18 czerwca 2013

Rotmistrzowi Pileckiemu dzisiaj odebrano by dzieci

(Rotmistrz Witold Pilecki z żoną Marią i synkiem Andrzejem. Fot. ipn.gov.pl)

W opinii wielu czytelników PCh24.pl rotmistrz Witold Pilecki uchodzi za największego Polaka w historii. Ze zdumieniem uświadomiłem sobie, że gdyby dziś naśladować jego postawę, też możnaby wylądować na ławie oskarżonych. W procesie o… odebranie praw rodzicielskich.

 

Telewizja Republika przeprowadziła rozmowę z córką rotmistrza Pileckiego, Zofią. Wspominała ojca z właściwą przedwojennej damie gracją. Tłumaczyła, że był rodzicem niezwykle ciepłym i oddanym swoim dzieciom. – Poświęcił nam sześć lat nauki o życiu – mówiła. – Przekazywał nam odpowiedzialność za to, co się robi. Trzeba było od samego rana składać meldunek. A to, że pościel jest zasłana, że pacierz jest zmówiony. Mówiliśmy: tatusiu meldujemy, że jesteśmy gotowi do śniadania!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pani Zofia wspominała również jak w przedwojennym oficerskim domu jadło się owsiankę. Codziennie. Z rozbawieniem dodała, że była to dla dzieci „potworna zmora”. – Mówił zawsze: Zosiu, jedz owsiankę, bo koń też je owies i ma piękne włosy – powiedziała córka rotmistrza. Mimo tego dzieci chowały znienawidzone jedzenie do mysiej dziury.

Ojciec przeczuwał, że dany jest mu  niewielki okres, w którym mógłby nauczyć nas jak żyć. Uczył nas więc, że nie wolno kłamać, nigdy (…). Uczył nas też dyscypliny. Mimo tego był niesamowicie kochającym ojcem, poświęcał nam tyle czasu, ile nikt inny nie byłby w stanie poświęcić – wspomina Zofia Pilecka.

 

Witoldowi Pileckiemu poświęcono w ostatnich latach dziesiątki książek, opracowań, koncertów i marszów. Dlaczego więc znów piszę o rotmistrzu, tym razem jako o ojcu? Czy w tym, co powiedziała jego córka jest coś niezwykłego, dziwnego, wyjątkowego jak na model dobrego ojca? Nie. I to jest właśnie sedno sprawy. Normalny człowiek nie zauważy w tych kilku zdaniach wspomnień Zofii Pileckiej niczego dziwnego.

Niestety, dziś ludzie normalni mają mniej do powiedzenia niż dawniej i są wśród decydentów słabiej reprezentowani. Dziś jakaś pani z urzędu, zachęcona donosem gorliwego nauczyciela poprosiłaby kuratora rodzinnego o interwencję w domu Pileckich. Kto to widział, by „w XXI wieku” dzieci składały meldunek! Ojciec taki tyran! Jak rodzice mogą wychowywać dzieci w tak brutalny sposób, by podawać im na śniadanie danie, którego pociechy nie lubią! Mogą nabawić się traumy na całe życie!

 

Być może po kilku wizytach kuratora, powstałby raport złożony z powołań na odpowiednie paragrafy, w konsekwencji którego dzieci Pileckiego trafiłyby „tymczasowo” do domu dziecka. Sprawa trafiłaby do sądu, a stamtąd przeciek do prasy murowany. Ważna gazeta piórem redaktorki napisałaby o maltretowaniu psychicznym i szowinizmie ojca, porównującego córkę do konia! Tabloidy jeszcze rozkręciłyby sprawę drukując na okładkach tytuł: „Kazał mi meldować, że zmówiłam paciorek”.

 

Rzecznik Praw Dziecka bohatersko stanąłby w obronie pociech żołnierza, gwarantując im bezstronne, neutralne wychowanie w domu dziecka, a nie jakieś parafaszystowskie metody okraszone polecaniem dzieciom książki „O naśladowaniu Chrystusa”  Tomasza a Kempis. Polski oddział UNICEF wydałby oświadczenie przypominające, że kilkuletnie dzieci mogą sobie same wybierać „tożsamość” i nikt – łącznie z ojcem – nie ma ich prawa uczyć „jak mają żyć”. No, chyba, że państwowa szkoła.

 

Jako jeden z normalnych, kochających ojców Pilecki trafiłby zapewne na ławę oskarżonych. Zapadłby wyrok. Zdziwienie jego bliskich mogłoby być porównywalne z tym z roku 1948.

 

Krystian Kratiuk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie