18 kwietnia 2016

Rezolucja europarlamentu dowodzi kryzysu UE – nie Polski

W ubiegłym tygodniu Parlament Europejski przyjął rezolucję krytykującą władze Rzeczypospolitej Polskiej. Stwierdzono, że ich posunięcia stanowią zagrożenie dla demokracji i praworządności oraz… praw kobiet. Jednak rezolucja bardziej niż przeciw Polsce świadczy przeciw Unii. Potwierdza bowiem quasi-totalitarne zapędy tej stworzonej na wzór Związku Radzieckiego instytucji. 

 

W ogłoszonej 13 kwietnia br. przez europarlament rezolucji władze naszego kraju zostały wezwane do publikacji i wykonania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca. Chodzi o orzeczenie stwierdzające niezgodność z Konstytucją nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym autorstwa PiS. Zdaniem części komentatorów ogranicza ona uprawnienia Trybunału. Europosłowie wezwali także polskie władze do wykonania opublikowanych już orzeczeń z grudnia ubiegłego roku. Jedno z nich dotyczyło również dokonanej przez PiS zmiany ustawy o TK. Drugie zaś nowelizacji ustawy o TK uchwalonej jeszcze przez koalicję PO-PSL. Trybunał orzekł, że dokonany na jej podstawie wybór dwóch sędziów był niekonstytucyjny, ale pozostałych trzech, już zgodny z prawem. Jednak prezydent Andrzej Duda odmawia przyjęcia ślubowania od wszystkich wybranych przez poprzednią koalicję prawników.

Wesprzyj nas już teraz!

 

W punkcie trzecim unijnej rezolucji czytamy, że Parament „jest poważnie zaniepokojony, iż faktyczny paraliż Trybunału Konstytucyjnego w Polsce zagraża demokracji, prawom człowieka i praworządności”. Z kolei we wstępie europarlamentarzyści przekonują, że „(…) działania polskiego rządu i Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wobec Trybunału Konstytucyjnego stanowią zagrożenie dla demokracji konstytucyjnej”. To ni mniej, ni więcej, tylko przyjęcie oficjalnej narracji Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i KOD-u.

 

Choć mniej się o tym mówi w mediach, tekst rezolucji dotyczy nie tylko sporu o Trybunał Konstytucyjny, lecz także… obywatelskiego projektu zakazu aborcji. Choć nie zebrał on jeszcze wymaganej liczby podpisów by trafić do Sejmu, to Parlament Europejski już uznał za stosowne wspomnieć o innych kwestiach mogących „stanowić naruszenie prawa europejskiego i praw podstawowych, w tym praw kobiet”. 

 

Na uwagę zasługuje fakt wezwania przez europosłów Komisji Europejskiej do rozpoczęcia drugiego etapu procedury ochrony państwa prawnego – a więc wydania „zalecenia w sprawie praworządności”.  W trzecim etapie, jeśli Polska nie zastosuje się do wskazań, to uruchomiony może zostać mechanizm opisany w 7 artykule Traktatu o Unii Europejskiej. Zgodnie z nim Komisja, podobnie jak Parlament Europejski lub 1/3 państw członkowskich, ma prawo złożyć wniosek o stwierdzenie „wyraźnego ryzyka” naruszenia przez dane państwo wartości unijnych. Istnienie takiego ryzyka Rada stwierdza większością 4/5 głosów. Po okresie monitoringu, Rada Europejska może uchwalić, że takie naruszenie – a nie tylko jego ryzyko – występuje. Do tego niezbędna jest już jednomyślność.

 

Wówczas wystarczy już większość kwalifikowana, by ograniczyć uprawnienia danego kraju, takie jak choćby prawo głosu w Radzie. Scenariusz ten marzy się zapewne pewnym polskim „opozycjonistom”. Jednak jego wejście w życie jest wątpliwe, choćby w świetle zapewnień premiera Węgier Viktora Orbana o jego poparciu dla Polski.

 

Polska nie jest wyjątkiem

 

Orbanowskie Węgry, dłużej niż Polska zmagają się z unijnymi potępieniami. Wspomnijmy choćby o stanowiskach europarlamentu z 2012 i 2013 r. Ponadto na przełomie maja i czerwca 2015 r., szef Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker, w wywiadzie dla a „Sueddeutsche Zeitung” groził wręcz wykluczeniem Węgrów z UE w przypadku przyjęcia przez nich kary śmierci.

 

10 czerwca ubiegłego roku Parlament Europejski przyjął rezolucję podkreślającą, że kara ta jest „niezgodna z wartościami poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, na których opiera się Unia”. Węgry jak dotąd kary śmierci nie przywróciły, a z UE bynajmniej nie zostały wydalone. Rezolucja jednak pokazuje, że europarlament za „niedemokratyczne” uważa też… Stany Zjednoczone. Wszak w tym kraju ostateczny wymiar kary obowiązuje w 31 stanach.

 

Dodajmy, że problemy z UE z spotkały nawet Austrię. W 2000 r. w skład austriackiego rządu weszła prawicowa partia Jörga Haidera sceptyczna wobec multikulturalizmu. Kraje UE zamroziły wówczas stosunki z tym krajem na 8 miesięcy. Casus Polski nie stanowi więc wyjątku.

 

Problemy Unii


Bardziej, niż problemów Polski, rezolucja dowodzi kłopotów samej Unii Europejskiej. Jak zauważyli prawnicy z Ordo Iuris, europosłowie powołując się na zasadę „lojalnej współpracy”, pominęli zasadę pomocniczości. Ta zaś ogranicza kompetencje unijnych organów centralnych. Niewykluczone jednak, że zasada ta musiała ustąpić przed interesami finansowymi. Michał Wałach na łamach pch24.pl słusznie zwrócił uwagę, że podatek bankowy i od sklepów wielkopowierzchniowych jest nie w smak wielkiemu, a rzadko polskiemu kapitałowi. Cóż, Viktor Orban też zadarł z bankami i doczekał się szeregu potępień. Wprawdzie przyczynił się do uratowania Węgier przed gospodarczą katastrofą, ale to już dla eurokratów szczegół.

 

Ryzykując wyważanie otwartych drzwi, dodajmy, że gdyby Parlament Europejski naprawdę dbał o praworządność w Polsce, to zamiast przedstawiać platformianą narrację sytuacji w naszym kraju, dążyłby do obiektywnej oceny sytuacji, uwzględniając także rolę PO i PSL. Wszak to ustępująca koalicja dokonała jesienią 2015 r. błyskawicznej zmiany ustawy o TK, aby przepchnąć kandydaturę pięciu, zamiast trzech popieranych przez siebie sędziów.

 

Zapytajmy też, dlaczego UE nie rozpoczynała „procedury ochrony państwa prawnego” po wyborach samorządowych z 2014 roku? Wszak rzetelność liczenia głosów stała wówczas pod – delikatnie rzecz ujmując – dużym znakiem zapytania.

 

Czy UE jest demokratyczna?


Wydawanie rezolucji i innych aktów potępienia w przypadkach, gdy kraj członkowski wybierze nielewicowe władze trudno uznać za działanie sprzyjające demokracji czy pluralizmowi. Demokracja służy eurokratom głównie do legitymizacji ich własnych pomysłów, popieranych przez bogate kraje unijnego twardego jądra. Jeśli lud, często pod wpływem nękania go kampaniami propagandowymi, zagłosuje „właściwie”, to kraj uznaje się za demokratyczny. Jeśli nie, to wywiera się na niego mniejszą lub większą presję, albo każe powtarzać głosowanie. 

 

Irlandczycy opowiedzieli się przeciwko traktatowi z Nicei, Duńczycy uczynili to dwukrotnie. Mimo to, umowa ta weszła w życie. Z kolei podpisany w 2004 r. traktat ustanawiający konstytucję dla Europy został odrzucony w referendach przez Francuzów i Holendrów. Czy Unia odeszła od jego postanowień? Skądże! Już w 2007 r. podpisano traktat lizboński obejmujący znaczną część postanowień z konstytucji dla Europy. Także i tu nie wszystko poszło gładko. 12 czerwca 2008 r. w głosowaniu referendalnym Irlandczycy odrzucili traktat. Czy uszanowano ich decyzję? Nie, gdyż w październiku 2009 r. zorganizowano drugi plebiscyt i tym razem wynik był „słuszny”. Czy kiedykolwiek później zapytano obywateli tego kraju ponownie? Wolne żarty.

 

Projekt na wzór sowiecki


Specyficzne rozumienie „demokracji” przez instytucje unijne nie dziwi, skoro, jak zauważa radziecki dysydent, Władimir Bukowski, UE to projekt stworzony na wzór ZSRR. Jego korzenie sięgają nieformalnej umowy zawartej w połowie lat 80-tych między Sowietami, a zachodnioeuropejską lewicą.   

Pomysł był prosty: w ramach konwergencji Związek Radziecki miał dokonać częściowej liberalizacji, natomiast Unia Europejska przekształcić swe instytucje w duchu socjaldemokratycznym. Oznaczało to odejście od pierwotnego rozumienia Unii jako związku suwerennych państw z gospodarką wolnorynkową w stronę  socjalistycznej federacji.

 

Wprawdzie Związek Radziecki upadł w 1991 r. jednak idea pozostała. Nieprzypadkowo zatem Komisja Europejska przypomina Politbiuro, a Parlament Europejski – parlamenty w republikach sowieckich, z podobnie ograniczonymi kompetencjami. Ogromna liczba regulacji gospodarczych nasuwa zaś Bukowskiemu na myśl radzieckie Gosplany. Czyż to nie ironia, że instytucja zbudowana na wzór Związku Radzieckiego śmie pouczać Polskę w kwestii tego, jak powinno wyglądać praworządne państwo i ład konstytucyjny?!

 

Chora ideologia


W 2006 r. Bukowski przewidywał kryzys ekonomiczny wynikający z przeregulowania gospodarki i nadmiernych obciążeń fiskalnych. Wiązać się z nim miały konflikty między unijnymi narodami oraz tarcia etniczne – przypominające podobnie silne napięcia na tym tle w ZSRR. „Popatrzmy na ogromną liczbę imigrantów z krajów trzeciego świata żyjących teraz w Europie. To było promowane przez Unię Europejską. Co z nimi się stanie w przypadku kryzysu ekonomicznego? Prawdopodobnie nastąpią takie walki etniczne, że głowa mała”, czytamy na brusselsjournal.com.

 

To obecnie dzieje się na naszych oczach. Kryzys ekonomiczny, wynikający z zadłużania się przez rządy krajów takich jak Grecja już nadszedł. Narody Unii są wewnętrznie skłócone, choć na razie nie dochodzi między nimi do działań zbrojnych. Jednak zakres waśni na tle etniczno-religijnym przeszedł najśmielsze oczekiwania.

 

Unia Europejska weszła prawdopodobnie w okres rozpadu, a ewentualny Brexit to jego zwiastun. Zamiast zajmować się własnym przetrwaniem, koncentruje się jednak na wewnętrznych sporach jednego z państw członkowskich.

 

Tymczasem znajdujemy się w sytuacji analogicznej do czasów upadku Rzymu, a ocalenia szukać powinniśmy nie w gnijącym (neo)pogaństwie, lecz w chrystianizmie. Zdają sobie z tego sprawę – w większym lub mniejszym stopniu – kraje takie jak Węgry czy Polska. 

Chrzest by najważniejszym wydarzeniem w całych dziejach państwa i narodu polskiego – powiedział Andrzej Duda na sesji Zgromadzenia Narodowego 15 kwietnia. Im odważniej polskie władze będą starały się wyciągać konsekwencje z tego faktu, tym częściej spotykać je będzie krytyka ideologów i biurokratów ze Strasburga i Brukseli. Pamiętajmy, że stanowi ona tylko potwierdzenie, że sprawy w Polsce – odwrotnie niż w całej UE – zmierzają w dobrym kierunku.

 

Marcin Jendrzejczak





Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie