10 sierpnia 2013

Męczennik z Titanica

W ubiegłym roku minęło 100 lat od zatonięcia statku pasażerskiego Titanic. Niewiele osób wie, że wśród przeszło 1,5 tys. ofiar tej katastrofy był również bohaterski kapłan Thomas Roussel Davids Byles, który – dwukrotnie odmówiwszy miejsca w szalupie ratunkowej – do ostatniej chwili spowiadał uwięzionych na rufie ludzi. Dzięki jego postawie ponad sto osób zginęło w stanie łaski uświęcającej.


W nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 r. doszło do jednej z największych tragedii liniowego statku pasażerskiego w historii żeglugi. Brytyjski transatlantyk RMS (Royal Mail Steamer) Titanic zderzył się prawą burtą z górą lodową. Choć uszkodzenia nie były tak drastyczne – powstały rozszczelnienia na łącznej powierzchni 1,2 m² z 90 m² wzdłuż kadłuba – wady konstrukcyjne i wykonawcze doprowadziły do tego, że statek zatonął w ciągu zaledwie 2 godz. i 20 min. Z ponad 2,2 tys. pasażerów zginęło przeszło 1,5 tys. osób.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Katastrofa

 

Na początku o zderzeniu wiedziało wyłącznie paręnaście osób. Dopiero po pół godzinie zaczęto nadawać sygnał CQD i SOS, po 45 minutach zaś umieszczać kobiety i dzieci w szalupach ratunkowych. Jednak już wówczas konstruktor Titanica Thomas Andrews oznajmił kapitanowi, że statek zniknie pod wodą w przeciągu półtorej godziny.

Pierwsza szalupa, przewidziana na 65 osób, odpłynęła o 00:45 zabierając jedynie 28 pasażerów pierwszej klasy. Dla połowy z podróżujących zabrakło miejsc, a przez niewiedzę oficerów i załogi odnośnie ładowności, większość szalup odpływała niepełna. Oznaczało to, że przeszło 1,5 tys. podróżujących, zwłaszcza tych z trzeciej klasy, nie miało najmniejszych szans na ocalenie.

Statek tonął w bardzo szybkim tempie. O godzinie pierwszej w nocy dziób zniknął pod wodą, o drugiej dosięgnęła już pokładu spacerowego. Titanic przechylił się tak, że nad powierzchnią wody widać było trzy ogromne śruby okrętowe. Ludzie wpadli w panikę. Choć orkiestra, by dodać im otuchy, zaczęła grać m.in. protestancki hymn: „Być bliżej Ciebie chcę”, użyto broni palnej i zastrzelono 13 najbardziej utrudniających akcję ratunkową mężczyzn. Zaczęły przewracać się kominy, zabijając kolejne osoby. Ludzie ześlizgiwali się z pokładu do oceanu, przestał działać generator prądu. Na koniec ważąca 30 tys. ton rufa częściowo oderwała się od reszty okrętu, który natychmiast poszedł na dno, ciągnąc za sobą całość. O godz. 2:20 po Titanicu nie było już śladu.

Kapitan Edward John Smith, dla którego ten rejs miał być ostatnim przed odejściem na emeryturę, przed wypłynięciem feralnego transatlantyku powiedział; „Nie potrafię sobie wyobrazić warunków, które mogłyby spowodować zatonięcie tego statku, ani żadnego rzeczywiście poważnego wypadku, jaki mógłby mu się przytrafić. Współczesne budownictwo okrętowe ma już tego rodzaju problemy za sobą”.

Jednak zatonięcie „praktycznie niezatapialnego” liniowca stało się tragicznym faktem. Przez cały ten czas modlitwą, sakramentem spowiedzi i błogosławieństwem wspierał ginących ojciec Thomas Roussel Davids Byles.

 

Spowiadał do ostatniej chwili

 

42 letni ojciec Byles wybierał się do Nowego Jorku, aby udzielić swojemu bratu sakramentu małżeństwa. Z biletem drugiej klasy w ręku wsiadł na pokład Titanica 10 kwietnia 1912 r. Dzięki uzgodnieniom z kapitanem statku, otrzymał możliwość celebrowania dla pasażerów Mszy św. Miał na ten cel przygotowany przenośny ołtarz oraz niezbędne naczynia i szaty liturgiczne. „Kiedy patrzysz na wodę z górnego pokładu, to tak jakbyś patrzył z bardzo wysokiego budynku” – napisał do swojej gosposi po zakwaterowaniu się w przeznaczonej dla niego kajucie.

14 kwietnia 1912 r. przypadała pierwsza niedziela po Wielkiej Nocy. Ojciec Byles od rana odprawiał Msze św.  zarówno dla pasażerów pierwszej, drugiej, jak i trzeciej klasy. Treść wygłoszonego przez niego kazania z perspektywy tragedii jaka wydarzyła się paręnaście godzin później, pozostaje do dziś bardzo symboliczna i wymowna. Kapłan mówił bowiem o tym, że każdy człowiek powinien w chwili niebezpieczeństwa ze strony jakiejkolwiek pokusy ratować swoją duszę, rzucając jej koła ratunkowe w postaci modlitwy i sakramentów. Tak jak faktycznie tonącemu.

W momencie zderzenia okrętu z górą lodową ojciec Byles spacerował po pokładzie, czytając brewiarz. Od tamtej chwili – ubrany w kapłańskie szaty i z książeczką w ręku – nie opuścił współtowarzyszy podróży. Stał się duchowym przywódcą tonących ludzi. Recytował Breviarium Romanum, uspokajał pasażerów, krążył pomiędzy pokładami, dawał błogosławieństwa, słuchał spowiedzi, odmawiał różaniec. Pomagał osobom z trzeciej klasy dotrzeć do szalup ratunkowych, nie szczędził słowa otuchy i pocieszenia dla odpływających kobiet i dzieci.

Kiedy niebezpieczeństwo było widoczne już gołym okiem, bohaterski kapłan spowiadał coraz więcej dusz. Po dwukrotnym odrzuceniu miejsca w łodzi ratunkowej, gdy już wszystkie szalupy odpłynęły, przeszedł na rufę i tam, wśród klęczących w wodzie, zgromadzonych wokół niego ludzi nie mających już szans na ocalenie, odmawiał różaniec. Wzywał ich również do przygotowania się na spotkanie z Bogiem.

O 2:20, gdy rufa statku ciągnięta przez jego przednią część, coraz bardziej przechylała się i zanurzała w morzu, Ojciec Byles z różańcem w ręku, zanosił modlitwy o zbawienie ok. 100 osób klęczących wokół niego, dając im rozgrzeszenie ogólne. Świadkowie bohaterstwa kapłana (określonego przez papieża Piusa X męczennikiem Kościoła), dali świadectwo jego niezłomnej postawie podczas tonięcia Titanica.

Helen Mary Mocklare, ocalała z tragedii pasażerka trzeciej klasy, tak opisywała postawę duchownego: „Kiedy doszło do katastrofy, zostaliśmy wyrzuceni z naszych koi. Lekko ubrani wybiegliśmy dowiedzieć się, co się dzieje. Zobaczyliśmy schodzącego do nas z podniesioną w ręką ojca Byles (…) >Bądźcie spokojni, moi dobrzy ludzie< powiedział, a następnie dawał rozgrzeszenia i błogosławieństwa. Gdy ktoś wokół nas zaczynał wpadać w panikę, ksiądz jeszcze raz podnosił rękę i wszyscy się uspokajali. Pasażerowie czuli absolutne panowanie nad sobą kapłana. Zaczął odmawiać różaniec. Z modlitwami wszystkich, niezależnie od wyznania, łączyły się głośne odpowiedzi modlitwy Zdrowaś Mario”.

„Kontynuując modlitwy, Ojciec Byles doprowadził nas do miejsca, gdzie czekały łodzie ratunkowe. Pomagał kobietom i dzieciom pocieszając je słowami otuchy” – mówiła inna pasażerka trzeciej klasy Berta Moran.

Według relacji Helen Mocklare załoga parokrotne niemalże błagała kapłana, żeby wsiadł do szalupy, ale ten odmawiał. „Odpływałam w ostatniej łodzi ratunkowej (…) Słyszałam wyraźnie głos księdza i odpowiedzi na jego modlitwy. W miarę oddalania się szalupy, głosy stawały się coraz słabsze, aż mogłam usłyszeć tylko szepty słów >bliżej Boga mego< i krzyki ludzi”.

Ojciec Byles utonął wraz ze wszystkimi uwięzionymi na rufie, o których zbawienie modlił się do ostatniej chwili. Jego ciało nigdy nie zostało zidentyfikowane.

 

Pamięć o niezłomnym

 

Po tragedii Titanica wieści o heroicznym księdzu rozeszły się na całe Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię. Gazety zamieszczały nekrologi, artykuły opisujące jego odwagę oraz życie przed wejściem na pokład feralnego rejsu.

Pełna poświęcenia i odwagi postawa ojca Thomasa Russela Davidsa Bylesa została również przedstawiona w ekranizacjach dot. tragedii transatlantyka. Kapłana ukazano w filmach: „S.O.S. Titanic” (1979 r.) oraz w dwóch o tym samym tytule „Titanic” Jean Negulesco z 1953 r. oraz Jamesa Camerona z roku 1997. Jednak w każdym z nich był postacią dalszego planu.

Warto zaznaczyć, że w ekranizacjach tragedii Titanica, w tym najpopularniejszej Jamesa Camerona, wiele prawdziwych wątków lekko wypaczono. Przykładowo fakt, że załoga statku – za nielicznymi wyjątkami – została ukazana raczej negatywnie. Prawdą jest natomiast, że najwięcej ofiar tragedii było właśnie wśród nich. Z załogi procentowo zginęło najwięcej osób (685), kolejną grupą były osoby z biletami trzeciej klasy (536).

 

***

 

Roussel Davids Byles urodził się w Wielkiej Brytanii 26 lutego 1870 r., jako najstarszy z siedmiorga dzieci pastora dr Alfreda Holden Byles. Dorastał w wierze protestanckiej, imię Thomas przyjął po chrzcie katolickim. Kształcił się w Leamington College i Rossall School w latach 1885-1889. W 1889 r. wyjechał do Balliol College w Oksfordzie, by studiować matematykę, historię nowożytną oraz teologię.

W czasie nauki zaczął odrywać się od swoich protestanckich korzeni. Wkrótce po przybyciu do Oksfordu został przyjęty do Kościoła anglikańskiego. Interesował się pismami Ojców, apologetyką, rytuałami. Wiódł jednocześnie bardzo ascetyczne życie.

Poszukiwanie prawdy doprowadziło go do Kościoła katolickiego. 23 maja 1894 r.  został ochrzczony w Kościele św. Alojzego w Oxfordzie przez księdza Josepha Martina. Po ukończeniu studiów oraz własnych badań na Oxfordzie, pojechał do Niemiec, gdzie podjął kolejne studia. Odmówił przyjęcia stanowiska nauczyciela drugiego syna księcia von Waldburg-Wolfegg-Waldsteina.

Studia kapłańskie rozpoczął w Oscott. Po kilku miesiącach został zatrudniony jako profesor w Kolegium św. Edmunda. Dla wysoko wykształconego człowieka, angielskie seminarium nie miało jednak wiele do zaoferowania na drodze wyzwań naukowych. Dlatego też w 1899 r. Byles udał się do Rzymu. Święcenia przyjął w kościele św. Apolinary w dniu 15 czerwca 1902.

Kilka pierwszych miesięcy kapłaństwa spędził w Rzymie. W lutym 1903 r., jako jeden z pięciu założycieli Katolickiego Towarzystwa Misyjnego – grupy poświęconej nawracaniu protestantów angielskich na wiarę katolicką – udał się do Longcott oraz Gunnersbury. W 1905 roku został przydzielony do św. Heleny w Ongar, Essex, skąd wyruszył w swoją ostatnią podróż na pokładzie RMS Titanic.

 

Magdalena Żuraw

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie