Sąd Najwyższy Rumunii podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji, skazujący wpływowego polityka socjalistycznego Liviu Dragneę z rządzącej Partii Socjaldemokratycznej (PSD) na trzy i pół roku więzienia w związku z zarzutami korupcyjnymi.
Liviu Dragnea został oskarżony o wykorzystanie swoich wpływów w celu zdobycia fikcyjnych miejsc pracy dla dwóch kobiet związanych wówczas z PSD. Tym samym Sąd Najwyższy odrzucił poprzednią apelację polityka. Oznacza to, że wyrok ma charakter ostateczny.
Wesprzyj nas już teraz!
Polityk wcześniej otrzymał wyrok w zawieszeniu za sfałszowanie wyników referendum. To zaś uniemożliwiło mu objęcie funkcji premiera po zwycięstwie PSD w wyborach w 2016 roku.
Sąd unieważnił i zawiesił pierwszy wyrok dotyczący korupcji (dwa lata w zawieszeniu w sprawie referendalnej). Dragnea może jednak wyjść z więzienia wcześniej, za dobre sprawowanie. Najpierw musi jednak odbyć karę 2 lat i 4 miesięcy pozbawienia wolności.
Odwołanie przewodniczącego PSD zostało uwzględnione w postępowaniu cywilnym, zmniejszając sumę pieniędzy, jaką musi zapłacić w ramach odszkodowania.
Za wyrokiem skazującym opowiedziało się 4 na 5 sędziów. Sędzia, który wydał odrębną opinię, zarzucał niezgodność z prawem orzeczeniu pozostałych sędziów. Sprawa trafiła do trybunału konstytucyjnego.
Liviu Dragnea i Floarea Alesu jako jedyni zostali skazani na karę pozbawienia wolności w związku ze sprawą korupcyjną z udziałem Dragnei. Inni oskarżeni zostali uniewinnieni lub otrzymali wyroki w zawieszeniu.
Wskutek wyroku Partia Europejskich Socjalistów (PES) w Parlamencie Europejskim zamroziła współpracę z PSD. Na czerwcowym kongresie zapadnie decyzja o dalszym członkostwie PSD we frakcji.
W tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego PSD uzyskała mniej niż 23 procent głosów. Oznacza to znaczący spadek w porównaniu z 37,6 proc. głosów w 2014 r. Niskie wyniki przyczyniły się do próśb innych polityków socjalistycznych o rezygnację przez Drangeę z mandatu.
Najwięcej europosłów wprowadzi z Rumunii do PE centroprawicowa Partia Liberalno-Narodowa (PNL) i centrowy sojusz USR-PLUS. Zdobyły one razem ponad 48 proc. głosów. Co ciekawe 97 procent Rumunów udało się do urn.
Batalia o Parlament Europejski miała także istotny wymiar światopoglądowy. Chodziło o to, czy Rumunia pozostanie państwem konserwatywnym, wiernym tradycyjnym wartościom, czy też zaaprobuje marionetkowe rządy posłuszne europejskim „elitom” spod znaku rewolucji obyczajowej i gender.
Przez Rumunię od kilku lat przetaczały się potężne „protesty obywatelskie” – po części przeciwko skorumpowanej władzy sprawowanej faktycznie przez tak zwaną pragmatyczną lewicę.
Rządzący politycy PSD, wywodzący się z reżimu komunistycznego w 2016 roku, głosząc hasła w obronie tradycyjnych wartości i zapowiadając walkę z układem oraz ograniczenie przywilejów korporacji, czy też renacjonalizację niektórych przedsiębiorstw, zyskali społeczne wsparcie – na tyle duże, by przejąć władzę.
Wkrótce jednak wybuchły protesty, odbywające się pod hasłem „Diaspora u siebie,” prowadzone przez organizacje pozarządowe, mobilizujące rumuńskich imigrantów.
Policja stłumiła je w brutalny sposób, co potępił prezydent Klaus Iohannis, niegdyś burmistrz Sybin, reprezentant mniejszości niemieckiej, krytyk rządu związany z Partią Narodowo-Liberalną (PNL), dążącą nie tylko do liberalizacji ekonomicznej, ale przede wszystkim społecznej.
Kulminacja antyrządowych demonstracji nastąpiła 5 lutego 2017 r., po tym, jak w Bukareszcie udało się zmobilizować ok. 150–200 tys. osób. Przeciwstawiono się wówczas przyjętym pospiesznie 31 grudnia 2016 r. przez gabinet Sorina Grindeanu projektowi ustawy o szerokiej amnestii i dekretowi, który częściowo dekryminalizował przestępstwa związane ze sprawowaniem urzędów publicznych.
„Pragmatyczny” rząd centrolewicowy – jak sam się określa – uzasadniał te działania koniecznością dostosowania prawa do orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego oraz problemem przepełnienia więzień. Niewątpliwie nowe prawa, gdyby zostały zaakceptowane, pozwoliłyby uniknąć kar wielu skorumpowanym politykom. Treść i tryb wprowadzanych regulacji skrytykował samorząd sędziowski, prokurator generalny oraz Państwowa Dyrekcja Antykorupcyjna (DNA), a także Komisja Europejska i część państw zachodnich.
Protestom towarzyszył ostry konflikt polityczny między obozem rządowym a „centroprawicowym” – tylko z nazwy – prezydentem Klausem Iohannisem, który oskarżył przeciwników politycznych o podważanie zasad państwa prawa i uderzenie w wymiar sprawiedliwości.
Prezydent Iohannis przedstawiający się jako obrońca praworządności, skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o rozpatrzenie legalności działań rządu. Pod wpływem opinii publicznej, władza wycofała się z części proponowanych zmian.
Autorem proponowanych zmian w prawie był oskarżony i skazany w pierwszej instancji za nadużycie władzy lider PSD Liviu Dragnea – de facto lider obozu rządowego. Jeszcze jako samorządowiec miał wymusić fikcyjne zatrudnienie dwóch działaczy partyjnych (przez co naraził państwo na stratę ok. 24 tysięcy euro) i nielegalną próbę zorganizowania referendum w 2012 r. Otrzymał wyrok (w zawieszeniu), który uniemożliwił mu formalne pełnienie funkcji premiera.
Gdyby zaproponowane przez Dragneę zmiany w prawie weszły w życie, z pewnością uniknąłby kary jako ich inicjator, a wraz z nim wielu innych działaczy partyjnych.
W tle walki o zachowanie „praworządności” rozgrywa się także batalia o projekty energetyczne, w szczególności o duży projekt infrastrukturalny, jakim jest inicjatywa Trójmorza.
Źródła: euractiv.com / romaniajournall.ro / pch24.pl
AS