Wiele wskazuje, że wyborcza zawierucha w Izraelu będzie trwać nadal. Świadczą o tym wyniki sondaży exit polls, jakie zostały ogłoszone po wtorkowym głosowaniu. Według nich Likud – partia premiera Binjamina Netanjahu – otrzyma w 120-osobowym Knesecie od 30 do 33 miejsc. Z kolei Niebiesko-Biali mogą liczyć na 32-34 miejsca.
Wyniki Likudu i Niebiesko-Białych potwierdzają przedwyborcze analizy, z których wynika, że żadna z tych sił nie będzie w stanie stworzyć rządu nie wchodząc w koalicję z partią Nasz Dom Izrael Awigdora Liebermana, która – według sondaży – ma szanse na 8-10 miejsc w Knesecie.
Wesprzyj nas już teraz!
Netanjahu w przemówieniu wygłoszonym przed niewielką grupą zwolenników w Tel Awiwie nie ogłosił – jak zauważyli komentatorzy – swojego zwycięstwa, ale też nie przyznał się do porażki. Stwierdził jedynie, że będzie oczekiwać ogłoszenia oficjalnych wyników wyborów. Podkreślił jednak, że nie pozwoli na sformowanie nowego rządu z udziałem reprezentantów ludności arabskiej.
Z kolei przywódca centrolewicowej koalicji Niebiesko-Białych, były szef sztabu generalnego izraelskich sił zbrojnych Beni Ganc, opowiedział się za utworzeniem „rządu jedności”. W odróżnieniu od Netanjahu kładł on nacisk na „pojednanie i porozumienie”.
Według przewidywań Likud, by stworzyć nielewicowy koalicyjny rząd, może liczyć na poparcie około 55 członków nowego Knesetu, zaś w staraniach o sformowanie rządu centrowo-lewicowego Niebiesko-Biali mogą liczyć na głosy nie więcej niż 59 deputowanych. W sytuacji, kiedy wymagana większość wynosi 61 głosów, partia Liebermana odegra rolę „języczka u wagi”.
Źródło: rmf24.pl / interia.pl / TVP Info
TK