16 marca 2015

Robert Biedroń superstar

(Ryszard Nowakowski/FORUM )

Nietrudno było przewidzieć, że Robert Biedroń stanie się gwiazdą telewizyjnych programów i ulubieńcem wielu dziennikarzy. Media nie mają wątpliwości: w Słupsku kochają Biedronia, a ten odwdzięcza się mieszkańcom miasta, goniąc do pracy niepokornych radnych.


W jednym z filmów Woody’ego Allena Roberto Benigni zagrał rolę zwykłego przedstawiciela klasy średniej, z którego – nie wiedzieć czemu – media uczyniły nagle wielką gwiazdę. Facet miał po prostu swoje pięć minut, znajdując się w centrum zainteresowania całych niemal Włoch, niczym uroczy szczeniaczek w grupce dzieciaków. Dodajmy, że grana przez Benigniego postać nie miała absolutnie nic ciekawego do powiedzenia, niczym szokującym nie przykuła uwagi ciekawskiej telewizyjnej publiki. Ot, po prostu – media obrały go sobie ni stąd ni z owąd na gwiazdę mającą rozbłysnąć przed kamerami w telewizyjnych studiach.

Wesprzyj nas już teraz!

Podobna fala zainteresowania towarzyszy Robertowi Biedroniowi, prezydentowi Słupska wybranemu na to stanowisko, głównie dlatego że – dopuśćmy na moment ową oczywistą współcześnie myślo-zbrodnię – jest homoseksualistą. To intymne upodobania uczyniły go jedną z centralnych postaci medialnego show, którą żywo interesują się dziennikarze światłych telewizji i jeszcze bardziej światłych tygodników. Nie ma wszak – chciałoby się rzecz- drugiego takiego prezydenta w Polsce.

Facet od ślubów

Jedną z najważniejszych informacji ostatnich tygodni, wybijaną na czołówki portali i zajmującą główne miejsca w telewizyjnych wiadomościach, były… śluby cywilne udzielane przez Biedronia parom przybywającym podobno specjalnie na tę okazję do Słupska. Nie wiadomo, ile prawdy jest w doniesieniach niektórych mediów, lecz jeśli im wierzyć, to wydawać się może, iż prezydent Słupska nie robi nic poza ciągłym udzielaniem ślubów. Ustawiła się nawet do niego ponoć niemała kolejka.

To niemal surrealistyczna opowiastka, jeśli jednak jest w niej ziarno prawdy, oznacza paradoksalnie dość spektakularną porażkę homoaktywistów, usilnie przekonujących, że homoseksualizm i wszelki „coming outy” to niemal proza życia. Trudno przecież czym innym jak potrzebą sensacji tłumaczyć rzekomo olbrzymie zainteresowanie „ślubem u Biedronia”. Gdyby bowiem zamiast niego, na prezydenckim stołku siedział, powiedzmy, połykający ogień karzeł, miałby on zapewne podobną do homoseksualnego działacza popularność wśród narzeczonych. Szczególnie, że Biedroń to idealnie skrojony materiał na kontrowersyjną postać, budzącą powszechne zainteresowanie i ciekawość. Jest stałym gościem telewizyjnych programów, potrafi również znakomicie przyciągać uwagę wypowiedziami przypominającymi o jego „niemodnych” skłonnościach seksualnych, za które ma być prześladowany. To dlatego po podpisaniu wraz z jedną z par kontraktu cywilnego, nie zapomniał napomknąć – niby skromnie i niewinne – że sam chciałby kiedyś stanąć na ślubnym kobiercu, co oczywiste, z partnerem.

Taka medialna i dziwaczna osobowość musi budzić zainteresowanie, podobnie zresztą jak nieco „nowszy” od Biedronia „medialny model”, czyli Anna Grodzka – poseł, który nigdy nie zasiadłby w sejmowych ławach, gdyby nie chirurgiczny skalpel, peruka i solidna dawka hormonów. Nie dziwota więc, że pojawili się ludzie, chcący strzelić sobie z Biedroniem fotkę, pochwalić się znajomym, że to „ten facet z telewizji” udzielał nam ślubu, a poza tym, tak osobiście, to uśmiechnięty, miły gość.

Medialna „pajacowatość” to jednak tylko jedna z twarzy Biedronia. Jest bowiem jeszcze inna, przedstawiająca słupskiego prezydenta, jako geniusza, otoczonego kultem przez swoich „poddanych”.

Wszyscy kochają prezydenta

Gdyby, nie daj Boże, przyszło nam się cofnąć do czasów PRL to, co najmniej jeden z artykułów o Biedroniu przykułby uwagę komunistycznych propagandzistów. Nie każdy bowiem dziennikarz potrafi pisać świetne teksty promocyjne, ale ten, który wyszedł spod ręki Ryszarda Sochy, publicysty tygodnika „Polityka”, zasługuje na miano modelowego przykładu na to, w jaki sposób napisać tekst w pozycji klęczącej przed biurkiem z komputerem i klawiaturą, nie krzywiąc sobie przy tym zanadto kręgosłupa. Niemal każdy akapit reportażowego artykuły Sochy o Biedroniu to słodki obraz słupskiej rzeczywistości pod rządami homoseksualnego prezydenta. I bodaj jedynie dla nieznacznego podkręcenia tempa lukrowanej treści, autor dorzucił w lidzie niepokojące pytanie: czy czar Biedronia w Słupsku pryśnie?

A czar to jest niezwykły, wszak jak wynika z tekstu Sochy, Słupsk po wybraniu na prezydenta byłego szefa Kampanii przeciw Homofobii, stał się mleczną krainą, wolnym miastem, gdzie między zgliszczami zostawionymi przez poprzednika Biedronia, świszczy wesoło przywieziony z Warszawy wiatr nadziei i wielkiej szansy. Zacytujmy kilka uroczych sformułowań z tekstu Sochy, by przybliżyć nieco klimat, jaki, zdaniem tygodnika „Polityka”, panuje w miasteczku na północy Polski. „[Słupsk] przechodzi rodzaj psychoterapii”, „tłumy przychodzą na spotkania do ratusza”, „cechy nowego prezydenta (skromność, otwartość, kultura, koncyliacyjność)”, „ulica źle reaguje nawet na delikatne uszczypliwości pod adresem prezydenta, „radni muszą liczyć się (…) z tym kultem Biedronia”…

Na dobrą sprawę można by zresztą przytoczyć w tym miejscu cały tekst Sochy – byłaby to wówczas istna humoreska. „Polityka” bowiem, obok hurraoptymistycznych diagnoz, zapewnia również, że do Biedronia ustawia się kolejka mieszkańców przedstawiających mu swoje życiowe problemy, zaś odpytywani przez tygodnik lokalni działacze zapewniają: „ludzie kochają prezydenta”, „podczas sesji budżetowej po raz pierwszy od dawna widziałem pochylenie się radnych nawet nad drobnymi uchwałami”. Jednym słowem: dobry pan prezydent wsłuchuje się w głos biednego ludu, po czym goni złych bojarów, by w pocie czoła pracowali nad ustawami.

Można oczywiście śmiać się z takich tekstów do woli, ale warto mieć na uwadze, iż podobnych PR-owych – bo nie dziennikarskich – robótek pojawi się zapewne w ciągu najbliższych lat sporo. Biedroń bowiem jest wielką nadzieją upadającej lewicy. Jeśli ma za kilka lat poprowadzić w wyborach jakąś formację polityczną, musi nie tylko podtrzymywać stałe zainteresowanie swoją osobą, ale także jawić się nie jako wesoły pajacyk, lecz poważny kandydat – merytoryczny, zmagający się z trudnościami, wielbiony przez lud.

Powrót do Warszawy

Słupska prezydentura Biedronia do swoiste zesłanie, które nie powinno być mu przykre. Widząc rozkład formacji Janusza Palikota postanowił bowiem udać się „na emigrację”, gdzie będzie mógł spokojnie pracować na swój wizerunek. Wizerunek przedstawiany w mediach nieprawdziwie, wszak Biedroń nie jest wcale ani specjalnie milutki, ani też wybitnie kulturalny. W medialnym zgiełku zaginęła chociażby informacja o agresywnym zachowaniu homoaktywisty wobec policjanta kilka lat temu na warszawskiej paradzie równości. Od wielu miesięcy za to możemy obserwować na szklanym ekranie eleganckiego faceta, z przejęciem wyjaśniającego „ciemnemu ludowi” arkany polityki w różnych publicystycznych programach. Czy obudzimy się kiedyś w kraju, w którym Biedroń zostanie prezydentem nie Słupska, lecz Polski. Kto wie. On sam zapewne marzy o takim właśnie scenariuszu.

Krzysztof Gędłek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie