Zniszczyli pomniki, opluli pamięć, wykopali z grobu, a na koniec zabrali rodzinie gen. Franco majątek. Hiszpańska lewica nie odpuszcza swoim przeciwnikom.
Generał Francisco Franco pokonał komunistów, zapewnił Hiszpanii jeden z najdłuższych okresów pokoju w historii kraju – bez wplątywania jej w II wojnę światową, oraz pozostawił po sobie, ze zniszczonego wojną domową kraju, dobrze prosperujące i pojednane wewnętrznie państwo. Jednak lewica o swojej klęsce sprzed dekad nie zapomniała.
Wesprzyj nas już teraz!
Po dojściu do władzy w Hiszpanii socjaliści zabrali się za „defrankizację” kraju. Stosowano metodę „salami”. Od zmiany nazw ulic, przez usuwanie pomników, po wyrzucenie w październiku 2019 roku – po wieloletniej batalii prawnej – szczątków gen. Franco z grobowca w Dolinie Poległych. Teraz mamy ostatni plaster owego „salami”, czyli pozbawianie rodziny generała Francisco Franco własności. Musi ona oddać państwu pałac podarowany dyktatorowi w czasie wojny domowej. Ta decyzja również może być odczytywana jako zemsta.
Chodzi o dwie transakcje. W 1938 roku za pałac zapłacono ok. 4 mln dzisiejszych euro (ok. 17,2 mln zł) i przekazano go dyktatorowi „w darze od wdzięcznego narodu”. Teraz hiszpański sąd uznał darowiznę narodu dla generała Francisco Franco za „nieważną”. Pałacyk w Galicji, który był w rękach jego rodziny, został skonfiskowany. Sąd skorzystał z prawnego wybiegu i uznał, że posiadłość była przyznana „głowie państwa”, a nie samemu gen. Francisco Franco. Odrzucił też informacje rodziny o transakcji z 1941 roku, według których nieruchomość zakupił sam Franco.
Zbudowany w latach 1893-1907 pałacyk został w ubiegłym roku uznany przez regionalne władze Galicji za zabytek. Posiadłość Pazo de Meiras stanowiła połowę wartości majątku gen. Franco pozostawionego rodzinie w testamencie.
Na początku września 2020 roku hiszpański wymiar sprawiedliwości wydał wyrok, który nakazuje sześciu wnukom Francisco Franco zwrot „nielegalnie nabytej” posiadłości. Franco zmarł w 1975 roku i od tego czasu z posiadłości korzystała jego rodzina. Razem z upływającym czasem i niszczeniem pamięci o pogromcy komunistów, metodą „salami” usuwano wszystkie jego ślady. Generalissimus został wyrzucony z grobu, a jego rodzina pozbawiona własności. Sąd w La Coruña orzekł na podstawie skargi złożonej w zeszłym roku przez hiszpański rząd socjalistyczny, że pałacyk – ze względu na „znaczenie dla kultury” – powinien być dostępny publicznie.
Potomkowie gen. Franco odwołali się od tej decyzji i sprzeciwili przeprowadzce. Zaskarżyli też naruszenie praw do „własności prywatnej”. Sąd uznał darowiznę z 1938 roku za „nieważną”. Uznano także, że legalizacja notarialna transakcji z 1941 roku była „pozorna”. To kolejny dowód na ideologizację lewicową wymiaru sprawiedliwości w Europie. Sąd nakazał rodzinie Franco oddanie budynku, bez możliwości ubiegania się nawet o zwrot kosztów poniesionych na utrzymanie nieruchomości. I tak dobrze, że nie kazali jeszcze płacić wnukom „zaległego czynszu” od 1938 roku…
Według sędziów, spadkobiercy Franco nie mogą być uważani za właścicieli majątku ziemskiego od czasu śmierci dyktatora w 1975 roku. Rodzina ma dwadzieścia dni na odwołanie się od orzeczenia wydanego w pierwszej instancji.
Franco nawet zza grobu pozostaje wrogiem socjalistów i innej lewicy. Przypomnijmy, że w czasie ekshumacji jego szczątków w 2019 roku z grobowca w Dolinie Poległych używano śmigłowca, by nie spotkać na trasie ewentualnych zwolenników Franco. Zezwolono jedynie na prywatny charakter uroczystości pogrzebowych w Madrycie i mogła w nich uczestniczyć tylko rodzina zmarłego. W czasie ekshumacji do bazyliki, w której w 1975 roku złożono ciało Franco, nie wpuszczono też dziennikarzy. Nie było również żadnych honorów państwowych. Spoza rodziny generała przy ekshumacji była obecna natomiast… socjalistyczna minister sprawiedliwości Dolores Delgado.
Człowiek, który w ubiegłym wieku ocalił kraj przed komunizmem, padł obecnie ofiarą drugiej, kulturowo-społecznej fali tego systemu. Bez uwzględniania kontekstu historycznego i relatywizując zbrodnie lewicy, zrobiono z Francisco Franco „złego luda”. Na tym jednak nie koniec „rewanżyzmu” lewicy wobec brutalnie odartego z czci i szacunku hiszpańskiego przywódcy. Socjalistyczny rząd Pedro Sáncheza chce jeszcze nowelizować kodeks karny tak, by można było karać każdą „apologię frankizmu”. Wtedy jakakolwiek obrona postaci Franco będzie już niemożliwa, nie wspominając o prawdzie historycznej…
Bogdan Dobosz