9 maja 2017

Rewolucja seksualna i milczący chrześcijanie

(PHOTOPQR/NICE MATIN)

Chrześcijanie w wielu miejscach świata przegrali walkę z rewolucją seksualną. Istnieje niewiele przesłanek by sądzić, że w końcu się przebudzą. Kościół bowiem, zamiast konfrontować się z zagrożeniem radykalizmu seksualnego, próbuje ratować swój autorytet moralny poprzez powrót do sztampowych wyrazów współczucia wobec „ubogich”. A taka postawa może paradoksalnie jedynie nasilić pogardę wobec chrześcijan, ponieważ nie stanowi nic ponad formę ich abdykacji przed rewolucją seksualną – pisze profesor Steven Baskerville.

 

Amerykański profesor Steven Baskerville na stronach portalu „Crisis Magazine” zwraca uwagę na problem postępującej rewolucji seksualnej oraz… bierność Kościoła wobec tego zjawiska. Zdaniem autora Kościół celowo unika mówienia o wielkich niebezpieczeństwach zagrażających światu w imię powszechnego spokoju.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Zdaniem uczonego Kościół stoi w obliczu kryzysu mającego charakter egzystencjonalny. Zagrożeniem po raz kolejny stała się ideologia polityczna, która historycznie wyrosła z socjalizmu i komunizmu, a zatem jest im pokrewna. Poprzez powiązanie z ważnymi problemami społecznymi i politycznymi stymuluje ogromną część społeczeństwa uderzając w podstawową misję i serce Kościoła. Atakuje przede wszystkim działalność duszpasterską Kościoła, w tym sakrament małżeństwa, dążąc równocześnie do zneutralizowania i wypaczenia pojęcia moralności.  Co gorsza, jak pisze Baskerville, jest to rodzaj zarazy, która „atakuje Kościół od wewnątrz”. 

  

Nowa, radykalna ideologia polityczna, jak pisze autor, wykorzystuje seksualność jako środek do zdobycia władzy politycznej. Z kolei pierwszym niepowodzeniem Kościoła było zignorowanie nie zewnętrznego świeckiego zła, ale atak na samego siebie, który pozostawił go bezradnym w kontekście szerszych działań wojennych.  Zatem, jak uważa Barkerville pancerz Kościoła zaczął pękać jeszcze przed rozpoczęciem wojny.

 

Obecnie walka przeciwko „małżeństwom” tej samej płci wydaje się przez chrześcijan przegrana. Mało tego, okazuje się, że środowiska radykalne w kontekście seksualności zaczynają dalej napierać – atakują już nie tylko wolność religijną, ale także wszelkie inne rodzaje wolności i będą to robić, aż nie uzyskają władzy totalnej.

 

Baskerville uważa, że nawet teraz kiedy radykałowie ruszyli do ataku, by ostateczne skruszyć władzę Kościoła, istnieje niewiele przesłanek by sądzić, że Kościół się w końcu przebudzi. Kościół bowiem, zamiast konfrontować się z zagrożeniem radykalizmu seksualnego, próbuje ratować swój autorytet moralny poprzez powrót do wzorcowych i „profilowych” wyrazów współczucia wobec „ubogich”. Uczony uważa, że taka postawa może paradoksalnie jedynie nasilić pogardę wobec Kościoła, ponieważ nie stanowi nic ponad formę Jego abdykacji przed rewolucją seksualną.

 

Zdaniem autora praktycznie cała bieda w świecie współczesnego Zachodu stanowi efekt… rozbitych rodzin. Biedne, praktycznie niezmiennie, pozostają wszak dzieci samotnych matek. Dzieje się tak, ponieważ w najbogatszych krajach świata bieda nie wynika z braku bogactwa lub hojności, ale z nieograniczonej wolności seksualnej, a także działań rządów wzmacniających swą władzę poprzez wykorzystanie słabości biednych kobiet oraz ich dzieci i wykreowanie z nich osób uzależnionych od dobrobytu. Baskerville uważa, że uparte zaprzeczanie temu podstawowemu faktowi wskazuje na płytkość naszego współczucia.

 

Chrześcijanie w przeszłości, zdaniem autora, pamiętali, że pomoc ubogim polega również na przybliżaniu im moralności biblijnej. A wiara katolicka polega również na przypominaniu biednym, że oni również są grzesznikami i mają swoje obowiązki. Jak pisze Baskerville, wyrażanie przez wielu przedstawicieli Kościoła „taniego współczucia” wobec biednych jest bardziej kwestią ego i statusu, umacniającą niewdzięczne zadanie asystowania w ich moralności seksualnej. To selektywne współczucie prowadzi nie tylko do przekonania o własnej słuszności, ale także do… marksizmu.

 

Dla nas, współczujących, jest to możliwość uzyskania poczucia moralnej wyższości, a dla biednych jest to możliwość przejścia w oczach katolików ze statusu grzesznika (który to status ma przecież każdy człowiek) do statusu ofiary. Co jest zatem kozłem ofiarnym? Otóż ubóstwo i cierpienie oraz bezład społeczny, który im towarzyszy. A jeśli wszyscy biedni są ofiarami, to oprawcy muszą zostać zidentyfikowani i ukarani. To tutaj właśnie ujawnia się marksizm, jako że o wiele wydajniej niż chrześcijaństwo umożliwia on identyfikowanie przestępców politycznych, wrogów społeczeństwa, wszelkiego rodzaju oprawców, a w dalszej kolejności pozwala na wysyłanie ich do gułagów z większą wydajnością i mniejszym poczuciem winy.

 

Ideologicznym następcą marksizmu, któremu również ustępują dziś miejsca chrześcijanie, jest feminizm. Feministki bowiem, podobnie jak marksiści utrzymują, że występują w imieniu uciskanych, a jednocześnie zachęcają do ryzykownych zachowań seksualnych, które w konsekwencji pogłębiają ubóstwo i wzmagają uzależnienie od feministycznego aparatu opiekuńczego. Zgodnie z tą ideologią, kobiety i dzieci, podobnie jak dawniej ubodzy, wyjściowo posiadają status ofiar, szczególnie jeśli ich zachowania seksualne przestają podlegać krytyce.

 

To wyjaśnia dlaczego seksualny radykalizm wyrasta z radykalizmu ekonomicznego (a feminizm z marksizmu). Wraz z tym jak seksualne praktyki biednych lub kobiet stają się wolne od krytyki, za oprawców mogą być uważani wyłącznie mężczyźni lub osoby religijne, podtrzymujące tradycyjne normy moralne, które to z kolei uderzają w przejmowanie władzy przez radykałów. Tak właśnie zdaniem autora wyglądają odpowiedniki „kapitalistów” oraz „kontrrewolucjonistów” z mitologii radzieckiej, a jeszcze lepiej „kułaków”, czyli ekonomicznie samowystarczalnych tradycyjnych właścicieli gospodarstw domowych.

 

Przemysł rozwodowy, który rozwinął się wraz z modelem samotnego rodzica, rozrastał się nie tylko ze względu na epidemię rozpadów rodzin, ale także poprzez kryminalizację mężczyzn, pisze Baskerville. Warto również pamiętać, że rozwody stały się głównym narzędziem osłabiającym Kościół. Proceder ten doprowadził wszak do „abolicji małżeństwa” rozumianego wyłącznie jako prawomocna umowa. Ponadto rozwinął i ujednolicił zwierzchnictwo państwa nad małżeństwem, nad życiem rodzinnym i wreszcie nad Kościołem. A to wszystko niestety, jak zauważa autor, stało się bez słowa sprzeciwu ze strony tego ostatniego.

 

Rewolucja rozwodowa zwiększyła też kryminalizację męskiej populacji, która obecnie wydaje się już wymykać spod kontroli. Stało się to na dwa sposoby: po pierwsze nastąpiło skodyfikowanie i poliferacja samotnego macierzyństwa (wraz z rozwojem państwa opiekuńczego), co w konsekwencji doprowadziło do powstania podklasy przestępców, głównie mężczyzn będących synami samotnych matek. Po drugie nastąpiła intensyfikacja procederu wywłaszczania, przymusowej pracy i konfiskaty dóbr w imię „wspierania opieki nad dzieckiem”, co zwiększyło ilość ojców bez własnej winy odseparowanych od swoich dzieci. Zdaniem autora, występująca współcześnie masowa kryminalizacja mężczyzn wiąże się z przestępstwami na tle płciowym, i niestety niektóre z nich jak przemoc domowa, bywają wykorzystywane jako broń do przeprowadzenia tzw. jednostronnych rozwodów.

 

Baskerville stawia pytanie: jak Kościół odpowiedział na rewolucyjne zamachy na sakrament małżeństwa będący istotą seksualnej moralności, podstawową instytucją społeczeństwa Zachodu? Zdaniem autora Kościół w tej sprawie milczy. Poza głosem papieża Jana Pawła II, który ponad dwie dekady temu podjął ów temat i został za to zaciekle skrytykowany przez media, jedynym głośnym działaniem w kwestii rodziny były… pomysły dotyczące „legalizacji rozwodów w Kościele”.

 

Prawo rozwodowe, zdaniem autora przyczyniło się do powstania nowych przestępstw związanych z płcią, których nikt do końca nie rozumie, ponieważ ciągle podlegają redefinicji, tak aby objąć coraz to większą ilość mężczyzn (i niektóre kobiety): gwałt, napaść seksualna, molestowanie seksualne, przemoc domowa, molestowanie dzieci, zastraszanie. Baskerville zauważa, że jeszcze kilka lat temu nikt nie słyszał o „molestowaniu seksualnym”, czy „handlu ludźmi” częściowo dlatego, że były to zjawiska opisane prostym w swej naturze językiem angielskim (prostytucja, praca dzieci). Dzisiaj z kolei są one opisywane przez ideologiczny żargon, który jest na tyle elastyczny, że może objąć każdego i wszystko. Wynika to z faktu, że celem nie jest kontrola przestępstw, ale promocja autorytarnej ideologii mającej na celu kryminalizowanie klasy politycznie zdefiniowanych „oprawców”.

 

Z kolei homoseksualiści, pisze Baskerville, których metody walki społecznej wyrosły na bazie feminizmu, stawiają sobie dokładnie ten sam cel co feministki: wyzwolenie ze statusu grzeszników oraz wolność od krytyki. Dlatego też domagają się ukarania tych, którzy ośmielają się ich krytykować: „homofobia”, „transfobia”, „przestępstwa nienawiści”, „mowa nienawiści”, terapia konwersyjna. Wszystko to, jak zauważa autor, uważane jest współcześnie za zjawiska o charakterze przestępczym.

 

Jednak o ile Kościół mógł się powstrzymać od dyskusji w kwestii seksualnej moralności kobiet, o tyle problem homoseksualizmu wymaga już bezpośredniej konfrontacji. Obecnie, jak uważa Baskerville, Kościół nie może już dominować w sporze z homoseksualistami, ponieważ przez pół wieku poddał się w walce z feministkami, w imię rzekomego wysiłku na rzecz załagodzenia sporu. Współczesny Kościół, jak pisze autor, jest zbyt ubogi (słaby), by się bronić, by bronić swojej misji i tych, którzy pokutują w więzieniach jako ofiary prześladowań seksualnego neo-bolszewizmu.

 

Podsumowując: wraz z rozmnożeniem przestępstw na tle płciowym, za przestępców uważani byli głównie mężczyźni, jednak z czasem również i dzieci zaczęły być wykorzystywane do kryminalizowania rodziców obojga płci. W dalszej kolejności dzieci stały się obiektem oskarżeń innych dzieci, co definiuje zjawisko „bullyingu” (znęcania się). Kiedy do gry wkroczyli homoseksualiści, pojawiły się oskarżenia przeciwko osobom wierzącym: siejącym nienawiść księżom, „bigotom”, „homofobom”. Oskarżenia o wszechobecną (ale w większość nie istniejącą) przemoc.

 

Barskerville zwraca uwagę, że wybór Trumpa w USA może nieco spowolnić postęp „neo-bolszewizmu”, jednak ruchy radykalne związane z Rewolucją Seksualną tylko przegrupowują swoje siły. Tak właśnie zdaniem autora stało się w Polsce. Prawo i Sprawiedliwość zdobyło przewagę w Sejmie między innymi dzięki swojej krytycznej postawie względem prawa do aborcji. Jednak politycy z tej partii zostali zmuszeni do odwrotu przez czarne marsze feministek zgodnie z „taktyką salami” – tą samą, która umożliwiła komunistom przejęcie władzy po II wojnie światowej.

 

Demonstracje przeciwko Trumpowi („Marsze Kobiet”) również zdominowane są przez feministki – nie dysponujące żadnymi argumentami na udowodnienie tezy o „ucisku”, ale dążącymi do kolejnego etapu seksualnego wyzwolenia. A stamtąd już tylko krok do przejęcia władzy politycznej, kontrolowania ludzi oraz karania przeciwników politycznych więzieniem. Przy milczącym Kościele, będzie to bardzo proste.

 

oprac. malk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 127 784 zł cel: 300 000 zł
43%
wybierz kwotę:
Wspieram