W restauracji pod wiele mówiącą nazwą „Pojedziemy, pojemy”, otwartej niedawno tuż przy obszarze miejsca masowych straceń NKWD w Kuropatach koło Mińska na Białorusi, miały miejsce pijackie śpiewy, tańce i odpalanie fajerwerków.
Właściciel obiektu zapewniał protestujących przeciw otwarciu tego lokalu, że takich rzeczy nie będzie. W związku ze złamaniem przez niego słowa protestujący zbierają podpisy pod petycją do Prokuratury Generalnej o zamknięcie restauracji. W ciągu krótkiego czasu zebrano już prawie 2 tys. podpisów.
Wesprzyj nas już teraz!
O złamaniu umowy zawartej z właścicielem restauracji otwartej w bezpośredniej bliskości pola śmierci Kuropaty, zawiadomił Zmiecier Daszkiewicz, jeden z protestujących przeciwko takiej lokacji lokalu gastronomicznego, gdzie odbywają się imprezy rozrywkowe. Opublikował on w internecie zrealizowane przez siebie 17 sierpnia nagranie filmowe. Widać na nim rozbawionych gości imprezy odbywającej się w restauracji nazwanej przez przeciwników jej lokacji „knajpa na ludzkich kościach”. Wielu gości jest nietrzeźwych. Daszkiewicz swój film nagrywał z miejsca straceń NKWD, gdzie stoją drewniane krzyże. W dokumencie widoczne są fajerwerki, które odpalane z placu przed restauracją rozrywają się nad cmentarzem, na którym spoczywają setki tysięcy ofiar terroru komunistycznego. Na nagraniu słychać też chichoty i krzyki imprezowiczów.
Kuropaty to uroczysko koło Mińska, stolicy Białorusi, na którym w masowych grobach spoczywają ofiary egzekucji dokonywanych przez NKWD. Według niezależnych historyków leży tam ponad 200 tys. osób. Obok siebie spoczywają pomordowani Polacy i Białorusini, którzy sprzeciwili się komunistycznej władzy. Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych na rozkaz Stalina w kwietniu i maju 1940 r.
Adam Białous