27 grudnia 2018

Rok antychrześcijańskiej rewolucji. Czy wytrwamy przy sensus fidei?

(źródło: pixabay.com)

Rok 2018 był bardzo trudny dla wiernych katolików. Kościołem wstrząsały skandale, a progresywnie nastawiona część duchowieństwa nadal przeprowadzała rewolucyjne zmiany. Coraz więcej osób wydaje się zagubionych i popadać w zwątpienie. Jak się temu przeciwstawiać – odpowiada profesor Roberto de Mattei.

 

 

Wesprzyj nas już teraz!

Poniższy tekst jest zapisem wykładu wygłoszonego przez profesora Roberto de Mattei na spotkaniu „Una Voce Canada Annual General Meeting” w Vancouver, w listopadzie 2018 roku.

 

 

Kościół to Mistyczne Ciało Chrystusa. Stanowi więc rzeczywistość wykraczającą poza historię, ale jednocześnie w tej historii żyje i walczy, stąd też określa sam siebie mianem „Kościoła wojującego”. Nie wolno więc mówić o Kościele zapominając o refleksji na temat historii. W roku 2017 upamiętnialiśmy trzy rewolucje, które zmieniły bieg historii – protestancką, francuską i komunistyczną. Stanowią one część jednego wielkiego procesu rewolucyjnego. Rok 2018 to zaś rocznica dwóch wydarzeń wpisanych w ten sam proces – stulecia zakończenia I Wojny Światowej i pięćdziesięciolecia rewolucji 1968. Te dwie rocznice pomagają nam umieścić kryzys Kościoła w jego ważnym, historycznym kontekście.

 

Wojna wstrząsnęła geografią polityczną Europy. Zniknięcie imperium austriackiego pozbawiło kontynent europejski jego środka ciężkości, torując drogę do II Wojny Światowej. Ale powojenny okres początku XX wieku był przede wszystkim rewolucją w kulturze i mentalności człowieka europejskiego. Był to koniec poprzedniej epoki.

 

Przypomnijmy sobie co pisze o tym w swych wspomnieniach austriacki pisarz Stefen Zweig (1881-1942, chodzi o książkę „Die Welt von Gestern” – „Świat wczorajszy”). Pisze on: „Jeśli spróbuję wymyślić dogodną formułę opisującą czas poprzedzający I wojnę światową – okres, w którym dorastałem – uważam, że najbardziej zwięzłym z możliwych byłoby stwierdzenie, że był to wiek pewności. W naszej prawie tysiącletniej monarchii austriackiej wszystko wydawało się wieczne, a samo państwo było najwyższą tej ciągłości gwarancją. (….) Wszystko w solidnym Imperium wydawało się być zdrowe i niezmienne (….). Nikt nie myślał o wojnach, rewolucjach i przewrotach. Jakikolwiek radykalny akt, jakakolwiek przemoc, okazywała się wówczas niemożliwa”.

 

Przyjrzyjmy się tym słowom jeszcze raz – wszystko wydawało się wieczne, stabilne, niezniszczalne. Za tymi stabilnymi i pozornie niezniszczalnymi instytucjami, na których opierało się społeczeństwo, od rodziny po monarchię, kryła się koncepcja świata opartego na porządku niezmiennych wartości! A strażnikiem tych absolutnych wartości był, i nadal jest, Kościół katolicki.

 

Stabilność, porządek, równowaga – to wszystko dobre rzeczy, ale nie ma na tym świecie ani jednej dobrej rzeczy, która nie pochodziłaby z Kościoła, jedynej Boskiej i zawsze doskonałej instytucji. Zawsze! Bez względu na to, jak niedoskonałymi mogą być ludzie, którzy ją reprezentują.

 

W przededniu I wojny światowej ludzie dzierżący stery Łodzi Piotrowej byli święci. Mowa o Piusie X i jego sekretarzu stanu Rafaelu Merry del Val. Pius X zmarł miesiąc po rozpoczęciu wojny, ale ten czas wystarczył, by zrozumiał jej katastrofalne znaczenie.

 

Podczas I wojny światowej wybuchła rewolucja w Rosji. Była matrycą dla wszystkich innych rewolucji społecznych i politycznych, które nastąpiły po niej. Totalitaryzmy XX wieku zniszczyły dawny porządek, ale nie zbudowały żadnego nowego porządku. Istotą totalitaryzmu nie jest bowiem – jak się powszechnie uważa – hipertrofia państwa, ale zniszczenie naturalnego, społecznego porządku. Totalitaryzm anuluje wszystkie zasady oraz instytucje i pozbawia człowieka jakiejkolwiek ochrony społecznej – w celu zbudowania dyktatury chaosu. Polityczny, intelektualny i moralny bałagan był zatem wspólnym wątkiem XX wieku – wieku rewolucji, wojen światowych i ludobójstw. Był to przecież najkrwawszy wiek w historii Zachodu.

 

Rewolucja ‘68 była rewolucją, która – w przeciwieństwie do poprzednich – nie przelała krwi, ale przelała coś znacznie gorszego: przelała łzy pokolenia, które nie tylko straciło ciała, ale i dusze. Rewolucja roku 1968 była najbardziej niszczycielską ze wszystkich poprzedzających ją rewolucji, ponieważ implementowała chaos w codzienne życie człowieka Zachodu.

 

Od płynnego społeczeństwa do płynnego Kościoła

Socjologowie, tacy jak Zygmunt Baumann, definiując nasz wiek, mówili o „płynnym społeczeństwie”, w którym wszystkie formy, nawet te podstawowe są rozpuszczane. Opisywane przez Baumana „płynne życie”, to niepewne i efemeryczne życie współczesnego człowieka: życie pozbawione korzeni i podstaw, bo żyje się już tylko dla teraźniejszości. Wszystko, co się likwiduje jest konsumowane, albo, można powiedzieć, wszystko, co się konsumuje, jest likwidowane: od produktów spożywczych do życia indywidualnego. Wszystko jest płynne, ponieważ wszystko się zmienia. W kategoriach filozoficznych możemy określić nasze społeczeństwo jako oparte na triumfie czystego „ciągłego stawania się”, najbardziej radykalnym negowaniu prymatu Bytu, jaki kiedykolwiek zaistniał w historii.

 

Nie można porównać płynnego społeczeństwa do płynącej rzeki, ponieważ rzeka, po pierwsze pochodzi z żywego źródła, a po drugie ma cel: ogromne morze, które na nią czeka. Płynne społeczeństwo nie ma celu: stanowi prostu erozję skały. Jednak to tylko erozja powierzchni – skała w swej istocie jest przecież niezniszczalna. Nie można uczynić nic przeciwko mocy Bytu.

 

Pierwszym imieniem Boga jest Byt, wszak sam Bóg objawił to Mojżeszowi przy płonącym krzewie mówiąc JESTEM, KTÓRY JESTEM (Wj 3, 14). Wszystkie Boskie atrybuty wynikają z tego Bytu jako z pierwotnego źródła. Każda doskonałość w rzeczywistości sprowadza się do stopnia Bytu, który odnosi się do istoty absolutnej, bez ograniczeń i bez żadnych warunków.

 

Kościół od początku naucza o tym filozoficznym prymacie Bytu. Kościół posiada bowiem doktrynę i prawo, które jest absolutne i niezmienne oraz odzwierciedla wieczne prawo, którym jest Bóg. Prawo to i ta doktryna zawarte są w Piśmie Świętym i Tradycji; rolą Magisterium jest je zachować i przekazać. Nie można zmienić ani jednej joty tych zasad. Oczywiście, na przestrzeni dziejów chrześcijanie mogli w swoim życiu osobistym zdystansować się od prawdy i nakazów Kościoła. Działo się to szczególnie w epokach dekadenckich, które wymagały głębokiej reformy, czyli powrotu do przestrzegania porzuconych zasad. Jeśli tak by się nie stało, wielką pokusą byłoby przekształcenie niemoralnego postępowania w nowe zasady, sprzeczne z prawdą chrześcijańską. Pokusa ta przeniknęła do Kościoła podczas Soboru Watykańskiego II i jest nam teraz proponowana poprzez koncepcję prymatu praktyki duszpasterskiej.

 

Duch Soboru Watykańskiego II

Sobór Watykański II był rewolucją kulturową, która poprzedzała rewolucję z ‘68 roku. Sloganem podsumowującym ducha ‘68 jest „Zabrania się zabraniać” co de facto oznacza: „Zabrania się afirmacji”. Otóż każda afirmacja, jeśli jest jasna, stanowcza i kategoryczna, pociąga za sobą negację afirmacji przeciwnej. Zakaz zakazywania oznacza więc również, że nie ma już kategorycznych afirmacji, bezwzględnych reguł ani niepodlegających negocjacjom zasad. Człowiek nie działa już zatem według zasad, ale słuchając impulsów, uczuć i pragnień.

 

Idea ta została po raz pierwszy sformułowana przez Jana XXIII w jego przemówieniu, którym otworzył Sobór Watykański II 11 października 1962 roku. Papież Jan wyjaśnił, że Sobór został zainicjowany nie po to, by potępiać błędy czy formułować nowe dogmaty, ale raczej by proponować, językiem dostosowanym do nowych czasów, odwieczne nauczanie Kościoła. Mówi się nam, że doktryna kościelna nie zmienia się, ale zmianie ulega jedynie sposób, w jaki ta doktryna jest przekazywana. Tak naprawdę jednak prymat przypisywany wymiarowi duszpasterskiemu dokonał rewolucji nie tylko w języku, ale również w mentalności i w całym życiu Kościoła.

 

Hasło Soboru Watykańskiego II brzmiało bowiem: nie wolno potępiać, gdyż potępienie jest postawą negatywną, a to powoduje agresywne reakcje wśród osób odznaczających się potępianą postawą. Zakazanie potępiania oznacza, że nie ma już potrzeby walki ze złem, bo jeszcze… zło będzie zwalczać nas!  

 

Według postępowych teologów przyczyną odrzucenia Kościoła i wybuchu antyklerykalizmu XIX i XX wieku była… nietolerancyjna postawa Kościoła wobec jego wrogów. Przejście do nowego rodzaju duszpasterstwa miało zatem uspokoić wrogów i otworzyć nową erę pokoju i współpracy z Kościołem. Uspokajające współistnienie, Ostpolitik, historyczny kompromis i obecne porozumienie z komunistycznymi Chinami, wywodzą się z tej właśnie pastoralnej rewolucji. Rezultatem nie był jednak spadek, lecz gwałtowny wzrost antychrześcijańskich postaw na całym świecie. Kościół, w swych widocznych strukturach, stracił swoją bojową tożsamość i został „upłynniony”.

 

Duszpasterstwo i jego metody – poprzez aktualizacje – stale jest modyfikowane. Ale prymat duszpasterstwa oznacza upłynnienie zasad jak i samej instytucji Kościoła. Tak więc solidny, trwały Kościół ze zdrowym kręgosłupem został zastąpiony przez płynny Kościół, tak płynny jak społeczeństwo w którym żyjemy. Ten nowy Kościół ufundowany jest na prymacie stawiania się ponad bytem oraz ewolucji nad Tradycją.

 

Zasady, prawdy, pewniki, są stabilne i solidne gdyż stanowią kanał zapewniający, że wody rzeki nie zostaną rozlane, są zaporą zapewniającą, że jezioro nie zostanie przepełnione. Jeśli taka tama zawiedzie, społeczeństwo doświadczy skutków powodzi.

 

Według Ojca Rogera-Thomasa Calmela: „doktryny, obrzędy i życie wewnętrzne są poddawane procesowi radykalnego i wyrafinowanego upłynniania, który nie pozwala już na dokonanie rozróżnienia między katolikami i nie-katolikami. Ponieważ słowa tak i nie, rozumiane jako ostateczne, są uważane za przestarzałe, nasuwa się pytanie, co przeszkadza religiom niechrześcijańskim w przynależności do nowego kościoła powszechnego, stale aktualizowanego dzięki kolejnym ekumenicznym interpretacjom”.

 

To jest właśnie duch Soboru Watykańskiego II.

 

Rewolucja i Tradycja

Ten proces upłynniania Kościoła i społeczeństwa jest projektem stricte rewolucyjnym, który rozpoczął się dawno temu.

 

Wszyscy znamy Permanent Instruction of the Alta Vendita, tajny dokument napisany na początku XIX wieku, w którym nakreślono plan obalenia Kościoła katolickiego. Od tego czasu świat stał się świadkiem głębokich zmian w Kościele katolickim, zmian, których skutki miały „nadążać za współczesnym światem”. Antychrześcijańska rewolucja, która przechodzi przez historię, jest nośnikiem nienawiści do Bytu we wszystkich jego przejawach. W przeciwieństwie do Bytu, rewolucja odrzuca wszystko co stabilne, trwałe i obiektywne, począwszy od natury ludzkiej. Kościołowi, rodzinie, własności prywatnej i państwu odmawia się ich korzeni, ponieważ twierdzi się, że instytucje społeczne, zakorzenione w ludzkiej naturze, nie istnieją: wszystko ma być produktem procesu historycznego. Mówi się, że sam człowiek jest pozbawiony wszelkiej prawdziwej natury: człowiek ma być materią amorficzną, którą można dowolnie kształtować i przystosowywać. Teoria gender jest istotnym produktem tej ewolucyjnej wizji, według której człowiek nie ma ani własnej natury, ani istoty.

 

Jedyną alternatywą dla tej nihilistycznej rewolucji, która dziś atakuje nie tylko Kościół, ale także porządek naturalny, i więcej, nawet samą naturę ludzką, jest ponowne odkrycie pełni Bytu we wszystkich jego formach. Aby to uczynić należy również odkrywać na nowo stabilność i trwałość tego co rzeczywiste we wszystkich jego formach, zarówno indywidualnych, jak i społecznych. Musimy przeciwstawić się płynnej koncepcji świata, opartej na prymacie stawania się, z wizją aksjologiczną opartą na prymacie Bytu.

 

Aksjologia jest nauką o wartościach. Wartość jest tym, co nadaje rzeczywistości jej znaczenie i doskonałość. Wartości to zasady, których doskonałość jest zakorzeniona w nadrzędnej zasadzie całej rzeczywistości. Przede wszystkim istnieje zasada uniwersalna, która jest centrum i źródłem wszystkich praw bez wyjątku. To Bóg, najdoskonalsza Istota, pierwsza zasada, pierwsza Prawda, jak określił Go św. Tomasz, na której opierają się ostateczne zasady, wartości absolutne i uniwersalne prawdy. Tylko Bóg się nie zmienia i tylko to, co jest oparte na Bogu i mieszka w Nim, zasługuje na to, aby być zachowanym, przekazanym i zadbanym.

 

Kościół, niezmienny w Jego Bożym ustanowieniu, doktrynie i obyczajach, jest obrazem doskonałości Bytu na ziemi. A w Kościele odbicie Boskiej Istoty jest Tradycją. Tradycja jest tym, co jest stabilne w wiecznym stawaniu się rzeczy. Tradycja pozostaje niezmienna w zmieniającym się świecie dlatego, że jest odbiciem wieczności.

 

Tradycja Kościoła, podobnie jak Pismo Święte, jest źródłem Objawienia, wspomaganym przez Ducha Świętego. Tradycja jest Słowem Jezusa Chrystusa, które uczy Apostołów przed i po męce, śmierci i zmartwychwstaniu. W czterdzieści dni między zmartwychwstaniem a wniebowstąpieniem kilkakrotnie ukazał się Matce i Apostołom i wyjaśnił jasno i szczegółowo sens misji Kościoła, który założył. Wyjaśnił znaczenie Ostatniej Wieczerzy i Ofiary Bożej, którą należało utrwalić. Pierwsza Msza Święta, odprawiana przez św. Piotra, odbyła się zgodnie z instrukcjami Chrystusa i została nam przekazana poprzez Tradycję.

 

Wiemy, że Boże Objawienie zakończyło się ze śmiercią ostatniego apostoła, świętego Jana. Jednak to Objawienie nie jest zawarte tylko w czterech ewangeliach i w Piśmie Świętym, ale także w naukach, które Apostołowie otrzymali z ust Chrystusa. Możemy sobie wyobrazić, w jakim stopniu Matka Boża zachowała i zapamiętała wszystkie te prawdy i obrzędy w swoim czystym sercu i z jaką wiernością przekazała je Apostołom. Jan był nie tylko ostatnim, który osobiście przekazał słowa, które usłyszał. Był on również, dzięki swojej relacji z Matką Bożą, być może tym, który w największym stopniu otrzymał światło Tradycji. Zmarł pod koniec I wieku i to nie przypadek, że zaledwie kilka lat po jego śmierci, lex orandi i lex credendi Kościoła zostały niezmiennie zdefiniowane.

 

W ciągu następnych stuleci Kościół wyjaśniał i definiował te prawdy. Nigdy jednak nie wprowadzał do nich innowacji ani ich nie przekształcał. Misją Kościoła jest bowiem zachowanie Tradycji, jej obrona i przekazanie. Istnieje związek, opisany przez ojca Calmela, między niezmienną i trwałą naturą Kościoła z jednej strony, a naturą ludzką z drugiej, która jest równie stabilna i obiektywna. Nie tylko doskonałość Jego boskiego pochodzenia „sprawia, że Kościół jest ostateczny i niezmienny” – mówi ojciec Calmel. „Jest to także stabilność cech rodzaju ludzkiego, wobec którego Kościół ma misję i moc, aby oświecać i zbawiać”. Stabilność sakramentów; stabilność dogmatów, stabilność lex orandi, lex credendi.

 

Tradycja to nie tylko regula fidei, zasady wiary Kościoła; to także fundament społeczeństwa. Kościół jest bowiem naszym przewodnikiem nie tylko w wierze, ale i w moralności. Moralność społeczeństwa wyraża się w praktyce, w zwyczajach i przyzwyczajeniach, czyli w tradycji historycznej, która odzwierciedla boską i naturalną tradycję. Tradycja ocenia historię nie w imię samej historii, ale w imię prawd, które ją przekraczają.

 

W tym świecie, niezależnie od tego, czy mówimy o życiu moralnym czy fizycznym, są takie rzeczy, które przemijają i inne rzeczy, które pozostają. Tradycja jest nieodwracalnym i niezmiennym elementem społeczeństwa. Tradycja jest tym, co nie przemija. I tylko w ramach Tradycji jest możliwy postęp, ponieważ nie możemy się rozwijać lub poprawiać w tym, co przemija. Możemy to zrobić tylko w ramach rzeczy, które pozostały. Tradycja to ta część przeszłości, która żyje w teraźniejszości; to ta część, która musi żyć, aby nasza teraźniejszość miała przyszłość. Stanowi ostateczny korzeń wszystkiego, co jest i tego, co będzie. To sam Bóg, w którym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są ugruntowane w jednym nieskończonym akcie bytu.

 

Tradycja i sensus fidei

Tym co porusza nasze sumienie (oświecone przez wieczne i niezmienne Magisterium Kościoła) jest Tradycja. W Kościele bowiem ostateczną regułą wiary, w czasach gdy ludzie ją porzucają, nie jest współczesne żywe magisterium w jego niedefiniowalnych aspektach, lecz Magisterium wieczne, które wraz z Pismem Świętym, stanowi jedno ze źródeł Słowa Bożego.

 

W tej postawie nie ma nic subiektywnego ani protestanckiego. Tym, co robią subiektywiści i protestanci, jest zastąpienie Magisterium Kościoła innym magisterium. Odmawiają Kościołowi prawa do nauczania prawdy i zastępują prawdy nauczane przez Kościół własnymi prawdami. Nie ma tego w naszym podejściu. Nie rościmy sobie prawa do zastąpienia Magisterium Kościoła jakimkolwiek innym magisterium. Widzimy siebie jako prostych członków Kościoła nauczanego, ecclesia discens, prostych wiernych, którzy wierzą, że Kościół nauczający, ecclesia docens, ma prawo i obowiązek nauczania nas.

 

Wyrażenie „prosty wierny” zawiera w sobie dokładnie to, czym jesteśmy. Kościół uczący się nie jest Kościołem nauczającym, ale Kościołem wspomaganym przez Ducha Świętego. Jako wierni, jesteśmy członkami Mistycznego Ciała: chociaż nie mamy prawa uczyć, mamy prawo prosić naszych pasterzy o utwierdzenie nas w wierze.

 

Kieruje nami w tym pragnieniu sumienie, które nie jest subiektywne, ale zakorzenione w wierze. Nasze sumienie podpowiada nam, abyśmy się nie wycofywali, ale podnieśli sztandar Tradycji. Stajemy się częścią Kościoła poprzez sakrament chrztu, który wypełnia się w sakramencie bierzmowania. Przez chrzest wchodzimy do Kościoła wojującego, ale to właśnie sakrament bierzmowania czyni nas prawdziwymi żołnierzami Chrystusa. Chrzest zaszczepia wiarę, sakrament bierzmowania wymaga od nas wyznawania wiary i jej publicznej obrony. Chrzest i sakrament bierzmowania zaszczepiają w nas sensus fidei, czyli wspólną świadomość wiernych. Jest to przywiązanie do prawd wiary dzięki pewnemu nadprzyrodzonemu instynktowi, bardziej niż dzięki teologicznemu rozumowaniu.    

 

Tradycja jest podtrzymywana i przekazywana przez Kościół, nie tylko przez Magisterium, ale przez wszystkich wiernych, „od biskupów po świeckich”, jak wyraża słynna formuła św. Augustyna. Apeluje on w szczególności do „ludu Bożego”, który nie studiuje Magisterium, ale właśnie na podstawie swojego sensus fidei gwarantuje ciągłość przekazywania prawdy.

 

Sensus fidei odgrywa decydującą rolę w czasach kryzysu, w których powstaje wyraźna sprzeczność między subiektywnym a obiektywnym Magisterium, między władzami, które nauczają, a prawdami wiary, których trzeba strzec i przekazywać. Sensus fidei skłania wierzącego do odrzucenia wszelkiej dwuznaczności i fałszerstwa prawdy, opierając się na niezmiennej Tradycji Kościoła, która nie sprzeciwia się Magisterium, ale je obejmuje.

 

Kardynał Walter Brandmüller przemawiając 7 kwietnia 2018 roku w Rzymie, przypomniał, że sensus fidei działa jako swego rodzaju duchowy układ odpornościowy, poprzez który wierni instynktownie rozpoznają lub odrzucają wszelkie błędy. Na tymże sensus fidei opiera się też swoista bierna nieomylność Kościoła, czyli pewność, że Kościół w swojej całości nigdy nie będzie w stanie przyjąć herezji.

 

To właśnie sensus fidei prowadził wiernych katolików podczas kryzysu ariańskiego IV wieku. Podkreślmy, że nie chodziło o spór doktrynalny ograniczony do jakiegoś teologa, ani o proste starcie między biskupami, gdzie papież musiał działać jako arbiter. Była to wojna religijna, w którą zaangażowani byli wszyscy chrześcijanie, od papieża po świeckich wiernych. Nikt nie zamknął się w duchowym bunkrze, nikt nie stał patrząc przez okno jako niemy widz dramatu. Wszyscy znaleźli się w okopach walcząc po przeciwnych stronach. Nie było wtedy łatwo zorientować się, czy twój biskup jest ortodoksyjny czy nie, ale sensus fidei posłużył jako niezawodny kompas.

 

Święty Hilary pisze, że podczas kryzysu ariańskiego uszy wiernych, którzy w ortodoksyjnym sensie interpretowali niejednoznaczne nauki teologów skażonych arianizmem, były bardziej święte niż serca kapłanów. Chrześcijanie, którzy przez trzy wieki opierali się cesarzom, teraz opierali się własnym pasterzom (w niektórych przypadkach nawet papieżowi) winnym, jeśli nie jawnej herezji, to co najmniej poważnego braku troski o czystość nauki.

 

Czasami katolik zmuszony jest bowiem wybierać między tchórzostwem a heroizmem, między apostazją a świętością. Tak właśnie działo się w IV wieku i tak dzieje się do dziś. Kardynał Willem Jacobus Eijk, arcybiskup Utrechtu, wydał się powiedzieć to jasno na początku tego roku, kiedy stwierdził: „Niektórzy biskupi, a przede wszystkim Następca Piotra, nie utrzymują i nie przekazują wiernie Depozytu Wiary”. Są to przecież bardzo mocne słowa.

 

Z jednej strony sytuacja ta wydaje się bez precedensu w historii. Jednak historia Kościoła, choć jest kolejne etapy są zawsze czymś nowym, to przecież powtarza się. Jest czymś nowym, ponieważ zewnętrzne prześladowania i wewnętrzne kryzysy w oczywisty sposób zmieniają się: wynikają z różnych motywacji, dotyczą innych osób, mają różną wielkość i intensywność. Ale w tych kryzysach, bez względu na to, jak głębokie mogą być, jest coś, co się nie zmienia: siła Tradycji, która ma na celu pokonanie każdej rewolucji, która przeciw niej walczy.

 

Sukces i porażka rewolucji    

Filozofia rewolucji jest filozofią czystego stawania się. Stając się tym, co nie jest związane z Bytem, nieodwracalnie podąża w kierunku pustki/nicości, a tym samym ku samozniszczeniu.  

 

W rzeczywistości rewolucja, podobnie jak zło, nie ma swojej własnej natury, ale istnieje tylko o tyle, o ile jest niedostatkiem i niedoborem dobra. „Sedno zła polega na tym, że jest utratą dobra – dlatego Bóg przez to samo, że poznaje dobro, poznaje i zło; tak jak przez światło poznaje się ciemności” – pisze święty Tomasz. Ale ciemność sama w sobie nie ma mocy, aby pokonać światło w sposób całkowity i ostateczny, ponieważ (ciemność) czerpie swoje istnienie ze światła. Istnieje nieskończone światło, którym jest Bóg. „Bóg jest światłem, i nie ma w Nim żadnej ciemności” mówi święty Jan. (1 J 1, 5). Absolutna ciemność nie istnieje, ponieważ nie może istnieć radykalna nicość. Nasze istnienie jest żywym zaprzeczeniem nicości. Zło wzrasta, gdy dobro się zmniejsza. Błąd jest potwierdzany tylko wtedy, gdy prawda jest wygaszana. Rewolucja wygrywa tylko wtedy, gdy Tradycja się poddaje. Wszystkie rewolucje w historii wybuchały wtedy, gdy brakowało autentycznej opozycji.

 

Jeśli jednak istnieje dynamika zła, to musi istnieć też dynamika dobra. Resztka światła – nawet minimalna – nie może zostać ugaszona, a ta pozostałość ma w sobie nieodpartą siłę świtu, możliwość narodzin nowego dnia, wschodu słońca. To jest cały dramat zła: nie może ono zniszczyć ostatniej ocalałej pozostałości dobra, gdyż samo jest przeznaczone do zniszczenia przez tę resztkę dobra. Zło nie może znieść nawet najmniejszego dobra, które przetrwało, ponieważ dostrzega w istniejącym dobru swoją porażkę. Dynamika zła ma na celu rozbicie pozostałości dobra poprzez upłynnianie społeczeństwa. Dlatego ostatni krok w procesie dzisiejszego samo-rozpuszczania, erozji skały, na której powstał Kościół, będzie śmiercią rewolucji i kiełkowania początku nowego życia: drogi powrotu do wiary i moralności, do prawdy i porządku społecznego. To jest katolicka kontrrewolucja.

 

Rewolucja jest pasożytem który żyje i utrzymuje się na pozostałościach prawdy i dobra, które chce zniszczyć. Te resztki, choć minimalne, zawsze stanowią ziarno potencjalnego rozrostu i rozprzestrzeniania, podczas gdy rewolucja jest, ze swej natury jałowa i bezpłodna. A jeśli rewolucja nie jest w stanie ostatecznie unicestwić, oznacza to, że jej dynamika ma na celu zerwanie z resztką prawdy i dobra. A to stanowi założenie klęski rewolucji.

 

Rewolucja 1968 roku odniosła sukces, ponieważ jej twórcy zajmowali kluczowe role w polityce, mediach i kulturze: odniosła sukces, ponieważ zmieniła mentalność i sposób życia Zachodu.

 

Rewolucja ‘68 nie powiodła się jednak całkowicie, ponieważ zrodziła się z protestu przeciwko jednowymiarowemu społeczeństwu, mieszczańskiemu społeczeństwu komfortu i bogactwa – ale społeczeństwo, które stworzył rok ‘68 jest społeczeństwem par excellence konsumpcjonizmu i hedonizmu; jest społeczeństwem relatywistycznym, w którym wszystkie płomienie idealizmu zostały ugaszone. Dziś rzeczywistość jest interpretowana jako system władzy, głównie ekonomicznej, a nie wartości. Władza – władza bez prawdy, jest jedyną wartością naszego czasu. Wszystkie wartości – podkreśla filozof Augusto Del Noce – mają być włączone do kategorii witalności. Ale społeczeństwo, które nie jest świadome żadnej innej zasady niż zasada czystej ekspansji witalności, może się tylko rozpłynąć.

 

Rewolucja ‘68 nie powiodła się także z tego powodu, że jej hasło brzmiało „zakazuje się zakazywać”. Współczesne społeczeństwo jest jednak bezprecedensową w historii dyktaturą; dyktaturą relatywizmu, dyktaturą psychologiczną i moralną, która nie niszczy ciała, ale izoluje, dyskryminuje i zabija duszę wszystkich tych, którzy się jej sprzeciwiają.

 

Rewolucja w Kościele odniosła sukces – wszak postępowi teologowie Soboru Watykańskiego II i ich spadkobiercy rządzą dzisiaj Kościołem. Rewolta ta była sukcesem, ponieważ zmieniła katolicki sposób wierzenia, modlitwy i miłości. Z drugiej jednak strony, rewolucja w Kościele poniosła klęskę, ponieważ została przedstawiona jako wielka reforma duszpasterska, a doprowadziła do zepsucia wiary i moralności: niezrównane zepsucie, które ujawniło się w pladze homoseksualizmu wśród hierarchów kościelnych. Rewolucja nie powiodła się, ponieważ jej hasło brzmiało „zabrania się zabraniać”, co nie skutkowało większą wolnością w Kościele, ale doprowadziło do tak bardzo nieznanego dotychczas dyktatorskiego reżimu wewnątrz Kościoła – dość powiedzieć, ze katolicki historyk Henryk Sire określił papieża Franciszka mianem papieża dyktatora.

 

Moim zdaniem pontyfikat papieża Franciszka znajduje się w impasie. Sprzeczność, przed którą staje, jest następująca: aby zapewnić zwycięstwo rewolucji w Kościele, powinien podejmować nieodwołalne decyzje zgodnie z dogmatem o nieomylności. Nie może tego jednak uczynić, bo Duch Święty na to nie pozwoli; a sam papież nie chce tego czynić, ponieważ każdy podjęty przezeń „nieomylny” akt byłby sprzeczny z wyznawanym przez Franciszka prymatem duszpasterstwa nad doktryną. Papież Franciszek nie może zastąpić miecza prawdy mieczem błędu, ponieważ spadkobiercy Soboru Watykańskiego II zastąpili walkę ekumenizmem. Z drugiej strony, Kościół Tradycji nie zrezygnował z walki, nie zrezygnował z wymachiwania mieczem prawdy, a pierwszym aktem papieża Tradycji, który pewnego dnia zostanie wybrany, będzie aktem ćwiczenia nieomylności, koniecznym by uroczyście zdefiniować prawdy, którym dziś się zaprzecza, i z tą samą powagą potępić z rozpowszechnione dziś w Kościele błędy.

 

Godzina zwycięstwa

Z pewnością błogosławioną godzinę zwycięstwa poprzedzi wielka kara, ponieważ współczesny świat nie poszedł za przykładem mieszkańców Niniwy, którzy się nawrócili i uratowali, ale raczej za mieszkańcami Sodomy i Gomory, którzy odmówili nawrócenia i zostali unicestwieni. Teologia historii mówi nam, że Bóg nagradza i karze nie tylko pojedynczych ludzi, ale także kolektywy i grupy społeczne: rodziny, narody, cywilizacje. Ale podczas gdy poszczególni ludzie tylko czasami odbierają swoją nagrodę lub karę na ziemi, a w wieczności zawsze, to narody – które nie posiądą wszak życia wiecznego – są karane lub nagradzane wyłącznie tu, na ziemi.

 

Proces rewolucyjny polega na występowaniu przeciwko Bogu, co na przestrzeni wieków przemieniło się w jeden wielki zbiorowy grzech, apostazję ludów i całych narodów. A ponieważ na każdy grzech czekają odpowiednie kary, chrześcijańska teologia historii uczy nas, że po zbiorowych grzechach następują wielkie katastrofy historyczne, których celem jest zapłata za publiczne grzechy narodów. W tych katastrofach sprawiedliwość Boga nigdy nie jest oddzielona od Jego miłosierdzia, a ponieważ miłosierdzie Boże jest związane z pokutą, kara staje się nieunikniona, gdy świat, odmawiając pokuty i nawrócenia, ściąga na siebie nie miłosierdzie, ale sprawiedliwość Boga. Bóg nie przestaje być nieskończenie miłosierny, ale jednocześnie jest nieskończenie sprawiedliwy, a teologia historii pokazuje nam, że od stworzenia wszechświata do końca świata istniały i będą istnieć ogromne grzechy, po których następują akty wylania ogromu miłosierdzia Bożego.

 

Grzech Rewolucji, który w ciągu wieków udaremnił rozwój cywilizacji chrześcijańskiej i doprowadził do duchowej i moralnej ruiny naszych czasów, może wywołać reakcję, która, podtrzymywana przez łaskę Bożą, doprowadzi do historycznego spełnienia wielkiego planu Opatrzności Bożej.

 

Jesteśmy obrońcami Tradycji i wymagane są od nas dwie cnoty: męstwo i zaufanie. Męstwo jest cnotą tych, którzy się nie wycofują; zaufanie jest cnotą tych, którzy wciąż żywią nadzieję na zwycięstwo obiecane wiernym katolikom w Fatimie przez Matkę Bożą.  

 

Sercem Tradycji jest Bóg, którego istotą jest niezmienny i wieczny Byt. To właśnie w Bogu, i tylko w Bogu, i w Tej, która jest Jego doskonałym echem, Najświętszej Maryi Pannie, obrońcy wiary i Tradycji mogą znaleźć niezbędną nadprzyrodzoną siłę, aby odważnie stawić czoła obecnemu kryzysowi.

 

Jesteśmy wojownikami bez mocy. Wojownikami bez broni, w obliczu ogromnego Goliata. I z ludzkiego punktu widzenia, bez mocy, bez broni, bez władzy, bitwa nie może zostać przez nas wygrana. Niemniej jednak Bóg jest świadomy naszej słabości i prosi nas tylko o utrzymanie tegoż bojowego ducha. To Bóg, przez Najświętszą Dziewicę Maryję Pannę, daje nam broń i moc do walki, która nie jest naszą, ale Jego.

 

A Bóg zawsze wygrywa – w czasie i wieczności.

 

Roberto de Mattei

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie