10 listopada 2015

Rzeczpospolite z defektem

Największą porażką III RP jest przeniesienie na grunt nowego systemu ludzi, struktur i powiązań z PRL. Takie zjawisko występowało także w II Rzeczpospolitej, ale miało zupełnie inny wymiar moralny. Istnienie nieformalnych związków, czy to wolnomularstwa, obozu belwederskiego czy Ligi Narodowej, czyli tajnej struktury narodowej demokracji, wypływało z czasów zaborów – mówi dla PCh24.pl profesor Jan Żaryn, historyk specjalizujący się w dwudziestowiecznych dziejach Kościoła i obozu narodowego, wykładowca akademicki.

 

Czym różniła się sytuacja międzynarodowa towarzysząca powstaniu dwóch dwudziestowiecznych emanacji Państwa Polskiego: II i III RP?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Bez wątpienia okres funkcjonowania ładu wersalskiego był trudnym czasem w polityce międzynarodowej. Pozycja Polski była z roku na rok słabsza, gdyż byliśmy z jednej strony beneficjentami ładu wersalskiego, a z drugiej strony kwestionowały go potęgi militarno-polityczne – Niemcy i Rosja Bolszewicka. Od początku podważały one tamten porządek między innymi nie przyjmując do wiadomości istnienia Państwa Polskiego. Z całą tego konsekwencją w postaci używania rozmaitych środków dyplomatycznych, czego przykładem była polityka Gustava Stresemanna, czyli deprecjonowanie istnienia państwa polskiego, wywołanie wojny celnej, pakty w Rapallo i Locarno skierowane przeciwko Polsce. Te państwa mieszały także w polityce wewnętrznej, poprzez używanie jako „piątej kolumny” mniejszości narodowych, które czynnie wspierały tendencje rewizjonistyczne. Mam na myśli silną gospodarczo mniejszość niemiecką, komunistyczne formacje silnie umocowane w mniejszościach białoruskiej i żydowskiej. Można powiedzieć, że zarówno z punktu widzenia polityki zewnętrznej jak i konsekwencji polityki wewnętrznej mieliśmy w II RP bardzo trudną sytuację. Gdy do tego dodamy kontestowanie granic przez mniejszych sąsiadów – Czechosłowację i Litwę to uzyskujemy bardzo jednoznaczny wynik. Polska miała z punktu widzenia istnienia państwa na arenie międzynarodowej bardzo trudną sytuację, a wpisywanie się w nowy ład europejski nie było rzeczą możliwą dlatego, że główni gwaranci ładu wersalskiego stracili animusz w obronie tegoż ładu. Jak choćby Francja, która była dla nas najważniejszym gwarantem bezpieczeństwa. 

 

Rok 1989 i następne lata to z kolei rozbicie systemu sowieckiego, rozbicie światowego układu sił. Była to „aksamitna” zmiana układu jałtańskiego. Ta aksamitność doprowadziła nas do członkostwa w Unii Europejskiej i Pakcie Północnoatlantyckim, czyli diametralnej zmiany mapy Europy Środkowo-Wschodniej bez takiego wstrząsu, jakim była I Wojna Światowa. Stąd też nie było wielu kontestatorów nowego układu międzynarodowego – przynajmniej przez pierwsze dziesięciolecia. Dziś z perspektywy Moskwy lata 90. to – być może – okres drugiej wielkiej smuty, ale faktem jest, że ten czas jest ważny z punktu widzenia możliwości zwiększania naszego bezpieczeństwa, a nie kurczenia się go, jak to miało miejsce w okresie międzywojennym.

 

Można powiedzieć, że porównanie wypada na korzyść naszych współczesnych potencjalnych możliwości. Inna sprawa czy potrafiliśmy i potrafimy z nich korzystać.

 

W jakiej sytuacji społeczno-gospodarczej i politycznej znajdowały się II i III RP na początku istnienia? Która z nich miała łatwiejszy start?

 

Bez wątpienia i jeden i drugi okres stanowił olbrzymie wyzwanie. Faktem jest, że po I Wojnie Światowej powstało Państwo Polskie, które objęło terytorialnie cztery organizmy administracyjne, prawne, kulturowe, gospodarcze, komunikacyjne (zabór pruski, austriacki – Galicja, rosyjski – Królestwo Kongresowe i Ziemie Zabrane), które to organizmy zostały połączone w nowy, dopiero tworzący się byt. Był to niewątpliwie duży wysiłek organizacyjny. Uważam, że zdaliśmy egzamin. Widać to przede wszystkim po pracach Sejmu Ustawodawczego, który był najbardziej pracowitym polskim parlamentem, mimo że działał w warunkach kształtowania się granic, wojen, powstań i plebiscytów oraz pauperyzacji społeczeństwa. Przez cztery lata wojna toczyła się na ziemiach polskich. Miała ona straszne żniwo zarówno jeśli chodzi o liczbę ofiar, inwalidów wojennych jak i zmian w społecznej kondycji mężczyzny i kobiety. Państwo Polskie próbowało się wydobywać z kryzysu, co odbiło się między innymi na jakości monety i stąd późniejsza hiperinflacja.

 

To nie znaczy, że w 1989 roku było łatwo. W III RP elity podjęły strategiczne decyzje dotyczące dalszego trwania struktur społecznych i beneficjentów PRL-u – mam na myśli uwłaszczenie nomenklatury, która miała za zadanie przeniesienie struktur społecznych wypracowanych przez PZPR do świata kapitalizmu. Podobnie wyborem strategicznym było dążenie do członkostwa w Unii Europejskiej za cenę otwarcia rynku ziem polskich, bardzo atrakcyjnego dla państw „starej Unii”. Z kolei zrezygnowano z procesów reprywatyzacyjnych, czyli odtwarzania własnej, polskiej grupy społecznej zdolnej udźwignąć ten wehikuł rozwoju gospodarczego. Można dyskutować czy podjęte rozwiązania były najsensowniejszymi. Szczególnie to co wiąże się z uwłaszczeniem nomenklatury, a w czym olbrzymi udział, wszystko na to wskazuje, miały wojskowe służby specjalne najlepiej przygotowane w latach 80. do przyjmowania gospodarki kapitalistycznej w Polsce.

 

Co było największym sukcesem II RP. Czego doniosłego dokonano?

 

Gdy czytamy stenogramy z posiedzeń Sejmu Ustawodawczego, ale także późniejsze, to widać wyraźnie, że wszystkie plany makroekonomicznego rozwoju kraju powstawały w głowach wspaniałej polskiej inteligencji. Byli politycy wielkiego formatu. Na przykład od spraw gospodarczych Roman Rybarski, od spraw skarbowych, finansowych i rolnych Władysław Grabski, ale również ci, którzy zbudowali Gdynię. To był niesamowity wysiłek organizacyjny, świadczący o sprawności państwa w działaniu. Z tych sukcesów wymieniłbym także budowę magistrali, a to tylko lata dwudzieste będące okresem trudnym, jednocześnie dającym świadectwo olbrzymiej energii społecznej. To jest z resztą chyba największe polskie osiągnięcie – stopień uobywatelnienia narodu polskiego w okresie II Rzeczpospolitej, zapał młodzieńczy. On był widoczny także w literaturze pięknej lat 20. W okresie tym, mimo wojen i śmierci wielu ludzi, mamy literaturę z dominującymi wątkami optymizmu od skamandrytów po pisarzy prawicowych. Ponadto w tym okresie Polak, Władysław Reymont, otrzymał Literacką Nagrodę Nobla. Wspomnijmy także wspaniałą wystawę polskich osiągnięć przygotowaną w Paryżu w 1925 roku pod kierunkiem wybitnych twórców – Józefa Czajkowskiego oraz Karola i Zofii Stryjeńskich. Pokazywało to nieprzypadkowość na mapie Europy Polskiego Państwa, to jest ten wielki optymistyczny wysiłek narodu polskiego przy jednoczesnej pasywności albo wrogości mniejszości narodowych, czyli tej 1/3 społeczeństwa w dużej mierze nieobecnej w procesie budowania państwa polskiego na poziomie olbrzymiego uobywatelnienia.

 

Natomiast z lat 30. niewątpliwie możemy mieć mniej powodów do radości. Mówię to także jako osoba wyraźnie kontestująca zamach majowy i całą ekipę sanacyjną. Oczywiście nie jest ona winna kryzysowi ekonomicznemu przełomu lat 20. i 30., ale jest winna pomniejszaniu znaczenia narodu w państwie. Autorytaryzm władzy miał za zadanie zdławiać ekspansję oddolną, obywatelską. To się nie udawało, bo obywatelskość w narodzie była nadal wyraźna, zarówno po lewej jak i po prawej stronie. Niewątpliwie ten spór o koncepcję państwa – czy ono ma być państwem narodu, czy też państwem aparatu biurokratycznego. Spór rodził konsekwencje głównie negatywnie, ale były też i pozytywy dyktatury – jednym z nich był Centralny Okręg Przemysłowy i polityka Eugeniusza Kwiatkowskiego. To olbrzymie polskie osiągnięcie o cechach etatystycznych, idące w tym samym kierunku w którym świat podążył za prezydentem USA Rooseveltem i jego nowym ładem w gospodarce. Ta metoda ma wiele pozytywów także z perspektywy zabezpieczeń socjalnych społeczeństwa polskiego i uboższej części ludności. Niewątpliwie COP uznałabym, jeśli chodzi o lata 30., za największe osiągnięcie.

 

Jeśli chodzi o kulturę tej dekady, od skamandrytów po narodowe środowisko „Prosto z mostu”, to przy całych moich zastrzeżeniach do sanacji, twórcy wyrastali na gruncie wolności twórczej, możliwości artykułowania polskiej mozaiki światopoglądowej.

 

Co możemy uznać za najbardziej doniosłe osiągnięcie współczesnej Polski?

 

Największe osiągnięcia to instytucjonalne, a także militarne zbliżenie się do świata zachodniego. Ja to widzę jako plusy polskiej strategii. Ponadto warto zwrócić uwagę na podwyższenie standardu życia, który dla mojego pokolenia był szalenie widoczny. Pamiętam swój nastrój z lat 90. Uważaliśmy, że trzeba było być totalnym kretynem lub zabójcą, żeby wymyślić PRL. Tworzono sztuczność ekonomiczną i ideową pod dyktando antyludzkiej ideologii marksistowskiej, niedopasowanej do natury człowieka, zbójeckiej. Podwykonawcy tej ideologii chcieli zmuszać Polaków do naginania się do projektu stworzenia nowego człowieka. To wszystko z perspektywy lat 90. i pewnej naturalności przemian społeczno-gospodarczych było bardzo widoczne. Ta jednoznaczna kontestacja komunistycznego rzekomego postępu.

 

Czego nie dokonano w dwudziestoleciu międzywojennym, mimo że zamierzano?

 

Olbrzymią porażką było to, że nie wypracowaliśmy, a pewnie nie było to możliwe, właściwych relacji z mniejszościami narodowymi. Zarówno z tymi z którymi mieliśmy konflikty terytorialne, czyli Ukraińcami, Niemcami czy mało liczącą się diasporą litewską, jak i z tym żywiołem, który nie miał ambicji odrywania terytorium od Polski, jak mniejszość żydowska. Ta jednak głęboko wchodziła w interesy polskich grup społecznych z racji udziału w handlu i rzemiośle. Ten spór dławił naturalną drogę wychodzenia ze wsi do miasta rzeszy Polaków, nie mieszczącej się na wsi. Problem z mniejszościami jest w jakiejś mierze niezawiniony. W przypadku Ukraińców niewątpliwie okazało się, że projekt narodowych demokratów, czyli repolonizacja Rusinów, nie powiodła się i być może nie mogła się powieść bo była być może niezgodna z naturalnymi procesami narodowotwórczymi. Z drugiej strony także nie powiódł się projekt sanacji czyli uobywatelnienie Ukraińców, które prowadziłoby do uznania ładu państwowego na kresach południowo-wschodnich. Wręcz odwrotnie, ta mniejszość była ewidentnie antypolską, była mniejszością rozbijającą naszą państwowość. Trudno za to winić Ukraińców. Należy ich winić oczywiście za metody, ale nie za prawo do marzeń o własnej niepodległości, chociaż było ono antypolskie.

 

Druga porażka to kondycja międzynarodowa II RP. W zasadzie od początku była podmywana. Paradoksalnie jedyny czas w którym byliśmy beneficjentami układów międzynarodowych to dwa pierwsze lata istnienia rządu Adolfa Hitler w Niemczech.

 

A co stanowi największą porażkę III RP?

 

To przede wszystkim przeniesienie na grunt nowego systemu ludzi, struktur i powiązań z PRL-u. Takie zjawisko miało miejsce także w II Rzeczpospolitej, ale miało zupełnie inny wymiar. Istnienie nieformalnych związków, czy to wolnomularstwa, czy obozu belwederskiego czy Ligi Narodowej, czyli tajnej struktury narodowej demokracji, wypływało z czasów zaborów. Były to jednak struktury ideowo związane z misją służby narodowi polskiemu, nawet jeżeli, jak w przypadku masonerii, działalność tego środowiska miała de facto szkodliwe skutki. Ale faktem jest, że te struktury wyrastały z epoki zaborczej, w której – przynajmniej nominalnie – walczyły o niepodległą Polskę. Natomiast w III RP mamy proces odwrotny. Na teren Polski demokratycznej „wkroczyły” silne powiązane ze sobą grupy interesów i wpływów zarówno dawnej SB, służb wojskowych i beneficjenci przekształceń własnościowych. Stąd nie powiódł się proces dekomunizacji i lustracji. To jest nasza największa porażka. Kiedyś historycy obliczą ile w związku z tym straciliśmy szans.

 

Kolejna porażka to brak reprywatyzacji. Jesteśmy jedynym takim państwem w Europie Środkowo-Wschodniej, poza Litwą która przeprowadziła reprywatyzację, ale nie objęła nią polskiej mniejszości, czym złamała własne prawo. Natomiast w całym dawnym bloku komunistycznym państwo przestało być paserem. U nas znów jest to decyzja wywołująca skutki, nad którymi dzisiaj już nie panujemy. To tworzenie się nowych warstw społecznych, beneficjentów procesu. Z kolei nie odtwarza się z taką siłą ziemiaństwo czy warstwa właścicieli kamienic czy burżuazja. To jest wybór kulturowy. Jest to również bardzo niepokojące z perspektywy szacunku do podstawowej wartości, jaką jest poszanowanie własności prywatnej.

 

Taka sama sytuacja istnieje przy nierozwiązanych problemach własnościowych w relacjach państwo – Kościół katolicki. Fundusz kościelny został utworzony przez komunistów w 1950 roku i był zaborem własności Kościoła. III RP do dzisiaj nie umie sobie poradzić ze zwrotem nieswojego majątku. Te sprawy są niewidoczne na pierwszy rzut oka, ale w długim trwaniu mają bardzo negatywne skutki. Wpływają na kondycję wspólnoty narodowej. Oczywiście tu pojawia się bardzo poważne pytanie dotyczące tego w jakiej mierze w III RP potrafiliśmy nawiązać do tysiącletniej historii narodu i Państwa Polskiego, do chrześcijańskiego fundamentu, na którym żyjemy od wielu pokoleń. A na ile postpeerelowskie społeczeństwo weszło miękko w konsumpcjonizm i w dzisiejsze ideologie świata, będące importem nie zakorzenionym w tradycji. Dzisiaj jest to genderyzm. Natomiast odnośnie lat 90. moglibyśmy przypomnieć słowa Jana Pawła II z 1991 roku, gdy powiedział, że musi mówić o Ojczyźnie i o jej troskach, bo Polska to jest jego matka i nie może milczeć, gdy dzieją się rzeczy złe. Wówczas wydawało się, że te tysiąc lat katolickiego narodu polskiego okazało się mieć mniejszą siłę oddziałującą na współczesność niż postpeerelowskie elity, które uosabiały inne lęki, z największym – że odrodzi się polski patriotyzm.

 

Współczesny mainstream głosi, że żyjemy w najlepszym 25-leciu w dziejach. Czy w II RP uprawiano propagandę sukcesu?

 

Tak. Istniała tego typu propaganda sukcesu, szczególnie widoczna po 1926 roku. Była to narracja Polski sanacyjnej. Samo pojęcie „sanacja” już sugerowało, że musiało się udać. Ten projekt przerodził się natychmiast w propagandowe głoszenie sukcesu. Wiązał się z podniesieniem do – graniczącej z bałwochwalstwem – niezwykle wysokiej rangi marszałka Józefa Piłsudskiego przez jego zwolenników przy używaniu instrumentów prawa stanowionego. To oczywiście z dzisiejszej perspektywy ociera się o śmieszność, ale wówczas to nie było śmieszne. Każda krytyka marszałka Piłsudskiego mogła nie tylko grozić uwięzieniem redaktora w kazamatach, ale także pobiciem, jak na przykład prof. Stanisława Cywińskiego z Uniwersytetu Wileńskiego, gdy przyrównał marszałka, i to nie wprost, do kabotyna. To wywołało wściekłość urażonych na honorze oficerów Wojska Polskiego. To bardzo negatywna rysa na obliczu ówczesnego Państwa Polskiego. Krótko mówiąc ten bardzo wyraźny front walki propagandowej między obozem sanacji a obozem endeckim miał swoje skutki, widoczne także w propagandzie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Michał Wałach.




Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie