18 sierpnia 2017

Romano Amerio: nauka i teologia wspólnie w obronie życia

(Fot.3D4Medical.com /FORUM)

Sprzeciw wobec aborcji to przejaw wyjątkowej zbieżności nauczania Kościoła i nauki. Ten pierwszy, opierając się choćby na Maryjnym dogmacie uznaje, że życie zaczyna się w momencie poczęcia. Biologia zaś uczy o indywidualności embrionu i odrębności jego kodu genetycznego. Postępowym teologom to nie pasuje. Dlatego też naginają naukę Kościoła, sięgając nawet do wyrwanych z kontekstu wypowiedzi świętych.

 

Gdy rozpoczniemy debatę o aborcji z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością jeden z uczestników zrobi mądrą minę i powie: Kościół dopiero od niedawna broni życia od poczęcia. Ten argument służy zamknięciu ust katolickim przeciwnikom mordowania nienarodzonych. Tymczasem już w pochodzącym z najdawniejszych czasów apostolskich dokumencie „Didache” możemy spotkać się z potępieniem zbrodniczego procederu.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niemniej jednak faktem pozostaje, że pewne opinie katolickich autorytetów z przeszłości są co najmniej niejednoznaczne. Święty Tomasz nie uważał zarodka za człowieka rzeczywistego, a jedynie potencjalnego. Podobnie Dante w „Boskiej Komedii” twierdził, że duch wnika w ciało w momencie ukształtowania mózgu. Z czego wynikały tego typu sądy? Z przekonania o wartości nauki czy też tego, co za nią uchodziło. Wszak to cieszący się powszechnym autorytetem Arystoteles rozróżniał duszę wegetatywną, zmysłową i rozum. Jego zdaniem dopiero ten ostatni świadczył o człowieczeństwie.

 

Jak zauważa Romano Amerio w „Iota Unum” „teorii mówiącej o animacji płodu (przez tchnięcie weń duszy) w dziewięćdziesiątym dniu ciąży przestano dawać wiarę po ogłoszeniu dzieła Fieneusa De animatione foetus (1620), choć nadal bronił jej św. Alfons Ligouri. Dopiero więc, gdy embriologia naturalna została uzgodniona z embriologią nadprzyrodzoną, nawiązującą do poczęcia Chrystusa i Maryi, sztuczne poronienie zostało uznane za przestępstwo niezależnie od stadium rozwoju płodu”.

 

Owa „nadprzyrodzona embriologia”, jak może nieco niefortunnie pisze Romano Amerio, znalazła swój najpełniejszy wyraz w dogmacie o Niepokalanym Poczęciu. W 1854 roku błogosławiony Pius IX ogłosił, że Matka Boża już od samego poczęcia została uwolniona od grzechu pierworodnego. Już wówczas była więc istotą ludzką. W przypadku nie-ludzi rozważania o grzechu pierworodnym lub jego braku tracą wszak sens.

 

Do podobnych rezultatów co teologia doszła również genetyka. Nauka wykazała, że „zygota – żywa komórka powstała z połączenia gamety męskiej z gametą żeńską – jest istotą ludzką posiadającą własną indywidualność, swój idiotropion”, innymi słowy: DNA. Embrion nie jest zatem jakimś „przedczłowiekiem” z opowieści Philipa Dicka, lecz istotą ludzką.

 

Teologia oparta na dogmacie Niepokalanego Poczęcia i nowoczesna nauka głoszą więc ten sam pogląd. Czy oznacza to, że prawda uległa zmianie? Bynajmniej! Jak zauważa Romano Amerio „oceny moralne zmieniają się, jednak nie dlatego, że zmianie ulegają zasady, lecz dlatego, że zwiększa się poziom wiedzy o rzeczach, których te zasady dotyczą”.

 

Zakłamywanie rzeczywistości

 

Niestety nie wszyscy przyjmują tę oczywistość. Zarówno nadużywający autorytetu nauki „badacze”, jak i postępowi teologowie starają się cofnąć rozwój myśli. Powracają do negacji człowieczeństwa płodu. Autor „Iota Unum” koncentruje się na karkołomnych próbach teologów. Otóż niektórzy z nich twierdzą, że płód zostaje uczłowieczony dopiero wskutek… pokochania go przez rodziców. Oto teza francuskich biskupów z lat 70-tych.

 

Inni głoszą zaś tezę o… wyższości człowieczeństwa matki. Usprawiedliwia się nią zabicie płodu w pewnym przypadku: mianowicie gdy jego życie koliduje z życiem matki. Tymczasem, choć pod wieloma względami matka stoi istotnie „wyżej” niż płód, to różnica ta nie usprawiedliwia twierdzenia o możliwości zamordowania nienarodzonego. Zarówno matka, jak i dziecko są bowiem istotami ludzkimi.

 

Matriarchat

 

Pozostawianie matce prawa do zabicia dziecka nasuwa na myśl obowiązujące w starożytnym Rzymie prawo ojca rodziny do zgładzenia swojego potomka. Z tą jednak różnicą, że obecnie przysługuje ono matce. Staje się ona zatem swego rodzaju nadczłowiekiem. Dysponuje większymi prawami zarówno od dziecka, jak i – zazwyczaj – ojca. Pozwala się jej bowiem dokonywać aborcji bez jego zgody. W efekcie „cała sprawa jest w dzisiejszych kodeksach traktowana tak, jak gdyby dziecko rodziło się w wyniku pertenogenezy (dzieworództwa)”.

 

Niekatolicki argument Beethovena

 

Obrońcy życia poczętego lubią powoływać się na przypadek Ludwika van Beethovena. Twierdzą, że z racjonalnego punktu widzenia wydawało się, że będzie on chorym, upośledzonym dzieckiem. Gdyby w tamtej sytuacji doszło do aborcji, świat nie poznałby wielkiego kompozytora. Historyczna prawdziwość niektórych wersji argumentu Beethovena poddawana jest w wątpliwość. Jednak nie to przyczynia się do krytyki Romano Amerio. Prawdziwy problem polega na jego niekatolickości.

 

Argument ten polega bowiem „na przeciwstawianiu się aborcji nie dlatego, że dziecko poczęte ma takie same prawo do pełnego szacunku, jak jego matka – co wynika z jednakowej godności każdej istoty ludzkiej – lecz dlatego, że istota, którą pozbawia się życia mogłaby wyrosnąć na wielkiego geniusza, wielkiego świętego (…) stać się kimś kto w klasyfikacji Huxleya byłby zaliczony do kategorii alfa plus”. Tymczasem niewinny człowiek dysponuje prawem do życia bez względu na swoje zdolności intelektualne i moralne. Nie wolno dokonywać aborcji bez względu na to czy nienarodzone dziecko zostanie geniuszem czy też osobą upośledzoną intelektualnie.

 

Co zaś z twierdzeniami zwolenników aborcji o nienarodzonym dziecku, jako człowieku dopiero potencjalnym, a przez to jakoś niepełnym. To czysty absurd, dowodzi Romano Amerio. Wszak „człowiek jest człowiekiem nawet wówczas, kiedy aktualnie nie dokonuje lub nie wykazuje ludzkich czynności, podobnie, jak lekarz jest lekarzem również poza godzinami, w których wykonuje swój fach (…)”. Twierdzenia o wyjęciu płodu spod prawa z powodu braku świadomości są równie (bez)sensowne jak dehumanizacja osób cierpiących na śpiączkę.

 

Dyskusja o aborcji wiąże się z dyskusją wokół prawa naturalnego. Nie trzeba być chrześcijaninem, by sprzeciwiać się mordowaniu nienarodzonych. Wśród obrońców życia są także niewierzący i nic w tym dziwnego. Tym niemniej nie zapominajmy o nadprzyrodzonym złu związanym z aborcją. Oznacza ona bowiem pozbawienie dziecka prawa do życia nadprzyrodzonego. Zabija się je wszak przed chrztem.

 

Według tradycyjnej hipotezy osoby te trafiają do limbusa. Nie cierpią i cieszą się nawet naturalnym szczęściem. Brak im jednak Boga. Ta teoria to nie dogmat. Dziś trafiła do teologicznego lamusa. Czy jednak nie nazbyt pochopnie? Czy jednoznaczne przeświadczenie, że wszystkie dzieci zmarłe wskutek aborcji trafiają do nieba nie uspokaja nadmiernie sumień aborcjonistów? Pozostaje faktem, że aborcja to nie tylko problem naturalny, ale i nadprzyrodzony.

 

Marcin Jendrzejczak

Źródło: Romano Amerio, Iota Unum

 

Książkę można zamówić w Wydawnictwie ANTYK, 05-806 Komorów, Klonowa 10a, tel. 227580359,[email protected]

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie