska”, Jan Nepomucen Lewicki)

Z pewnością wydarzenie to jest najtragiczniejszym w historii rozbiorowych dziejów Polski. Skala zjawiska rzezi poruszała umysły ówczesnych i nam żyjącym w XXI w. Nie dało się jej ukryć mimo chęci tak sugestywnie wyrażonej w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego: „Ręce myć, gębę myć, suknie prać – nie będzie znać”.  Tej krwi zmyć się po prostu nie dało.

To co uderza, to nienawiść wsi do dworu, chłopów do szlachty, do Polaków, to wiernopoddańcze  gesty morderców względem władzy, to szlacheckie otwarcie oczu – za późno.

Wesprzyj nas już teraz!

Warto w tym miejscu zastanowić się nad kondycją świadomościową społeczeństwa galicyjskiego. Jak to się stało, że doszło do tej rzezi, okrutniejszej od wszystkich austriackich pacyfikacji w Galicji w ciągu 123 lat obecności tu Habsburgów. Także w innym, bo rosyjskim zaborze to samo pytanie stawiał zaledwie kilka dekad później  Stefan Żeromski.  „Wierna rzeka”, „Rozdziobią nas kruki i wrony” – to literackie klucze do odpowiedzi na to pytanie. Wreszcie pytanie ostatnie i tak samo ważne – jak społeczeństwo „organicznej pracy” mogło przepracować  pozostałe pół wieku, by podczas wojny polsko – bolszewickiej ratowali nowo wywalczonej niepodległość właśnie  … polscy chłopi?

Oto kilka refleksji dotyczących tych wydarzeń.

Powodów rzezi było wiele. W 1781 r. wyszedł w Galicji patent, oddający sprawy chłopskie w ręce dziedzica, chociaż  chłop miał prawo składania skargi na pana – bezpośrednio władzy zaborczej. Szlachcic nie sprawował więc władzy samodzielnie. Sprawowanie jej daleko wykraczało poza zwyczajne ramy uczciwości, a słynny dowcip mówiący o korupcji w monarchii habsburskiej sprowadzał się niemal zawsze do konkretnej sytuacji i konkretnego urzędnika.  Na pytanie, gdzie to zjawisko było najgorsze, opowiadano, że ani nie w zaborze pruskim, bo tam nikt „nie bierze”, ani w zaborze rosyjskim, gdzie z kolei  „brali wszyscy”  ale w zaborze austriackim, gdzie nigdy nie było wiadomo…

Pomijając  cyniczny charakter tej dykteryjki problemy między dworem, chłopem a urzędnikiem władzy cesarskiej nasilały się przez dziesięciolecia austriackiej władzy. Dokładnie w odwrotnym kierunku zmierzały reformy, a właściwie ich ślimaczące się tempo, oznaczające brak zainteresowania  w ich przeprowadzeniu przede wszystkim przez władzę państwową. Jeśli dodać, że dla chłopa bezpośrednim zagrożeniem był przede wszystkim ekonom dworski, fornal a dla jego finansów różne powinności dworskie a zwłaszcza pańszczyzna i serwituty  to nie trudno zrozumieć, że to w dworze chłop upatrywał swej wielowiekowej krzywdy. Edukacja chłopa była nijaka – najczęściej jej po prostu nie było. Utyskiwali na to posłowie sejmu stanowego, później krajowego, a prawda o braku elementarnego wykształcenia stanu chłopskiego zabolała zwłaszcza wyjeżdżających za chlebem do Ameryki, gdzie powiedzenie „głupi jak Polak” doskwiera przecież do dziś, czemu nie przeszkadza fakt, iż to ci „głupi Polacy” w ogromnej mierze zbudowali potęgę Ameryki, a w panteonie dziesięciu najważniejszych bohaterów narodowych Ameryki znalazło się aż dwóch obywateli kraju nad Wisłą.

Poczucie krzywdy było więc ogromne a świadomość społeczna i narodowa daleka od ideału.

Czy w takich warunkach potrzeba było dodatkowej iskry, by zapalić rozgoryczone chłopskie umysły? Żeby tego wszystkiego było mało, doszła jeszcze klęska głodu. W okresie poprzedzającym rabację,  zwłaszcza zachodnie cyrkuły galicyjskie, dosięgły klęski żywiołowe a głód stał się wręcz przysłowiowy. Królestwo Golicji i Głodomerii przeżyło nawet przypadki kanibalizmu. I tak jeden z kapłanów z okolic Tarnowa duszpasterzujący w swojej parafii opisywał wstrząsające odkrycie w opustoszałej sadybie chłopskiej, gdzie w piecu chlebowym pod nieobecność gospodarzy znalazł nadgryzione szczątki zmarłego dziecka.

Pojawiło się też pijaństwo, do którego zachęcała polityka państwa i przepisy prawa propinacyjnego. Chłopi pokochali karczmy a w ślad za tym dość rozwiązły sposób prowadzenia się – tak plastycznie ujęty dla tej grupy społecznej nieco później przez Władysława Reymonta.

Przykłady powyższe – egzemplifikująco i hasłowo zaledwie wspomniane wpłynęły zasadniczo na nastroje wsi galicyjskiej. Z jednej strony brak perspektyw na godziwe życie, z drugiej brak zrozumienia ze strony dworu, i wreszcie czynnik trzeci – spóźniona akcja niepodległościowa głoszona bez większego poza Krakowem i okolicą echa, doprowadziły do galicyjskiego wrzenia. Dla Austriaków napięcie było mocno odczuwalne – postanowili zatem reagować, póki sytuacja nie wymknie się spod kontroli.  Parafrazując jakże trafną -, bo uzasadniającą intrygi – zasadę dworu wiedeńskiego: „Bella gerant alii, tu, felix Austria, nube” (Niech inni prowadzą wojny, ty, szczęśliwa Austrio żeń się) –  chodziło tak w zasadzie o rządzenie i dzielenie przez intrygi, knowania, napuszczanie jednych nacji na drugie. W wydaniu przedrabacyjnym osobą spełniającą te „przymioty” był starosta tarnowski Breinl. Nakłanianie do przeciwstawienia się szlacheckiemu patriotyzmowi ducha Edwarda Dembowskiego w Krakowskiem, księdza Leopolda Kmietowicza i Jana Andrusikiewicza na Podhalu to żądanie przysłowiowych „głów” do cyrkułu. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Austriaccy urzędnicy poinformowani o „rewolucyjnych” hasłach spiskowców polskich podburzyli chłopów tymi samymi hasłami tyle, że rzekomo spisanymi przez cesarza. Paradoksalnie sytuacja się odwróciła – chłopi uwierzyli zapewnieniom władzy, nie rodaków.

Oto kilka przykładów ich wystąpień:

– w Zasowie już 17 lutego 1846 r. pod wpływem agitacji komisarza chłopi zabili 18 osób;

– w Machowej zrabowano dwór, porąbano meble i fortepian, wypito tysiąc butelek węgrzyna, śmierć w dobrach miejscowej rodziny Kuczkowskich poniosło 17 osób;

– w Jastrząbce Starej chłopi wprawdzie darowali życie mieszkańcom dworu, ale wyrżnęli prawie pół tysiąca owiec – merynosów; gromadzone przez właścicieli przez dziesięciolecia książki zostały na dziedzińcu dworskim spalone;

– w Głowaczowej miejscowa szlachta – Wolscy stawiła opór, przez co chłopi stracili rezon ale podczas ucieczki tejże rodziny żona Wolskiego wpadła w ręce chłopów, którzy ją rozebrali do naga i zabili; nie lepszy los spotkał innych domowników – większość podczas ucieczki została przyłapana i najczęściej cepami zatłuczona na śmierć;

– w Straszęcinie zabito prostego ogrodnika tyko za to, że utrzymywał dobre kontakty „z panami”;

– w Borowej niektórzy chłopi – ryzykując życiem – ukryli dziedzica, przykrywając go korytem;

– w Wiewiórce, gdzie po kądzieli mieszkała kilka stuleci wcześniej wnuczka Zawiszy Czarnego zabito minimum 12 osób, zrujnowano dwór a do karczmy przynoszono jeńców oraz trupy „zwolenników dworu”;

– tyle samo osób (12) zabito w wiosce Róża, choć syna dziedzica uratowała chłopka, niejaka Białkowa;

 – w Nagoszynie zabito bazylianina, splądrowano plebanię, zniszczono dwór, zamordowano co najmniej 7 osób, w tym organistę;

– w Przyborowie chłopi zamordowali dalekiego krewnego Mikołaja Reya – został on ciężko ranny, zdołał jednak uciec do Dębicy, gdzie prawdopodobnie urzędnik cyrkułu powiadomił chłopów, którzy przebili go widłami i dobili strzałem z pistoletu; inny szlachcic z tej miejscowości złamał nogę przy próbie wyskoczenia przez okno, został ostatecznie uderzony w karczmie kuflem i skonał;

– ponoć przejeżdżający przez Dębicę arcyksiążę Ferdynand zaskoczony opustoszałym miastem nie mógł uwierzyć wymordowaniu tam wszystkich oficjalistów hrabiego Raczyńskiego, na widok chłopów wychodzących w zrabowanych ubraniach dworskich z kościoła zapłakał; w tymże mieście sprofanowano odznaki powstańcze, a miejscowy oberżysta odgrażał się, że kokardami „surdutowców” (powstańców polskich) udekoruje psy; ponoć jeszcze w sierpniu 1848 r. na rynku groził szlachcie polskiej, że ją wymorduje – przy zupełnej, biernej postawie władzy austriackiej;

– w Latoszynie po wymordowaniu kosami mieszkańców dworu chłopi wywlekli na dziedziniec fortepian, na którym zagrali cepami;

– w Wolicy miejscowy Żyd miał instruować chłopów do walki z dworem, jako że „szlachta zemstą natchniona rusza z Krakowa na nich”;

– w Zawadzie nieobecność hrabiego Atanazego Raczyńskiego (dyplomaty) uratowała mu życie; dwór na skutek fortelu ocalał;

– w Gumniskach dość szczęśliwie ocalał wikary, w którego chłopi dwukrotnie rzucali widłami i dwukrotnie ulegały one złamaniu – oprawcy uznali to za „święty znak” i darowali życie; proboszczowi życie uratowała poprzez perswazję i cięty język.

To garść przykładów – różnorodnie dobranych, ukazujących wielowątkowy wymiar galicyjskiej tragedii. Mordowano nie tylko polską szlachtę, także duchownych, urzędników dworskich, gwałcono kobiety, nie litowano się nad dziećmi, wśród ofiar byli robotnicy dworscy, służba kościelna, mieszczanie, przypadkowi chłopi.

Narzędziami zbrodni były proste przedmioty: widły, cepy, piły, bosaki i drągi, siekiery, kosy, noże. Mordy przybrały postać sadyzmu, bestialstwa, braku jakichkolwiek ludzkich odruchów – może poza pojedynczymi przypadkami.

Warto jeszcze przedstawić tragiczny los powstańców krakowskich pod Gdowem, wsi w powiecie wielickim, w województwie małopolskim. To tam 26 lutego 1846 r. doszło do jedynej bitwy powstania krakowskiego, zwanego z uwagi na dość radykalne hasła społeczne – rewolucją krakowską. Raport z tej bitwy spisał dowódca austriacki – wówczas pułkownik – później generał, Ludwig von Benedek.

Pisał w nim o swojej ekspedycji przeciwko powstańcom z Krakowa i o tym, jak posiłkował się polskimi chłopami. Z rozbrajającą szczerością rozpisał się w swoim raporcie nad przekupstwem polskich chłopów, których wezwał, kierując pod ich adresem obietnicę przyznania cetnara soli za uczestnictwo w wyprawie a ponadto po 5 złotych reńskich za każdego żywego powstańca odstawionego władzy wojskowej lub administracyjnej. Z załogi bocheńskiej przeznaczył na wyprawę 327 żołnierzy piechoty i 155 żołnierzy kawalerii.

W przeddzień wymarszu rozesłał swoich żołnierzy z odezwami starościńskimi do wójtów gmin, aby zebrali zbrojnych w kosy, cepy i widły chłopów, jako tako ich uformowali i wysyłali jeszcze nocą na drogi w kierunku Wieliczki. On sam rankiem o 6.30 dnia 26 lutego 1846 r. wyruszył z oddziałem 326 piechurów i 114 szwoleżerów w kierunku Wieliczki. Jak wspominał – w odległości około 400 kroków od zabudowań Gdowa – jedna z kompanii pułku Nugent natrafiła na ogień krakowskiej młodzieży. Żołnierze biegnąc tyralierą doskoczyli do płotów i rozpoczęli wypieranie powstańców z pierwszych zabudowań. Podczas odwrotu czterech polskich kawalerzystów zostało zrzuconych z koni celnym ogniem austriackich żołnierzy. Niemal od razu przybiegli chłopi i żywych jeszcze powstańców dosłownie wypatroszyli.

Porucznik Hoffman zagrodził odwrót powstańcom w pobliskim wąwozie, co zbiegło się w czasie z akcją brawurowego ataku wojsk austriackich na wioskę Gdów. Powstańców udało się wygonić z zabudowań w kierunku miejscowego cmentarza, gdzie osaczeni, bez amunicji zostali pozostawieni chłopom. Tu powstańcy zostali zmasakrowani. Najpierw chłopi spierali się o zdobyte na nich konie, a kiedy już tę sprawę załatwili, około 50 jeńców podzielili na trzy grupy i okrutnie pozbawili życia. Wachmistrz pułkownika Benedeka, pochodzący ze Lwowa pisarz Krausz, miał pod sobą 60 – 80 chłopów. Idąc lewym skrzydłem wzięli oni do niewoli 38 jeńców, których prawie natychmiast zamordowali. Benedek w raporcie chłopów nazwał „oddziałem odwodowym”. W bitwie zginęło 154 powstańców, których pochowano w trzech dołach. Około 15.00 po południu Austriacy w karnym ordynku weszli do miasta. Zdarzył się tam incydent rzucający światło na mentalność ówczesnych mieszkańców. Naprzeciw oddziałowi Benedeka wyszła orkiestra, którą austriacki dowódca kazał zamknąć za wcześniejsze przygrywanie oddziałowi powstańczemu…

Efekt – powstanie krakowskie upadło, rzeź galicyjska walnie przyczyniła się do „wybicia z głowy” panom jakichkolwiek myśli o dalszych walkach niepodległościowych, z całą pewnością przyśpieszyła uwłaszczenie chłopów w całej monarchii habsburskiej, spowodowała traumę, z której do dziś pozostało wiele smutnych pamiątek i wspomnień. Podczas jej trwania zginęło, według niektórych historyków, nawet do dwóch tysięcy ofiar, choć udowodniono ponad wszelką wątpliwość śmierć 639 osób a według Stefana Kieniewicza mogła ta liczba dochodzić do 1100 ofiar. W ogromnej większości niewinnych ludzi. Splądrowano bądź zniszczono 430 dworów. Chłopów ostatecznie – tak jak powstańców spacyfikowano, poza nielicznymi (jak Jakub Szela), którym przyznano ziemię i nagrody.  25 lutego wyszedł okólnik, usprawiedliwiający chłopów, działających jakoby  w obronie własnej…

Dziś o rzezi mówi się niechętnie, niektórzy buńczucznie chełpią się „osiągnięciami” przodków, prawdę o niej próbuje się trywializować; tymczasem rabacja galicyjska była – jak czasami próbuje się ją określać – „miniaturową rewolucją francuską” o skali oczywiście nieporównywalnie mniejszej ale o porównywalnym okrucieństwie  i przemocy.

opracował

Marian Małecki

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie