16 września 2013

Kogo chce wkurzyć Modzelewski?

(Demonstracja związkowców przed pałacem prezydenckim. Fot. G. Myślińska/Forum)

„Ludzie działają, jak się wkurzą, teraz wasza kolej” – zachęcał w „Gazecie Wyborczej” Karol Modzelewski, człowiek, który zasłynął nie tylko antysystemową aktywnością, ale też poprawianiem PZPR-u. I kto będzie działał?

 

Modzelewskiemu zamarzył się chyba polski Ruch Oburzonych lub (po amerykańsku) „Occupy Wall Street”. Kumpel Jacka Kuronia jest już dzisiaj za stary, by się oburzać, wyrósł z rewolucyjnych złudzeń, a do słynnego „Listu otwartego do Partii” wraca niezbyt chętnie. Woli rozmawiać o swojej – zdecydowanie bardziej jednak chlubnej – aktywności w antysystemowej opozycji.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Modzelewski, jak przystało na mentora nowoczesnej lewicy, miał swój romans z komunizmem, miał ojca na wysokim, ministerialnym stanowisku w słusznie minionych czasach i ma z tego powodu wyrzuty sumienia. Ale, co specyficzne, nie dlatego, że ojciec wysługiwał się czerwonym zbrodniarzom, nihilistom i łajdakom, ale dlatego, że pan starszy Modzelewski zamiast uspołeczniać własność, zagarniał ją pod siebie, jak reszta komuszej, za przeproszeniem, elity.

 

Jak idolowi współczesnych postępowców przystało, Modzelewski wie wszystko. W rozmowie rzuci grubym słowem, postraszy Kaczyńskim i zachęci do działania. A jak działać, to wtedy, gdy się człowiek „wkurzy”. A więc czas się „wkurzać”.

 

Tylko kto się będzie „wkurzał”? Jako pierwsi do głowy przychodzą działacze związków zawodowych. Bo wiadomo: są głośni, mają swoje interesy, mają siłę. Ale z błędu wyprowadził czytelnika publicysta „GW” Marek Beylin, zdaniem którego czas związków zawodowych przeminął, bo przemysł jest passe a związkowcy nie wiedzą o co walczyć. Beylin oczywiście bredzi, bo przemysł nie jest passe, a związkowcy nie są głupi.

 

Publicysta „GW” zapewne pominął fakt, że Komisja Europejska (czyż może być większa wyrocznia dla czołowych piór na Czerskiej?) opracowała kilka miesięcy temu program reindustrializacji Unii Europejskiej a Polska znalazła się wówczas w trzeciej (i ostatniej) grupie państw w tzw. scoreboard, czyli zestawieniu pod względem działalności przemysłowej. Dostało się nam po głowie, pisząc w skrócie, za brak innowacyjności. Mniejsza zresztą o to, nie brnijmy w dygresję. Beylin albo bredzi, bo nie zna odpowiednich danych albo chodzi o coś innego.

 

I faktycznie. Rychło wyjaśnia, że „Solidarność” ze swoimi antyrządowymi manifestacjami jest populistyczna (a jakie, u licha, są manifestacje, jeśli nie populistyczne?!), a w ogóle to związki zawodowe zamiast zajmować się realnymi problemami są ksenofobiczne, bo bronią się przed „obcymi”. Głodnemu chleb na myśli. Wychowani przez ludzi z traumą Marca’ 68 publicyści „GW” uwielbiają wszystko sprowadzać do ksenofobii, faszyzmu, rasizmu czy tzw. homofobii.

 

Ale skoro związki zawodowe są wyleniałe, skoro siwy postrewolucjonista nakazuje się wkurzać i zmieniać rzeczywistość, to ktoś musi to uczynić. Kogo więc uchwyci w swoje szprychy rozklekotane koło zamachowe procesów społecznych? Oczywiście, odpowiedź nasuwa się sama: młodzież. Niech buntują się młodzi, bo to ich czas. W Hiszpanii oburzeni mieli swoje miasteczko, w Stanach Zjednoczonych okupowali Wall Street. A u nas? Zrobili jakiś mały marsz z Ryszardem Kaliszem na czele, który na manifestację polskiej wersji oburzonych zajechał jaguarem.

 

Obawiam się, że „GW” dostanie figę z makiem zamiast oburzonych młodych ludzi. Ci bowiem już wybrali. Wolą okupować warszawskie ulice 11 listopada, podczas Marszu Niepodległości, a zamiast domagać się od państwa kasy na smartfona czy laptopa wolą żądać od decydentów szacunku dla takich wartości jak niepodległość czy wolność. No i z ust nie schodzi im hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Podobnie jest przy innych okazjach, np. Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

 

Cóż, ciężko zapewne przełykają na Czerskiej fakt, że Polska jest immunizowana na płynące z Zachodu nowinkarstwo. Warto w końcu przełknąć tę żabę, bo nie sądzę, by Modzelewski był kamykiem, który poruszy lawinę. Żadnej lawiny „oburzonych” w Polsce nie ma. A młodzi, zamiast chęci ciągłego konsumowania, zalewania szuflad swoich biurek kolejnymi gadżetami, chcieliby raczej normalności: wolności, uczciwej pracy i rodziny. Ot i wszystko.

 

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie