4 kwietnia 2019

Robert Kagan o celach „projektu europejskiego”. Ostrzeżenie przed powrotem kwestii niemieckiej

(Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay.com)

Porażka „projektu europejskiego” nie wchodzi w grę. Jeśli wystąpi, może być koszmarem nie tylko dla Europy. Znowu powróci kwestia niemiecka, czyli co zrobić z agresywnym, zbyt ludnym i silnym ekonomicznie krajem – przekonuje Robert Kagan na łamach „Foreign Affairs”.

 

Autor opracowania to amerykański wykładowca, analityk polityczny, publicysta i autor przemówień dla pracowników Departamentu Stanu z lat 80. minionego wieku, syn Donalda Kagana, także znanego i wpływowego neokonserwatysty. W obszernej analizie snuje ponurą wizję rzeczywistości, która czeka nas gdyby z jakichś powodów koncepcja dotycząca stworzenia federalnego państwa europejskiego (UE) okazała się porażką.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Wielu ubolewa z powodu mrocznej ścieżki, na której obecnie znalazły się Europa oraz stosunki transatlantyckie, ale nie dyskutuje się o tym, dokąd ta ścieżka prowadzi” – pisze globalista. W jego przekonaniu, europejska słabość, podział i strategiczne oddzielenie od Stanów Zjednoczonych, a także rozczłonkowanie UE, to ponure scenariusze, ale „jest w nich pocieszająca niejasność. Sugerują nieudane marzenia, a nie koszmary. Jednak porażka projektu europejskiego, jeśli nastąpi, może być koszmarem nie tylko dla Europy. To spowoduje powrót – jak określano dawniej, kwestii niemieckiej”.

 

To z obawy o agresywne zachowanie Berlina zainicjowano projekt integracji krajów europejskich wokół osi Berlin-Paryż. Po zjednoczeniu Niemiec w 1871 r. powstał w sercu Europy kraj, który był zbyt duży, zbyt ludny, zbyt bogaty i zbyt potężny, aby mógł być skutecznie zrównoważony przez inne mocarstwa europejskie, w tym Wielką Brytanię – zauważa Kagan.

 

Dalej analityk wyjaśnia, że z powodu załamania się europejskiej równowagi sił, nastąpiły dwie wojny światowe a amerykańscy żołnierze dołączyli do walk pod drugiej stronie Atlantyku.

 

NATO także powstało po to, by „rozwiązać niemiecki problem, aby sprostać sowieckiemu wyzwaniu, o czym dziś zapomnieli dzisiejsi realiści i by utrzymać Związek Sowiecki na zewnątrz, Amerykanów w środku i Niemców podporządkowanych, jak ujął to lord Ismay, pierwszy sekretarz generalny sojuszu”.

 

Taki też cel przyświecał integracji europejskiej, poczynając od Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, która ostatecznie przekształciła się w Unię Europejską. Kagan przywołuje dyplomatę George’a Kennana, amerykańskiego stratega, notabene człowieka, który jeszcze w trakcie II wojny światowej przygotował projekt federalizacji nie tylko Europy, ale także całego świata. Stwierdził on, że jakaś forma zjednoczenia była „jedynym możliwym rozwiązaniem problemu stosunków Niemiec z resztą Europy”, a integracja mogłoby nastąpić jedynie pod parasolem bezpieczeństwa USA.

 

„I to zadziałało” – pisze analityk. „Dziś nie sposób wyobrazić sobie, żeby Niemcy powróciły do jakiejkolwiek wersji swojej skomplikowanej przeszłości” – przekonuje. Kagan twierdzi zdecydowanie, że Niemcy stali się najbardziej liberalnym i pokojowym narodem na świecie. Wielu po obu stronach Atlantyku chce nawet, by Berlin jeszcze bardziej zaangażował się nie tylko globalnie w gospodarkę światową, ale w dyplomację, a także militarnie.

 

Dobre Niemcy, które zbłądziły

Wykładowca Harvarda przywołuje słowa byłego szefa polskiej dyplomacji, Radosława Sikorskiego, który w 2011 r. mówił o tym, że obawia się nie tyle niemieckiej władzy, co niemieckiej bezczynności. Kagan sugeruje, że Sikorski przyjął, iż Niemcy już dokonały takiej transformacji, której nie będzie można odwrócić. W opinii amerykańskiego analityka, tak jednak nie jest. Pisze on, że świat wkrótce może się rozczarować i snuje długi wywód o roli Niemiec na przestrzeni lat.

 

Zwraca uwagę, że Niemcy, w stosunkowo krótkim czasie jako naród, byli jednym z najbardziej nieprzewidywalnych i niespójnych graczy na arenie międzynarodowej. Osiągnęli zjednoczenie poprzez serię wojen w latach 60. i 70. XIX wieku. Otto von Bismarck przekształcił Niemców w naród, przez „krew i żelazo”. Od lat 90. XIX wieku do I wojny światowej, za czasów cesarza Wilhelma II, ambitne imperium niemieckie marzyło o Mitteleuropie, zgermanizowanej sferze wpływów rozciągającej się aż do Rosji. Po wojnie Niemcy stały się ostrożną rewizjonistyczną potęgą, by w latach trzydziestych XX w. stać się zdobywcą Europy pod rządami Hitlera, a następnie upaść jako pokonane i podzielone państwo. Nawet podczas zimnej wojny, Niemcy zachodnie wahały się między prozachodnim idealizmem kanclerza Konrada Adenauera a Ostpolitik kanclerza Willy’ego Brandta.

 

Krajowa polityka była burzliwa i nieprzewidywalna, przynajmniej do końca lat czterdziestych. Uczeni od dawna zastanawiali się nad niemiecką Sonderweg, „unikalną i niespokojną drogą, którą naród przyjął dążąc do współczesnej demokracji, poprzez nieudaną rewolucję liberalną, dziedziczną monarchię, autorytaryzm, słabą demokrację i wreszcie totalitaryzm, wszystko w pierwszych siedmiu dekadach swojego istnienia”.

 

Kagan ocenia, że ta burzliwa historia była jednak produktem nie tylko niemieckiego charakteru, ale także okoliczności, w tym geografii. Jako potężny kraj znajdujący się w sercu spornego kontynentu, „otoczony od wschodu i zachodu dużymi i bojaźliwymi potęgami, a zatem zawsze narażonymi na wojnę z dwóch stron, Niemcy rzadko czuły się bezpieczne, a kiedy starały się o bezpieczeństwo, zwiększając swoją potęgę, przyspieszały tylko własne osaczenie” – czytamy.

 

Wewnętrzna polityka państwa również była burzliwa, pod wpływem fal autokracji, demokracji, faszyzmu i komunizmu, który przetaczał się przez Europę. Kagan przywołuje powieściopisarza Thomasa Manna, sugerującego kiedyś, że na to, czym są Niemcy, ma wpływ nie tylko „charakter” narodowy, ale okoliczności zewnętrzne. „Nie ma dwóch Niemiec, dobrych i złych. Złe Niemcy to po prostu dobre Niemcy, które zbłądziły, dobre Niemcy w nieszczęściu, w poczuciu winy i ruiny” – pisał kiedyś.

 

Analityk przypomina, że Berlin potrzebuje pewnego nadzoru. Wszak „Niemcy demokratyczne i miłujące pokój” powstały w szczególnych okolicznościach zdominowanego przez Stany Zjednoczone liberalnego porządku międzynarodowego ustanowionego po II wojnie światowej. Na to, czym dzisiaj jest kraj za Odrą, wpływ miały co najmniej cztery czynniki.

 

Pierwszy z nich: zaangażowanie USA w bezpieczeństwo europejskie miało uchronić Francję, Wielką Brytanię i innych sąsiadów Niemiec Zachodnich. Waszyngton zaoferował pomoc w odbudowie Niemiec Zachodnich i pełną integrację z gospodarką europejską oraz światową. Pozwoliło to wyeliminować potrzebę kosztownego gromadzenia broni ze wszystkich stron, umożliwiając tym samym wszystkim potęgom europejskim skoncentrowanie się bardziej na poprawie dobrobytu, co sprzyjało większej stabilności politycznej. Berlin – przynajmniej na jakiś czas zrezygnował z „normalnych ambicji geopolitycznych, wymieniając je na ambicje geoekonomiczne”.

 

Drugim elementem nowego porządku był liberalny międzynarodowy system gospodarczy, ustanowiony przez Stany Zjednoczone. „Niemiecka gospodarka zawsze polegała głównie na eksporcie, a w XIX wieku konkurencja na rynkach zagranicznych była siłą napędową niemieckiego ekspansjonizmu. W nowej globalnej gospodarce niemilitarystyczne Niemcy Zachodnie mogły rozkwitać bez zagrażania innym. Co więcej, napędzany przez eksport zachodnioniemiecki cud gospodarczy z lat 50. XX wieku sprawił, że kraj stał się motorem globalnego wzrostu gospodarczego i kotwicą dobrobytu oraz demokratycznej stabilności w Europie” – uważa Kagan.

 

Analityk twierdzi, że USA nie tylko tolerowały sukces gospodarczy Niemiec Zachodnich i reszty Europy Zachodniej, ale przyjęły go z zadowoleniem, mimo że nastąpiło to kosztem przemysłu amerykańskiego.

 

W latach 1950-1970 produkcja przemysłowa w Europie Zachodniej rosła średnio o 7,1 proc. rocznie, ogólny PKB rósł o 5,5 proc. rocznie, a PKB na mieszkańca – o 4,4 proc., przekraczając wzrost amerykański w tym samym okresie.

 

W połowie lat 60. zarówno Niemcy Zachodnie, jak i Japonia wyprzedziły Stany Zjednoczone w wielu kluczowych branżach, od motoryzacji po stal i elektronikę użytkową. Kagan pisze, że „Amerykanie zaakceptowali tę konkurencję nie dlatego, iż byli niezwykle bezinteresowni, ale dlatego, że uważali zdrowe gospodarki europejskiej i japońskiej za kluczowe filary stabilnego świata, który chcieli utrzymać”.

 

Autor uzasadnia to w ten sposób, że dla amerykańskiej elity znacznie ważniejsze było uporanie się z „nacjonalizmem ekonomicznym”, który był destabilizujący dla globalnego systemu wolnego handlu. Ten nacjonalizm miały temperować struktury europejskie. Co więcej, ten swoisty kaganiec miał powstrzymać bardziej niezależną politykę ekonomiczną, która musiałaby doprowadzić także do napięć politycznych.

 

„Był też element ideologiczny” – pisze analityk, zwracając uwagę na wzmacnianie niemieckiej liberalnej demokracji. „Katastrofalna klęska oraz cierpienia i upokorzenia, które nastąpiły później [po II wojnie światowej – przyp. AS] zaszkodziły reputacji autorytaryzmu i militaryzmu, ale nie musiało to przełożyć się na poparcie dla demokratycznego rządu. Amerykańska okupacja uniemożliwiła powrót do autorytaryzmu i militaryzmu, ale nie było gwarancji, że Niemcy przyjmą to, co uważało wielu za podbój” – czytamy.

 

A jednak tak się stało w RFN. Kagan stwierdza: „Jeśli dzisiejsze Niemcy są wytworem liberalnego porządku światowego, nadszedł czas, aby zastanowić się, co może się stać, gdy porządek ten się rozpadnie”.

 

W czasach powojennych rosnąca siła i dobrobyt nie tylko zapewniły wzmocnienie demokracji, ale także dały poczucie wspólnych europejskich i transatlantyckich wartości – czegoś, co nie istniało przed 1945 r. To poczucie – w przekonaniu Kagana – doprowadziło do upadku muru berlińskiego w 1989 r. i powstania Unii Europejskiej w 1993 r., czyli transformacji na całym kontynencie.

 

„Idea całej i wolnej Europy, jak ujął to prezydent USA George W. Bush, pomogła stworzyć nową europejską tożsamość, którą Niemcy mogliby przyjąć. I zrobili to, przy znacznym poświęceniu swojej niezależności. Połączenie suwerenności, które pociągnęło za sobą członkostwo w nowej paneuropejskiej instytucji, w szczególności zastąpienie niemieckiej marki wspólną walutą euro i dalsze ograniczenia, jakie nałożyła członkostwo w NATO, byłoby niemożliwe, gdyby Niemcy nie byli związani wspólnymi ideałami z resztą Europy i Stanów Zjednoczonych” – czytamy.

 

Ta nowa Europa miała być między innymi, odpowiedzią na „nacjonalizm i trybalizm”, które – jak podkreśla Kagan – bardzo przyczyniły się do wojen.

 

Czwartym celem i elementem nowego porządku było „stłumienie namiętności i ambicji nacjonalistycznych przez instytucje ponadnarodowe, takie jak NATO oraz UE”, by walczyć z „antysemityzmem”.

 

Na drodze do normalnego kraju

„Niemiecki nacjonalizm nie był jedynym europejskim nacjonalizmem, który wydawał się historycznie nierozerwalnie związany z antysemityzmem i innymi formami nienawiści plemiennej, ale żaden inny nacjonalizm nie odegrał tak destrukcyjnej roli w krwawej przeszłości Europy” – pisze analityk.

 

Autor podkreśla „wiodącą rolę Niemiec we wspieraniu tej wspólnej europejskiej, antynacjonalistycznej wizji” zjednoczonej Europy.

 

Te cztery elementy – amerykańska gwarancja bezpieczeństwa, międzynarodowy system wolnego handlu, demokratyzacja i tłumienie nacjonalizmu – razem „utrzymywały kwestię starych Niemiec głęboko pod ziemią”. Te czynniki – w przekonaniu amerykańskiego analityka – pozwalały zachować pewien rodzaj globalnej równowagi.

 

„Jednak zanim ten liberalny porządek światowy zaczął się rozpadać, zawsze istniało pytanie, jak długo Niemcy będą skłonne pozostać nienormalnym narodem, odmawiając sobie normalnych ambicji geopolitycznych, normalnych egoistycznych interesów i normalnej narodowej dumy. Podobne pytanie dotyczy Japonii” – czytamy w tekście.

 

Nie tylko Niemcy, ale także Japończycy są „zmęczeni” przepraszaniem za swoją przeszłość, zmęczeni tłumieniem swojej narodowej dumy, zmęczeni podporządkowaniem swojej niezależności w polityce zagranicznej.

 

Tym co uniemożliwia Japonii osiągnięcie statusu „normalnego kraju”, jest ciągła strategiczna zależność od Stanów Zjednoczonych, które są zobowiązane pomóc sprostać wymogom rywalizacji z Chinami.

 

Niemcy – jak na razie, według Kagana – są w odmiennej sytuacji niż Japonia. Wciąż pozostają „bardzo świadome swojej przeszłości, obawiają się wskrzeszenia jakiejkolwiek sugestii nacjonalizmu i bardziej niż chętnie tolerują ograniczenia swojej niezależności, nawet gdy inni nakłaniają je do przewodzenia. Jednocześnie, w przeciwieństwie do Japonii, Niemcy od zakończenia zimnej wojny nie potrzebują ochrony Stanów Zjednoczonych” – czytamy. Ich zaangażowanie w NATO w ostatnich latach nie wynika z konieczności strategicznej, ale „wywodzi się raczej z ich nieustannego pragnienia pozostania niezagrożonym krajem zakotwiczonym w Europie”.

 

Kagan obawia się, że „kajdany, które zostały przez nich dobrowolnie zaakceptowane, mogą również zostać odrzucone”. Krótko mówiąc, analityk snuje wizję, że wraz z wymarciem starego pokolenia, „demony zostaną przebudzone” i mieszkańcy Niemiec znowu zapragną być „normalnym krajem”.

 

Jest jeszcze inny aspekt „kwestii niemieckiej” , która została niejako odkopana spod ziemi. Berlin za bardzo wzmocnił się ekonomicznie.

 

Amerykański analityk, przywołując opracowanie Hansa Kundnaniego z 2015 roku pt. „Paradoks niemieckiej potęgi”, przypomina, że stara nierównowaga, która zdestabilizowała Europę po zjednoczeniu Niemiec w 1871 r., powróciła po zjednoczeniu państwa i ustanowieniu strefy euro. Niemcy po raz kolejny stały się dominującą siłą w Europie. Europa Środkowa stała się niemieckim łańcuchem dostaw i faktycznie częścią „większej niemieckiej gospodarki”, realizacją Mitteleuropy w XXI wieku. Reszta Europy jest zaś rynkiem eksportowym Niemiec.

 

Kiedy kryzys strefy euro uderzył w 2009 r., pojawiło się nowe błędne koło. Dominacja gospodarcza Niemiec pozwoliła narzucić preferowaną politykę antyzadłużeniową reszcie Europy, czyniąc Berlin celem gniewu wśród Greków, Włochów i innych, którzy obwiniali biurokrację w Brukseli za swoje trudności.

 

Niemcy byli źli na rozrzutność innych narodów. Poza ich granicami mówiło się o antyniemieckim „wspólnym froncie”, a nad Renem obecne było poczucie krzywdy i nastąpiło ożywienie starych lęków przed okrążeniem przez „słabe gospodarki”. Była to, według słów Kundnaniego, „geoekonomiczna wersja konfliktów w Europie, które nastąpiły po zjednoczeniu w 1871 r.”.

 

Kagan komentuje, że spory między sojusznikami i partnerami w ramach wspólnego projektu europejskiego, jeszcze w 2015 roku wydawały się łagodne. Dziś jednak autor straszy, że sytuacja jest dużo groźniejsza, ponieważ każdy z czterech elementów powojennego projektu europejskiego został zakwestionowany.

 

Analityk ubolewa z powodu narastającego nacjonalizmu, kryzysu demokracji i międzynarodowego systemu wolnego handlu atakowanego głównie przez Stany Zjednoczone, podważanego przez samego prezydenta Donalda Trumpa, odmawiającego też gwarancji bezpieczeństwa dla Europy, itp.

 

„Biorąc pod uwagę historię Europy i Niemcy, czy te zmieniające się okoliczności nie doprowadzą ponownie do zmiany zachowania Europejczyków, w tym Niemców?” – zapytuje.

 

Jak na globalistę przystało, obawia się zwycięstwa „nacjonalistów”. W jego przekonaniu, będzie to „trzęsienie ziemi” i „ostatni gwóźdź do trumny francusko-niemieckiego partnerstwa, wokół którego 70 lat temu zbudowano pokój europejski”.

 

Trudno wyobrazić mu sobie Brexit, który zdestabilizuje Europę poprzez pogłębienie nierównowagi sił i pozostawienie osłabionej Francji jako jedynej przeciwwagi wobec coraz bardziej izolowanych Niemiec.

 

Kagan obawia się najbardziej powrotu nacjonalistycznych Niemiec wrogich wobec imigrantów, które będą bardziej asertywnie dbać o swoje interesy ekonomiczne i polityczne już nie tylko w Europie, ale na świecie.

 

Europejczycy – zdaniem amerykańskiego wykładowcy – nie powinni liczyć na to, że globalne bezpieczeństwo zostanie zachowane w dużej mierze bez nich i że będą mogli uniknąć bolesnych wyborów dotyczących wydatków na własną obronę.

 

Analityk ostrzega przed zagrożeniem rosyjskim i wycofaniem się USA ze swoich zobowiązań zagranicznych. Dawny świat znika – ostrzega. Krytykuje on politykę administracji Trumpa, chcącej renacjonalizacji Europy, jak zasugerował sekretarz stanu Mike Pompeo w Brukseli pod koniec 2018 r., kiedy wygłosił przemówienie zachwalające zalety państwa narodowego.

 

Oprócz zachęcania do „prawicowego nacjonalizmu” i rozwiązania instytucji paneuropejskich, administracja Trumpa zwróciła się także przeciwko globalnemu porządkowi wolnego handlu, co jego zdaniem zagraża europejskiej i niemieckiej stabilności politycznej.

 

Kagan jest przeciwnikiem osłabienia niemieckiej gospodarki. Co jednak charakterystyczne, bardziej obawia się załamania innych gospodarek Europy i braku pomocy dla nich ze strony Berlina.

 

Analityk sugeruje, że administracja Trumpa wydaje się być nastawiona na stworzenie „idealnej europejskiej burzy” w nadziei na ożywienie amerykańskiej gospodarki. „Wyobraźcie sobie Europę jako niewypał, bombę, której detonator jest nienaruszony i funkcjonalny, a jej materiały wciąż mogą wybuchnąć. Jeśli jest to trafna analogia, to Trump jest dzieckiem z młotem, radośnie i beztrosko walącym w tę bombę. Co będzie, jak pójdzie coś nie tak?” – puentuje.

 

Źródło: foreignaffairs.com.

Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 132 863 zł cel: 300 000 zł
44%
wybierz kwotę:
Wspieram